To była tzw. wyprawa bez pomysłu- a czasami okazuje się, że brak pomysłu też jest dobrym pomysłem i inspiruje do ciekawych rozwiązań.
Miałem do dyspozycji dwa dni z fantastyczną pogodą: środę roboczą i czwartek bożocielny (bo kto miał długi weekend, ten miał, a kto musiał iść w długowekeendową sobotę do pracy, ten musiał, ja się zaliczałem do tej drugiej grupy). Pragnąłem wywieźć rower i swoje cztery litery gdzieś, gdzie jeszcze nigdy nie byłem, a jednocześnie niezbyt daleko, żeby jak najmniej czasu przesiedzieć w pociągach, a najwięcej na rowerze.
Dumałem, dumałem, i wybór padł na rzekę Pilicę, od Włoszczowy do Piotrkowa Trybunalskiego. Region nieznany i niepopularny turystycznie, ot, takie tam pogranicze Świętokrzyskiego i Łódzkiego. Same pola, trochę lasów, pośrodku rzeczka Pilica, pozornie nic ciekawego. Nawet nie miałem dobrej mapy i posiłkowałem się kartkami wyrwanymi ze starego atlasu samochodowego. Tyle tylko, że wcześniej zaklepałem sobie nocleg w hostelu w Piotrkowie.
Doturlawszy się Interregio do Włoszczowy, wystartowałem w stronę rzeki Pilicy, po drodze mijając drewnianą kapliczkę Św Anny na wzgórzu pośrodku cmentarza za Kurzelowem.
A o to i bohaterka wyprawy- Rzeka Pilica przed Maluszynem.
Informacja logistyczna dla zainteresowanych: pod drugiej stronie drogi nad rzeką jest miejscówka na biwak z niewielką plażą i miejscem na ognisko, do sklepu i karczmy z piwem jest ok. 500 m.
W Maluszynie znajdują się również ciekawe zabytki:
I cenna informacja dla miłośników turystyki browarniczej: zabytkowa, czynna karczma :-)
Tymczasem pojechałem do miejscowości Silniczka (czemu nie Silniczek, to nie wiem, ale też ładnie brzmi :-) ), gdzie znajduje się zabytkowy Zbór Ariański.
A potem już jechałem tym, co Tygrysy lubią najbardziej, czyli lokalnymi dziurawkami i szutrówkami wzdłuż Pilicy.
(to akurat nie jest Pilica tylko jej prawy dopływ Czarna)
A to już ponownie Pilica
W Krzętowie odbiłem od rzeki i pojechałem do Wielgomłynów, gdzie jest popauliński zespół klasztorny.
Sokola Góra- dworek, niestety niedostępny, tyle co udało mi się zrobić fotkę przez płot.
A to już Przedbórz- większa miejscowość na trasie tego dnia, gdzie zrobiłem dłuższą przerwę obiadową.
Wieża kościelna z XII w. z kamieni z czerwonego piaskowca.
Muzeum Ludowe
Widok na ryneczek (i mój rower ;-) ).
Spichlerz i młyn nad Pilicą
Ręczno (później się okaże, że w widocznym na drogowskazie Łęgu Ręczyńskim będę nocował, ale to za chwilę).
Była też pod drodze Bąkowa Góra z pałacem, ale robiło się już późno, a musiałbym odbić od głównej drogi, więc ją zbojkotowałem.
Trasa jakoś tak się rozciągnęła, miałem już w nogach 80 km, słonko pomału zachodziło, a do Piotrkowa jeszcze kawał drogi. Ale zadziałał palec boży, po drodze wypatrzyłem reklamę agroturystyki w wspomnianym Łęgu Ręczyńskim, zadzwoniłem, tak, jest wolne miejsce, zapraszają, więc odwołałem nocleg w Piotrkowie, (pomyśleć, że kiedyś nie było komórek...), i wbiłem się do Łęgu, pokonawszy tego dnia prawie 90 km.
Na miejscu okazałe gospodarstwo turystyczne"Gajówka Pilica", z kajakami, jazdą konno, kozami, rybami i wszelakimi innymi atrakcjami przypisanymi do szanujących się agroturystyk. Zostałem mile ugoszczonym, dostałem gratis 3 pajdy chleba ze swojskim smalcem, nawet udało mi się utargować cenę, w rewanżu pozwolę sobie zaspamować i wrzucić do nich link:
http://www.pilica.netW ogóle w trakcie wycieczki okazało się, że Pilica to popularny i ciekawy szlak kajakowy, wzdłuż rzeki szlaki rowerowe i piesze i region atrakcyjny turystyczne (w agroturystyce dostałem dokładną mapkę promującą szlak kajakowy i aktywny wypoczynek nad Pilicą).
Nazajutrz trasa bardziej lajtowa, miałem do pokonania 50 km, jedyne co mnie ograniczało , to żeby zdążyć na pociąg o 17 do domu. Uzbrojony zatem w dokładną mapkę Pilicy, kluczyłem jej meandrami i zakolami, a jako temat dnia ubzdurałem sobie poszukiwanie mostków i kładek na rzece.
Dotarłem do wioski Przewóz, gdzie mapa wykazywała dwie kładki. Niestety, kładek nie znalazłem, a po chwili kajakarze uświadomili mnie, że kładki popłynęły wraz z ostatnią powodzią do Bałtyku
Wróciłem się do miejscowości Trzy Morgi, gdzie miał się znajdować most.
No, znajduje się, owszem...
Jakoś tak nie miałem odwagi przekraczać "mostu" rowerem, po chwili nadeszło kilkoro turystów, ale Ci nawet bez roweru nie odważyli się przejść. Dopiero po jakimś czasie nadeszła babcia z dwoma krowami, krówki przepędziła brodem, a sama zawstydzając nas , turbodymomenów, dziarsko przeszła kładką :-D
Z Pilicą pożegnałem się w Sulejowie przed zabytkową remizą strażacką.
Pojechałem do Piotrkowa Trybunalskiego, który posiada tyle zacnych zabytków na starówce, że wymaga oddzielnej wycieczki, więc ograniczyłem się tylko do sfocenia cerkwi, a następnie, wchłonąwszy obiad i browarka, pognałem na pociąg do domu. Tego dnia pokonałem 50 km.