Autor Wątek: Dookoła Polski trasą MRDP  (Przeczytany 1148 razy)

Offline Mężczyzna brodacz

  • Wiadomości: 251
  • Miasto: Legionowo
  • Na forum od: 06.06.2013
Dookoła Polski trasą MRDP
« 14 Maj 2014, 12:12 »
W skrócie 3 159 km w 18 dni.

Zacznę od początku, czyli od przygotowań. Moje najdłuższe dotychczasowe trasy to były 1300 km w ubiegłym roku, szarpnięcie się na taki dystans było nie lada wyzwaniem. Chciałem przed tym wyjazdem przetestować się przez 2-3 dni, ale niestety pogoda nie dopisywała, tak więc pierwszy w tym roku wyjazdem z sakwami był wyjazd dookoła polski. Sporo trenowałem, do dnia wyjazdu przejechałem w tym roku 5110 km, podczas treningów starałem się zwiększać prędkość i długość jazdy bez odpoczynków. Przed wyjazdem zgubiłem kłódkę u-lock (waga 1,1 kg), więc zmuszony byłem zabrać łańcuch (2kg). Jechałem w pełnym osakwowaniu. Tak wiem, to dodatkowa waga. Z racji że główny licznik czasem mi się wyłączał, zabrałem też drugi, który traktowałem jako „licznik wyprawowy”. Wyjeżdżając zastanawiałem się czy zabierać zimowe ubranie (spodnie, rękawiczki z jednym palcem i wkładki filcowe), ostatecznie zabrałem tylko zimowe spodnie. Zrobiłem też dość duży zapas jedzenia, ale do tego jeszcze dojdziemy. Ten wyjazd miał też być sprawdzianem moich możliwości, przetestowanie się w trudniejszych warunkach. Korzystałem z map województw na których markerem zaznaczyłem sobie trasę. Na cały wyjazd miałem maksymalnie 21 dni.

Trasę MRDP wybrałem dlatego że jest ona asfaltowa oraz chciałem się porównać z najlepszymi. Najistotniejszą zmianą wydaje mi się być miejsce startu, miejscowość Sarnaki, na wysokości Warszawy przy granicy z Białorusią. Wybrałem ją bo tam było najłatwiej dostać się pociągiem z rowerem, mieszkam pod warszawą. Kolejną zmianą jest kierunek jazdy, najpierw morze, potem góry.

Postaram się teraz w kilku słowach opisać każdy dzień, czasem się rozpiszę. Wyniki czasem będą z dokładnością do 1 km a czasem do 5 km, więc nie sumują się idealnie.

24 kwietnia (dzień wyjazdu)
Spakowałem się dzień wcześniej, więc po powrocie z pracy nie pozostało mi nic innego jak wziąć ostatni prysznic, najeść się i wsiąść do pociągu o 15:45 ze stacji nieopodal mojego domu. Był to pierwszy w życiu wyjazd który zaczynałem od podróży pociągiem. Musiałem się przesiąść w Legionowie i następnie po dojeździe na Warszawę wschodnią przytaszczyć rower z jednego peronu na drugi, bo o dziwo pomimo iż były po generalnym remoncie nie ma tam ani wind ani podjazdów. Po niecałej godzinie oczekiwania przyjechałem mój pociąg Inter Regio Białowieża, którym dojechałem bezpośrednio do miejsca startu. Na miejscu byłem po godzinie 19, namiot rozbiłem kilkaset metrów od torów kolejowych. Postanowiłem że budzik będę nastawiał na 5 rano.

Dzień 1
200 km
Wiatr boczny, słaby. Bez deszczu, w dzień max 22*C.
Nad ranem było 9*C, całkiem ciepło, namiot był suchy. Noc upłynęła spokojnie pomijając pociągi jeżdżące po głowie. Na trasę wyjechałem o 6:25. Początek trasy był mi trochę znany, jechałem tędy w ubiegłym roku na odcinku od Sarnaki do Siemiatycz. Na odcinku Kleszcze – Hajnówka, droga w remoncie, przed wjazdem sugerują objazd ale pojechałem planowaną trasą. Po drodze w wielu miejscach ruch wahadłowy, wylewany asfalt, zakazy wjazdu, objazdy. Spowalniało mnie to ale nie zmieniałem trasy i dalej jechałem zgodnie z planem. Chwile zawahania miałem na drodze krajowej przy trasie na Supraśl, był tam zakaz wjazdu a do tego żadnego znaku który by mówił że to droga na Supraśl, a była to właściwa droga, bardzo piękna i cicha. Z racji sporych zapasów oraz faktu że organizm był wypoczęty, wyszedł ładny dystans. Nocleg znalazłem około 18:40, w lasku nieopodal miejscowości Pogodnica. Wynik 200 km był najlepsze z całej wyprawy, tego dnia prawie nie robiłem odpoczynków, nie musiałem tez robić żadnych zakupów, stąd świetny jak na mnie wynik.

Dzień 2
185 km
Wiatr zmienny, pod koniec dani w plecy, rano 9*C, w dzień 13*C.
W nocy był lekki deszcz, ale nad ranem namiot był prawie suchy. W ciągu dnia były przelotne opady, za miejscowością Rudy Tartak rozpadało się na dobre, do tego doszedł podjazd na Wiżajny, gdzie zrobiłem sobie nieco dłuższa przerwę na obiad pod wiatą jakiegoś opuszczonego budynku. To był pierwszy test dla moich ubrań przeciw deszczowych, ale o tym będzie jeszcze później. Wieczorem znad Rosji zaczęło się rozpogadzać, tak ze wyschnąłem i się nieco ogrzałem. Nocleg na polanie, 3 km za Gołdapem.

Dzień 3
180 km
Wiatr lekki, zmienny, boczny i w plecy. Temperatura max 22*C.
Nad ranem nieprzyjemna niespodzianka, szron na namiocie! O dziwo nie było mi zimno, może dlatego ze jeszcze wtedy organizm nie był wychłodzony. Mój śpiwór ma parametry optymalne 10*C, limit komfortu 6*C, minimum przeżycia -7*C. Mam jednak w sobie mało tłuszczu więc bardziej odczuwam zimno niż inni. Tego dnia dość długo jechałem droga która była w trakcie remontu, wzdłuż niej powstaje chyba ścieżka rowerowa, co zapewne będzie oznaczać zakaz wjazdu rowerem na jezdnię. Tego dnia pomyliłem trasę, z prostego powodu, nie chciało mi się przekładać mapy bo haczyki od mapnika były jeszcze nie wyrobione i odhaczenia linek było dość nieprzyjemną czynnością. W miejscowości Srokowo, zamiast dalej jechać drogą wojewódzką nr. 650, skręciłem na Kętrzyn! Zatrzymałem się 6 km za Srokowem w Solance aby zmienić mapę, zmieniłem ale błędu nie zauważyłem. Przechodził tamtędy jakoś gościu i zagadał do mnie dokąd jazdę a ja że na Barciany, a on że to nie jest droga na Barciany! Namawiał mnie bym jechał dalej tą drogą i później skręcił na miejscowość Winda, ja jednak chciałem szybko wrócić na trasę, więc pojechałem przez Szczecinak, Jankowice i Ogródki. Droga początkowo była asfaltowa, później kocie łby i piach. Około 7 km w plecy. Nocowałem przed miejscowością Żelazna Góra, trochę się obawiałem wizyty Straży Granicznej z racji bliskiej odległości od granicy z Rosja ale miejsce było dość dobrze osłonięte.

Dzień 4
185 km
Nad ranem 4*C, dzień 21*C, wiatr lekki zmienny.
Do tej pory miałem trochę podjazdów, ale skończyły się one w Elblągu. Z racji że korzystałem z map województw, błądziłem w miastach. Generalnie kilkanaście razy dziennie pytałem ludzi o drogę, nie tylko w miastach ale również na wsiach. Często nie widziałem czy to jest ta droga co na mapie czy jakaś inna nieoznaczona. Tak też źle pojechałem w Elblągu bo był zakaz wjazdu na obwodnicę, jakieś 2 km w plecy. Kiedy udało mi się już ustalić właściwą drogę, jadąc przez miasto usłyszałem huk, jak gdyby coś się przewróciło, obróciłem głowę a 10 metrów ode mnie motocyklista właśnie spadała z maski samochodu. Nie odniósł poważniejszych obrażeń, bo prędkość była raczej mała ale ta sytuacją trochę mną wstrząsnęła, gdyż tego dnia zastanawiałem się czy na mniej uczęszczanych droga warto jeździć w kasku. 10 minut później dojechałem do drogi krajowej, był zakaz wjazdu rowerem ale obok wiodła „ścieżka rowerowa”. Zdecydowałem się nią jechać bo bałem się mandatu, tym bardziej szkoda bo na drodze było metrowe wyasfaltowane pobocze. Po przejechaniu kilkuset metrów słyszę ogłuszający huk, odwracam głowę a tam fruwające w powietrzu części i pył. Na mojej wysokości, 5 może 10 metrów ode mnie stał na poboczu a częściowo na pasie ruchu tir, a o jego bok otarła się betoniarka. Otarła się to tak delikatnie powiedziane, bok miała dość mocno uszkodzony. Dwa wypadki w tak krótki czasie, to daje do myślenia. Z tych emocji omal nie przegapiłem drogi na Marzęcino. Dalej dojechałem do promu, w sumie o tym ze będę musiał skorzystać z promu zorientowałem się ze znaków na drodze, bo na mapie było to dość słabo oznaczone. Pomyślałem ze stracę tam sporo czasu więc tam zrobię większy odpoczynek. Kiedy dojechałem okazało się ze prom odpłynął 5 minut wcześniej, wiec zabrałem się za gotowanie klopsów. Ledwo zdążyłem je zjeść a prom ruszy w moją stronę, musiałem szybko się uwijać z myciem menażki, zdążyłem na ostatnią chwilę. Dojechałem do trójmiasta gdzie jak to w dużym miejsce, trochę błądziłem. Jechałem jakąś główną trasą gdzie był zakaz wjazdu rowerem i ścieżki które co jakiś czas skręcały w bok. Dużo czasu tam straciłem też na światłach. W końcu jeden z zapytanych o drogę rowerzystów (jakoś w Sopocie) powiedział mi że mogę jechać z nim bo on jedzie aż do Redy. Trochę pogadaliśmy, jechaliśmy ścieżkami rowerowymi oraz chodnikami. W Redzie spotkaliśmy jeszcze jednego rowerzystę, który co prawda nie jest tu na forum ale słyszał o tym forum. Dalej już pojechałem szybciej, nocowałem za Puckiem, dopiero nad ranem zorientowałem się że jakieś 100 metrów od Zatoki Puckiej.

Dzień 5
175 km
Rano 2*C, dzień 12*C, wiatr boczny.
Tak oto dojechałem do morza Bałtyckiego, pierwszy raz w życiu zobaczyłem Bałtyk. We Władysławowie chciałem sobie zrobić zdjęcie pamiątkowe ale tylko zagubiłem się w tych uliczkach, ostatecznie we Władysławowie nie zobaczyłem morza. Droga była dość kiepska, po kamieniach, mocno trzęsło. Niestety usłyszałem jakiś brzdęk w rowerze no i dość szybko ustaliłem coś się dzieje bo już kiedyś też miałem taką awarię. Nóżka od roweru obcierała o szprychy. Kiedyś też już obcierała na wyprawie ale później jakoś przestała i jej nie zmieniłem, teraz przyszło mi za to zapłacić, do końca wyprawy musiałem podwiązywać nóżkę do ramy roweru na foliową torebkę. Zrywałem ją tylko na noclegach, to oznacza ze zawsze na postoju musiałem o coś opierać rower. Na początku zbagatelizowałem tą awarię ale z czasem zaczęło być to bardzo uciążliwe. Nocleg w Krasinie.

Dzień 6
192 km
Rano 4*C, dzień 12*C.
Do południa pod wiatr, po południu od Darłowa z wiatrem, sam nie wiem czemu tak się zmieniło. Tego dnia dojechałem do wyspy Wolin, zadziwiły mnie podjazdy jakie mnie tam czekały, z racji ze był to już 6 dzień, chciałem się w końcu umyć, a do tego było po prostu zimno. Nie mogłem jednak znaleźć dobrego (taniego) miejsca na nocleg, do tego za Międzyzdrojami dojechałem do tej drogi krajowej gdzie wydawało mi się ze będzie zakaz wjazdu rowerem, dlatego pomyślałem ze pojadę przez Wapnice, nadkładając około 5 km, a tam może znajdę nocleg. Tak tez się udało, około 19:30 znalazłem nocleg w dość jak to sam właściciel przyznał spartańskich warunkach, za 15 zł. Nie dość że ten obiekt był stary i zniszczony to nie był jeszcze otwarty na sezon, był w trakcie sprzątania po zimie. Była jednak ciepła woda i względnie ciepło, rower też nocował w zamkniętym pomieszczeniu.

Dzień 7
180 km
Nad ranem 6*C, dzień 11*C, lekki przejściowy deszcz, wiatr w plecy.
Tego dnia czułem się kiepsko, zimno a do tego zmęczenie dawało o sobie znać. Obawiałem się ze mogę zachorować i muszę wzmocnić organizm dlatego zdecydowałem się na zjedzenie czegoś na ciepło w jakimś lokalu, padło na typową budę z hamburgerami w Gryfinie. Wydałem tam prawie 20 zł a się nie najadłem, nie wiedziałem czy taki głodny jestem czy też po prostu jest tak drogo przy granicy z Niemcami. Wieczorem postanowiłem zmierzyć sobie temperaturę, 35,8*C. Na noc zakładałem na siebie wszystkie ubrania, spałem w spodniach rowerowych zimowych, ale i tak w nocy okrywałem się folią NRC. Było cieplej ale skutkowało to nieco mokrym śpiworem nad ranem. Nocleg pod na polanie pod Gozdowicami.

Dzień 8
180 km
Rano 2*C, dzień 13*C, wiatr w plecy.
Tego dnia spotkałem 3 sakwiarzy, jakoś z rana przed Kostrzynem na Odrą. Nie byli to piersi sakwiarze który spotkałem na trasie, ale byli ostatnimi. Niestety z żadnymi nie udało mi się zamienić słowa, zawsze jechali z przeciwnej strony. Tego dnia wypadła druga przeprawa promowa, trasę zaplanowałem tak aby oczekując na prom zrobić odpoczynek, całości zajęła max 30 minut. Zastanawiało mnie to że jeszcze nie spadają moje dzienne przebiegi. Tego dnia wieczorem temperatura mojego ciała wynosiła 35,2*C. Nocleg pod Trzebiel.

Dzień 9
165 km
Rano 0*C, dzień 11*C.
Poranek zaczął się kiepsko, nie tylko ze względu na temperaturę, nie mogłem znaleźć okularów (rowerowych). Jeżdżę w nich tylko ze względu na wpadające do oczu owady oraz pył. Zgubiłem je albo w trawie, albo zostawiłem gdzieś w sklepie. Tak mnie to zaaferowało że rano pomyliłem drogę, zamiast jechać wojewódzką 350 na Przewóz to pojechałem, przez Czaple, Dobrochów. Nie wdając się w szczegóły a omal nie pojechałem z powrotem na Trzebiel. Nadłożyłem około 5 km. Okulary odnalazłem w jednej z siatek, ale i tak ostatecznie zgubie je pod koniec wyprawy. Tego dnia można powiedzieć ze od Zgorzelca zaczęły się góry. Był długi podjazd do „zakrętu śmierci”, gdzie na szczycie było 4*C, i ostry zjazd do Szklarskiej Poręby. Zdecydowałem się nocować gdzieś w gospodarstwie, nocleg znalazłem w Piechowicach, za 35 zł. Tam też zjadłem pizze „domowej roboty”, nawet ok. ale keczupu dalej tyle co kot napłakał. Zmieniłem też łańcuch w rowerze, ten rok chcę przejechać na trzech łańcuchach, więc jeden zabrałem na zmianę w połowie trasy. Nie znalazło się miejsce na mój rower, musiał stać na podwórku, przypięty do huśtawki. Wejście na podwórko było z ulicy przez metrowej wysokości bramę. Niby był alarm ale pani powiedziała że jak będę szedł rano po rower to żebym szedł przy samej ścianie, to może się nie włączy.

Dzień 10
161 km
Rano 2*C, dzień 13*C
Rano szedłem po rower przy ścianie, więc alarm się nie włączył. Za Lubawką musiałem ratować się ucieczką na pobocze przed zderzeniem czołowym z osobówką. Ogólnie, ten dzień był niesamowicie ciężki. Najpierw podjazd za Kowarami w kierunku Lubawki, później nie było lepiej, ciężki podjazd (około 9 km) przez Góry Stołowe (prędkość około 8-9km/h), które i tak mnie zaskoczyły bo kiedy już myślałem ze to koniec podjazdu okazywało się że jednak nie koniec. Później szybki zjazd do Kudowy Zdrój. Myślałem że dalej będzie już bardziej po płaskim więc nie zdecydowałem się tam na nocleg. Myliłem się, na drodze krajowej ciągle pod górę, wypatrywałem skrętu w prawo na drogę wojewódzką 389, licząc że tam będzie z górki, też się myliłem. Było jeszcze bardziej pod górę. Zrobiło się zimno i późno, było około godziny 19. Był jeden obiekt ale nieczynny bo sprzątali po dzieciach. Najbliższa miejscowość to Zieleniec 6 km dalej! Po drodze spotykam chłopaka i dziewczynę na szosach, też jadą pod górę. Dowiaduje się że żadnego noclegu przed Zieleńcem nie znajdę, załamuje się. Nie mogę się napić bo woda jest bardzo zimna. Jadę bardziej siłą woli niż mięśni. Dojeżdżam do reklamy jakiegoś obiektu gdzie są tez noclegi, dzwonię, pani mówi że obiekt jest w remoncie ale jest ciepła woda i jest ciepło. Cena 40 zł. Zgadzam się. Obiekt był na przyzwoitym poziomie ale faktycznie w remoncie, w pokoju mam jednak czysto. Rozbieram się, wchodzę pod prysznic a tam nic, woda nie leci. Patrzę na termometr na liczniku a tam 14*C. Idę z pretensjami, wywalczyłem ciepłą wodę oraz grzejnik elektryczny.

Dzień 11
180 km
Rano -2*C, dzień +23*C
Poranek był rześki, dzień zacząłem od zjazdów. Na pierwszych kilometrach najpierw na drodze spotkałem stado saren, a kilometr dalej dwa dziki. Jadę rowerem i śledzę bacznie drogę na mapie, wiem że w górach pomyłka nawet o 1 km może oznaczać ogromny wysiłek który nie przybliża do celu. Dojeżdżam do skrzyżowania, wiem że mam jechać na Międzylesie, drogą wojewódzką 389, ale na skrzyżowaniu drogowskaz na Międzylesie skręca w prawo na boczną drogę (przez miejscowość Rudawa), która ma elegancki asfalt, tymczasem droga wojewódzka zamienia się w drogę najgorszej jakości. Droga boczna była też krótsza o jakieś 5 km, więc pomyślałem że sobie skrócę, w końcu tyle kilometrów nadrabiałem. Byłem zdziwiony że ten kto planował trasę nie wybrał tej drogi, tym bardziej ze biegła ona bliżej granicy. Dopiero teraz kiedy przyjechałem do domu i porównałem to co zaznaczyłem na mapie z tym co jest na stronie MRDP okazało się że źle zaznaczyłem drogę na mapie i pojechałem słusznie!!! Dalej czekały mnie dwa podjazdy, pierwszy z Idzikowa na Stronie Śląskie, a zaraz potem drugi do miasta Złoty Stok. Pierwszy podjazd był dłuższy i trudniejszy. Za drugim podjazdem bardzo się ucieszyłem bo zorientowałem się ze wyjechałem z gór i będzie lżej. Niestety droga krajowa nie była zbyt bezpieczne, litewski TIR omal mnie nie potrącił. Nocleg 10 km przed Głubczycami.

Dzień 12
170 km
Rano 12*C, dzień 20*C. Pochmurno.
Tego dnia zaliczyłem chyba najcięższy podjazd na całej wyprawie. Zaczęło się w Wiśle, najpierw mały kąt nachylenia, dało się jechać około 12km/h, później serpentyny, prędkość spadła do 7 km/h, jednak dawałem radę, każdy podjazd się kiedyś kończy. Zjazd na Istebną, dość stromo, dalej jednak był podjazd na Koniaków, tutaj pojechałem na 120% swoich możliwości. Podjechałem bo mam zasadę że nie zatrzymuje się zanim nie wjadę na szczyt podjazdu. Może dałem radę bo w tych dniach były banany w biedronce w promocji i zjadłem ich parę kilogramów. Nawet Tatry tak mnie nie zmęczą później jak ten podjazd. Co gorsze zjazd był kiepski, częściowo po kamieniach. Zjazd do miejscowości Szare to już tragedia, robili tam kanalizację i był tłuczeń rozsypany, a sam początek zjazdu to siedziałem na ramie bo się bałem że przy tym koncie nachylenia oraz zjeździe po kamieniach stracę równowagę. Nocleg znalazłem o godzinie 20, przy drodze krajowej, w trakcie rozkładania namiotu zaczął padać deszcz i padał całą noc.

Dzień 13
153 km
Nad ranem podczas składania namiotu padał deszcz, później szybko przestał, ale rozbiło mi to cały poranek. Temperatury nie zapisałem. Tego dnia chciałem przejechać przez Tatry, najpierw podjazd za miejscowością Zawoja, przez park Babiogórski a potem super zjazd, najlepszy jaki miałem. Prawie żadnych ostrych zakrętów, przez około 15 km bez większego wysiłku jechałem 25 km/h lub więcej. W Zakopanem miałem problemy ze znalezieniem drogi którą mam jechać, miejscowi nie potrafili odgadnąć która to droga jest na mapie. W końcu poratowałem się GPS z telefonu. Doszedł mi kolejny problem, znaki drogowe mówiły że są tam prace drogowe i jest zakaz wjazdu jakoś pod koniec tej drogi. Objazd był przez Poronin, ale zaryzykowałem i pojechałem zgodnie z mapą. Szczęśliwie remont był niewielki na samym skrzyżowaniu z droga krajową. Podjazdy nie były takie trudne jak się bałem. Zjazd był ostry ale dosyć krótki, poszukiwanie miejsca na nocleg było trudne, najpierw wjechałem na podmokła łąkę, zapadłem się, zanim wydostałem się stamtąd miałem mokro w butach. W końcu znalazłem nocleg pod Rzepikami o godzinie 20, ale miejsce było kiepskie, stromo, a do tego za blisko drogi.

Dzień 14
181 km
Rano 3*C
Ranek był chłodny, więc ubrałem się najcieplej jak mogłem. Temperatura szybko rosła a świeciło słońce więc szybko się rozebrałem, a kilka km później wjechałem w mgłę i znowu zrobiło się zimno. W końcu pogoda się ustabilizowała. Tego dnia jechałem też trasą którą częściową znałem, bo jechałem tędy w ubiegłym roku. Po ciężkiej ostatniej nocy postanowiłem że nocleg tego dnia będzie wcześniej. Po południu obliczyłem że będzie mi wypadało nocować za miejscowością Ropa, ale niestety nie było tam miejsca gdzie mógłbym się rozbić z namiotem. Jechałem dalej, minąłem Gorlice i dopiero w okolicach miejscowości Rozdziele dostrzegłem całkiem ładną drogę idąca w niewielkie zarośla. Było już około 20:20. Był tam zakaz wjazdu bo dookoła były odwierty od wydobywania ropy, oraz przepompownia, ale jak nie ma kamer to nie powinien nikt mnie zauważyć. Trochę się obawiałem czy będę mógł użyć palnika ale nie było nigdzie znaków ze strefa zagrożona wybuchem. Rozstawiłem już tropik namiotu, rozwieszam sypialnie i słyszę głos „ale pan miejsce wybrał”. Nie mogłem uwierzyć że ktoś przyszedł, wychodzę z namiotu a tam gościu w moro ze strzelbą w ręce, a za nim jakiś chłopiec też w moro. Myślę sobie że to ochrona tych instalacji. No i mówi do mnie „wie pan dlaczego jest to złe miejsce?” nic nie odpowiadam ale myślę sobie ze pewnie chodzi o zagrożenie wybuchem. Nic z tego! Odpowiedział „bo tu zaraz będzie polowanie, do tego jest to teren prywatny, proszę zabrać stąd namiot inaczej przyjdziemy tu później w ośmiu. Ma pan szczęście że pana teraz znalazłem”. Później powiedział żebym się rozbił bliżej gospodarstw ale nie tu, odpowiedziałem że wolę dalej od ludzi i na tym skończyła się nasza rozmowa. Byłem zrezygnowany, ale na szybko złożyłem namiot, i przeniosłem się na drugą stronę ulicy, dosłownie 5 metrów od ulicy, miałem gdzieś czy mnie ktoś tu zauważy czy nie. Rozbijałem namiot w blasku księżyca około 21.

Dzień 15
163 km
Rano 9*C
Dzień zaczął się w sumie szczęśliwie, kiedy kończyłem składać namiot zaczęło kropić, dlatego śniadanie zdecydowałem się zjeść na najbliższym przystanku. Rozpadało się kiedy tylko dojechałem do takowego, a przestało kiedy kończyłem jeść. Dalej nie było już tak szczęśliwie, kiedy ja się przebierałem w ubranie przeciwdeszczowe to przestawało padać. Tego jednak dnia zacząłem wypatrywać końca tej wyprawy i liczyć kilometry kiedy skończę. Wjechałem w Bieszczady, jadę sobie przez Wetlinę aż tu nagle coś gruchnęło, pomyślałem ze to może łańcuch przeskoczył ale dalej gruchotało. Zatrzymałem się, obejrzałem łańcuch i zębatki, nic nie było widać. Jechałem dalej a dalej coś gruchotało, nie jechało się jednak gorzej. Obawiałem się ze zaraz stanę, że coś totalnie się rozwali bo uznałem ze to z suportu. To była sobota po południu więc ani dziś ani jutro nie naprawię roweru a do tego najbliższy serwis rowerowy pewnie jest kilkadziesiąt kilometrów dalej w Ustrzykach Dolnych. Do tego przyszedł mi dość długi podjazd, o dziwo po tym podjeździe przestało gruchotać, tylko pojedyncze stuki co kilka kilometrów. Powiem od razu że stukało tak do samego końca wyprawy. Nie tylko rower szwankował, szwankowało również prawe kolano, maść przeciwbólowa była w użyciu. Z racji że było już blisko końca wyprawy zdecydowałem się na nocleg u kogoś, padło na Lutowiska, całkiem szczęśliwie, bo zapłaciłem 15 zł w schronisku a miałem duży pokój, na tyle duży ze wysuszyłem w nim namiot.

Dzień 16
183 km
Rano 4*C dzień 22*C
To był dzień wyjazdu z gór, więc stąd ten dobry wynik, chociaż były też podjazdy, największe przed Przemyślem. Tego dnia miałem też największą prędkość 59,65 km/h podczas zjazdu.  Na noclegu byłem o godzinie 19, nocowałem kilka kilometrów przed Tomaszowem Lubelskim. Tego dnia myślałem sobie ze trochę szkoda ze nie przetestowałem się podczas prawdziwego deszczu. Zaczęło padać zanim zasnąłem.

Dzień 17
161 km
Rano 8*C, dzień 13*C
Lało jak z cebra, mogłem się przetestować. W Tomaszowie Lubelskim to było prawdziwe oberwanie chmury, do tego jazda pod wiatr. Spodnie przeciwdeszczowe (nie oddychające) zdały egzamin, krótka (o parametrach 10 000 na 10 000) tak średnio, kiedyś ją wyprałem w zwykłym proszku do prania i chyba nieco straciła swoje właściwości. Najgorzej jednak oceniam pokrowce na buty, za które dałem 170 zł). Pomimo dodatkowych torebek foliowych i tak stopy były częściowo mokre. Niestety chyba właśnie z tego powodu przemarzły mi pale u stup, teraz mnie bolą i idę z tym do lekarza bo nie wiem czy ich nie odmroziłem. Do tego jeszcze wielokrotnie mi przemarzały, pomimo ze miałem zimowe ochraniacze na buty to jednak od spodu ciągnęło chłodem. Trzeba zainwestować w odpowiednie skarpetki bo słyszałem że takowe są produkowane i jest to najlepsze rozwiązanie, podobnie jak rękawiczki. Wracając do tego dnia, około południa przestało padać, a zaczęła się zabawa, ja się przebieram to on przestaje padać. Wieczorem przeszły burze ale szczęśliwie mnie ominęły. Trasa którą jechałem biegła droga wojewódzką wzdłuż granicy z Ukrainą, w odległości dochodzącej do 200 metrów od granicy. Co jakiś czas mijał mnie patrol straży granicznej. Kolejne miejsca na nocleg okazywały się niewypałem, bo były podmokłe, wreszcie w miejscowości Zbereże dostrzegłem sosnowy zagajnik, a sosny nie rosną na terenach podmokłych tylko piaszczystych. Faktycznie, było tam sucho, tylko że do granicy było około 300 metrów, do drogi wojewódzkiej po której jeździł straż graniczna około 20 metrów, a co gorsze z tej drogi na pewnym odcinku było widać mój namiot. Po obu stronach, do zabudowań miałem około 50 metrów. Kłopoty wisiały w powietrzu ale postanowiłem zaryzykować. Nie wiedziałem ze w tej samej miejscowości jest placówka straży granicznej. Nastawiłem jednak budzik wcześniej na 4 rano, bo w nocy namiot był niewidoczny ale nad ranem mogli go zobaczyć.

Dzień 18
150 km
Nad ranem 6*C
Obudziłem się o 3:50, było już jasno, szczęśliwie udało mi się szybko zebrać i wyruszyć w trasę, po drodze minąłem patrol straży granicznej który tylko zwolnił kiedy przejeżdżał obok mnie. W Terespolu obliczyłem że muszę się nieźle spinać żeby zdążyć na pociąg powrotny z Sarnak o 15:43 Za Terespolem nadeszła burza z gradobiciem, schowałem się pod drzewem przez które i tak zmokłem. Później była zabawa w ubieranie i rozbieranie, czasem na darmo bo deszcz ledwie pokropił. Kiedy pada deszcz nie jadę w okularach z wiadomych względów, z racji ze były mokre nie schowałem ich do torby tylko zawiesiłem je na pancerzu linki od przerzutek. Kilka kilometrów dalej już ich tam nie miałem. Nie chciałem zawracać bo bym się spóźnił na pociąg. Największa ulewa naszła na mnie zaraz za Konstantynowem kiedy miałem niecałe 20 km do pokonania. Zdążyłem, na stacji byłem o 15:25. Wynik 3 159 km. Dalszy powrót pociągami, ostatnie 4 km rowerem do domu, w domu byłem o godzinie 19:30.

Kilka słów o odżywaniu. Zabrałem ze sobą 1,2 kg izotonika w proszku oraz BCAA.. Zakupy robiłem w Biedronce i czasem Lidlu. Jechałem z dość dużymi zapasami jedzenia. Cztery razy zakupiłem coś do jedzenia w budach, 5 razy skorzystałem z kuponów na podwójne frytki z maka, a tak to jedzenie z menażki, oraz pasztety, batony, czekolady, kiełbasa itd.. Zjadłem całe tony sinkersów, marsów i lajonów. To co bym zmienił, nie zabrał bym tego izotonika i BCAA, ostatnie dni jechałem bez tych „dopalaczy” i nie zauważyłem spadku formy. Nie robił bym aż tak dużych zapasów jedzenia na początku.

Koszty
630 zł jedzenie (razem z tymi „dopalaczami”)
105 zł noclegi

Na następną wyprawę planuję nie zabierać przednich sakw oraz odchudzić ekwipunek.

ps. sory za literówki, przekręcanie nazw miejscowości itp. błędy. nie czytałem całości po napisaniu więc gdzieś mogą być błędy.
« Ostatnia zmiana: 5 Cze 2015, 12:21 brodacz »
Ortografia? A co to?

Offline Mężczyzna yoshko

  • Administrator
  • Kto smaruje ten jedzie.
  • Wiadomości: 15533
  • Miasto: Strzelce Opolskie - Biała Podlaska
  • Na forum od: 11.06.2009
    • Blog Yoshkowy
Odp: Dookoła Polski trasą MRDP
« 14 Maj 2014, 12:18 »
Gratuluję. :)

PS: Cały czas mi coś przypomina bym spisał swój wyjazd.

Offline Mężczyzna brodacz

  • Wiadomości: 251
  • Miasto: Legionowo
  • Na forum od: 06.06.2013
Odp: Dookoła Polski trasą MRDP
« 14 Maj 2014, 12:31 »
Kilka zdjęć
Ortografia? A co to?

Offline Mężczyzna brodacz

  • Wiadomości: 251
  • Miasto: Legionowo
  • Na forum od: 06.06.2013
Odp: Dookoła Polski trasą MRDP
« 14 Maj 2014, 12:33 »
:D
Ortografia? A co to?

Offline EASYRIDER77

  • Wiadomości: 4847
  • Miasto: INOWROCŁAW
  • Na forum od: 27.07.2010
Odp: Dookoła Polski trasą MRDP
« 14 Maj 2014, 13:25 »
pięknie, ale czemu tak mało galerii?


Offline Mężczyzna sinuche

  • Wiadomości: 2810
  • Miasto: Beskid
  • Na forum od: 17.04.2009
Odp: Dookoła Polski trasą MRDP
« 14 Maj 2014, 14:33 »
Ładna wyprawa.
Experty nie przemakały?
Niezłe tempo - pewnie  te  dwa liczniki cię dopingowały.

Offline Mężczyzna brodacz

  • Wiadomości: 251
  • Miasto: Legionowo
  • Na forum od: 06.06.2013
Odp: Dookoła Polski trasą MRDP
« 14 Maj 2014, 17:27 »
Ładna wyprawa.
Experty nie przemakały?
Niezłe tempo - pewnie  te  dwa liczniki cię dopingowały.

Ano podczas tego deszczu przedostatniego dnia, ścianki sakwy były wilgotne u góry. Nie wiem, może ja coś źle roluję, zawsze rolowałem trzykrotnie.

pięknie, ale czemu tak mało galerii?

Jak na mnie to i tak dużo :D




A tak odnośnie mojego stanu zdrowia, to chyba nie jest odmrożenie palców bo są one ciepłe, ale ciągle odczuwam mrowienie, czasem ból. To może być coś z układem nerwowym.
Ortografia? A co to?

Offline skolioza

  • Wiadomości: 2559
  • Miasto: kraków
  • Na forum od: 01.04.2009
    • http://www.RetroMTB.pl
Odp: Dookoła Polski trasą MRDP
« 14 Maj 2014, 18:20 »
ładna traska i dzienne dystane :)

Offline bszneider

  • Wiadomości: 11
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 30.01.2014
Odp: Dookoła Polski trasą MRDP
« 14 Maj 2014, 20:01 »
Poznaję kolegę z pociągu Hajnówka-Wawa, byłem ciekaw czy wrzucisz tu trasę. Jeszcze raz gratuluję.

Offline Mężczyzna brodacz

  • Wiadomości: 251
  • Miasto: Legionowo
  • Na forum od: 06.06.2013
Odp: Dookoła Polski trasą MRDP
« 14 Maj 2014, 20:53 »
Dziękuję wszystkim za gratulacje ;D

Poznaję kolegę z pociągu Hajnówka-Wawa, byłem ciekaw czy wrzucisz tu trasę. Jeszcze raz gratuluję.

A kolega to jest ten z którym zagadałem w drodze powrotnej do wawy? Trasa ładna ale okupiona sporym wysiłkiem, w sumie to było ponad moje siły.
Ortografia? A co to?

Offline bszneider

  • Wiadomości: 11
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 30.01.2014
Odp: Dookoła Polski trasą MRDP
« 14 Maj 2014, 21:00 »
Tak, to my, po 5 dniach w Białowieży. Załapaliśmy się na ten sam grad co ty.

Tagi: dookoła polski 
 









Organizujemy










Partnerzy





Patronat




Objęliśmy patronat medialny nad wyprawami:











CDN ....
Mobilna wersja forum