A oto ciąg dalszy relacji.
Bardzo dobrze będę wspominać tą wyprawę. Pierwszego dnia miałam doskonałe warunki do jazdy słoneczko i lekki wiaterek w plecy. Kolejne dni upłynęły pod znakiem wiatru w twarz i opadów deszczu. Nie zawsze było gdzie się schronić i przeczekać deszcz (jedząc kanapki lub dokonując prac serwisowych przede wszystkim potrzebnych regulacji) więc pedałowanie w deszczu było na porządku dziennym. Cierpiały na tym moje SPD które codziennie były mokre. Teraz już wiem że ochraniacze są piękną sprawą a przede wszystkim można czuć się sucho i komfortowo. Pewnie ktoś powie że można było użyć worków ale jak by to wyglądało?
Poznałam na swojej drodze wspaniałych ludzi którzy z chęcią służyli pomocą. A oto kilka historii związanych z napotkanymi rowerzystami.
Wybierając wybrzeże byłam pewna że spotkam wielu sakwiarzy, pomyliłam się w tym założeniu. Wszystkich których udało mi się zagadać udawali się w przeciwnym kierunku niż ja.
Wyjątek w Drawsku znalazł mnie pewien rowerzysta. Gdy dowiedział się że przyjechałam z Poznania i jadę nad morze postanowił mnie poznać. Okazało się że jedziemy w podobnym kierunku i postanowił mi chwilę potowarzyszyć.
W Ustce dojechałam grupkę 3 rowerzystów, zagadałam choć z początku podeszli do rozmowy bardzo sceptycznie, rozkręcili się po ok 3 min. Razem udaliśmy się w poszukiwaniu noclegu. Okazało się że są to ksiądz, diakon i lekarz spędzający razem wakacje. Ksiądz załatwił nocleg ja spałam w zakonie a oni u jakiejś pani na pokoju. Wieczorem poszliśmy na kolację i posiedzieć nad morzem. Następnego dnia zjedliśmy wspólne śniadanie po którym odwiozłam ich na dworzec.
Spałam kilka razy na campingu i u znajomych. Zdarzyło się także że nie udało mi się znaleźć noclegu w pobliżu cywilizacji i spałam w lesie. Jednego dnia było tak zimno że postanowiłam uzbroić rower w lampki a siebie w długie spodnie, cieplejszą bluzę i bezrękawnik z windstoperem i jechać także w nocy. Wrażenia nie zapomniane.
Pewnie ten kto próbował wie o czym mówię.