Wzruszony
losem Robcia przygarnąłem nieszczęśnika. A może to on mnie przygarnął? W każdym razie długi weekend bożocielny przepedałowaliśmy razem, wykreślając coś w rodzaju trójkąta między Włocławkiem, Iławą i Bydgoszczą.
Pogoda była trochę irlandzka - wiało dość solidnie, pogoda zmieniała się co chwilę. To padało, to świeciło słońce, to znów niego zaciągało się chmurami.
Wystartowaliśmy z Włocławka, dokąd
Robert! dotarł rowerem, a ja jak cywilizowany człowiek samochodem. Na tym luksusy się jednak skończyły i kolejne cztery dni jechaliśmy już na dwóch kołach, nocując na dziko.
Przespaliśmy się nad j. Wądzyńskim (
cinek,
transatlantyk - przypomina Wam to coś?):
Odwiedziliśmy zamek w Szymbarku
Po drodze przygarnęliśmy na mglisty nocleg Joanie, kanadyjską studentkę jadącą z Tallina do Berlina, bez dobrej mapy, ale za to biletem lotniczym na wtorek, co pozostawiało jej trzy dni na trasę spod Grudziądza do Berlina pod silny wiatr.
Zajrzeliśmy do Grudziądza
Próbowaliśmy się przedostać do innego wymiaru przez portal w Chełmnie
Przespaliśmy się pod mostem w Fordonie
A na koniec z ulgą wróciliśmy do cywilizacji
zdjęciatrasa