Staram się ich zrozumieć, ale totalny brak wsparcia jest naprawdę męczący.
Dziś młodzi ludzie mają trudniej, bo ich rodzice chronią swoje dzieci (często nadmiernie) przed wszelkimi hipotetycznymi niebezpieczeństwami, o których alarmują media. To normalne że chronią, ale obawiam się, że granica została przesunięta za bardzo w kierunku szkodliwej nadopiekuńczości.
Czasami wydaje mi się, że nasze pokolenie miało chyba łatwiej z odcięciem pępowiny. Choć dorastaliśmy w okresie ekonomii ciągłego niedoboru, to jednak rodzice mniej bali się o nas, czyli o swoje dzieci. Ja np. od pierwszej klasy podstawówki wyjeżdżałem co roku na kolonie, zimowiska, przebywałem dużo poza domem i rodzice nie bali się posłać mnie na taki dwutygodniowy wyjazd.
W takim razie może ktoś mi doradzi jak przekonać rodziców do około tygodniowej wyprawy ? Bo na razie słyszę, że "będziesz jeździł jak będziesz pełnoletni", a niestety na chwilę obecną brakuje mi jeszcze pół roku, a chciałbym coś przejechać w te wakacje :/
Bo niby tydzień przed urodzinami nie będziesz na tyle dojrzały, żeby jechać na tygodniową wycieczkę, a w dniu urodzin już tak? Co za tok myślenia...