Witam wszystkich po powrocie z Rumunii i nie tylko
Postaram się Wam przedstawić te 13 dni, które spędziłem/liśmy w podróży. Opisuje to co zapamiętałem, na pewno było tego więcej ale cóż pamięć jest ulotna
1 dzień 14.84km śr 14.38 max 36.08Wyjeżdżamy pociągiem 13.54 z Lublina do Przemyśla i po 20-tej jesteśmy na miejscu, EHWJ już czeka na dworcu, jechał rowerem z Lubaczowa, robimy zakupy i kwaterujemy się w PTTK.
2 dzień 105km śr 20.38 max 44.60 Przemyśl (POL)-Lwów (UKR)Wstajemy o 6.30 i kierujemy się na granicę w Medyce, odprawiają nas ok. 10min, celnik poprosił o otworzenie sakw i zapytał czy nie mamy środków stymulujących
Jesteśmy na Ukrainie i jedziemy w kierunku Lwowa, droga bardzo dobra(budowana na EURO 2012), ok. godz. 13.00 dojeżdżamy do Lwowa.
Miasto robi na mnie ogromne wrażenie, piękne miasto, wszędzie knajpy i knajpeczki, niezliczone zabytki, nastawione zdecydowanie na turystykę. śpimy w Hostelu Ekotel
3 dzień 37.25km śr 15.51 max 53.62 Lwów (UKR)-Sterche(UKR)W tym dniu ze względu na czas i drogi na Ukrainie musimy podjechać do Czerniowce. Okazuję się,że pociąg odjeżdża o godz. 15.57, więc kierujemy się na pks. Autobus odchodzi o 8.40, rozmawiamy z kierowcą na temat przewozu rowerów. Po negocjacjach cenowych zgodził się na przewóz rowerów i zajęliśmy cały tył autobusu. Podróż bardzo męcząca ze względu na upał i ok. godz. 17.30 jesteśmy na miejscu. Jedziemy jeszcze ok. 30km pod granicę do wsi streche na 2km przed granicą. Rozbijamy się na dziko.
4 dzień114.71km śr 17.51 max 53.62 Sterche(UKR)-Stupilciani(ROM) Pobudka o 5.30 i jedziemy na granicę. Na granicy jesteśmy może 10min, żadnych kontroli bagaży i jesteśmy w Rumunii. W Siret wymieniamy walutę i jedziemy na Monastyr w Arbore. Okazuje się,że mój atlas, na którym oznaczone są drogi białymi nitkami są w rzeczywistości szutrami. Zwiedzamy monastyr i jedziemy do polskiej wioski Nowy Sołyniec. Niestety znów mapa przekłamuje, ponieważ NS zaznaczony jest na naszej drodze, a w rzeczywistości trzeba odbić ok. 8km, więc rezygnujemy i kierujemy na następy monastyr Voronet. Upały dają znać o sobie i robimy przerwę nad strumieniem ok.4km od Voronetu. Chłodzimy się robimy jadło ok. 2godzx. spędzamy czas, a ja w między czasie zwiedzam monastyr, wchodząc do klasztoru dostaje na nogi coś w rodzaju spódnicy. Zwiedzam robiąc zdjęcia i wracam do kolegów. Zaczyna się chmurzyć na burzę. Jedziemy w stronę Ostrej i szukamy noclegu. W Stupilcianach zaczepiłem kilka Pań stojących na drodze i zagadując po angielsku. niestety bez odzewu.Wyciągam słownik polsko-rumuński i mówię ...rupe cort aici..,(rozbić namiot tutaj) i mamy nocleg.
5 dzień 117.60km śr 16.27 max 52.11 Stulpiciani(ROM)-Bicaz(ROM)Jedziemy na pierwszą przełęcz Tarnita 1161m n.p.m. przez Ostrą zresztą sugerowaną przez
Borafu jako "lekką", natomiast Ostra z nazwy jak i w rzeczywistości, po 6km dojeżdżam na przełęcz, widok jaki ujrzałem rekompensuje mi trudy wspinaczki rowerowej
Jestem powyżej chmur i zjeżdżam ok12km do Brosteni. Tam przy piwku czekają na mnie EHWJ i Krzysztof. Dalej jedziemy w stronę Bicaz koło jeziora Izvorul Muntelui przez ok12km góra-dół. W Bicaz nocujemy w pensjonacie.
6 dzień 123.33km śr 17.37 max 55.12 Bicaz(ROM)-Sovata(ROM) Wyspani wyruszamy na kanion. po ok.17 km dojeżdżamy. Kanion ogromny ciągnie się na na ok.1-1.5km. Robimy sesję fotograficzną i napawamy swoje oczy pięknymi widokami. Po odpoczynku kierujemy się na nastepną przełęcz Pangarapi 1256m n.p.m. po dzrodze Lacu Rosu (nic specjalnego), po drodze mijamy pierwszego sakwiarza holendra podróżującego po Rumunii. Na przełęczy spotkałem następnych sakwiarzy z Francji małżeństwo Maria i Franciszek. Trochę rozmawiamy i mam zaproszenie do okolic Lyonu, ponieważ stamtąd pochodzą, żegnam się i zjeżdżam do Gheorgheni, a tam tradycyjnie czekają na mnie koledzy przy piwku. Jedziemy na kolejną przełęcz Bucin 1287m n.p.m., po drodze stołujemy się w restauracji węgierskiej w Borzont i jemy zupę gulaszową (mniam), na przełęcz w górę ok.8km ale później zjazd ok20km do Praid i robimy sobie piwko(Ciuc) i jedziemy na camping w Sovacie. Te dwie miejscowości zamieszkuję w większości ludność węgierska. Camping na wysokim poziomie kolacja, Timiszoerana i spać.
7 dzień 116.43km śr 21.11 max 49.61 Sovata (ROM)-Agnita(ROM)W tym dniu kierujemy się na Sighisoarę, po przejechaniu ok. 30km Krzysztof sugeruję powrót do domu, chyba dotyka kryzys wysiłkowy, plany były bardzo odmienne, proponuje kompromis abyśmy dojechali do Tranfogaraskiej i wracamy , EHWJ się waha czy jechać z Krzyśkiem czy z mną i decyduje się na wariant Krzyśka, a więc żegnam się w Balasueri i od tej pory jadę sam. Sighisoara miasto piękne, stare oczywiście na czele z cytadelą, upajam się infrastrukturą miasta sesja zdjęciowa zjadam langosa i kieruje się na Agnitę. Plan był taki aby jak najbliżej dojechać na Transogaraską, lecz upał szybko zweryfikował moje plany i nocuje w Agnicie w pensjonac
Analizuje jutrzejszy dzień i realnie obliczam swoje możliwości. Idę spać, ponieważ jutro czeka mnie ciężki dzień.
8 dzień 88.8km śr 13.42 max 53.61 Agnita(ROM)-Balea lac 2034m n.p.m.(ROM)Raniutko wyruszam przez voilę. Przed samą drogą 7c spotykam Polaków na motorach z Zakopanego i rozmawiamy na temat trasy jest godz. 10.00 im decyzja atakuje. Pierwsze 5km po płaskim. z rowerem na górę trochę jadę trochę idę i odpoczywam, kilometr po kilometrze powoli ubywają kilometry. Na jednym z odpoczynków spotykam Polaków z Lublina na motorach. Rozmawiamy sobie o wszystkim i o niczym. Jadę idę i dojeżdżam do Cascada Lac i zamawiam Mici i piwko Timiszoerana, konsumując upajam się widokami i piwem. Prowiantuje się i po godzinnej przerwie ruszam dalej zostało ok.15km na Balea Lac. jadę po dość płaski terenie przez jakby tunele. Po drodze mijają mnie 4 sakwiarzy z Polski nawet nie zatrzymując się (twardziele). Do przełęczy zostają mi ze "3 agrafki i decyduje się na rozbicie namiotu wśród Rumunów, pełna integracja, siadam z nimi przy ognisku wymieniamy się żywnością , dostaje hot wingsy w zamian rekompensuje sie zupką chińską, pomagają mi w każdym moim problemie. Jednemu daje koszulkę
za gościnę, facet wniebowzięty, od razu zakłada ją na siebie. Wieczorem na szczytach ukazuje mi się obraz spędu owiec do doliny, psy pasterskie żerują przy ogniskach. W nocy ok.9-10 stopni, śpię jak zabity.
Rekord w wysokości rozbicia namiotu i spania (1950-2000m n.p.m.)
9 dzień 130.85km śr20.45 max 63.64 Balea Lac (ROM)- Ramnicu Valcea(ROM)
Pozwalam sobie na dłuższy sen do godz. 7.00. Zbieram się i jadę tunelem wydrążonym w skale przejeżdżam ok. 500m i jestem na południowej stronie Fagaraszy. Widoki nie do opisania, jest chłodno i przy zjeździe ubieram się ciepło i zjeżdżam przy okazji robiąc zdjęcia. Zjazd ok 60km o różnym natężeniu spadku, jadę brzegiem jeziora Vidraru, jest malowniczo dojeżdżam do Curtea de Arges i kieruje się w prawo na Ramnicu Valcea. W mieście znajduje nocleg i kupuje bilet do Aradu z przesiadką w Sibiu. Robię zakupy w Kauflandzie Noc bardzo duszna.
10 dzień 34km śr 13.92 max 28.06 Ramnicu Valcea(ROM)-Szeged(HUN)Wstaję o 4.30, mam pociąg o5.20 W Sibiu mam przesiadkę i czekam ok40min, więc jadę na miasto robię kilka zdjęć, równie piękne miasto co Sighisoara. Przerwa szybko mija i wracam na dworzec Wsiadając do pociągu dowiaduje się że pociąg jest międzynarodowy relacji Braszov- Budapeszt. Rozmawiam z konduktorem czy mógłbym dokupić bilet do Szegedu. dowiaduje się,że w Aradzie pociąg stoi 20 min. Pani w kasie mówi,że bilet będzie bez miejscówki i nie mogę kupić biletu na rower Na rower bardzo gorąco,więc decyduje się na wszystko. Na granicy konduktor węgierski zażyczył sobie 10 euro za przewóz roweru, starałem się negocjować cenę ale nic z tego, powiedział sorry... Trudno, świetnie płacę i mówię welcome to the Hungary...
Podróż bardzo męcząca pomimo klimatyzacji w pociągu jest duszno, do Szegedu dojeżdżam o godz.17.40
Miasto Szeged niesamowite, nie mam czas na zwiedzanie, jest późno szukam noclegu, udaje mi się dzięki dwójce młodych rowerzystów. Zostawiam bagaże i jadę szukać dworca zachodniego, ponieważ później się dowiedziałem że dworzec wschodni jest dworcem międzynarodowym. Uliczki w Szegedzie wszędzie takie same i nie mam punktu odniesienia, błądzę, moja orientacja przestrzenna do tej pory była niezawodna. PO półgodzinie błądzenia docieram do D.Z. kupując bilet do Nyigerhaza i wracam.Mam ok.15km do noclegu. Wychodzę z dworca jest już ciemno. jadę i docieram do D.W., dalej znów się gubię i pytam się o drogę nic z tego, wjeżdżam w uliczkę i chyba źle, pytam się znów, również fiasko, trochę panikuję. jest godz.22.00, wreszcie pytam młodych, chłopak wyciąga telefon z internetem wskazuje mu adres i podaje mi właściwa drogę. Dojeżdżam, biorę prysznic jestem potwornie zmęczony, kupione wcześnie 2 Borsoni odkładam na jutro.
11 dzień 48.51km śr18.39 max30.06 Szeged(HUN)-Tokaj(HUN)Pociąg do Nyigerhaza o 7.58, zamówiłem sobie śniadanie, później okazuje się,że najwcześniej śniadanie będzie o godz. 7.00, więc nauczony doświadczeniem rezygnuje. Wsiadam na rower i jadę spokojnie na dworzec. Znów się gubię i szukam dworca ok. 45min, ale na szczęście jestem na 30min przed odjazdem.
Do Nyigerhazy dojeżdżam na godz. 12.14 i jadę na Tokaj, jest potwornie upalnie, po 30km dojeżdżam i rozbijam sie na campingu. Zwiedzam Tokaj popijając sobie winko (mniam)i kupuje flaszkę na noc. Na campingu spotykam Polaków, którzy samochodem jadą na Transfogaraską. wypijamy flaszkę i ide spać bez pobudki
12 dzień 139.25km śr. 21.41 max 63.64 Tokaj(HUN)-Nova Kelca(SVK)Spałem ponad 10 godz., wyspany ruszam na Słowację, "Planeta Żaru daje aż pocę się..." , trochę nuda na drogach, wszędzie zakazy jazdy na rowerach, po drodze pozbywam się forintów kupując owoce przy drodze. Upał coraz większy, woda w bidonie ciepła, tracę siły, więc zajężdżam do knajpy i zamawiam 2 sarisy ciapowate, wraca moc i jadę dalej. O godz. 18.00 jestem na campingu w Wielkiej Domaszy. Korzysztam z chłodnej wody W.D. wypijam ze 2 Sarisy, jedzenie i spać
13 dzień 163.17km śr.20.64 max 70,66 Nova Kelca(SVK)-Rzeszów(POL)Wstaje o 5.00 , śniadanko, i w drogę, tuż przed granicą wydaje reszte euro i zamawiam kofole, sarisa, flaki, i kapuśniak. Przejeżdżam granicę wymieniam kasę i zjeżdżam w dół do Rzeszowa. Dzwonie do kolegi o pociąg do Lublina. Jest o godz.15.52 z przesiadką, teraz walka zaczyna się z czasem, upał niemiłosierny, chłodzę się co jakiś czas zimnym piwem (pomaga), dojeżdżam na ok.40min. przed odjazdem. Zjadam pizze i wsiadam do pociągu. W Lublinie jestem na 20.18. Rowerem jadę ok.15km do domu i jestem na 21.00 w domu
Zdjęcia wrzucę później
Trochę statystyk:
Rowerem przejechanych ok1250km
Autobusem 287km
Pociągami ok.450km
Zużycie wody ok.4-5 litrów dziennie,piwa ok 2-3 litrów
Dziękuję wszystkim osobom z forum za sugestie i pomoc przy realizowaniu wyprawy.
La revedere i Drum Bum
;
https://plus.google.com/photos/110916686744125939375/albums/5911116486098646097https://plus.google.com/photos/110916686744125939375/albums/5911183700312790769