Pozwolę sobie zmieścić relację z sobotniego Mordownika w Beskidzie Niskim:
Ponieważ nie jadę sam zgodnie z decyzją grupy wyjeżdżamy z Krakowa już w piątek wieczorem. Po drodze trochę podsypiam, bo trasa Krosno-Kraków w piątki jest lekko dramatyczna i wycieczka trwa z godzinę dłużej niż normalnie.
O dziwo nawet jakoś spałem w tym tłumie na sali gimnastycznej, niestety o 5:30 budzą mnie uczestnicy trasy pieszej, którzy za 1,5 godziny startują.
Start trasy rowerowej jest o 8,w między czasie jestem w stanie zaobserwować, że chyba mam "najgorszy" rower w stawce, do tego jedyny na nie górskich oponach. Trochę się dygam czy ta taktyczna zagrywka przyniesie efekt czy też będę pchał przez pół dnia po błocie.
Do tego mam plan jechać sam(na KORNO też tak było ale szybko utworzyłem z jednym gościem grupę nawigator-on- rozbijacz wiatru- ja- i dojechaliśmy razem). Cele:
- mordownikowy tytuł immortal (wszystkie punty)
- kontemplacja Niskiego
Na odprawie schodzi ze mnie ciśnienie: podobno tylko jeden odcinek leśny jest trudny do objechania drogą, a poza tym będzie mało lasu bo jest straszne błoto na szlakach. Gęba mi się już śmieje jak widzę te opony 2.2 czy 2.4 na ciężki teren:)
Pamiątkowe zdjęcie (jak zawsze jestem w centrum
i dostajemy
MapySzybki rzut okiem na mapę, nie widzę optymalnego wariantu wiec rysuję od środka gdzie przebieg jest oczywisty. Zostaje mi 4 i 7 - wpasowuję i wypada mi jeden przejazd przez teren. A 7 widzę że albo na początku/końcu albo idealnie w środku. Decyduję że na początku bo może pozwoli mi to na uniknięcie tłumów które pojadą na 1 lub 10. Co ciekawe z bazy ruszam jako drugi lub trzeci- zawsze jestem prawie ostatni,aż się dziwnie czuje widząc większość zawodników nad mapami
PK7W bazie mgła ale widać, ze słońce tuż tuż, na 7(wieża komórkowa) wspinam się ponad chmury i mam pierwszy piękny widok:
Punktu nie mogę znaleźć bo obiegam wieżę, a punkt jest w krzakach po drugiej stronie. Dojeżdża inny zawodnik- Krzysiek - będziemy się mijać aż do mety kilka razy bo wybierze trasę w ósemkę. On jedzie dalej wzgórzem, ja wracam do Jaślisk. (po drodze mijam dwóch zawodników jadących na 7
Przez centrum wsi jadę do Lipowca- cieszy mnie ta droga bo miałem tu kiedyś być a nie dotarłem- czekam więc na znak do Babadag, jest:
Do tego jada Bikeholicy z 1
Chwilę potem od razu pomyłka po zjeździe z drogi: przejeżdżam ze złej strony stawu i wale prosto na południe- ponieważ jadę bez zastanowienia wyciągam kompas, znajduję błąd na mapie i powrót jakieś 300-400m. Na punkt trafiam bez problemu, akurat rozkładany jest punkt żywieniowy wiec rozmawiam o pogodzie i Beskidzie,z jadam banana i jadę na
PK 5Moja taktyka z zachodnia częścią trasy najpierw była prosta: żeby zaliczyć wszystko będę pewnie jechał do nocy, wiec najpierw jadę do lasu, za dnia i nie zmęczony,a potem będę pykał po asfalcie i szutrówkach.
Szlak koński jest śliski i stromy, w zasadzie nie mogę jechać, więc biegnę na górę. potem już raczej jadę niż pcham choć jest trochę błota. Łatwo znajduje punkt przy okazji wyprzedzam 3 zawodników którzy chyba trochę błądzą. Droga przez las momentami piękna:
momentami błotny, ale w większości jadę bo mam z góry. W okolicach przełęczy spotykam pieszych, którzy mi mówią ze dalej dramat i będę niósł rower.
Tym Bardziej cisnę ile fabryka dała dopóki się "da" i zaliczam dwie gleby w trakcie jednej but zostaje w błocie.
Jakoś w
80-90% jadę pogłoski o błocie uważam za przesadzone (pamiętajcie ze na Marathonach)
PK 2 Znajduje łatwo, a zaraz dojeżdża Krzysiek robiący ósemkę- mówi że na zielonym jest dramat nie da się w ogóle jechać.
Niestety ma rację jadę może 40%(a mam z góry), raz nawet prawie gubię szlak- nogi zapadają się w błoto po kostki.
Robi się lepiej na zjeździe mijam kolejnych zawodników robiących ósemkę.
PK13ładnie schowany pod mostkiem, ale przoczyc mostek nei sposób. Teraz mam najszybszy obcinek na trasie:asfalt w dół a potem krajówką do Zawadki.
PK15Róg polany.....taaaaa
Od początku mi ten punkt śmierdział bo nie było drogi do niego na mapie. Niestety zamiast patrzeć na mapę szukam "rogu" . Polana w rzeczywistości ma ich ze 6 większość zarośniętych pokrzywami i haszczami- moje nogi dostają niezłą kurację. Punktu oczywiście nie ma. Wracam na asfalt by nabrać perspektywy, dojeżdża inny zawodnik którego minąłem na początku i ciśnie na koniec polany. ja się wracam i jadę powoli- punkt jest idealnie jak na mapie tyle ze nei w rogu a na skraju polany w zagajniku :/ 15 min stracone.
Potem ostry podjazd asfaltem pod PGR i zjazd do cmentarza gdzie jest widoczny z daleka
PK14okolica sympatyczna
Ze względu na ten barszcz nie jadę prosto na przełęcz (bo wygląda,że droga jest przez krzaki ) a prosto na szczyt i potem zjazd na przełęcz. dalej kolejny wierzchołek i zjazd na przełęcz na asfalcie- jestem może kilometr od punktu nr 7 i widzę, że optymalnie byłoby zaliczyć go teraz a nie na początku - po postu stąd jest mniejsze przewyższenie do zrobienia.
Zjeżdżam do Królika Polskiego mijając zwycięzców robiących odwrotną pętlę do mojej i koszmarnym wąwozem podchodzę na
PK8Tam punkt żywieniowy i sporo zawodników- część ukończy zawody przede mną część za mną wszyscy jadą w przeciwnym kierunku.
Jest już połowa trasy a pora wczesna- nie mam wątpliwości że jak się nic nie wydarzy to na mecie będę między 17 a 18:30 ze sporym zapasem do limitu czasu (22)
Czyżby ten Immortal był tak łatwy do zdobycia?
Szybki zjazd do Wisłoczka, podjazd do Puław Górnych i banalny
PK11Potem ciekawy odcinek nową drogą lasów państwowych
mówiąc szczerze to jakaś paranoja- miliony wywalone w budowanie autostrady w lesie. Droga na przełęcz bardzo stroma miejscami na pewno ponad 10%. Już widzę ze
PK4h(przepust) będzie na zjeździe i liczę dokładnie kilometry żeby go nie przegapić. Coś mi się nie zgadza ale staje na dole siodła, choć mnie korciło żeby cisnąc dalej, schodzę z drogi i jest- a to perfidny punkt- no korciło żeby jechać.
Kawałek dalej mijam Bikeholików- jeden zmienia gumę- bez względu na to czy mają 7 czy nie jestem teraz na 100% przed nimi i wyznaczam sobie cel- nie dać się im wyprzedzić.
Droga wiedzie wzdłuż dopływu Wisłoka na którym jest 5-10 brodów. NIektóra tak głebokie że moczę nogi powyżej kostek siedząc na rowerze. Dojżdzam do asfaltu a tam Krzysiek domyka swoją 8. Widzę że jedziemy podobnie - on ma więcej punktów ale i więcej km do końca - mam szansę z nim wygrać- wymieniamy uwagi co do dalszej drogi i jazda na
PK6 który jest bez historii poza tym, że Bikeholicy jada tuż za mną jak z niego wracam.
Potem przelot do Moszczenicy - pgrowskie wiochy na drodze wojewódzkiej. Tam cisnę na Komańcze i nie zauważam skrętu.
Zawracam i już jadę z Bikeholikami - może to i lepiej niż im uciekać o te parę minut.
Nie są chyba zbyt szczęśliwi z mojego towarzystwa wypytuje ich o trasę udzielają sprzecznych odpowiedzi ale 7 nie mają- no to mam ponad 20 minut przewagi
Jedziemy pod góre ale łańcuch mi tak rzęzi ze musze stanąc na oliwienie - odjeżdżają mi.
Doganiam ich na
PK3- zaraz jak ruszają miejscowy(?) atakuje siekierą turystów(?) bo zabronili mu bić konia (takiego konia co rży). Stoję z 20m od akcji siekiera w górę i w dół, groźby że zajebie itp. No cóż czekam- dziewczyna uspokaja sytuację- chyba mogę jechać wszyscy żyją, krew się nie leje.
Ruszam dalej, Bikeholików widze jak poodjeżdżają pod
PK12, punkt łatwy, zawrtoka na główną drogę i jadę. Zaczynają mi się małe nerwy: dwa punkty do końca, mam jakąś przewagę nad kolegami przede mną, ale koniec bliski- zwalniam trochę i ślęczę nad mapą żeby nic nie przeoczyć
Ostatni mocny podjazd po asfalcie LP do
PK9 który widać na zjeździe z daleka. Cisnę do wojewódzkiej a tam się już serio stresuje jadę powolutku, znajduję szutrówkę wyjeżdżam na wzgórze a tam zupełni inny układ dróg niż na mapie....na 90% jestem pewny ze się nie pomyliłem widzę za kilkaset metrów krzaki przy rzece w których jest pewnie punkt, ale nadmiar innych dróg i brak drogi którą chciałem jechać powoduje że się wycofuję, bo widzę z wojewódzkiej inną opcję dojazdu. Powrót chwila zjazdu, skręt i dziesiątki śladów rowerowych- no tak większość podjeżdżała tędy- droga lepsza, znów dużo innych dróg których nie ma na mapie, ale mam nie skręcać na początku więc luz.
Po chwili z góry jada Bikeholicy- nadrobili parę minut, ale to ciągle za mało dla nich. Do punktu dojeżdżam bez problemu, droga łatwa
No to mam! Tytuł Immortal i ze 2-3 km do mety, teraz już na luzie to zapierdzielam jak dziki.
Wpadam na metę, a tu kartę oddaje... Krzysiek- a jednak 2 minuty - zabrakło mi trochę jaj i wiary w siebie żeby jechać szybciej końcówkę starałem się nie popełnić błędu i pilnować mapy.
No ale medal dostałem i zająłem 10 miejsce (niecałe 20 minut przed Bikeholikami
:
Nie wiem co miał znaczyć ten płód na medalu, ale z zadowoleniem czekałem na pana Staszka który przyjechał godzinę później, a potem na pieszą część naszego samochodu.
A za 2 tyg dwudniowy Galicja Orient pod Trzebinią - będzie pewnie trudniej nawigacyjnie, łatwiej terenowo i krótki limit czasowy czyli ogólnie gorzej dla mnie - ALE będzie walka, zapraszam do rywalizacji