Autor Wątek: Kraków - Maribor  (Przeczytany 659 razy)

Offline Mężczyzna uszaty99

  • Wiadomości: 132
  • Miasto: Łódź
  • Na forum od: 30.05.2011
Kraków - Maribor
« 25 Lip 2014, 09:52 »
Ze sporym opóźnieniem, ale wrzucam relację z tygodniowego wyjazdu, na którym byłem z Michałem (michalj90).

Zdjęcia: https://plus.google.com/u/0/photos/111976645315819817115/albums/6039896698153272817
 
2.07.14   46km
Łódź [PKP] Kraków – Skawina – Kalwaria Zebrzydowska – Brody

Wstałem o 5, a o 6 ruszyłem na pociąg. Punktualnie o 6:30 ruszył on z Łodzi Kaliskiej i równie punktualnie dotarł na stację Kraków Główny. Niestety Express Michała z Warszawy spóźnił się pół godziny, więc musiałem na niego poczekać. Dworzec odpicowany, ale komunikaty tylko po polsku i do tego opóźnione. Zdezorientowana grupa podróżnych pytała kogo się da, czy pociąg przyjedzie i na który peron. Dopiero w porze planowanego przyjazdu przez głośniki poinformowano, że pociąg spóźni się „około 20 minut”. Informacja na wyświetlaczu na peronie, że przyjedzie w ogóle jakiś pociąg, pojawiła się 20 minut później…
Michał w końcu dotarł i ruszyliśmy do wyjścia. Pierwszy raz z rowerem i to obładowanym jechałem po ruchomych schodach – zaskakująco praktyczne rozwiązanie, choć zwykle korzystałem z wind. Po wyjściu z budynku zaczęło kropić a pod Wawelem już nieźle padało. Stanęliśmy na 15 minut ale zdecydowaliśmy się pojechać kilka kilometrów dalej do Tesco, bo Michał nie miał zapasów spożywczych. Dojechaliśmy mokrzy i spędziliśmy przy wejściu 3 godziny. O 16 przestało padać i wreszcie ruszyliśmy. Zimno, wilgotno i ciemno (pełne zachmurzenie) – ogólnie nieprzyjemnie. Planowaliśmy szukać miejsca na rozbicie namiotów za Kalwarią Zebrzydowską, ale zaraz za nią, w Brodach trafiliśmy na dosyć tanią agroturystykę, więc w niej zostaliśmy.

3.07.14   116km
Bugaj – Stryszów (objazdem) – Dąbrówka – Marcówka – Zembrzyce – Sucha Beskidzka – Żywiec (trasą 69) – Zwardoń – Čierne

W nocy była mocna burza. Miałem wrażenie, że pioruny waliły w dom, w którym spaliśmy. Spałem krótkimi partiami, bardzo niespokojnie. Wstaliśmy przed 7 i o 8:10 wyjechaliśmy. Ciągle góra-dołek oraz masakryczny objazd drogi Stryszów – Skawce przez Dąbrówkę (nachylenie 14%) sprawiły, że do Suchej Beskidzkiej dotarliśmy nieźle wymęczeni. Zobaczyliśmy karczmę Rzym, a następnie zatrzymaliśmy się pod Biedronką, gdzie podjęliśmy decyzję, że do Żywca jedziemy główną drogą aby uniknąć kolejnych możliwych stromych podjazdów. Było znośnie. Za Żywcem chwilę zajęło nam znalezienie drogi 69, bo cały ruch kierowany był na ekspresową S69. Sporo czasu straciliśmy w Milówce, bo z niej wyjazd na starą drogę był mocno skomplikowany. Posiłkując się GPSem daliśmy radę :). Dalej, do samego Zwardonia obie drogi biegły równolegle, co jakiś czas tylko zamieniając się miejscami. Ruch na „esce” był znikomy i nawet rozważaliśmy jazdę nią, ale ostatecznie wybraliśmy boczną, duża bardziej pofalowaną trasę. Po wjechaniu na Słowację ulga! Praktycznie cały czas z górki, rowery same się toczą. Śpimy 15km od granicy na łące, przy samej drodze do Čadcy.

4.07.14   132km
Čierne – Čadca (bokiem ile się da) Żylina (droga 507) Trenczyn

Noc w zasadzie nieprzespana. Późnym wieczorem jakiś zwierz (chyba ptak?) wydawał obok namiotu dziwne dźwięki, a bardzo wczesnym rankiem obok namiotów przeszły jakieś dzieci. Od rana była duża mgła i tylko ok. 10 stopni, więc nie było szans na wyschnięcie namiotów. Wstaliśmy z oporem o 6, a wyjechaliśmy o 8. Chwilę później szybkie zmywanie i toaleta na stacji benzynowej w Cadcy i ruszyliśmy na porządnie. Bardzo szybko zrobił się upał. W Żylinie w parku suszymy namioty i jedziemy dalej. Do końca dnia trzymamy się drogi 507, choć znaki najczęściej próbują nas skierować na główniejsze drogi. Po dojechaniu do Trenczyna, Michał chce obejrzeć kemping na którym ostatecznie zostajemy w domku. Mam nadzieję, że tym razem się wyśpię. Przeszkadzać w tym mogą piekące od opalenizny nogi.

5.07.14    162km
Trenczyn – Piestany – Vrbove – Trstin – Bratysława – Wolfsthal

Znowu nieprzespana noc, ale tym razem cicha, więc drzemki się udawały. Ruszamy po 8 i otrzymujemy wiatr w twarz. Całe niebo jest zachmurzone, w ciągu dnia kilka razy krótko popada. W Piestanach, gdzie zatrzymaliśmy się pod Tesco, słychać nawet burzę, ale obyło się bez ulewy. Za to ucichł wiatr co znacząco podniosło komfort i tempo podróży. W Casta był objazd z powodu festynu ale rowerem przecież można przejechać przez jego środek :). W Bratysławie robimy zakupy, pamiętając, że w niedzielę w Austrii będzie z tym problem. Po krótkim błądzeniu docieramy nad Dunaj i wjeżdżamy na chyba najbardziej znany szlak rowerowy. Jedziemy nim do granicy i jeszcze kilka kilometrów po austriackiej stronie i rozbijamy namioty zaraz obok ścieżki.

6.07.14   140km
Wolfsthal (częściowo Donauradweg, częściowo nie) Haslau (prowadzenie rowerów wzdłuż brzegu Dunaju) Maria Ellend – Fischamend – Wiener Neustadt – Katzeldorf (EuroVelo 9) Feistritz

Noc była bardzo ciepła – prognoza mówiła o 18 stopniach. Około 1 w nocy koło namiotów „szczekała” sarna, poza tym noc minęła spokojnie. Daleko do Donauradweg nie mamy (jakieś 30m), więc sprawnie ruszamy zgodnie z oznakowaniem tej drogi. Po kilku kilometrach ścieżka niestety robi się żwirowa, więc opuszczamy ją na rzecz drogi E58, do której zresztą „wraca” po chwili szlak rowerowy. W Haslau jadąc znowu ścieżką zdjeżdżamy nad Dunaj ale ani mostu ani promu nie widać. Tracimy chyba z godzinę, kiedy po dłuższym pchaniu rowerów wracamy na E58 w Maria Ellend. Decydujemy się nie wjeżdżać do Wiednia i w Fischamend odbijamy na Wiener Neustadt. Na wjeździe do niego przegapiamy (o ile było) oznakowanie szlaku EuroVelo 9 i lądujemy na dworcu kolejowym. Tam zaczepia nas tubylec, którego żona jest Polką. Woła ją, ale pomimo szczerych chęci miłe małżeństwo niewiele nam pomogło. Po zapoznaniu się z mapką wywieszoną na stacji udaje nam się dostać na EV9. Ścieżka poprowadzona jest super, głównie przez pola, a w miasteczkach bocznymi uliczkami. Ładny asfalt na całości sprawił, że dojechaliśmy do Feistritz robiąc 140km, pomimo planów luźniejszego dnia. Rozbijamy się na dziko, ponownie niedaleko ścieżki. Mam nadzieję, że w nocy nie jeżdżą tutaj pociągu, bo niedaleko namiotów biegnie linia kolejowa. Dzień był upalny, temperatura nie spadała poniżej 30 stopni.

7.07.14   115km
Feistritz – Hartberg – Furstenfeld – Fehring

Wstajemy o 7, o 8:15 jesteśmy na siodełkach. W nocy znowu grasowała jakaś sarna i tak wreszcie spałem ciągiem kilka godzin. Zaraz za Aspang rozpoczął się długi i ciężki podjazd do Monichkirchen. W efekcie po 2 godzinach od wyjazdu mieliśmy zrobione tylko 12km. Próbujemy trzymać się dalej szlaku EV9 ale oznakowanie jest dużo gorsze i w końcu przenosimy się na zwykłą drogę. Około południa robimy dłuższą przerwę na przydrożnym parkingu w celu wysuszenia / wywietrzenia rzeczy (głównie namiotów, reszta przy okazji). Rozbijamy się w miejscu na pierwszy rzut oka (i na drugi też :)) mało ciekawym: na łące między domami a lasem. Przy najbliższym domu stała ambona oraz teren był krzywy ale co zrobić – na bezrybiu i rak ryba :).

8.07.14 / 9.07.14   155km + 25km po Wiedniu + 5km w Łodzi
Fehring – Bad Radkersburg – Maribor – Sentilj (Murauradweg) – Graz (QBB) Wiedeń (PolskiBus) Częstochowa (TLK) Łódź

Wyjazd zmierza ku końcowi. Zaproponowałem Michałowi, żebyśmy go skrócili ale on stwierdził, że jeżeli nie „robimy” Chorwacji to od razu wracamy do Polski… Pomimo bliskości ambony i domów, w nocy nic nas nie niepokoiło. Wstaliśmy o 5:45 i już godzinę później byliśmy na siodełkach. Dzień znowu zaczyna się od podjazdów. Postanowiliśmy odwiedzić Słowenię i rozpocząć powrót do Polski. Jedziemy do Mariboru, skąd jest bezpośredni pociąg do Wiednia. Nie chce mi się na niego czekać kilka godzin (na co zdecydował się Michał), tylko postanawiam do niego wsiąść w Graz. Trasę od granicy jadę po Murauradweg – bardzo fajnie, bo chciałem przejechać się tą ścieżką ale trochę zmodyfikowaliśmy wcześniej trasę. Z czasem nie ma problemu, bo jestem na miejscu na ponad 2 godziny przed pociągiem, niestety do miasta wjechałem w deszczu. Jeden z wielu rowerzystów dłuższy czas tłumaczył mi, co i gdzie zobaczyć ale niestety pogoda do końca się nie poprawiła i nie pozwoliła na pokrążenie i pooglądanie miasta. Bilet ciągle był strasznie drogi – 45€ (z Mariboru kosztował 58€). W pociągu okazało się, że na przesiadkę będzie dużo mniej czasu, bo Michał źle zapamiętał godzinę przyjazdu pociągu do Wiednia podaną przez kolegę. Wyszło na to, że mieliśmy tylko 15 minut, a trzeba było jeszcze przemieścić się z jednej stacji na drugą. Ostatniego dnia okazało się, że Austria jednak nie jest tak super bezpieczna. Gdy Michał pomagał mi wrzucać rzeczy do pociągu, jakiś szczyl ukradł mu pozostawioną na fotelu ładowarkę. Widział to siedzący obok pasażer, więc w trójkę (jeszcze z konduktorem) poszli poszukać złodzieja i łup się szybko odnalazł. Podróż pociągiem mija w stresie, bo za dużo jest „ale” w kwestii przesiadki na Polskiego Busa:
- nie wiadomo czy zdążymy;
- nie wiadomo czy będzie zgoda na zabranie rowerów;
- nie mamy biletów.
Z dworca Mendling przejeżdżamy większość skrzyżowań na czerwonym świetle, ale udaje nam się złapać autobus z 5-minutowym zapasem czasu i nawet jest miejsce na rowery! Szkoda tylko, że nie wiedzieliśmy, że 15 minut przed planowanym odjazdem system blokuje sprzedaż biletów (można je nabyć tylko online). Obsługa jest nieprzejednana i transport do Polski odjeżdża bez nas. Zostajemy w trójkę – jest jeszcze Ola, która wracała z Chorwacji i miała bilet ale dopiero na ranny kurs i liczyła, że będzie mogła na nim pojechać wcześniejszym. Decydujemy z Michałem o zakupie w ciemno też biletów na rano, na 8:50 – dziękuję Aniu za bycie w gotowości :). Poranny autobus oznacza ponad 10 godzin czekania podczas zimnej i wietrznej nocy i liczenie na to, że pieniądze wydane na bilety nie zostały wyrzucone w błoto (biletów nie można oddać, a nie wiadomo, czy rowery zostaną zabrane). Przemieszczamy się na dworzec kolejowy zaraz obok autobusowego, który cały jest pod ziemią. Na poziomie -1 spędzamy około godzinę. Ola i Michał chcą zobaczyć Wiedeń. Jest na tyle zimno, że średnio mam na to ochotę (byłem w Wiedniu dwukrotnie na rowerze w 2012 roku) ale lepsze to, niż samotne siedzenie w pustym wnętrzu. Spędzamy 2h na wycieczce, z czego większość na szukaniu drogi powrotnej na dworzec. Tym razem zjeżdżamy na poziom -2, który jest dużo bardziej przestronny i na rozłożonych karimatach, próbujemy się trochę przespać. Jest za zimno, na stacji cały czas wieje. O 6 średnio przyjemny typ otworzył toaletę i po wizycie w niej ruszam na samotną przejażdżkę po mieście. Autobus podjeżdża na przystanek dopiero 5 minut przed planowanym odjazdem, więc zakup biletów w ostatniej chwili znowu by się nie udał. Załoga narzeka i kręci nosem bo nasze wehikuły są oczywiście niespakowane. Rower Michała owijamy folią do malowania, która się od razu rozrywa ale chodzi tu bardziej o efekt psychologiczny – skoro jeden rower wrzuciliśmy do luku to pozostałe też musimy, co robimy opóźniając planowy odjazd. W tym miejscu dziękuję obsłudze za rozsądne podejście do tematu i zabranie nas :). W drodze walczę ze snem, przed wysiadką w Częstochowie udaje mi się trochę rozbudzić. Przemieszczam się kawałek dalej na dworzec PKP i w kasie dowiaduję się, że nie ma już biletów na rower na pociąg o 19:17… :/. Na szczęście obsługa pociągu pozwala mi jechać. Rower leży w poziomie na sześciu innych i mam cały przedział dla siebie. Do domu docieram przed 23, i około 1 w nocy czyli po 43 godzinach na nogach idę spać.

Podsumowanie
Plan nie został zrealizowany ale i tak jestem zadowolony. Żałować mogę decyzji spontanicznego wracania z Michałem – trzeba było zostać w Austrii dzień dłużej i wrócić spokojnie rowerem do Wiednia. Byłoby dużo spokojniej i dużo mniej stresu.
Na wyprawie przełamałem się w kwestii spania na dziko, bo właściwie każdy kolejny nocleg był bardziej „bezczelny” od poprzedniego. Nie ma w tym niebezpieczeństwa, trzeba bardziej pokonać własny opór psychiczny. Przekonałem się (w końcu!) do kąpania przy wykorzystaniu butelki wody. Jest to rozwiązanie dające dużo lepsze rezultaty, niż mokre chusteczki, z których w przypadku braku prysznica korzystałem na poprzedniej wyprawie.
Po raz kolejny Austria okazała się świetnym krajem do podróżowania na dwóch kółkach. Ładna nawierzchnia, piękne widoki, znikomy ruch oraz poczucie bezpieczeństwa sprawiają, że jeszcze na pewno wrócę w te rejony – kilka ścieżek rowerowych w końcu zostało do przejechania :).
Wzięty bagaż okazał się zupełnie wystarczający. Cały ekwipunek (łącznie z samymi sakwami, namiotem, kuchenką gazową i rzeczami, które miałem na sobie) poza samym rowerem ważył 13kg co uważam za bardzo rozsądny wynik bez straty na komforcie.

Koszty
Jeżeli myślisz, że podróżowanie jest drogie to masz rację. Ale ten wyjazd zdecydowanie nie należał do kosztownych :). Cały wyjazd kosztował mnie 600zł, z czego prawie 400zł pochłonęły przejazdy. Gdybym zdecydował się jeden dzień dłużej jechać na rowerze i dotrzeć na nim do Wiednia, całe koszty byłyby o 200zł niższe :).

Offline Mężczyzna Iwo

  • leniwy południowiec
  • Wiadomości: 3448
  • Miasto: Kraków
  • Na forum od: 20.09.2010
Odp: Kraków - Maribor
« 30 Lip 2014, 19:19 »
Heh, zamiast podjeżdżać przez Dąbrówkę, mogliście pociąć przez Łękawicę i wyjechać na Mucharz, bardzo sympatyczny kawałek i po drodze doba miejscówka do kąpieli w Skawie. Ale dobry podjazd nie jest zły ;)

Offline Mężczyzna uszaty99

  • Wiadomości: 132
  • Miasto: Łódź
  • Na forum od: 30.05.2011
Odp: Kraków - Maribor
« 30 Lip 2014, 19:26 »
Polak mądry po szkodzie... ;)
A tak na serio, to nie mieliśmy super dokładnej mapy i kierowaliśmy się tak jak pokazywał objazd.

Tagi:
 









Organizujemy










Partnerzy





Patronat




Objęliśmy patronat medialny nad wyprawami:











CDN ....
Mobilna wersja forum