Coś za coś - albo przyczepność (jakiś bieżnik) albo mniejszy opór.
Nie czułem jednak poślizgu. Na dłuższej trasie (poza miastem) też nie hamowałem za często. Coś za coś - albo przyczepność (jakiś bieżnik) albo mniejszy opór.
To, co napisał Olo, brzmi rozsądnie.