Autor Wątek: Rowerowe Bałkany 2014...  (Przeczytany 1603 razy)

Offline Mężczyzna Krakonos

  • Wiadomości: 69
  • Miasto: Wrocław
  • Na forum od: 16.03.2014
    • Życie w Namiocie
Rowerowe Bałkany 2014...
« 13 Sie 2014, 16:33 »
Cześć, zapraszam wszystkich zainteresowanych do przeczytania relacji z tegorocznej wyprawy na Bałkany, która to planowana była w tym wątku: http://www.podrozerowerowe.info/index.php?topic=11676.new;topicseen#new
Wróciłem w sobotę i postanowiłem spisać wszystkie wspomnienia póki jeszcze świerze :) Ze względu na objętość postanowiłem pociąć to na dwie, może trzy części żeby nie przestraszyć ewentualnych czytelników lawiną tekstu.   


Pięć osób, pięć tygodni w podróży, jedenaście krajów i ponad trzy tysiące kilometrów przejechanych na dwóch kołach. Górale obładowane ciężkimi sakwami, spanie w namiotach, kąpiele w strumieniach, albo w butelce wody, gotowanie na kuchence turystycznej, pedałowanie od świtu do zmierzchu w deszczu bądź w ponad czterdziestostopniowych upałach, ciągły ból ud i tyłka oraz, przede wszystkim, góry. Góry ciągnące się przez 10 z 11 odwiedzonych krajów. Mniej więcej w ten sposób wyglądała nasza podróż życia, czyli szalona, rowerowa wyprawa na Bałkany.

Wszystko zaczęło się wiosną tego roku, na naszym forum, gdzie Klaudiusz z Sosnowca napisał post, w którym to poszukiwał kilku chętnych osób na wyprawę. Z Klaudiuszem jechała jeszcze Ewa z Płocka i dołączyłem ja, czyli Artur z Wrocławia. Zgłosiła się też jeszcze jedna dziewczyna, lecz musiała zrezygnować ze względu na zwichniętą kostkę. Zamiast niej przyłączyli się jeszcze Wojtek z Bydgoszczy (kolega Ewki) i Marcin z Opola. Żeby tego było mało, przez Rumunię jechać miał z nami jeszcze Paweł, znajomy Ewy z uczelni. Jak widać wędrówkę rozpoczynaliśmy w pokaźnym, sześcioosobowym peletonie.

Plan wyprawy był ambitny, trasa zaplanowana przez Klaudiusza prowadziła z Muszyny, przez Słowację i Węgry (jedyny w miarę płaski kraj), Rumunię, kawałek Bułgarii, Macedonię, Albanię, Montenegro, Bośnię i Hercegowinę, Chorwację i Słowenię, aż po Austrię, do Wiednia, skąd mieliśmy wrócić do Polski autobusem. Do przejechania było prawie trzy i pół tysiąca kilometrów w czasie pięciu tygodni, co oznaczało dzienny dystans rzędu ponad 100 km (trzeba było też brać poprawkę na zdarzenia losowe, które mogłyby opóźnić jazdę). Na dodatek paktycznie cała trasa wiodła przez kraje górzyste, co oznaczało nie lada wyzwanie...
Wyzwanie to podejmujemy w sobotę, dnia piątego lipca, roku pańskiego 2014. Wyjeżdżamy ostatecznie z Krynicy. Trzeba znaleźć krawca bądź szewca, który zszyłby gówniane sakwy Pawła (rozwaliły się już w pociągu, najwyraźniej nie warto oszczędzać na najważniejszym elemencie wyposażenia). Krawca nie znaleźliśmy, gdyż była sobota, sakwy zostały połączone agrafkami. Z Krynicy jedziemy w piątkę, Wojtek dołącza później na trasie, ponieważ wyjechał tydzień wcześniej i wałęsał się po Bieszczadach.

Nasz pierwszy nocleg na Słowacji jest absolutnie godny zapamiętania. Rozbilijamy się nad jeziorem, koło rodziny Słowaków. Nasi sąsiedzi szybko zaczynają się z nami integrować częstując nas domowym winem i nie tylko. Później zaczynają się śpiewy przy ognisku i wymiana kulturowa piosenek oraz przyśpiewek ludowych. Poza tym kraj ten nie zasługuje na większą uwagę, przejeżdżając przez wsie zauważamy tłumy Cyganów szlajających się wokół swoich odrażających siedzib. W zasadzie ciężko było wpatrzeć jakiegoś Słowaka, natomiast wszędzie pałętały się watahy romskich dzieciaków, pokrzykujących coś w naszą stronę. Na plus dla Słowacji zaliczyć mogę sporą ilość sadów owocowych, przez co od czasu do czasu zatrzymywaliśmy się nazrywać czereśni lub śliwek.

W niedzielny wieczór, szóstego lipca byliśmy już na Węgrzech. Kraj ten wygląda bardzo podobnie do Polski, zwracają uwagę bardzo zadbane miasteczka. Wzdłuż drogi ciągną się bezkresne pola pełne słoneczników. Największym mankamentem na Węgrzech jest tutejszy język, który absolutnie niepodobny do żadnego ze znanych nam europejskich dialektów praktycznie uniemożliwia jakiekolwiek próby komunikacji międzyludzkiej. Bardzo pozytywnym elementem węgierskiej rzeczywistości są porozstawiane po wioskach studnie, z których ochoczo czerpiemy wodę (upały sięgały czterdziestu stopni). Doczekaliśmy się też finału historii z sakwą Pawła, która urwała się w pewnym miasteczku (na szczęście w miasteczku) i Paweł musiał sprawić sobie nową. Tak czy inaczej Węgry wydawały się nam dość nudne, na szczęście przebijamy się przez nie w dwa dni i wjeżdżamy do Rumunii.

Rumunia jest krajem, w którym spędziliśmy najwięcej czasu. Musieliśmy przejechać prawie całą jej długość z północy na południe. Jest też pierwszym krajem naprawdę ciekawym. Po przekroczeniu granicy ma się wrażenie odbycia podróży w czasie. To taki żywy skansen, wieś rumuńska przypomina polską wieś sprzed ponad dwóch dekad. Co jakiś czas przy drodze szwęda się zbłąkany koń, wieczorami środkiem ulicy maszerują sobie krowy sprowadzane z pastwisk, skutecznie blokując ruch samochodowy. Na porządku dziennym jest widok pociesznych osiołków z mozołem ciągnących ogromne wozy wyładowane sianem. W Rumunii zaczyna się też nieciekawy nawyk kierowców samochodów, mianowicie ciągłe trąbienie. Trąbią na rowerzystów żeby zasygnalizować swoją obecność, jadący z naprzeciwka z kolei cisną w klakson aby nas pozdrowić. Ten zwyczaj ciągnie się przez całe bałkany i po pewnym czasie staje się absolutnie nie do zniesienia. Słysząc trąbienie kilkadziesiąt razy dziennie człowiek ma ochotę obrzucać nadjeżdżające auta kamieniami. Na dodatek kierowcy prezentują tutaj odmienne, typowo wschodnie, „brawurowe” podejście do poruszania się pojazdem. Ale trudno, jechać tdalej trzeba. Po drodze odwiedzamy jaskinię Meziad, w której podziwiać można piękne formy krasowe. W trakcie zwiedzania gaśnie światło, „Pewnie na dworze pada” rzuca przewodniczka. Faktycznie pada, a właściwie leje jak z cebra. Ulewa przypomina jakiś tropikalny monsun, a szlak w dole zamienił się w rwący potok. Przeczekujemy ulewę przy wejściu, obserwując jak w jaskini tworzy się rzeka. Na szczęście woda nie porwała naszych rowerów. Niestety pogoda w Rumunii nie chce nam sprzyjać, ciężko o dzień bez deszczu, co ma negatywny wpływ na nasze morale. Przynajmniej kapiące z nieba krople nie przeszkadzają w zachwycaniu się widokami,. A jest się czym zachwycać, wszak większość powierzchni kraju zajmują góry, wysoki i dzikie. Co ciekawe zamieszkuje je największa w Europie populacja niedźwiedzi (a my sypiamy „na dziko” po krzakach). Ukoronowaniem naszej rumuńskiej tułaczki miał być fragment rumuńskich Karpat, najwyższe pasmo w kraju, Góry Fogaraskie. Biegnie tamtędy szosa, prowadząca na drugą ich stronę, jest to słynna Droga Transfogaraska. Druga (po Transalpinie) najwyższa droga w Rumunii, pnąca się krętymi spiralami aż na 2034 m n. p. m. Trasę tą dzielimy sobie na dwa dni, za pierwszym podejściem docierając mniej więcej w okolice 1600 m n. p. m. Tutaj zmienia się już poważnie szata roślinna, znikają drzewa a ich miejsce zajmują karłowate krzaczki i nagie, szare skały. Obóz rozbijamy w miejscu, gdzie wcześniej pasło się stado owiec. Obserwujemy ich zejście z pastwiska. Obok namiotu płynie górski strumień. Noc na tej wysokości jest dość zimna, ale nie marznę w moim ciepłym śpiworze (czego nie mogą powiedzieć Klaudiusz i Ewa). Rankiem biorę lodowatą kąpiel w strumieniu i oglądam oszałamiający widok. Z tej wysokości w oddali widać całą Rumunię. Później ruszamy dalej w górę, ostatni fragment szosy jest jeszcze bardziej kręty i stromy. Na szczycie rozkładamy się na zielonej polance i podziwiamy widoki. Spoglądając w dół mam świadomość, że dokonałem czegoś naprawdę wielkiego, wjechałem rowerem wyżej niż kiedykolwiek przyszło mi wspiąć się na nogach. Na dodatek rowerem obciążonym przynajmniej piętnastoma kilogramami bagażu. Na szczycie paralotniarze przygotowują się do startu, przeszkadzają im trochę nasze porozkładane ciuchy i śpiwory, które suszą się na słońcu po wilgotnej nocy. Wokół kręci się pełno turystów, ciężko zliczyć ilość zaparkowanych tutaj motocykli, trudno też przepchnąć się dalej, do wyjazdu. Po mozolnej wspinaczce czeka nas nagroda w postaci szybkiego zjazdu. Na krętej drodze w dół nie ma czasu na oglądnaie widoków, pędzimy z prędkościami przekraczającymi 50 km/h i musimy uważać, aby nie wypaść z zakrętów. Przeszkadzają też wlokące się z przodu samochody. Zwalniają na zakrętach i ciągle musimy przez nie hamować, a nie zawsze jest miejsce żeby je wyprzedzić. Szalony zjazd ciągnie się przez wiele kilometrów, w czasie których adrenalina pompowana jest w moje żyły. Czuję zapach chłodnego wiatru na twarzy a sercu ogromną radość.

Transfogaraska była swoistą wisienką na torcie, teraz możemy kierować się w stronę Bułgarii. Przez granicę przeprawiamy się promem, pokonując Dunaj. Nasze pierwsze zetknięcie z Bułgarią jest nieco szokujące, po drodze mijamy opuszczone budynki, wokół brak żywej duszy, krajobraz jak po wojnie atomowej. Na szczęście dalej robi się już normalnie. Bułgaria robi na mnie niesamowite wrażenie, zwłaszcza park narodowy Vahransky Bałkan, przez który przejeżdżamy. Ciepły klimat sprawia, że zbocza gór porasta roślinność liściasta, nie sosny i świerki. Przez to łagodne zbocza gór i kręte drogi biegnące wzdłuż nich przywodzą na myśl widoki rodem z Ameryki Południowej. Natrafiamy na mały bar, położony tuż koło wodospadu. Czujemy się jakbyśmy byli sercu boliwijskiej dżungli. W Bułgarii miał też miejsce nieprzyjemny wypadek- Klaudiusz zalicza bliskie spotkanie z terenówką przy zjeździe. Na szczęście nic mu się nie stało (aż dziwne, jak to mówią: „więcej szczęścia niż rozumu”) za to jego wspaniały 29-er zamienił się w kupę pogiętego złomu. Teraz ma nowy rower- różowego Gianta sprzed około dwóch dekad. Dał za niego 200 euro, ale przynajmniej może jechać dalej. Wkrótce, w czasie deszczu, przekraczamy granicę z Macedonią, granicę, która zdaje się nam dosłownie bramą Bałkanów. Za tą bramą rozpościera się już inny świat, pełen strzelistych, białych minaretów... ale o tym w następnej części relacji.

Ciąg dalszy nastąpi wkrótce :)

Wybrane, najfajniejsze zdjęcia z wyprawy do obejrzenia tutaj:
https://drive.google.com/folderview?id=0B4OBG_ZB6sRpbkd6Z0h1UHdDZGc&usp=sharing


Offline Mężczyzna furman

  • Wiadomości: 2257
  • Miasto: Kraków
  • Na forum od: 02.09.2010
    • http://www.szybkitowar.pl
Odp: Rowerowe Bałkany 2014...
« 13 Sie 2014, 17:31 »
Fajnie, ale brakuje zdecydowanie podpisów na zdjęciach :)
Rowery i kobiety to moje podniety
Podjazdy i dziewczyny to moje dyscypliny

Offline Mężczyzna aard

  • Wiadomości: 6095
  • Miasto: Wiedeń
  • Na forum od: 15.08.2007
    • Moje wyprawy
Odp: Rowerowe Bałkany 2014...
« 13 Sie 2014, 19:39 »
Pochopnie wyciagasz wnioski. Mam na myśli Słowację. Przejechales w 1 dzień mały, wschodni (najbiedniejszy) jej fragment i już masz zdanie nt. całego kraju? :o
A na rowerze zawsze jest miejsce siedzące... chyba że jesteś bikepackerem :p

 

Offline Mężczyzna memorek

  • Wiadomości: 2682
  • Miasto: Szczecin
  • Na forum od: 12.05.2007
Odp: Rowerowe Bałkany 2014...
« 13 Sie 2014, 19:40 »
Poza tym kraj ten nie zasługuje na większą uwagę, przejeżdżając przez wsie zauważamy tłumy Cyganów szlajających się wokół swoich odrażających siedzib.
I już mi się nie chce czytać dalej.

Marek

Offline vooy.maciej

  • Wiadomości: 2612
  • Miasto: Pogórze Wielickie
  • Na forum od: 04.07.2008
Odp: Rowerowe Bałkany 2014...
« 13 Sie 2014, 22:06 »
no niezbyt to miłe ale wschodnia Słowacja ma swój "klimat" - pomijając jedna  króciutką sytuacje w Maroku, tylko na Słowacji czułem się rzeczywiście zagrożony. Potem już po prostu nei stawaliśmy w wioskach jak nie musieliśmy :/

Offline Mężczyzna Krakonos

  • Wiadomości: 69
  • Miasto: Wrocław
  • Na forum od: 16.03.2014
    • Życie w Namiocie
Odp: Rowerowe Bałkany 2014...
« 13 Sie 2014, 22:51 »
Słowacja jako taka zapewne na uwagę zasługuje. Natomiast jej fragment, który przejechałem zdecydowanie nie zasługuje na to żeby poświęcać mu miejsce w mojej relacji. Po prostu Słowacja i Węgry to był taki przejazd "na szybko" droga do Rumunii. Znacznie ciekawsze rzeczy, zdecydowanie bardziej warte opisania widzieliśmy dalej. Tyle w temacie.

@ memorek
Nie chcesz, nie czytaj, nikt cię nie zmusza.

Offline Kobieta martwawiewiórka

  • Użytkownik forum
  • Wiadomości: 6394
  • Miasto: Poznań
  • Na forum od: 17.08.2009
Odp: Rowerowe Bałkany 2014...
« 14 Sie 2014, 13:35 »
Po prostu Słowacja i Węgry to był taki przejazd "na szybko" droga do Rumunii. Znacznie ciekawsze rzeczy, zdecydowanie bardziej warte opisania widzieliśmy dalej. Tyle w temacie.

W takim razie  niezbyt zgrabnie  sformułowaleś tamto  zdanie w relacji, bo jest ono raczej jednoznaczne (tak jak pisał aard). Faktycznie po tym zdaniu też nie miałam ochoty czytac dalej, bo nie interesują mnie wnioski, obserwacje i relacja kogoś, kto kraj ocenia na podstawie jednego dnia (akurat nie chodzi mi o tych Cyganów).

Ale jednak okazuje się, że dalej warto czytać i są ciekawe informacje.


Bułgaria robi na mnie niesamowite wrażenie, zwłaszcza park narodowy Vahransky Bałkan,


O jaki Park Narodowy chodzi? O Park Narodowy Wichrenu? Nie znalazłam "vahranskego" a to co napisałeś o tym miejscu jest zachęcające, może w przyszłości jakoś odwiedzę.


Fajnie, ale brakuje zdecydowanie podpisów na zdjęciach

Dołączam się do prośby o podpisy, chociażby krótkie, zdecydowanie lepiej się oglada zdjęcia z podpisami :) Tak to nawet nie bardzo wiadomo gdzie to było.  ;)
Np, gdzie spotkaliście tego stwora?:
https://lh6.googleusercontent.com/BpTq-xM-xO1nXljJDOMxCRWIJlBmi9UFA3CF7wXlfwSjW0s3wx3qO0f-xTjp0C0lUaTXJw=w1879-h946
« Ostatnia zmiana: 14 Sie 2014, 21:37 martwawiewiórka »
Jakiś Ty społecznie dojrzały! Mogę sobie zsynchronizować z Tobą te dane?

Offline Mężczyzna Krakonos

  • Wiadomości: 69
  • Miasto: Wrocław
  • Na forum od: 16.03.2014
    • Życie w Namiocie
Odp: Rowerowe Bałkany 2014...
« 15 Sie 2014, 13:16 »

W takim razie  niezbyt zgrabnie  sformułowaleś tamto  zdanie w relacji, bo jest ono raczej jednoznaczne (tak jak pisał aard). Faktycznie po tym zdaniu też nie miałam ochoty czytac dalej, bo nie interesują mnie wnioski, obserwacje i relacja kogoś, kto kraj ocenia na podstawie jednego dnia (akurat nie chodzi mi o tych Cyganów).

Ale jednak okazuje się, że dalej warto czytać i są ciekawe informacje.

O jaki Park Narodowy chodzi? O Park Narodowy Wichrenu? Nie znalazłam "vahranskego" a to co napisałeś o tym miejscu jest zachęcające, może w przyszłości jakoś odwiedzę.

Dołączam się do prośby o podpisy, chociażby krótkie, zdecydowanie lepiej się oglada zdjęcia z podpisami :) Tak to nawet nie bardzo wiadomo gdzie to było.  ;)
Np, gdzie spotkaliście tego stwora?:
https://lh6.googleusercontent.com/BpTq-xM-xO1nXljJDOMxCRWIJlBmi9UFA3CF7wXlfwSjW0s3wx3qO0f-xTjp0C0lUaTXJw=w1879-h946

Biję się w pierś, bo w nazwie parku walnąłem literówkę, ale byłem święcie przekonany, że właśnie tak się to pisze. Właściwa nazwa brzmi Vrachanski Balkan (a nawet Wraczański Bałkan, tak się to chyba powinno transkrybować z cyrylicy na nasze). Znajduje się w pobliżu miejscowości Wraca (Vratsa) w Bułgarii. A określony jest jako "prirodeń park" więc chyba bardziej coś w stylu naszego parku krajobrazowego. Bardzo pozytywnie zaskoczyło nas to miejsce, zwłaszcza że wcześniej nie wiedzieliśmy o jego istnieniu.
Co do zdjęć, to przyznaję rację. Aczkolwiek album z podpisami powstaje powoli, bo chcę, żeby podpisy te były ciekawe a nie ograniczały się do jednej linijki. Później wrzucę link tutaj, tak jak drugą część relacji. Co do stwora to nie wiem o którego chodzi bo link mi się nie otwiera :( Jeśli chodzi o skorpiona to spotkałem go podczas rozkładania obozu w Durmitorze.

Offline Mężczyzna wojtek

  • Użytkownik forum
  • Wiadomości: 5172
  • Miasto:
  • Na forum od: 02.03.2010
    • Pokój z Tobą
Odp: Rowerowe Bałkany 2014...
« 15 Sie 2014, 14:27 »
Pozdro dla zioma na Ginacie Terrago w kolorze fioletu chinakrydonowego :)

Offline Kobieta martwawiewiórka

  • Użytkownik forum
  • Wiadomości: 6394
  • Miasto: Poznań
  • Na forum od: 17.08.2009
Odp: Rowerowe Bałkany 2014...
« 15 Sie 2014, 23:14 »
Dzięki za nazwę parku, teraz już csię wyszukuje w googlu bez problemu. Rzeczywiście robi wrażenie. Co ja piszę, niesamowity jest - no, przynajmniej na fotach w necie:) Co do stwora, chodzi o dziwadło ze zdjęcia nr 46.:)
Jakiś Ty społecznie dojrzały! Mogę sobie zsynchronizować z Tobą te dane?

Offline Mężczyzna Krakonos

  • Wiadomości: 69
  • Miasto: Wrocław
  • Na forum od: 16.03.2014
    • Życie w Namiocie
Odp: Rowerowe Bałkany 2014...
« 16 Sie 2014, 08:20 »
Pozdro dla zioma na Ginacie Terrago w kolorze fioletu chinakrydonowego :)

Hahah, a ja w swojej ignorancji myślałem, że rower jest różowy  ;D Kolega ten zaczął wyprawę na innym bicyklu, niestety w Bułgarii zdołał go totalnie zezłomować w efektownym zdarzeniu z terenówką (z którego, co ciekawe, sam poszkodowany wyszedł bez jakichkolwiek obrażeń). A gianta kupił na miejscu żeby mieć na czym jechać dalej.

@martwawiewiórka
Stwora spotkałem nad Jeziorem Szkoderskim

 









Organizujemy










Partnerzy





Patronat




Objęliśmy patronat medialny nad wyprawami:











CDN ....
Mobilna wersja forum