Nie lubię pisać relacji ale że kilka osób prosiło mnie abym napisał trochę więcej o przygotowaniach i starcie...
Mam nadzieję że zachęcę też kogoś do udziału w takich zawodach, bo wbrew pozorom nie jest to to jakiś super wyczyn. Jestem nawet trochę rozczarowany, myślałem że będzie dużo ciężej, szczególnie że jakoś specialnie się nie przygotowywałem. Jak to mówi znajomy "Zmieszczenie się w limicie 17h jest do zrobienia przez każdego zdrowego człowieka."
Jako że nazwa Ironman jest zastrzeżona, w Polsce nie ma oficjalnych zawodów, są tylko robione na wzór na identycznym dystansie pod inną nazwą. Ja startowałem w PolskaMan w Wolsztynie na dystansie długim "Ironman" 3,8/180/42,195
Oryginalny Ironman poza nazwą różni się wielkością wpisowego i pewnie trochę lepszą organizacją.
Zawsze marzyło mi się ukończyć "Ironmana" ale bieganie zniechęcało mnie do podjęcia się tego wyzwania, miałem też problemy z pływaniem z powodu urazu stawów barkowych. Przygotowania zacząłem w grudniu od basenu 2x w tygodniu, kraulem nie potrafiłem przepłynąć 2 basenów, ostatnio kraulem pływałem na lekcjach w-f w podstawówce) ale z każdym tygodniem robiłem postępy, po około 1,5miesiąca mogłem już pływać "bez przerwy" całą godzinę. Do tego raz w tygodniu godzina biegu na bieżni. W lutym jak pogoda pozwalała w weekendy wsiadałem na rower. Niestety kiepskie godziny pracy w tygodniu (10-18 soboty 10-14) ograniczały moje treningi rano się nie chciało wstawać a wieczorem na rower za ciemno i zimno. W niedziele zawsze wpadała jakaś szybka 100 na rowerze, w tygodniu 1h basenu i 1h biegu. Dodatkowo kilka razy startowałem w mikrorajdach na orientację bieg-rower-bieg. Gdy woda w pobliskim jeziorze zrobiła się cieplejsza zamieniłem trening basenowy na trening w pobliskim jeziorze aby trenować nawigowanie co nie jest prostą sprawą. Odkupiłem też piankę do pływania niestety trochę przyciasną w barkach, 2tyg przed startem przepłynąłem 4km w piance sprawdzić czy dam radę tyle w niej wytrzymać, musiałem trochę zmienić wyuczone ruchy rąk bo pianka ograniczała mi ruchy ramion.
Z dłuższych treningów:
Zlot 280km rowerem i 10km biegu po rowerze.
Pielgrzymka do Częstochowy 30km wolnym biegiem + 30km marszu
300km po górkach (Góra Żar, Koniaków, Kubalonka, Salmopol, Równica)
Maraton rowerowy w Radlinie 450km
Kraków-Siedlce 400km
Aby się sprawdzić miesiąc przed startem w Wolsztynie zrobiłem sobie połówkę Ironmana na własną rękę (2km/90km/21km) w upale 30stopni czas około 5:45 z tego co pamiętam. Dopiero po tej próbie wpłaciłem wpisowe na Ironmana (550zł niezłe zdzierstwo)
Do Wolsztyna przyjechałem w piątek około 14, szybko w pobliskim barze zamówiłem podwójną porcję makaronu z piersią indyka, posiłek nie zmieścił się na jedny talerzu.
O 16 odprawa informacje co i jak, na stronie internetowej organizatorów było bardzo mało informacji, dowiaduję się że o 19.00 "pasta party" a ja tu taki najedzony
Po odprawie idę pooglądać trasę pływacką ale boi do nawrotu nie widać. Powrót do miejsca noclegu, szykuję rower, pompuję 12barów, sprawdzam wszystko i jadę zawieść rower do strefy zmian. Patrząc na niektóre rowery szczena mi opada, rowerów za dobre 2bańki. Jakaś kobieta pyta czy to wypożyczalnia rowerów
Jadę do hotelu na darmową wyżerkę makaronową, ale niestety jestem rozczarowany, rozgotowany makaron i kiepski sos, zjadam talerz ale czuję że jeszcze trochę wepchnę, podchodzę do stołu nałożyć sobie dokładkę, ale kelner informuje mnie że jedna porcja na osobę, wyrażam swoją opinię o smaku makaronu w 3 gwiazdkowym hotelu/pałacu, jadę kwatery dogotować sobie makaronu, ale po drodze jednak dochodzę do wniosku że już jestem full. O 21.30 idę spać ale ciężko mi zasnąć o tak wczesnej porze. Pobudka 4.30 od razu zjadam 2 bułki z duża ilością dżemu, do tego energetyczny batonik musli. Jadę do strefy zmian zawieść ubrania, buty, bidony. Start o 6.00 20min wcześniej ubieram piankę, dopinam dodatkową agrafką czujnik pomiaru czasu zamocowany słabym rzepem do kostki. 5min przed startem dowiadujemy się że jest zmiana trasy, nie duża ale jednak. Wchodzę do wody trochę się rozgrzać. 6 z kilkoma minutami start, około 60osób na tym dystansie, z braku doświadczenie w pływaniu w grupie staram się uniknąć tzw "pralki" trzymam się z zewnętrznej prawej strony grupy. Grupa szybko się rozrywa, płynę w swoim tempem mam wrażenie że praktycznie na końcu, nie widzę boi którą mam opłynąć, więc płynę patrząc na innych, po około 1km opływam boję. Czuję że za dużo zjadłem na śniadanie mam lekką kolkę, znajduję kolesia który płynie mniej więcej moim tempem, może ciut wolniej, odkrywam że płynąc za kimś jest dużo łatwiej, nawet muszę przyhamowywać żeby wpłynąć mu między nogi, trochę mnie to wybija z rytmu więc go wyprzedzam, on teraz trzyma się za mną przy opływaniu wyspy zaplątuję się w wodorosty, dobrze że czujnik dodatkowo dopiąłem agrafką, gość za mną znów mnie wyprzedza dopływamy do boi nawrót i ostatnia prosta wzdłuż brzegu, teraz łatwiej nawigować bo z każdym wdechem widzę brzeg, przyspieszam mijam z 3 osoby, wychodzę z wody czas 01:22:27 dużo lepszy niż zakładałem, zdejmuję piankę do pasa i wolnym biegiem około 250m do strefy zmian, przebieram się w ciuchy rowerowe, trochę za długo 7:23. Do przejechania jest 6pętli po 30m, czyli w praktyce jedzie się 12razy ten sam odcinek - nuuuuuda. Od razu wejściu na rower zjadam batonika. Trasa płaska, asfalt dość dobry, trochę chropowaty i łatany, ale bez dziur, trochę wieje ale z boku. 15km nawrót, 15km batonik, banan z punkty żywieniowego, 15km nawrót, 15km batonik banan izotonik. i tak 6razy. Nie wiem jak rozłożyć siły na takim dystansie więc trzymam stałe tempo które mnie nie męczy. Po 4 pętlach zaczynam wyprzedać pierwsze osoby. Po ostatnim nawrocie zwalniam aby nogi odpoczęły przed biegiem. Dojeżdżam do strefy zmian średnia na 180km około 31,5km/h czas roweru: 05:41:14. Przebieram się w ciuchy i buty do biegania, poprawiam przypięty nr na koszulce który mnie upina znów za długa zmiana 00:08:26. Zaczynam bieg po około 250m orientuję się że nie zabrałem chipa do pomiaru czasu, wracam się po niego (potem się dowiedziałem że był potrzebny tylko do pływania, bo do biegania i roweru jest wbudowany w nr z koszulki) Do przebiegnięcia jest 8 pętli po trochę ponad 5km, ponad połowa pętli się pokrywa więc znów biegnie się 16razy tym samym odcinkiem. Na 1 km jest stromy mostek i zanim lekki podbieg które najbardziej czuć w nogach, na pętli są 2 bufety z napojami izo, izożelami, bananami, batonami, na każdym bufecie staram się coś wypić i zjeść, raz biorąc baton po gryzie zauważam napis proteinbar, szybko go wypluwam, białko raczej nie dało by się już rady strawić przy takim wysiłku. Po 20km zaczynam odczuwać ból w lewym kolanie. Praktycznie wszystkie treningi biegowe miałem po lesie na miękkim podłożu, a tu trasa praktycznie w całości jest po twardej kostce. W dodatku buty mam przystosowane bardziej do biegów terenowych. Staram się oszczędzać kolano, dając mu odpocząć przechodząc do szybkiego marszu na podbiegu, i przy bufetach. Po 25km czuję małe skurcze w łydkach, proszę tatę o magnes, na następnym okrążeniu. Na 6 okrążeniu tracę rachubę i nie wiem ile kółek zrobiłem, na 7 liczę czas i wchodzi że robię 7, pytam się taty które okrążenie robię, też nie wie. Dopytuję jeszcze o czas jakiegoś biegacza 11:15 motywuje mnie żebym cisł złamać 12h, na ostatnim bufecie dostaję mp3 od taty i informację: "Pytaliśmy sędziego masz zrobić jeszcze jedną pętlę 5km" Nie wiem komu wierzyć czy sobie czy rodzicom, zakładam mp3 aby zagłuszyć ból kolana, pod koniec pętli jest pomiar czasu i gość z lapkiem, pytam się go gdzie mam biegnąć na metę czy jeszcze jedno okrążenie, mówi na metę, słyszę w oddali jak spiker wita na mecie zawodników podając czas, słyszę 11:53, zostało mi 7min do 12h cisnę ile mogę, odbijam z pętli na metę. Przybiegam z czasem 11:57:22 34 miejsce na 63 startujących na tym dystansie. Na mecie dostaje talon na posiłek, szybko idę go zrealizować bo do posiłku dają piwo
Popijając piwko odnajduję rodziców czekających aż przybiegnę z "ich ostatniej pętli"
Czasy:
Woda: 01:22:27
I zmiana: 00:07:23
Rower 05:41:14
II zmiana: 00:08:26
Bieg 04:37:52
Meta 11:57:22