Ogłoszono wszem i wobec, że 22-23 października mają być dwa dni wręcz lata +21C, więc poukładałem odpowiednio sprawy w firmie, i czym prędzej naszykowałem rower, spakowałem mapy, i w nocy kolejny raz pomknąłem "Karkonoszami" w stronę Jeleniej Góry (kolejny i chyba ostatni, podobno od grudnia Karki mają jeździć przez Ostrów, kurczaczek pieczony, z roku na rok jest coraz gorszy rozkład jazdy, nie wiem, czym będę jeździł w Sudety :-( ).
Wysiadłem w Sędzisławiu, przed zabytkowym dworcem, wzbudzając moją pomarańczową kamizelką SIK zainteresowanie, jeśli nie popłoch, wśród ekipy naprawiającej rozjazd
Na początku przynudzę tematyką industrialno- kolejową, ale potem będzie już sama turystyczna esencja :-)
We wsi uwagę przykuła brama- w całości odlany z betonu portal dawnych niemieckich zakładów (widnieje zatarty napis Fabriken coś tam coś tam).
Pierwszym punktem wycieczki była nieczynna linia kolejowa Kamienna Góra- Marciszów, a konkretnie interesowało mnie, co pozostało po posterunku odgałęźnym Krużyn.
Jak widać na zdjęciu, pozostał dziarsko trzymający się semafor wjazdowy i jeszcze nie rozebrany/ rozkradziony tor.
Jak i wiadukt drogowy.
Na drugim wiadukcie zamierzałem sfocić pozostałości po niemieckiej sieci trakcyjnej, która została upłynniona przez wojska radzieckie w 1945 r. Wtem, ku mojej wielkiej radości, otrzymałem bonusa za wytwałość, bo absolutnie niespodziewanie, zza łuku wyjechał sulzer z węglarkami z kruszywem, co na tej linii zagrożonej zamknięciem nie należy do codzienności
Widoczna konstrukcja nad torami, to uchowana od rozbiórki bramka trakcyjna, a na wiadukcie uchowało się deskowanie zabezpieczające i izolator.
Pociąg pojechał do Wałbrzycha (widoczny rozjazd to odgałęzienie do Marciszowa), a ja pojechałem do Czarnego Boru, gdzie zacznie się część krajoznawczo- turystyczna wyprawy.
Z cyklu "zamki i pałace": Pałac w Czarnym Borze, obecnie ośrodek terapii uzależnień.
Są też ruiny zamku na wyspie, w tak dosłownym znaczeniu, że uznałem za niegodne przedzierania się przez krzaki i bagno, i zadowoliłem się wykonaniem zdjęcia z daleka przez drzewa.
Kolejne ruiny, zamku Konradów w Grzędach.
Przy okazji, jakby ktoś wybierał się w tamte strony, główna droga do Grzęd i Krzeszowa służy za dojazd do kamieniołomu i poruszanie się po niej rowerem grozi rozjechaniem przez ciężarówki na marmoladę, ale po drugiej stronie Grzędzkiego Potoku została niedawno oddana do użytku alternatywna droga, dedykowana specjalnie ruchowi lokalnemu i rowerzystom, bardzo przyjemna do jazdy turystycznej.
Udałem się dalej w stronę Mieroszowa. doliną pomiędzy Górami Kruczymi i Wzgórzami Krzeszowskimi a Masywem Dzikowca i Lesistej. Po drodze nastąpił atak lata przed zimą. Liście z drzew opadły (dobra pora na fotografowanie zabytków), pomyśleć, że w zeszłych latach o tej porze stało się już samochodem w kolejce do zmiany opon na zimowe, za kilka dni wprowadzą czas zimowy, a tu masz: +20 C, w przydrożnych rowach cykają świerszcze, na krzakach snują się nitki babiego lata :-D
Jaskinia nad rzeczką Kochanówka w Kochanowie.
Krzyż pokutny w Kochanowie.
Św. Nepomucen, też w Kochanowie.
Zabytkowy kościół św. Mateusza, zza niego wyłania się równie zabytkowy budynek dawnej plebanii.
Same zabytki. To już Różana z zabytkową kuźnia.
Uprzedzę posty, czemu nie byłem przy Stole Sądowym. Byłem, przy innej okazji, powinno być zdjęcie na forum.
Do Mieroszowa nie wjechałem, tylko bezpośrednio udałem się na czeską granicę.
W lesie resztki złotej jesieni.
Witamy w Czechach, na przełęczy w drodze do Zdonova i Adrspacha.
Na przełęczy zrobiłem odpoczynek, miejscowa mapa okazała się bardzo przydatna, bo zawierała najnowszą informację, że przez Libną jest wytrasowany szlak rowerowy, czego nie miałem na moich mapach, a z czego skwapliwie skorzystałem.
W drodze do Libnej, i proszę zapamiętać dobrze tę datę: 22 października AD 2013, o godz. 15.00 wystąpiła maksymalna temperatura 21 C!
Miałem nawet w zanadrzu krótkie spodenki, i aura kwalifikowała się do ich założenia, ale byłem zgrzany, podczas karkołomnych zjazdów w dół owiewał mnie wiatr, a dzień wcześniej szczepiłem się na grypę więc wolałem nie eksperymentować.
Jakiś niemiecki pomnik.
Libna to wymarły przysiółek z zaledwie jednym zamieszkałym gospodarstwem, widoczne zabudowania są opuszczone.
Intrygująca tablica, już kilkakrotnie spotkałem się z nią w różnych miejscach, nie wiem, co miałoby wybuchnąć pod wpływem nadajników i radiolokatorów? Niewypały?
Przełęcz Na Wypichu pomiędzy Libną a Horni Adrspachem. Zadrzewione zbocze jest objęte rezerwatem przyrody.
Kościółek w Horni Adrspachu. Zegar pokazuje aktualną godzinę.
W Horni Adrspachu jest zakład firmy Continental, na parkingu dla pracowników połowa samochodów była na polskich rejestracjach.
Jest też, a właściwie była gospoda, zaznaczona na mapach, obecnie w przebudowie zapewnie na kolejny luksusowy penzjon. Przed gospodą stoi ławeczka, tuż przy drodze. Spocząłem sobie na ławeczce, aby przełożyć mapy, i z budynku wyleciał ; za przeproszeniem; z mordą jakiś młokos, że tu "ne ni odpoczynku bo to je soukrom pozemek" i takie tak dyrdymały. Ja do niego, że zaraz odjadę, tylko przełożę mapy, ale gówniarz nie odpuścił, zawołał kumpli z budowy, i stali mi nad głową, aż sobie pojechałem.
Na pocieszenie w następnej miejscowości, Chvalec, znalazłem klasyczną starą robotniczą karczmę, prowadzoną przez weteranów walki o zdobycze socjalizmu, którzy okazali się bardzo mili i gościnni, pozwolili rower wprowadzić do środka, bo nie chciało mi się szukać łańcucha w sakwie, i sowicie nakarmili i napoili (wiadomo czym ;-) ) za kwotę 140 Kc tak obfitym jadłem, że ledwie wsiadłem na rower :-D (na marginesie, obok też jest podobnej klasy ubytovna, jakby ktoś chciał skorzystać).
Z powrotem granicę na polską stronę przekroczyłem już o zmierzchu na leśnej drodze Petrikovice- Okrzeszyn.
W Okrzeszynie przy resztkach światła zdołałem sfocić ruiny kościółka.
Cała wyprawa była mocno improwizowana, nie miałem ustalonego noclegu, w trakcie jazdy wymyśliłem, że zagoszczę na noc w schronisku młodzieżowym w Lubawce. Ale jak zadzwoniłem, to pani powiedziała, że nie ma ludzi, więc nie grzeje i nie ma ciepłej wody, a wogóle to o 19 idzie do domu i nie będzie specjalnie czekać na mnie. Więc jej grzecznie podziękowałem, ponieważ do Lubawki dotarłbym na 21, ponadto etap survivalu i kąpieli w zimnej wodzie mam już w życiorysie za sobą. Udałem się zatem na sprawdzoną kwaterę agroturystyczną w Chełmsku Śląskim , pokonawszy tego dnia 75 km.
Drugi dzień powitał mnie chmurami, aczkolwiek nadal było ciepło +18 C i nie padało (później okazało się, że owa pochmurność to było miejscowe zaburzenie, w całej południowej Polsce było słonecznie).
Chełmsko, pozostałości po świetności gospodarczej Ziemi Kamiennogórskiej i Krzeszowskiej, aktualnie w trakcie rozbiórki.
Pani z gospodarstwa agroturystycznego opowiadała, że wszyscy młodzi uciekają stamtąd, większość ludzi w wieku produkcyjnym dojeżdża do SEE w Wałbrzychu lub Czech, i region ogólnie się zwija.
Tego dnia mniej nastawiłem się na wykonywanie kilometrów, a bardziej na eksplorację worka uniemyślsko- okrzeszyńskiego. Te zapomniane przez Boga i ludzi miejsce zawsze wzbudzało moją ciekawość (przez ludzi mniej zapomniane, gmina niedawno zainwestowała w kanalizację i oświetlenie dróg).
Lato, panie, lato!
Ten dzień był zdecydowanie off-roadowy :-)
Tutaj mamy przykład użytkowania roweru trekingowego niezgodnie z przeznaczeniem, na trasach dedykowanych dla MTB :-D (nie do końca, podczas modernizacji przerzutek przewidziałem przełożenie terenowe).
Uniemyśl, widoczek raczej charakterystyczny dla Beskidów :-)
Pan pasterz zagadnął mnie, i w rozmowie okazał się geologiem i pasjonatem miejscowej historii. Opowiadał o skomplikowanej historii tych okolic w 1945 r., o dziedzicznym sołtysie o nazwisku Glazer, który został przez Niemców zmuszony do zastrzelenia radzieckich jeńców, a potem wojsko radzieckie jego rozstrzelało, o kopalni węgla w Okrzeszynie, w której odkryto złoża uranu, i mógłby jeszcze godzinami opowiadać niesamowicie interesujące historie, ale musiałem już myślami i czynami oscylować wokół pociągu powrotnego do domu więc pożegnaliśmy się.
Uniemyśl.
Ruina kościoła św. Mateusza, spalonego bodajże w 1975 r.
Tzw. Karczma Sądowa z XVIII w.
Dosyć ciekawy architektonicznie domek. W tym stylu domy spotyka się raczej po czeskiej stronie.
Kolejny relikt świetności gospodarczej. Kiedyś to była filia jakiś zakładów z Lubawki.
Nie omieszkałem spenetrować pozostałości po linii kolejowej Kamienna Góra- Okrzeszyn. Ostały się jeno budynki stacyjne.
Pan na zdjęciu też okazał się rozmowny, opowiadał, jak pamięta kursujące pociągi. Jego ojciec był toromistrzem na tej linii.
Była Kopalnia Porfiru Okrzeszyn II.
Okrzeszyn- chyba dawna szkoła?
Okrzeszyn- kościół
Kaplica- ?
Końcowa stacja linii kolejowej w Okrzeszynie.
Dla chętnych, budynek jest do wzięcia :-)
W chwili wykonywania tego zdjęcia, za plecami rozległa się syrena pociągu na linii Teplice - Trutnov... No cóż, jedni mają rozwinięty przemysł i system transportowy, a inni ... dalej dopiszcie sobie sami. Każdemu wedle potrzeb.
Nie ma potwierdzonych teorii, są tylko domysły, czy linia w Okrzeszynie miała być dalej doprowadzona do Czech. Widoczna na zdjęciu ława torowa kończy się urwiskiem nad kotliną, i byłoby to zadanie bardzo trudne, ale dla budowniczych kolei na przełomie XIX i XX wieku nie było rzeczy niemożliwych.
W drodze do Kamiennej Góry, po której się bardzo przyjemnie jechało cały czas w dół, zawitała ponownie piękna pogoda. W Kamiennej Górze zatrzymałem się na obiad, i dalej pomknąłem do Sędzisławia na pociąg do domu. I to by było na tyle, tego dnia wyjeździłem 45 km, łącznie przez 2 dni 120 km :-)
Ratusz w Kamiennej Górze.