Autor Wątek: Greenways KMW + Bratysława  (Przeczytany 588 razy)

Offline Mężczyzna sumo

  • Wiadomości: 9
  • Miasto: Rybnik
  • Na forum od: 17.07.2013
Greenways KMW + Bratysława
« 25 Sie 2013, 18:24 »
Cześć,
Z racji tego że była to nasza pierwsza rowerowa „wyprawa” to mógłbym tutaj wylać kilometry tekstu. Będę się starał ograniczać do minimum, chociaż wiem, że ekscytacja rowerową podróżą będzie mi to bardzo utrudniała. Niemniej przejdźmy do rzeczy. Na początku tego roku stwierdziliśmy wraz z żoną, że wakacje spędzimy na dwóch kółkach. Żona dowiedziała się o szlaku Greenways prowadzącym z Krakowa, przez Morawy do Wiednia. Z racji tego, że nie znaliśmy swoich możliwości i miał to być sprawdzian naszych umiejętności przed następnymi podróżami postanowiliśmy skromnie rozpocząć wycieczkę z naszego Rybnika, a na szlak wjechać dopiero w Cieszynie. Przygotowania trwały dość długo – szczególnie ustalanie i sprawdzenia trasy, (co jak się później okazało, było  zbędne – trasy w Czechach są znakomicie oznakowane!).
Wakacje zakończone pełnym sukcesem, złapaliśmy bakcyla i w przyszłym roku na pewno wybieramy się gdzieś na naszych meridkach, (żona ze swoimi romantycznymi zapędami nazywa swój rower: białą damą i próbuje –na razie nieskutecznie – przekonać mnie, żebym swoje koło nazwał białym rumakiem…) – jeszcze nie wiemy gdzie, choć pojawia się wiele propozycji.

Dzień 1: Rybnik – Zalew Zermanice (74,888 Km)
I zaczęło się! Wyjazd z Rybnika około godziny 11 i trochę niepokoju w naszych sercach. Bo jak to będzie? Na co my się piszemy? Kto mi kazał się za to brać? Ale co tam.. trzeba jechać! Pedałujemy przez Jastrzębie, Zebrzydowice, Kończyce – docieramy do Cieszyna około 15:00. Na rynku tego miasta spędzamy ostatnie chwile z Polską i wiem, że za parę minut będę musiał się przełączyć na język czeski .
Wjeżdżamy do CeskiegoTesina, łapiemy bardzo szybko szlak i nim się obejrzeliśmy przed nami pojawiły się piękne beskidzkie krajobrazy. W drodze nad zalew Zermanice napotykamy na pierwsze poważne górki, które zmęczyły nas jak jasna cholera. W tamtym momencie jeszcze nie wiedzieliśmy, co nas czeka dnia następnego. W końcu docieramy na pole namiotowe – nie mogliśmy się powstrzymać od krótkiej kąpieli w zalewie, a zimne czeskie piwo było darem życia ;-).

Dzień 2: Zermanice – Hranice (95,369 Km)
Po ciężkiej nocy (ulewa, dwie burze) wyruszamy na podbój Czeskiej Republiki. Żona była trochę przerażona tym, co działo się w nocy, ale bardzo szybko wzięła się w garść i pokonywaliśmy kolejne kilometry. Piękne widoki i coraz to większe górki. W końcu dopadł nas większy głód i na trasie oznaczonej na mapie jako „JANTOROVA STEZKA” (Bursztynowy Szlak GW) robimy dłuższy postój, aby zjeść obiad z puszki. Przeogromny upał (termometr wskazywał 37c), chwila odpoczynku i pedałowanie. Spotkaliśmy wyłącznie życzliwych Czechów, którzy chętnie częstowali wodą, czym pomogli nam przetrwać w ten cholernie słoneczny dzień (teraz już wiemy, że „szczaw” w Czechach to sok, a nie podstawowy posiłek polskiej młodzieży w opinii niektórych polityków). Wjechaliśmy do Hranic. Aby dostać się do kempingu trzeba pokonać jeszcze jedną górkę – już ostatnią, ale cholernie stromą. Byliśmy wykończeni  po 95 kilometrach, a żona stwierdziła, że tak naprawdę po raz pierwszy poczuła, co to znaczy, że woda jest życiodajna.
Dzień 3: Hranice – Mostkovice (93,919 Km)
Na dzień dobry zwiedzaliśmy rynek w Hranicach a następnie udaliśmy się na ścieżkę rowerową wzdłuż rzeki BECVY (rewelacyjna, prosta trasa – asfalt wylany specjalnie dla rowerzystów!). Przecięliśmy wsie i miasta aby dotrzeć do Mostkovic. Odnaleźliśmy kemp znajdujący się obok trasy, w którym spędziliśmy wieczór  (to właśnie tu dowiedzieliśmy się, że hranolki to frytki) i regenerującą noc. Tym razem górki już nas tak nie przerażają . Poczuliśmy się zaprawieni w boju.

Dzień 4: Mostkovice – Brno (89,378 Km)
To był wspaniały dzień! Przed BRNEM piękne widoki – czyli Morawski Kras (Skalny Młyn). Ścieżka wiodła między skałami, cały czas lekkim spadem i w gęstym cieniu, więc jazda była samą przyjemnością. Temperatura tego dnia nie była odczuwalna w trakcie jazdy. Krajobraz zapierał dech w piersiach – chcielibyśmy tam wrócić na zwiedzanie jaskiń, bo naprawdę warto.  Droga wiodła cały czas w dół, praktycznie do samego Brna. Jechało się przyjemnie. Po drodze (w Adamovie) zatrzymaliśmy się na „brambory” i „smazeny syr”, ale z tym wiąże się osobna historia. Przejechaliśmy przez centrum Brna a potem udaliśmy się na kemping Radka, nad zalewem koło miasta. Nie obyło się bez kąpieli i lokalnego piwka. Wieczorem zasmakowaliśmy Hermelinu.

Dzień 5: Brno – Novy Prerov (76,227 Km)
Płaski etap, bez przygód. Piękne widoki i bardzo przyjemna trasa (głównie ścieżkami wytyczonymi dla rowerzystów!). Nie czuliśmy zmęczenia i bardzo szybko dotarliśmy na miejsce naszego obozu, czyli do Januvego Dvoru. Mała ekofarma, przyjazna rowerzystom. Miejsce bardzo urokliwe, swojskie jedzenie i swojski klimat. Kemp w dużej mierze polega na naturze, np. woda ogrzewana jest słońcem. Pomimo wspaniałego słońca i tak chciało nam się wyłącznie zimnego prysznica. Cudowne miejse, które przypomniało nam dzień naszego ślubu i jego okoliczności… z tym, że 5 marca 2011 roku nie piliśmy czeskiego piwa z Kofolą. To był nasz najpiękniejszy i ostatni nocleg w Czechach.

Dzień 6: Novy Prerov – Wiedeń (114,28 Km)
Nasz najdłuższy etap. Wyczerpały nas trochę górki w Austrii. Jechało się nam zupełnie inaczej niż w Czechach. Więcej przyjaznego nastawienia czuliśmy u naszych południowych sąsiadów, natomiast w Austrii spotkaliśmy bardzo mało ludzi a jeszcze mniej rowerzystów. W końcu dotarliśmy do Wiednia, lecz sam wjazd nie był zbyt dobrze oznakowany – miałem wrażenie, że zgubiliśmy drogę, ale czujność mojej żony nie zawiodła i jak się okazało, cały czas jedziemy szlakiem Euro –Velo 9. Dotarliśmy do kempingu nad Dunajem. Tam spotkaliśmy bardzo miłą polską rodzinę, podróżującą z Passau w Niemczech (pozdrawiamy!). Czas na dłuższy odpoczynek. Jutro zwiedzanie miasta.



Dzień 7: Wiedeń  - po prostu (30,931 km)
Wczesnym rankiem, (zapasy się skończyły, więc ponaglił nas głód)wybraliśmy się na zwiedzanie Wiednia (oczywiście na rowerach).  Po zjedzeniu angielskiego śniadania, (w karcie nie było ani sernika, ani jajek po wiedeńsku – chyba ten kulinarny mit przepadł raz na zawsze) wyruszyliśmy za turystyczną karocą w celu poznania zakątków miasta. Piękne miasto i przede wszystkim nieignorujące rowerzystów (osobne pasy dla kołowych, duża uprzejmość). Aha – niespodzianką było to, iż trafiliśmy na rockabillowy koncert w parku.

Dzień 8: Wiedeń – Bratysława (72,057 Km)
Ścieżka rowerowa wzdłuż Dunaju zaskoczyła nas swoją prostotą. Piękne widoki i przyjemna jazda. Grupy „sakwiarzy” jadących do Bratysławy to bardzo miły widok. Tylko dlaczego tak szybko dotarliśmy do stolicy Słowacji (w 3 godziny przejechaliśmy 75 kilometrów)? W Bratysławie nieco zaskoczył nas „PRL-owski” kemping na „Złotych Piaskach”. To wspomnienie pozostanie z nami do końca życia, (cieszmy się póki możemy z wyremontowanej łazienek, tak szybko niszczeją).


Dzień 9: Bratysława - zwiedzanie
Dzień 10: Bratysława – Katowice (POLSKIBUS)
Dzień 11: Katowice – Rybnik (PKP)
No i powrót do domu 

A tu krótka statystka wykonana przez moją małżonkę:
Na trasie Rybnik-Morawy-Wiedeń-Bratysława udało się wykręcić 681,36 kilometrów. Poniżej krótka statystyka:
Ilość przebitych opon: 0
Ilość zębów do wstawienia: 0
Ilość kłótni: 1
Ilość zużytych opakowań kremów do opalania "30": 2
Ilość podjazdów: ze 150
Średnia prędkość: 16,5 km/h
Najszybciej: 62,7 km/h
Najwolniej: 5 km/h
Temperatura: 32-40 stopni C.
Pot: tak
Krew: tak
Łzy: tak
Biegunka: nie

Offline EASYRIDER77

  • Wiadomości: 4847
  • Miasto: INOWROCŁAW
  • Na forum od: 27.07.2010
Odp: Greenways KMW + Bratysława
« 27 Sie 2013, 10:39 »
no to gratulacje! fajnie że Wam się i spodobało i wcale tak mało  nie zrobiliście jak na pierwszy raz. Fajne statystyki, ciekawe czy wytrzymacie w nich na kolejne lata. Życzę Wam więc kolejnych udanych wypraw, ale zdjęcia moglibyście  dorzucić.

 









Organizujemy










Partnerzy





Patronat




Objęliśmy patronat medialny nad wyprawami:











CDN ....
Mobilna wersja forum