Autor Wątek: Jelona i Czerkaw w drodze na Przełęcz Karkonoską  (Przeczytany 1701 razy)

Offline Mężczyzna czerkaw

  • We are infinite
  • Wiadomości: 1138
  • Miasto: Marianowo
  • Na forum od: 25.02.2013
    • Awesome Nomad
Drodzy Bracia, Siostry - Rodacy, w weekend Bożego Ciała wspólnie z Jeloną wybrałem się na małą wycieczkę, której głównym celem było zdobycie Przełęczy Karkonoskiej :)
Poniżej krótka Zdjęciografia wypadu:
https://plus.google.com/u/0/photos/115201584223553507648/albums/6028194830319085505
Pozdrowienia :)

Offline Kobieta Jelona

  • Wiadomości: 1062
  • Miasto: Wałbrzych
  • Na forum od: 26.12.2013
    • Jakość to będzie blog
Trasa:

http://www.bikemap.net/pl/route/2662258-boskie-cialo-p1/#gsc.tab=0

Z Jeleniej do Wałbrzycha pociągiem, aby zrobić wieczorną wycieczkę po okolicach. :D

http://www.bikemap.net/pl/route/2662268-boskie-cialo-p2/#gsc.tab=0

O ile Okraj mi w kość nie dała, to Karkonoska nieźle:D Nie pomagał wiatr na trasie, zmienna pogoda i co chwilę inna temepratura.


Skąd idea wyjazdu? Pomysł na wyjazd urodził się na samym końcu zlotu podczas pożegnania.

Szybko poszło, cel: przełęcz Karkonoska, podobno najtrudniejszy podjazd w Polsce.
Czas: Boże ciało.


Było ryzyko, że się nie uda, bo wyjazd przypadał mi w parę dni, które mogłam wykorzystać na uczenie się do egzaminów. MOGŁAM :D (Żeby nie mieć aż takich wyrzutów sumienia, wiozłam ze sobą notatki z wentylacji i klimatyzacji przemysłowej. :D Dzielnie wytrzymywały wstrząsy w sakwie, a raz byłam prawie że zdecydowana dać część z nich na rozpałkę).

O Karkonoskiej wiedziałam już jakiś czas. Choć jest tak niedaleko mnie, sama na nią bym się nie porwała (na pierwszy raz). Czerkaw, który już za niedługo podjedzie pod same stopy Gerlacha, Śląski Dom 1670m m n.p.m., stwierdził, że jedziemy:D

No to pojechaliśmy. Wypad nazwaliśmy Boskie Ciało, bo nie ma to jak rzeźba, a nam by się przydała. Trasę narysował czerkaw za pomocą paru kliknięć. Z tego co pamiętam, pierwowzór miał 260 km i 4,5 km przewyższeń. Jednak jak to bywa, trasa ulegała modyfikacji na bieżąco. W planach było wjechanie na Szczeliniec i Śnieżkę, ale nie nasza wina, że przed nimi bronili nas schody i strażnicy z plikiem mandatów (nie żeby nam się nie chciało zdobyć tych szczytów).

Pierwszego dnia, w święto kościelne trafił nam się upał, 25-30st , zależnie który licznik :D. Pożyczyliśmy wstążki, którym przyozdobiono most, trafiły one na kierownice. Zaliczyliśmy procesję, gdzie najpierw wzbudziliśmy podziw mieszkańców, że tarabanimy się tam z nimi z rowerami. Czuć było wokół nas szacun, mimo mojego obcisłego, nieodpowiedniego stroju. Jednak gdy procesja zrobiła postój na ołtarz, przecięliśmy całą procesję i pojechaliśmy w długą, ze śmiechem oglądając się, czy nas ksiądz nie ściga w stylu Ojca Mateusza.

Zrobiliśmy sporo podjazdów, w tym Drogę Stu Zakrętów, przejechaliśmy w drugim kierunku kawał trasy MRDP (Unisław - Kudowa). Zrobiliśmy sobie smażing na plażing nad zalewem w Radkowie, gdzie czerkaw ni stąd ni z owąd oberwał ode mnie zdechłą rybą, która sobie pływała do góry brzuchem. Było to niespecjalnie, chciałam trafić obok żeby nastraszyć, ale mając problemy z szacowaniem odległości czytaj mając zeza, trafiłam go :D Los mnie jednak pokarał, bo zjadłam sałatkę czerkawa, która spowodowała w dalszej części wycieczki bóle brzucha, także, nie zadzierajcie z nim :D

Za cel obraliśmy Jezioro Rozkos w Czechach. W Nachodzie kombinowaliśmy, jak czerkaw ma powiedzieć w sklepie rowerowym "chcę kupić klocki hamulcowe" ażeby go zrozumiano. Uznał, że najbardziej uniwersalnym słowem jest "V-brakes". Sprzedawca jednak okazał się bardziej kumaty, i spytał się dosłownie czy chodzi mu o klocki hamulcowe , lepse cy gorse :D

Na krajówce z Nachodu straciłam przedni błotnik w niewiadomy sposób, toteż zasłużył na karę i poleciał w pole. Od tego momentu zaczął się rajd na orientację, czytanie mapy, gdzie zjechać nad jezioro, a jak już znaleźliśmy wodę, uznaliśmy, że to lipny brzeg. Był jeszcze jeden zjazd, ale z łańcuchem w poprzek drogi ze znakiem zakazu. Uparłam się, żeby tam zjechać, nikogo nie było widać na horyzoncie, więc gra warta świeczki.

Wjechaliśmy w chaszcze oddzielające pole od wąskiej plaży, a tam się okazało, że 3-4 mężczyzn(chodzili osobno) przechadzało się nią majestatycznie goło i wesoło bez majtek, co jakiś czas wchodząc do wody lub w krzaki. Jeden był chyba bardziej wstydliwy, bo miał na głowie kapelusz. Siedzieliśmy sobie na brzegu jedząc obiad :D, gdy co rusz jakiś pan nie krępując się przechodził nam przed nosami.

W Czechach także i my się nie krępowaliśmy. W Ceska Skalice zdobyłam karton na rozpałkę ze śmietnika na oczach dużej ilości ludzi, czerkaw za to gadał po polsku różne dziwne śmieszne rzeczy do czechów, zakładając, że i tak nikt go nie zrozumie, na szczęście nikt nie spuścił mu łomotu :D

Mijani czesi na rowerach okazali się niezłymi gburami, nie machają, nie kiwają głową, nie uśmiechają się, nie odpowiadają na nasze pozdrowienia. Kij z nimi.

Po drodze do Polski dwa razy zatrzymywaliśmy się na czereśnie, baardzo dorodny, słodki gatunek. Pierwszy postój był niewypałem, czereśnie były wysoko, więc weszłam na wysoki murek z siatką, zza której za chwilę obszczekał mnie pies. Jak już wylądowałam na chodniku czerkaw mnie obśmiał i pojechaliśmy dalej, aż do następnej czereśni :D

Dzień zakończył się na 140km. Był to mój pierwszy nocleg na dziko, a ogólnie pod namiotem - drugi. Było cienko z drewnem, ale daliśmy sobie radę. Z lasu nieopodal darły się chyba sarny, przeraźliwy dźwięk, nie polecam. Wieczorem lekko popadało, noc była zimna, a następny dzień zaczął się zimno.

Rano herbatka i w drogę, z Okrzeszyna (po drodze minęliśmy Zaklinacza Kur, siedział na podwórku a w metr w okół niego chodziły i siedziały kurki) na Lubawkę i zalew Bukówka, by za jakiś czas wjechać na przełęcz Okraj (1046 m n.p.m)(Znów trasa MRDP, tylko, że już we właściwą stronę, no i bez Okraju, przez Jęzor Teściowej aż do wsi Ściegny). Po drodze towarzyszył nam i deszczyk, i ulewa, słońce.

Karpacz przywitał nas niezłymi podjazdami przez całe miasto, zimno było, ale na szczęście pod górę zawsze cieplej. I tak oto dojechaliśmy do jakiejś tam przełęczy, gdzie było odbicie na świątynię Wang. Ostatni podjazd, na oko szacowałam 30% z wypłaszczeniem do 15%, zrobił  czerkaw, nieźle cisnął, gdy ja ledwo rower podprowadzałam :D Na górze był zgon, właściwe miejsce, bo przy cmentarzu, ale i fajne widoki.

Nie pamiętam czy zagadaliśmy do pana robiącego zdjęcia nagrobkom, czy też sam się odezwał, dostaliśmy informację, że na Śnieżkę rowerem wjedziemy stamtąd w pół godziny, drogą która dla mnie wyglądała jak przełom pod wyciąg, ale ja się nie znam :D czerkaw na to za jego plecami pokazał mi dobitnie, że jest człowiekiem małej wiedzy, na co ja nie mogłam wytrzymać ze śmiechu i się dusiłam aż do czasu, gdy pan z aparatem zniknął z zasięgu dźwiękowego:D .

Wjechaliśmy na Drogę Sudecką, jechaliśmy aż do skrzyżowania, jak się okazało, z wjazdem na przełęcz Karkonoską. Upatrzyliśmy sobie wiatę, tam śpimy. Było zimno i wietrznie, więc uznaliśmy, że będzie jak znalazł. Wówczas zbytnio nie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy, dopóki z dołu z Przesieki nie podjechał pan, nie jakiś tam zawodowiec, w zwykłych ciuchach, który z jakiejś okolicznej wioski zrobił podjazd do tego miejsca, aby wrócić. Poczułam szacun, bo rzadko się zdarza spotkać takich bojowników w drodze. Był bardzo wypruty, a jego zmęczenie zrozumieliśmy go dopiero, gdy zjechaliśmy do Przesieki po zakupy(czerkaw sobie poszalał, 67km/h, u mnie tylko 56km/h, zwalniałam na zakrętach:D) i wróciliśmy tą samą trasą szlaku niebieskiego.

Pod sklepem w rozmowie z okolicznymi ludźmi usłyszałam, że wyglądam, jakbym miała dosyć, ja się zaczęłam śmiać, a od czerkawa usłyszałam komplement życia, odpowiedział, że ja tak tylko wyglądam, ale jestem bestią nie do zdarcia:D Po wróceniu się do wiaty faktycznie miałam dość, podjazd pod koniec był potężny, ścisnął mi organy, i chyba nie byłam w tym sama.

Niezła ściana na koniec dnia. Na kolację był makaron z sardynkami, których zapach-widmo towarzyszył nam do końca, nie do końca wiedzieliśmy czemu, okazało się dopiero przy wyjeździe. Dzień miał 80km. Czekając aż się ściemni, w okolicę przyjechała młodzież(1 dziewczyna i 3-4 chłopaków) autem rodziców z trunkami. Strach miał wielkie oczy, bo ciągle słyszeliśmy, że chociaż tamci poszli w las to przy aucie ktoś czekał w ciemności. Woleliśmy pozostać niezauważeni, zero ogniska, zimno strasznie, a obiad robił się za wiatą. Nie powiem, bałam się, a w szczególności tego, że ktoś wróci w nocy i np. zakosi mi rower, ale nie było to aż tak straszne, bo obok mnie siedział wielgachny czerkaw.

Strach był jeszcze mniejszy jak dopowiedzieliśmy sobie, co dzieje się w lesie. Tamci pojechali dopiero po północy, ale musieli widzieć nasze rzeczy w wiecie, bo gdy wyjeżdżali to zajechali pod nasze obozowisko, świecąc nam po sakwach. Ta noc była również zimna.

Już nie tak bardzo rano ale i też nie po południu, siedząc ciągle w wiacie, obserwowaliśmy duużą grupę rowerzystów na góralach i zjazdówkach wjeżdżających na drogę na Karkonoską (jeden zajrzał nam do wiaty i się wydarł ze zdziwieniem, NAMIOT?!) , samotnych biegaczy. Jak sami już zaczęliśmy wjeżdżać, gonił nas triathlon Karkonoszman. To było niesamowite, zostać wyprzedzonym podczas jazdy przez biegaczy z czołówki. Mieliśmy do czynienia ze zwycięzcą zawodów, Marcinem Koniecznym, ten to ma motorek w ..!

Po minięciu napisu "Wytrwajcie do końca wy konie" zrobiliśmy sobie dwuminutowy postój :D myślę, że z siłami fizycznymi dalibyśmy radę, jednak przed nami była wciąż taka sama ściana, którą już długo jechaliśmy, u mnie psychika miała dość.

Nadeszło wypłaszczenie ,nadeszła meta, nadszedł odpoczynek. Zimno, herbatka (Czech w knajpie nas chyba nie zrozumiał, Czaj to dla nich zielona herbata), fryteczki, widoczki. Nakierowaliśmy kilku dobiegających i dochodzących triathlonistów w kierunku ich punktu.

A potem nadszedł czas zjeżdżania! Na hamulcach oczywiście, bo przy puszczeniu można było zasmakować "kilka sekund do setki" i zabawę w krwawe kręgle z triathlonistami i turystami.

Szybki zjazd do Jeleniej Góry, 15:29 pociąg do Wałbrzycha. Na dworcu okazało się, dlaczego duch ryby nas prześladuje, to nie ludzie w około, to z garnka czerkawa tak leci.

Być może dlatego konduktor nas oszukał, że jest wagon rowerowy, a nie było. Jeszcze jak nas widział jak lecimy szukać, zagwizdał odjazd. Mógł sobie gwizdać, bo już byliśmy w trakcie ładowania rowerów do wejścia między wagonami. Zastawiliśmy go całkowicie i tak staliśmy aż do Wałbrzycha, po jakimś czasie do pociągu ni stąd ni z owąd wsiadł mój brat z dziewczyną.

Zostawiliśmy bagaże u mnie w domu,po czym udaliśmy się na dokrętkę, robiąc jedną z moich lubianych tras. Stuknęło wg map 0,9km przewyższeń. Gdy wjechaliśmy do Wałbrzycha z powrotem, wreszcie poczułam się spełniona :D Dzień zakończył się na kolejnych 80km.

Niezłe z nas były żule, na szczęście mama mnie poznała(przed domyciem się), a buty i skarpetki nocowały poza murami domu.

Rano usiadłam do notatek, bo na następny dzień miałam egzamin, a czerkaw wyruszył w drogę podziwiać modę męską we Wrocławiu :P   

Zamknęliśmy wycieczkę w 300km. Przez cały wyjazd panował humor, który co wrażliwsi i poważniejsi by nie wytrzymali :D Uśmiałam się mocno i wyszumiałam, dobra akcja w trakcie sesji, z radością czekam na następne wypady z sakwami i na noclegi na dziko :)

« Ostatnia zmiana: 24 Cze 2014, 20:39 Jelona »

Offline Mężczyzna Mariusz

  • Jestem, jaki jestem...
  • Wiadomości: 1945
  • Miasto: Leszno
  • Na forum od: 18.02.2012
Fajna wyjazd, fajne miejsce.
Pazurki pod licznik czy liczniki pod pazurki dobierane  ;D
W dobie internetu każdy kreuje swój wizerunek, tak jak chciałby, by widzieli go inni...
Każdy jest tu seksbombą, póki ma top fejs i konto, plastikowe lale nadymane jak ponton,
Ukryci za nickiem, poznają się jednym klikiem, bajerują się zamiast słowem plikiem...  
A trików jest bez liku, tą albo tą, która lepszy robi dzióbek na fejsiku...Ulepieni jak z plastiku, takich ludzi jest bez liku, żyj naprawdę, nie w wirtualnym cyrku...     Mesajah

Offline Kobieta Jelona

  • Wiadomości: 1062
  • Miasto: Wałbrzych
  • Na forum od: 26.12.2013
    • Jakość to będzie blog
Opis zaktualizowany.:D

Najpierw był licznik , później niebieska koszulka, a później pazury:D  Ot tak działa umysł kobiety, wszystko do siebie musi pasować :D

Offline Mężczyzna czerkaw

  • We are infinite
  • Wiadomości: 1138
  • Miasto: Marianowo
  • Na forum od: 25.02.2013
    • Awesome Nomad
W ogóle nasz wyjazd obfitował w śmieszne sytuacje :P
To samo pan żul, który zagadał przy biedronce, ale nie sprostał mojej rozmowie :D

Offline Kobieta Jelona

  • Wiadomości: 1062
  • Miasto: Wałbrzych
  • Na forum od: 26.12.2013
    • Jakość to będzie blog
Na aparacie zapodziało mi się jeszcze zdjęcie rowerowego Choppera ze sklepu rowerowego w Nachodzie :D

Offline Kobieta Ela

  • The sky is the limit
  • Wiadomości: 61
  • Miasto: Wojkowice (k. Będzina)
  • Na forum od: 23.04.2014
Fajny wyjazd, trochę zazdroszczę, pewnie brzuchy bolały od śmiacia się ;)

Offline Mężczyzna laxigen

  • Wiadomości: 866
  • Miasto: Bielsko-Biała
  • Na forum od: 23.04.2012
Rano usiadłam do notatek, bo na następny dzień miałam egzamin

No dobra, to teraz chwila prawdy. Zdany? ;)


I tak oto dojechaliśmy do jakiejś tam przełęczy, gdzie było odbicie na świątynię Wang. Ostatni podjazd, na oko szacowałam 30% z wypłaszczeniem do 15%, zrobił  czerkaw, nieźle cisnął, gdy ja ledwo rower podprowadzałam :D

Niby mnie tam nie było i kondycji kolegi nie znam, ale 30% to ma ewentualnie chrzczona wódka, a nie podjazd który się pokonuje z sakwami ;) No chyba, że się nie znam.


Generalnie bardzo ciekawa trasa no i z takimi podjazdami, to tym bardziej szacun. Po przeł. Karkonoskiej to wam już w Polsce sama łatwizna została. Jeździj(cie) więcej, piszcie więcej, bo tak spontaniczne i radosne relacje czyta i ogląda się tutaj nieczęsto. :)


Aha, będę jednak upierdliwy. Kilka dni temu ktoś tutaj również pochwalił się wyrzuceniem "w pole" jakiejś niepotrzebnej części i został słusznie za to solidnie opier... przez innych forumowiczów. Także, jak już macie z tym błotnikiem tak daleko do jakiegoś kosza, to przynajmniej się tym nie chwalcie. Bo nie ma czym.
Sorry, musiałem.

Offline Mężczyzna czerkaw

  • We are infinite
  • Wiadomości: 1138
  • Miasto: Marianowo
  • Na forum od: 25.02.2013
    • Awesome Nomad
Rzeczywistego nachylenia drogi pod Świątynię Wang nie znam, ale jest konkretnie ;)
Może ktoś z forum zna średnie czy też największe nachylenie???

Offline Mężczyzna emes

  • i tak nie dojedzie
  • Wiadomości: 4568
  • Miasto:
  • Na forum od: 09.06.2010
    • http://north-south.info
Był to mój pierwszy nocleg na dziko, a ogólnie pod namiotem - drugi.

Znaczy się, dotychczas tylko pensjonaty i hotele? ;)

Offline Kobieta martwawiewiórka

  • Użytkownik forum
  • Wiadomości: 6394
  • Miasto: Poznań
  • Na forum od: 17.08.2009
Jelona, bardzo fajnie napisałaś tę relację, ekstra sie czytało. :)
Jakiś Ty społecznie dojrzały! Mogę sobie zsynchronizować z Tobą te dane?

Offline Kobieta Jelona

  • Wiadomości: 1062
  • Miasto: Wałbrzych
  • Na forum od: 26.12.2013
    • Jakość to będzie blog

No dobra, to teraz chwila prawdy. Zdany? ;)


Prawie się udało :) z teorii się obkułam, zadanie zrobiłam dobrze, ale nie wypisałam wszystkich wyników z wykresu, toteż moja praca prawdopodobnie nie została sprawdzona (warunkiem dalszego sprawdzania pracy było zaliczenie tego zadania). Ale od czego są drugie terminy;)

I tak oto dojechaliśmy do jakiejś tam przełęczy, gdzie było odbicie na świątynię Wang. Ostatni podjazd, na oko szacowałam 30% z wypłaszczeniem do 15%, zrobił  czerkaw, nieźle cisnął, gdy ja ledwo rower podprowadzałam :D

Niby mnie tam nie było i kondycji kolegi nie znam, ale 30% to ma ewentualnie chrzczona wódka, a nie podjazd który się pokonuje z sakwami ;) No chyba, że się nie znam.

:D ale ja wówczas tak oszacowałam, niezły pion wyskoczył na drodze, ja wymiękłam :D Wtedy jeszcze nie wiedziałam, co to jest ponad 20%. Ze streetviewu zmierzyłam kątomierzem od poziomu wyznaczonego przez dachy 10% :D  Subiektywne doświadczenie odcisnęło swe piętno;)


Aha, będę jednak upierdliwy. Kilka dni temu ktoś tutaj również pochwalił się wyrzuceniem "w pole" jakiejś niepotrzebnej części i został słusznie za to solidnie opier... przez innych forumowiczów. Także, jak już macie z tym błotnikiem tak daleko do jakiegoś kosza, to przynajmniej się tym nie chwalcie. Bo nie ma czym.
Sorry, musiałem.

To nie chwalenie, to upust żalu, zbrodnia w afekcie na naturze. Nie żartuję, jak się ocknęłam to błotnik już leciał  :icon_cry: Za to wiatę wysprzątałam cacy, oprócz tego powyjmowałam puszki z konstrukcji dachu.

Był to mój pierwszy nocleg na dziko, a ogólnie pod namiotem - drugi.

Znaczy się, dotychczas tylko pensjonaty i hotele? ;)

Oprócz zlotu i i jednodniowych wycieczek rowerowych, nie miałam doświadczenia sakwiarskiego/podróżniczego itp, totalny noob ze mnie, ale jak widać, ogarniam się :P

Cytat: martwawiewiórka link=topic=12476.msg228122#msg228122
date=1403650622
Jelona, bardzo fajnie napisałaś tę relację, ekstra sie czytało. :)
Hej, dzięki!:D

Offline EASYRIDER77

  • Wiadomości: 4847
  • Miasto: INOWROCŁAW
  • Na forum od: 27.07.2010
bardzo fajnie się czytało, choć galeria mogłaby być nieco uporządkowana.

Już myślałem, że skoro Ci panowie tacy niewstydliwi to Wy też...  ;D

Jelona nie widziałem jeszcze takiego stroju kąpielowego z rękawiczkami, a tu proszę...

Boskie Ciało - tytuł wieloznaczny...

Offline Wilk

  • Wiadomości: 19871
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 09.07.2006
    • Wyprawy Rowerowe
Wiadomość usunięta.

Offline Kobieta hindiana

  • Wiadomości: 4023
  • Miasto: Irlandzka wieś, królewskie hrabstwo
  • Na forum od: 04.09.2010
    • 87th Dublin Polish Scout Group, Scouting Ireland
Super wyjazd, widać. że się dobrze bawiliście. Ja jednak muszę kiedyś na ten zlot pojechać, tyle się na nim dzieje.
Z błotnikiem fatalnie, buuu :(
Mądrzy ludzie czasem się wygłupiają, głupi zawsze wymądrzają.
www.plscout.com

 









Organizujemy










Partnerzy





Patronat




Objęliśmy patronat medialny nad wyprawami:











CDN ....
Mobilna wersja forum