Forum :: podrozerowerowe.info :: wyprawy, trasy, sprzęt
Wyprawy i wycieczki rowerowe => Podróże i Wyprawy => : wiewiór w 15 Cze 2011, 00:49
-
Tak zazdrościłem, zazdrościłem, to i w końcu się skupiłem, zwarłem i jadę... A raczej jedziemy.
Znaczy lecimy, pojutrze Warszawa-Pekin poniesie nas Aeroflot, a dalej już miesiąc rowerowej frajdy.
Mało, bo mało, ale jest.
W skrócie : lecimy bez rowerów, przygodę zaczniemy od zanabycia wyprawowych cudeniek w okolicach 800RMB za sztukę (czyli ok 350PLN) ;) Trochę osprzętu wieziemy ze sobą, jak bagażniki, liczniki, etc. Reszta... a reszta niechaj pozostanie milczeniem. Będzie śmiesznie :)
Precyzyjnie obmyślony do najdrobniejszego szczegółu plan wyprawy :
jedziemy przed siebie w kierunku wschodzącego słońca. Aż się nam znudzi, wtedy to skaczemy na południe i hajda ku zachodzącemu !
Może natkniemy się na ślady bytności Zółtejnasturcji lub Ani z Robertem... ;)
Przy okazji podziękowania kieruję wspomnianym powyżej za podzielenie się doświadczeniami i miłe pogawędki.
Jak nas w pierwsze dni nie zje Panda Wielka, to wrzucę fotki zakupionych chińskich pochłaniaczy kilometrów i - jeśli napotykane łącza pozwolą - pstryki z trasy.
-
Never say no to Panda :)
http://youtu.be/X21mJh6j9i4
Powodzenia :D
-
to w drogę! powodzenia, trzymam kciuki i dawajcie relacje
-
super! też bym się przejechał chętnie! trzymamy kciuki za powodzenie. może nie skończycie tak jak Emes :P
-
rozmawiałem z nimi w Wawie (?) ... chyba dadzą radę ;-)
-
Jak nas w pierwsze dni nie zje Panda Wielka
Kiedyś widziałem w TV ze jakiemuś kolesiowi urwała jajka, ale nie zjadła go, więc wam też powinno się udać ;)
Powodzenia!
-
Robb ->
Tak, w Wawie zawracaliśmy Wam gitarę :)
Co do dawania rady to jeszcze się nie zdecydowaliśmy - w końcu nie dawanie rady cieszy się ostatnio niezwykle wysoką popularnością na forum. A i Emesowi może będzie raźniej, jak nie będzie w tym osamotniony...
;)
-
... i oby Wam się tak samo nie udało jak Emesowi! :]
Szy.
-
... i oby Wam się tak samo nie udało jak Emesowi! :]
o ! dokładnie :-)
-
Wiatm juz z Pekinu
Dopiero jedna doba, a ile smiesznych doswiadczen...
First thigs first, czyli pierwsze kontakty internacjonalne.
Spotykam uprzejmosc i chec pomocy, w centrum podszyta materializmem, odrobine poza - w dzielnicy hutongow (Xisi) - juz szczera. Jak chcielismy kupic herbate w skelpiku, zlecialo sie cale okoliczne towarzystwo starajac sie wykoncypowac o co tym bialasom biega. W niewielkiej zupodajni znalazla sie uprzejma Chinka swietnie mowiaca po angielsku, a od wlascicielki jako bonus dostalismy czajnik najlepszej zielonej herbaty, jaka pilem. A herbaty na cieplo rzeczona zupodajnia normalnie w ogole nie serwuje :) I za herbatke + 2 wielkie michy makaronu z zupka 22rmb, czyli kolo 10PLN...
Róznorodnosc smaków porazajaca - jadem juz lody o smaku (chyba) groszku, fasoli, pilem kwane, slodzone mleko - sprzedawane w glinianych kubkach przykrytych papierem.
Na obiad cos a'la pierozki wegetarianskie, takie okragle na parze.
Wszystko smaczne.
Ciastka fasolowe rowniez, zwlaszcza takie pakowane po 7. Mmmm...
Tylko maly wlos nie kupilismy 2l lokalnego jabola myslac, ze to woda ;)
Patrzac na infrastrukture, to jestesmy z 50 lat za nimi. Oczywiscie jesli idzie o Pekin. Na ulicach nie zauwazylem - abstrahujac juz zupelnie od dziur - zadnych łat !
A jak juz jestesmy przy ruchu ulicznym - bylem ostrzegany w tej materii, i mnie jakos bardzo nie zaskoczyl, trzeba tylko uwazac na elektryczne skutery - nawiasem swietna sprawa :) - oraz skrecajacych samochodowcow w prawo, bo rozjada nawet na zielonym dla pieszych.
Za to mam pelen respekt dla kierowcow. Nablem go kiedy przygladalem sie kolesiowi manewrujacemu przy wygramoleniu sie z miejsca parkowania - pomiedzy znakiem a innym samochodem, gdzie kilkadziesiat cm mial luzu, i podjezdzal na kilka cm do tych blokujacych ani razu nie przyhaczajac. Jak na razie widzialem tylko 2 lekko porysowane auta, a ruch jest naprawde na pierwszy rzut oka chaotyczny, kirunkowskazow nikt nie uzywa. Za to trabienie to narodowy sport Chin.
Niesamowita historia sie dzisiaj przytrafila - Kasia wyszla rano sama, ja pozniej i zupelnie gdzie indziej sie szwendalem, nie mielismy kontaktu, a spotkalismy sie wieczorem gdzies na ulicy niedaleko ogrodow przy Tien'anmen ! W miwscie z kilkoma milionami ludzi...
Jutro idziemy upolowac rowery.
Dzisiaj - pomimo wielogodzinnego krecenia sie, nie natknalem sie na zaden sklep rowerowy, zaden supermarket...
Piwo bardzo fajne, 0.6l za 5RMB :) Choc i wcisneli mi do obiadu to samo za 10, a poznanym Francuzom male 0.3 za 25 !
Jest dobrze, zakladam, ze bedzie lepiej. Zwlaszcza, ze dostalismy od poznanych Niemcow namiary na lokacje z nieodnowionym murem w niezlym stanie, gdzie mozna spedzic noc. To nasz pierwszy cel rowerowania :)
Nie bardzo potrafia moj aparat podpiac, wiec zdjecia next time.
Ciag dlaszy nastapi.
O ile oczywiscie nie zje nas Panda Wielka...
-
wiewiór,
:mrgreen: Zajebiście
Ale ty weź ino idź kup te rowery bo wszystko przepijesz jeszcze
I gdyby ci się chciało oczywiście to chciałbym zobaczyć foty ze sklepu rowerowego. Nie wiem dlaczego wydaje mi się że powinny być wielgachne i z milionem rowerów w srodku.
:roll:
-
To sie obawiam chlopie roczarujesz :)
Rowery doslownie wszedzie, za to sklepow rowerowych - NIGDZIE !
Przynajmniej w naszej okolicy. Caly cholerny dzien przechodzilismy, przepytalismy tambylcow, a natrafilismy jedynie na 3 maciupkie sklepiki, z czego w 2 mieli tylko elektryczne rowery/skutery i kilka prostych bezprzerzutkowcow, a w jednym malokolkowe skladaczki + jakiegos mtb, ale na kolach 24...
Absurd do kwadratu !
W takim miescie spodziewalem sie ich chmary, a tu posucha...
Byc moze jest jakas dzielnica sklepow rowerowcyh - w naszej sa niestety same sklepy elektryczne :lol:
Na google mapsie w hostelu wyszukalem przyblizowne lokalizacje carrefour-ow i decathlonow (sa chyba ze 4 w Pekinie), to sie wybralismy, i w koncu, na drugim kraju miasta, poznym wieczorem kupilismy :D
W carrefourze jakies badziewia totalne, ale jeden calkiem podpasowal Kasi, i sie na niego zdecydowala. Kosztowal cale 425RMB, czyli kolo 200PLN :D Bedziemy sie codziennie modlili do wszystkich znanych Bogow aby wytrzymal.
Zostal ochrzczony Biały Łabędz.
Dla mnie wszystko w carrefourze bylo za male, dopiero byly w Decathlonie i markecie Lotte Mart, ale jako, ze w takiej samej cenie, to kupilem w Decathlonie, bo i byl troche lepsiejszy.
Surowy, najtanszy mozliwy z przerzutkami kosztowal 799RMB, czyli niecale 400PLN. Razem z osprzetem typu blotniki, mocowanie bidonu, bagaznik tylny, blokada wyszedl troche ponizej 1000RMB, czyli prawie 500PLN.
Zwie sie od dzisiaj Czarny Mustang.
Na plus dodatkowo ze wszystko mi w nim zamontowali, i w koncu mi przyjelo karte kredytowa (w carrefourze nie chcialo).
W sumie ze wszystkimi drobnostkami rowery wyszly nas 1600RMB = okolo 800PLN.
Zmiescilismy sie w budzecie.
I na koniec czekaly nas najwspanialsze emocje od dawna - powrot przez ponad pol Pekinu do domu na rowerach :)
Naprawde, przednia zabawa !
Owszem, trzeba byc uwaznym, zwlaszcza na wspominane lewo- i prawo- skrecajace samochody i bezszelestne kohorty skuterow elektrycznych.
Ale notoryczne przejezdzanie na czerwonym, smiganie przez skrzyzowania slalomem wsrod aut - przerzycie niesamowite :) Poczucie niesamowitej swobody.
Jak wszystkie rowery oczywiscie nie mielismy swiatel ani za bardzo odblaskow :P
Ale ulice sa naprawde dobrze oswietlone.
Na dluga mete moze by mnie to irytowac zaczelo, ale dzisiaj bylo najfajnieszym doswiadczeniem w Chinach do tej pory. Choc boje sie wyjazdu na drogi miedzymiastowe, gdzie predkosci beda wieksze, a sciezek rowerowych brak.
Jeszcze klucze plaskie musze kupic, karimaty, kleje i tasmy, dorwac gdzies wkrecane kartusze z gazem, i jutro wyjezdzamy :)
Aha - dla ewentualnie wizytujacych Pekin w niedalekiej przyszlosci male ostrzezenie - nie kupujcie biletow na metro na zapas.
Nabyc sie je da na stacjach w automacie lub kasie, ale maja magnetycznie zakodowane na ktorej stacji zostaly wydane i tylko na niej mozna na nie przejsc przez bramki. Przy wychodzeniu z metra sie je oddaje (plastikowe karty magnetyczne).
My o tym nie wiedzielismy, chcielismy zaoszczedzac czasu i kupilismy na zapas w dosyc odleglym miejscu.
I teraz bedziemy mieli na pamiatke :P
Autobusy sa smiesznie tanie - w przeliczeniu ok. 45groszy za przejazd, metro 90groszy.
Jesli mi sie uda przed poludniem, to wrzuce zdjecia rowerow jutro.
Do nastepnego wpisu :)
O ile nie nawiedzi nas w nocy glodna Panda Wielka, ma sie rozumiec...
-
dobry początek :-)
-
:mrgreen:
Skoro Biały Łabędź i Czarny Mustang nie rozpadły się podczas jazdy przez cały Pekin, będzie OK
-
Caly cholerny dzien przechodzilismy, przepytalismy tambylcow, a natrafilismy jedynie na 3 maciupkie sklepiki, z czego w 2 mieli tylko elektryczne rowery/skutery
oni nam już nigdy nie odpuszczą! :D
-
Tak,zaczyna się wesoło. Tylko zdjęcia MustangoŁabędzia musicie tutaj wrzucić :wink:
-
Najsampierw przepraszam za ew. bledy ort. i inne niechlujstwa :) (a juz widze, ze byly w poprzednim poscie).
Uff... Ukruszylem sobie zeba, jestem mocno przeziebiony, dzisiaj spotkalo nas najwieksze oberwanie chmury w okolicy od pewnie roku, wczoraj prawie caly dzien wspinalismy sie po skalach oby doswiadczyc nieodnowionego Wielkiego Muru, a Kasi rower powinien wyladowac prosto z linii produkcyjnej na smietnik.
Ale w kolejnosci.
W poniedzialek wczesnie rano, kolo 11, zerwalismy sie z lozek bo ktos zapomnial zmienic godzine w tel. i nas nie obudzil. W tri migi do 12 z hostelu sie musielizmy zebrac, pozwolili nam na placu sie poskladac do kupy, bo do po 14 skladalem rowery. Oczywiscie nie obylo sie bez niespodziewajek i prowizorki - na ten przyklad otwory mocujace pod bagaznik w Labedziu maja wieksza srednice niz bagaznik, itp.
Ale w koncu ruszylismy !
Kupilismy po drodze dziwaczne suszone owoce, ktore okazaly sie kwasno-slone, mialy mocna pestke, od ktorej odpadl mi kawalek zeba. Jak na razie nie boli, mam nadzije, ze nie zacznie do konca lipca...
Z postojami, perypetiami w pierwszej jezdzie pozamiejskiej, przejechalismy 56km, spalismy przed Huairou.
Kolejnego dnia krazylismy po okolicy szukajac wsi, z ktorej mozna sie dostac na nieodnowiony mur, o ktorej to nam wspominal Niemiec.
Coz, dogadac sie z Chinczykami to spore wyzwanie – czasem trudno o spojne wersje
W kazdym badz razie okazalo sie, ze w pewnym miejscu jak bylismy rzut beretem od muru, to nas skierowali w odwrotnym kierunku....
Czyli lekcja nr 1 : nie ufaj wyjasnieniom Chinczykow
Spalismy z musu u pewnego jegomoscia, za 150rmb (70pln) za pokoj (chcial 200), okazal sie
cwaniakiem.
Wtorkowo 51 km krecenia sie po okolicznych gorach tam I na zad…
W srode krecimy sie po okolicy szukajac muru, jedna sympatyczna pani z baru rybnego (gdzie klient moze sam sobie zlowic rybe I ja potem zjesc – maja specjalne baseny) doskonale operujaca jezykiem gestow goraco odradzala nam Jinkou.
Ale jednak tam pojechalismy, zgodnie z zaleceniem LonelyPlanet.
Dosyc ciezka trasa wspinaczki samonoznej stamtad prowadzi, ale mysmy sprawi sobie w ogole hardkor. Nie zauwazylismy w pewnym momencie strzalki w lewo, poszlismy prosto trasa chyba lokalsow-alpinistow, bo jak sobie przypomne, gdzie mysmy lazili w sandalkach z 0.7l wody na leb to mnie zimny pot oblewa....
Mur tam to krociutki odcinek faktycznie ruiny, konczacy sie prawie pionowymi skarpami.
Pelne rozczarowanie.
Czyli lekcja nr 2: ufaj wyjasneiniom Chinczykow.
Jedziemy w dalsza droge, juz w kier. Mongolii Wewnetrznej.
Znalezeinie miejsca na namiot jest bardzo trudne, nawet w srodku gor ani troche niezagospodarowanego miejsca – w koncu rozbilismy sie w czyims ‘sadzie’. Oblezeni robactwem (tylu skazcacych owadow w zyciu nie widzialem na raz), jakos po kilku godz. meczenia sie zasypiamy.
Sroda cale 27km przejechane :D
Dzisaj budzi nas deszcz, to czekamy, czekamy, azesmy przeczekali prawie do poludnia :P
Jedziemy gorami w ponura pogode – boskie widoki, ktore niestety mgla przeslania…
Zatrzymujemy sie na przystanku w jakiejs miescinie i robimy obiad, bedac spora atrakcja dla mieszkancow. Jeden, starszy natret cos uporczywie gadajacy, nie bardzo potrafiacy pokazac gestami, potem przyszedl jesze razz e szmata i w koncu umyl nia nam ‘siedzisko’ przystanu, bo bylo cale w piachu.
Potem sie okazalo, ze za pierwszym razem chyba chcial nas zaprosic do siebie na jedzenie, a nie gotowanie na paniku w menazce, a za drugim chcial nas zaprosic do siebie bo wiedzial o nadchodzacej nawalnicy !
A przyszpilila nas na 90minut na tym przeciekajacym przystanku, gdzie woda z okolicznych budynkow splywa wlasnie pod niego, momentalnie robiac jezioro.
Wielki zal, ze nie mamy z nim fotki, potem juz go nie znalezlismy. Najmilsza rzecz – facet prosty jak najbardziej sie da, a bezinteresownoscia wypelniony po brzegi.
Przedzieramy sie przez gory, gdzie jestem pelen podziwu dla Kasi, bo Bialy Labedz to w rzeczywistosci potworny kulawiec. Padaka. Jak to sie mowi ‘chytry 2 razy placi’, celowo jedziemy do Chengping, gdzie szukamy sklepu aby kupic 2 opony (ktore to wraz z ostro zdecentrowanymi obreczami obarczam wina za wyjatkowo ciezka jazde Bialym Kulawcem). Trafiamy do sklepu Trek-a, gdzie przemila obsluga za 10PLN wymienia obie opony wraz z centrowaniem obu bardzo wykoslawionych obreczy. Plus ponad 100 za 2 nowki wysokiej klasy opon.
Na wieczor trafiamy do hostelu, bo mokrzy i wkurzeni jestesmy.
Czwartek 36km…
I finalnie, po ponad 170km ladujemy ok. 35km od Pekinu.
Fatalnie, nastroje osiagaja niziny.
Jutro jedziemy na zachod, prawdopodobnie przeskoczymy zurbanizowane regiony pociagiem.
Pozdrowienia :)
P.S.
Kilka fotek :
Bialy Labedz i Czarny Mustang
(http://images39.fotosik.pl/919/8212e4e8d2f4df23m.jpg) (http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/8212e4e8d2f4df23.html) (http://images49.fotosik.pl/926/9e4adaaf0626073fm.jpg) (http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/9e4adaaf0626073f.html)
Obydwa stojace przy cudzie chinskiego budownictwa (zerknijcie, gdzie prowadzi podjazd)
(http://images38.fotosik.pl/926/359746965120f182m.jpg) (http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/359746965120f182.html)
Oraz wymeczona Kasia na ruinach Muru Chinskiego
(http://images37.fotosik.pl/899/2afa76c6a4e59289m.jpg) (http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/2afa76c6a4e59289.html)
-
I co tam u was? Juz dawno nie pisaliscie...