Chyba zbliża się zima wielkimi krokami, bo masowo nadrabiam zaległości w relacjach.
Etap 2.
W kolejną pogodną niedzielę dojechałem szynobusem do Racławic Śl , skąd pojechałem polną drogą w stronę czeskich Studnic, chcąc sprawdzić, czy przypadkiem nie da się przekroczyć granicy, tym bardziej, że po obydwóch stronach dochodzą utwardzone drogi. Niestety, granicę stanowi rzeczka Pavlovicki Pramen, dopływ Osobłogi, porośnięta na brzegach pokrzywami po ramiona, więc zrezygnowałem z przeprawy. Ciekawostką jest sama rzeczka, która rozpoczyna bieg w Polsce, przepływa przez terytorium Czech i ponownie wraca do Polski. Rozmawiałem ze p. Staszkiem z Kolei Podsudeckiej, który mieszka i udziela się społecznie w Racławicach, z sugestią budowy chociaż prostej kładki z kilku desek, i dowiedziałem się, że są plany budowy ze środków unijnych regularnej drogi
Zatem pojechałem dookoła przez Klisino i Pomorzowiczki do Osoblahy.
W Klisinie w okazałym pałacu mieści się obecnie Dom Pomocy Społecznej.
Zdaję sobie sprawę, że zdjęcie jest technicznie koszmarne, ale nie miałem możliwości innego ujęcia.
A to już ruiny baszty przypałacowej w Pomorzowicach.
Naprzeciwko budynek z niecodzienną hodowlą słonecznika :-)
Dla formalności zawitałem do Osoblahy, z armatą wycelowaną w stronę Prudnika, aby przestrzec Polaków przed pomysłami bratniej inwazji
Wróciłem na polską stronę, i wzdłuż granicy pojechałem do Głubczyc. W lesie, na nieczynnej linii kolejowej, jest stacyjka nomen omen Głubczyce Las.
Nota bene, coś mi chodzi po głowie, że na Hydralu jest przedwojenne zdjęcie tej stacji z okresu świetności.
Wzdłuż toru przebiega napowietrzna linia teletechniczna, w bardzo dobrym stanie jak na swój wiek, godna uwagi, gdyż podobne linie znikły już z naszego pejzażu.
Przy okazji odkryłem, o czym nie wiedziałem, że do Głubczyc nasyp i obiekty inżynieryjne są przewidziane pod linię dwutorową.
Głubczyce przejechałem "na biegu", i skierowałem się do Włodzienina, z wieżą po byłym kościele, która obecnie pełni funkcję widokową.
Naprzeciw wieży powstaje park (skansen) militarny, historyczny, czy coś w tym stylu, na razie jest kilka schroników i dziarsko poczynająca sobie koparka.
Dalszą część wycieczki pokonałem drogą polną kierując się w stronę Krnova.
I znowu wynikł brak przepraw przez graniczne rzeki, bo z braku takowych musiałem nadłożyć drogi polami w okolice Ciermięcic, pomimo, że miałem Krnov na wyciągnięcie ręki.
W Krnovie urządziłem dłuższą przerwę gastronomiczną. Liczyłem, że znajdę tradycyjną, czeską knajpkę klasy robotniczej z smażenym syrem z hranolkami i dobrym browarem, ale się przeliczyłem, bo w większość z nich przebranżowiła się na kasyna i bary azjatyckie (na stacji Krnov-Cvilín jest takowa knajpa, ale bez posiłków). Ostatecznie, z braku laku zagościłem w pizzerii na rynku, która jak się okazało, serwuje bardzo dobry gulasz w bochenku chleba.
Krnov- rynek
I to by było tyle. Powróciłem wzdłuż granicy do Racławic, pokonawszy łącznie 105 km.