Autor Wątek: Skradziono rowery forumowiczów w Rumunii  (Przeczytany 11843 razy)

Offline Kobieta Jelona

  • Wiadomości: 1062
  • Miasto: Wałbrzych
  • Na forum od: 26.12.2013
    • Jakość to będzie blog
Przeszukałam olx.ro i tocmai.ro, bazar dirtbike.ro, nikt nie wstawił takich lub podobnych rowerów do tej pory.

Offline Kobieta martwawiewiórka

  • Użytkownik forum
  • Wiadomości: 6394
  • Miasto: Poznań
  • Na forum od: 17.08.2009
Dzieki Jelona:) Napisze dzisiaj do Ttin sms czy coś nowego w temacie (skoro się nie odzywa, to przypuszczam, że status jest jaki był:(
Jakiś Ty społecznie dojrzały! Mogę sobie zsynchronizować z Tobą te dane?

Offline Mężczyzna aard

  • Wiadomości: 6095
  • Miasto: Wiedeń
  • Na forum od: 15.08.2007
    • Moje wyprawy
Proszę bardzo. Przypadałaby się nazwa wioski, w której doszło do kradzieży oraz potwierdzenie informacji, że faktycznie spali na gospodarza (tak napisałem). W miejsce kropek trzeba dopisać imię Camellusa.

Bicycles stolen from two Polish tourists!

On the night from 9th to 10th of August two bicycles were stolen from Polish tourists staying for the night with a Romanian family in a village on the route from Bicaz to Lacul Rosu. The travellers' names are Justyna (female) and ... (male). Bicycles look like shown in the pictures.

Should anyone of you have seen those bicycles, please inform the Police, who are doing their best to help and find them.
« Ostatnia zmiana: 13 Sie 2014, 18:55 aard »
A na rowerze zawsze jest miejsce siedzące... chyba że jesteś bikepackerem :p

 

Offline Kobieta martwawiewiórka

  • Użytkownik forum
  • Wiadomości: 6394
  • Miasto: Poznań
  • Na forum od: 17.08.2009
Dzięki Aard!  ;D
Jakiś Ty społecznie dojrzały! Mogę sobie zsynchronizować z Tobą te dane?

Offline miki150

  • Użytkownik forum
  • Wiadomości: 6706
  • Miasto: Jeteborno
  • Na forum od: 05.07.2010
Napisałęm do moderatora na ciclism.ro.

Jakąś nagrodę ustalili za pomoc w odnalezieniu?

Offline Kobieta martwawiewiórka

  • Użytkownik forum
  • Wiadomości: 6394
  • Miasto: Poznań
  • Na forum od: 17.08.2009
Tak, ale nie wiem w jakiej wysokości. Pisała że dali info o nagrodzie, ale nic ponadto co wczoraj napisałam tutaj.
Jakiś Ty społecznie dojrzały! Mogę sobie zsynchronizować z Tobą te dane?

Offline miki150

  • Użytkownik forum
  • Wiadomości: 6706
  • Miasto: Jeteborno
  • Na forum od: 05.07.2010

Offline Kobieta martwawiewiórka

  • Użytkownik forum
  • Wiadomości: 6394
  • Miasto: Poznań
  • Na forum od: 17.08.2009
Justyna i Camellus napisali właśnie że są już w Polsce (jeszcze w drodze do domu), dziękują wszystkim za pomoc, nagroda jest (Justyna mnie nie upoważniła żeby pisac w jakiej wysokości, wiec może sama dopisze). Sprawa znalezienia rowerów pozostaje oczywiście otwarta.
Justyna napisała, że jak odpoczną i wyzdrowieją (bo się pochorowali czy coś;) - to dadzą znać na forum.

dzięki miki za kontakt z tamtym forum:) Szanse niewielkie, ale zawsze jakieś są.
« Ostatnia zmiana: 13 Sie 2014, 09:57 martwawiewiórka »
Jakiś Ty społecznie dojrzały! Mogę sobie zsynchronizować z Tobą te dane?

Offline Mężczyzna tranquilo

  • Wiadomości: 1692
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 21.01.2011
    • Na rowerowej ścieżce

Offline Kobieta ttin

  • Wiadomości: 401
  • Miasto: Kraków
  • Na forum od: 16.05.2011
Przede wszystkim dziękujemy bardzo za pomoc i zaangażowanie - podnosi to na duchu. A generalnie to, za przeproszeniem, rzygamy Rumunią....... A to było tak:

Akurat minął tydzień wyprawy. W okolicy Bicaz zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, gdzie Camellus zauważył, że pękła mu obręcz. Z daleka nie było to zauważalne, dopiero po przyjrzeniu się z bliska. No ale rzecz niebezpieczna - jak pęknie bardziej, to na zjeździe sobie można co nieco połamać. Postanowiliśmy, że powoli dojedziemy do Lacu Rosu i może znajdziemy tam Polaków z samochodami, którzy podrzucili by nas do Gheorgieni - nieco większego miasta oddalonego od Bicaz o jakieś 30 km. Wcześniej już kilka razy spotkaliśmy sympatycznych Polaków, więc była szansa. Nie dojechaliśmy do samego Lacu, ale do wąwozu do niego prowadzącego i zatrzymaliśmy się na postoju turystycznym ze straganami i barem, jakieś 3km od Bicaz Chei. (Bicaz to większa miejscowość, a Bicaz Chei taka mała wieś, nieco bliżej Lacu niż sam Bicaz.) Polaków spotkaliśmy, ale zmieściliby tylko Camellusa z kołem. Była sobota, ewentualny sklep rowerowy nie wiadomo czy otwarty, nie wiadomo czy jakiś serwis by był, w niedzielę zamknięty na pewno, Camellus z kołem w Gheorgieni 3 dni, ja w Lacu - postanowiliśmy się jednak nie rozdzielać i podziękowaliśmy miłym Polakom za chęć pomocy. Z resztą w żadnej miejscowości, którą mijaliśmy nie było sklepu rowerowego, baliśmy się, że w Gheorgieni i tak mała szansa na jakiś serwis i i tak by trzeba jechać do jeszcze większego miasta już dużo dalej. A to znowuż było na 40 szprych i czy ktoś będzie umiał zapleść, bo my nie umiemy itp., itd.

Na postoju przy barze spędziliśmy jakieś 2 godziny. W tym czasie robiłam zakupy w małym sklepiku obsługiwanym przez chłopaczka. Rozmawialiśmy chwilę, bo dziwił się, że chcę kupić całą butelkę palinki, jak tutaj taka droga.

Siedzimy w wąwozie i po konsultacjach telefonicznych ze znajomymi i rodziną została wybrana opcja: przyjeżdżają po nas z Polski samochodem (samochód ma bagażnik na rowery) i wracamy do domu. Będą na następny dzień, czyli w niedzielę. W wąwozie spać nie chcemy, bo to park narodowy. Pojechałam sama na dół do Bicaz Chei po zakupy i przy okazji zapytałam pani w sklepobarze czy możemy przenocować jedną noc u niej na podwórku, bo że koło i że czekamy na znajomych z Polski. Pani na szczęście mówiła po angielsku, chyba trzecia taka osoba w Rumunii. Możemy. Jadę po Zbyszka i bagaże do wąwozu i po przyjeździe do Bicaz Chei zadowoleni lokujemy się na podwórku z boku domu. Rowery jakiś czas stały w widocznym z drogi miejscu. Wieczorem zostały przestawione za tył domu i spięte zapięciem. Za domem był dość duży pies przy budzie na łańcuchu, łańcuch sięgał do odległości jakiegoś metra od rowerów. Kiedy rozkładaliśmy namiot, pies na nas szczekał i zostaliśmy jeszcze uprzedzeni przez właścicielkę, żeby nie podchodzić, bo ugryzie.

Zjedliśmy kolację, poszliśmy spać. Rano nie ma rowerów. Ale pierwsza myśl, że gospodarze gdzieś przestawili, bo to niedziela, może przeszkadzały, wczoraj wieczorem ktoś kosił trawę, więc może on przestawił, żeby sobie swobodnie skosić. Po jakimś czasie, przeszukaniu szop, domu i spiżarni i dzwonieniu do córki właścicielki barosklepu okazało się, że nikt nie ruszał rowerów i nikt nie wie, gdzie są. Ja się zdążyłam już popłakać. Jedziemy na policję. Że niedziela, to posterunek zamknięty, ale za 15 minut oddelegowany policjant przyjedzie na miejsce do gospodarzy (mąż właścicielki zadzwonił na 112). Policjant przyjechał, na szczęście mówi po angielsku, porozmawiał z nami, z gospodarzami, z sąsiadami, zrobił przeszukanie, wziął od nas dokumenty, jedzie na posterunek i niedługo wróci, mamy czekać.

Ja stwierdziłam, że nie będę czekać bezczynnie. Poszłam na nogach do wąwozu wstępując po drodze do barów i sklepów. Umiałam powiedzieć łamanym rumuńskim, że ja i przyjaciel, że dwa rowery, że spaliśmy w barze w Bicaz, że dziś rowerów nie ma, że czarny i czerwony i jak zobaczą, to dzwonić na policję. Doszłam do miejsca naszego wczorajszego postoju. Zauważyłam chłopaczka od palinki i pomyślałam, że musi mnie na bank pamiętać, bo jak byliśmy to nikt nie kupował w tym sklepie tylko wszyscy zamawiali w barze i specjalnie musiał tam przyjść z baru. Siedział przy stole i jadł. Zagadnęłam czy mnie pamięta, że du bicicletta. Zdążyłam powiedzieć tylko tyle, bo od razu usłyszałam salwę 'no, no, no, no, no' i chłopak wściubił nos w talerz, jakby się tam chciał schować. Wtedy pomyślałam, a kurde pewnie jakiś mruk. W barze była kelnerka znająca trochę angielski, to napisałam jej na kartce kolory i marki rowerów i poprosiłam o kontakt z policją w razie czego. Pani bardzo miła, powiedziała, żebym nie płakała.

Zawróciłam, po drodze zgarnęli mnie policjant i Zbyszek samochodem. Pojechaliśmy na komendę, tam kolejne kilka godzin, spisujemy zeznania, czekamy na Polka mieszkającego w okolicy, żeby robił za tłumacza i podpisał się na dokumentach. Zgłosiłam też sprawę do konsulatu.

Wróciliśmy do gospodarzy, spakowaliśmy się, byli tak mili i podwieźli nas do Lacu Rosu, żebyśmy mogli zostać w jakimś pensjonacie na nocleg, bo samochód po nas miał być dopiero koło północy. Na drugi dzień już wszyscy postanowiliśmy, że zostaniemy jeszcze 2 dni w Rumunii, zobaczymy Transfogarską i Bran Vlada Palownika. cały czas byliśmy w kontakcie z policjantem prowadzącym sprawę i z konsulatem, żeby też ich poganiali. Zbyszek stwierdził, że dziwna ta reakcja była chłopaczka od palinki, więc to zgłosiliśmy. Policjant dostał w międzyczasie cynk, że widziano kogoś podobnego z naszymi rowerami. Chłopak był przesłuchiwany na komisariacie, ale nic to nie dało. Byliśmy u niego ponownie, no to jak nas zobaczył, to się schował u mamy na zapleczu baru. Nie mówimy, że na pewno on ukradł, ale zachowywał się, jakby coś wiedział. Powiedzieliśmy mu przez kelnerkę z angielskim, że chcemy tylko nasze rowery i jak się znajdą, to nie będziemy wnosić żadnej skargi. I pojechaliśmy do Bran, tam nocleg i kolejny dzień Transfogarska. Cały czas w kontakcie z policjantem, bo mieliśmy numer do niego bezpośrednio i z konsulatem. Dziś dzwoniłam koło południa, ale powiedział, że nie ma dobrych wieści, że nic nowego, ale jeszcze szuka i będzie się kontaktować przez konsulat.

Offline Kobieta ttin

  • Wiadomości: 401
  • Miasto: Kraków
  • Na forum od: 16.05.2011
Uffff..

Natomiast sama wyprawa odbywała się pod znakiem jakiejś jednej wielkiej klątwy..... Od samego początku drogi były mega fatalne. I to nie fatalne w rozumieniu polskim. Tak fatalne, jakby się rzucali granatami. Jadąc można było wybrać między 10-cio, a 20-sto centumetrowym lejem po bombie. Zjeżdżając z góry rzadko kiedy przekraczaliśmy 15 km/h. Podczas jednego zjazdu Zbyszkowi spadła sakwa i chyba wtedy zgubiliśmy ręcznik, zaczepiony o ekspander, żeby się wysuszył. Później zepsuła się ładowarka i wejście do ładowania w komórce. Potem zgubiłam zakrętkę od bidonu. Po kilku dniach zauważyliśmy, że ucieka nam powietrze z materacy i w ostatnią noc uciekło go już na tyle dużo, że dalej nie dało by się na nich spać. Przez większość tego tygodnia lało: godzina miedzy 14 a 15 zaczynało grzmieć, a potem ulewa. I tak do wieczora. To już był standard. No i na koniec pęknięta obręcz. (O złodziejach już nie wspominam.)

Ale nie, to jeszcze nie koniec. W drodze powrotnej, już samochodem, ja i Zbyszek pochorowaliśmy się okrutnie, wymiotowaliśmy jak małe kocięta, potem dostaliśmy biegunki. Znaczy ja w tej kolejności, a Zbyszek na odwrót. Natomiast dwóm pozostałym pasażerom samochodu nic nie było. I dziś jeszcze dostał Zbyszek gorączki. Leżymy teraz po dawce różnych kolorowych pastylek. No ale zawsze może być gorzej, dobrze, że mamy ręce i nogi.

Offline Mężczyzna paweł.70

  • Marin
  • Wiadomości: 3321
  • Miasto: Ciepłe Łóżeczko
  • Na forum od: 28.11.2011
Bardzo przykra sprawa. W zeszłym roku jechaliśmy również trasą z Bicaz przez Lacu Rosu ale zazwyczaj rozbijaliśmy się na campingach ale jedną noc w miejscowości Stulpiciani przed przełęczą Ostra rozbiliśmy się na "na gospodarza". Na drodze zobaczyłem Rumunki rozmawiające, więc zapytałem czy nie możemy się u Was rozbic z namiotem. Panie między sobą zaczęły rozmawiac i kazały czekac, chwilę później wyszedł na drogę Cygan czarny jak noc i trochę się przeraziłem widząc Cygana. Zaprowadził nas na swoje podwórko i rozbijając namiot powiedział,że nic nam nie grozi i wszystko będzie bezpiecznie. Oczywiście całą noc źle spałem i wstałem już o 5-tej. Na szczęście nic się nie stało.Także wolę zawsze nocowac na dziko lub na campingu. Bądźcie dobrej myśli i trzymam kciuki za pozytywne zakończenie sprawy.
Pozdrawiam

Dom jest tam, gdzie rozkładamy obóz
Liczy się podróż, a nie cel.

Offline Mężczyzna olo

  • Moderator Globalny
  • Wiadomości: 7081
  • Miasto: Bydgoszcz
  • Na forum od: 12.02.2011
trzymajcie się, zdrowie pewnie szybko wróci do normy, może też z Rumunii nadejdą lepsze wieści.
Cytat: Hipek
To, co napisał Olo, brzmi rozsądnie.


Offline Kobieta dewunska

  • Wiadomości: 402
  • Miasto: Kołobrzeg | Wrocław
  • Na forum od: 11.04.2011
Bardzo, ale to bardzo wam nie zazdroszczę..teraz to już chyba sama w namiocie nie zasnę :(

trzeba być jednak zawsze dobrej myśli, trzymam kciuki, żeby rowery się odnalazły!
Tourists don\'t know where they were yesterday, travellers don\'t know where they will be tomorrow.

Offline vooy.maciej

  • Wiadomości: 2612
  • Miasto: Pogórze Wielickie
  • Na forum od: 04.07.2008
bardzo przykra sprawa :/
Szkoda mi was strasznie bo to może zostać w psychice - rowery szybciej odrobicie

Żeby pocieszyć innych- jeśli dobrze kojarzę okradzenie emesa na Ukrainie to też miało miejsce po tym jak wioskowi ich dobrze obejrzeli - to w sumie najgorsze wypadki jak dużo ludzi Cię widzi to może się trafić też złodziej.
Oczywiście ten przypadek był inny bo nie bardzo mieli wybór.

najbardziej dziwi mnie ten pies- myślicie że gospodarze mogli być w "spisku"?

Tagi:
 









Organizujemy










Partnerzy





Patronat




Objęliśmy patronat medialny nad wyprawami:











CDN ....
Mobilna wersja forum