Chciałbym w tym roku przed zimą posmakować jeszcze „prawie lata” i przy okazji trzasnąć kilka
bigów, więc planuję się wybrać na jakąś śródziemnomorską wyspę. Poszukuję 1-2 osób do trzymania koła
Termin: najchętniej 8-16 listopada (jeden dzień urlopu gratis), ale w grę wchodzą też 1-9.XI i 15-23.XI
Miejsce: jak w temacie, pozostałe wyspy mam objeżdżone lub nie ma na nich bigów. Jestem też otwarty na ewentualne Kanary lub jakiś lądowy pomysł o założeniu: możliwie dużo słońca i gór, aczkolwiek śródziemnomorska wyspa jest idealna, bo da się w całości obskoczyć w tydzień i będzie "zaliczona"
Kanary mają tę wadę, ze bigi są rozrzucone po różnych wyspach.
Cel: pochłanianie przestrzeni i widoków, zaliczanie bigów. Zwiedzanie mnie nie interesuje, aczkolwiek jakieś ciekawe ruinki
z zewnątrz zawsze chętnie obejrzę
Dojazd: tu jest największy problem: w listopadzie ciężko o połączenia lotnicze z Polski w tamtych kierunkach. Od kilku tygodni czegoś szukam, niektóre linie lotnicze nie mają jeszcze rozkładów na listopad, więc może się coś urodzi. Jeśli tak, to chciałbym mieć już dogadany wyjazd z ewentualnym partnerem, by w momencie pojawienia się lotów po prostu kupić bilet, a nie dopiero wtedy szukać chętnych. Jeśli nic się nie pojawi z Polski, to można lecieć z Berlina albo nawet z przesiadką, bo patrz niżej:
Rower: osobiście myślę o wypożyczeniu szosówki, co przy tygodniowym wyjeździe jest porównywalne cenowo z przewożeniem własnego roweru (lotem bez przesiadki), a dla mnie byłoby dodatkową atrakcją, bo nigdy na szosówce nie jeździłem. Nie na każdej wyspie musi się to udać, ale np. Majorka to pewniak. W razie czego oczywiście mogę też wziąć swój rower.
Średni dystans dzienny: 100-150 km po górach (min 95% dystansu to szosa)
Całkowity dystans: tyle, ile potrzeba, by zjeździć cała wyspę (wszystkie bigi i ewentualne inne atrakcje). Pewnie wyjdzie z 1000 km.
Noclegi: jak się uda. Najchętniej namiot, ale na wypożyczonej szosówce nie będzie łatwo zamontować potrzebną do obozowania ilość bagażu, więc w razie braku takiej możliwości mogą też być jakieś relatywnie tanie noclegi pod dachem. Jeśli namiot, to może być na dziko (o tej porze na kempingi trudno liczyć), ale choć raz w ciągu tego tygodnia chciałbym się umyć, więc jakaś kwatera w środę koniecznie
Wyżywienie: we własnym zakresie, budżetowe. Ze sprzętem do gotowania ten sam problem, co z namiotem, ale nie jestem z tych, którzy codziennie MUSZĄ zjeść coś ciepłego.
Budżet: bilety lotnicze (uczciwie licząc bez przewozu roweru to ok. 400-600 zł w obie strony jeśli kupimy wcześnie) plus wypożyczenie roweru (ok. 15 EUR dziennie) plus ok 20 EUR dziennie na wyżywienie, ale nie będę Cię zmuszał, byś wydawał aż tyle
Łącznie za tydzień ok. 1400-1800 zł
W razie deszczu: jedziemy. Jest trasa do przejechania i ograniczony czas.
Jacyś chętni?
EDIT: zapomniałem o "czymś o sobie"
37 lat, pracujący, więc urlop ściśle wyliczony. Doświadczenie duże (klik
tutaj i
tutaj). I może jeszcze to: zdecydowanie wolę jeździć niż poznawać tubylców