Hej wszystkim...
podziękowania także od Króla,
którego (jak czytam) nie tylko szata zdobi,
za to że udało się nam zrealizować plan
i zaatakować rumakami piękne tereny Ponidzia.
W nawiązaniu do postu naszego "lobbysty bajkowego" ja też przedstawię krótką historię pod tytułem
"To PKP nie chwaląc się tego dokonało"
Po rozstaniu się z Gregiem, zapuściliśmy się w otchłanie skansenu w Tokarni.
Ten w odróżnieniu do zamku nie był w remoncie
i udało się go prawie w całości zwiedzić (na dwóch kółkach rzecz jasna).
Po wydostaniu się ze skansenu, rzut oka na zegarki
- kurka czasu coraz mniej do pociągu.
Wpadliśmy na genialny pomysł nadrobienia czasu przez podjazd autobusem
zaparkowanym u bram skansenu. Naszą radość z uknucia tego taktycznego
zagrania szybko jednak zgasił kierowca autobusu - "a gdzie z tymi
manelami, no ludzie. Jeden to jeszcze ujdzie, ale trzy?". W tym momencie
każdy z nas przystąpił do znanej tylko sobie sztuce negocjacji. Aneta
brała na litość, Tomi przestudiował od A do Z regulamin przewozów a ja
podniosłym głosem niczym Janek z Czterech Pancernych powiedziałem - "do
wozu". I tak to udało się zdobyć podwózkę do centrum Kielc!
Po wyskoczeniu z autobusu, kolejny raz spoglądamy na zegarki. Czasu znów
mało. Pędzimy na stacje. Po drodze dopytujemy się o kierunek kieleckiego
bajkera, który stoi na drugiej stronie przejścia dla pieszych spoglądając
na nas jak gdyby z pogardą - sakwiarze, blee! Pytamy grzecznie - "gadaj
kmiocie gdzie stancyja pojazdów szynowych?" Wzrusza ramionami i z
od niechcenia pokazuje kierunek - tam. Kurde jak by cała Polska miała
wiedzieć, gdzie w Kielcach jest PKP. Aż scyzoryk się otwiera sam w ręku...
Spoko, wpadamy do budynku stacji. Kątem oka, wypatruje wieże kościoła do
którego jeszcze chcemy się udać z Anetą. Najpierw trzeba coś zjeść, bo
potem czasu nie będzie - razem zawołaliśmy. Na szczęście (lub nieszczęście)
w budynku była jadłodajnia. Czas biegnie. W menu wypatrujemy
zestaw obiadowy za 11PLN, który okazuje się science fiction niczym z książki Lema.
Tego co się działo przy zamawianiu niestety nie opiszę, bo po prostu się nie da!
Zakręcenie pań z jadłodajni było na poziomie karuzeli z
przeciążeniami dochodzącymi do 10G. Nic to. Dostaliśmy jadło - w biegu
połykamy z Anetą schaboszczaki, dopychając je frytami. Tomi ma inne
zadania, więc koncentruje się na strategi ich wykonania. Te wszystkie
szalone ruchy między kasą, ladą a stolikiem obserwuje SOK-ista, który niby
pilnuje naszych rowerów - można by rzec "nad wszystkim czuwa gospodarz domu" a tak
naprawdę ma oko na jedną rudą czikitę ze stolika obok (nie takie numery ze mną Bruner
Opuszczamy Tomiego, któremu może uda się coś zjeść i pędzimy do kościoła,
który też okazuje się niezłą twierdzą do zdobycia (szczególnie od strony
PKSu). Po zagajeniu kolejnych mieszkańców Kielc udaje się dostać dobre
koordynaty wejścia do bram kościelnych. Wreszcie możemy trochę odpocząć...
ale znów czas goni. Pędzimy znów na PKP. Łączymy się z Tomim, który
perfekcyjnie wykonał zadania podczas naszej nieobecności. Najważniejsze z
nich to kupno mi kapci - dzięki wielkie
Na peronie krząta się tłum ludzi.
Jesteśmy o czasie, uff udało się wykonać wszystko przed odjazdem pociągu!!!
I w tym właśnie momencie głos z megafonów oznajmia iż pociąg będzie miał
opóźnienie 20min. I jeszcze standardowy - mój ulubiony tekst "opóźnienie
może ulec zmianie". No nieeee... to my snujemy strategie wszelakie, aby
być na czas a PKP ma to głęboko w ... Nie myślcie, że te 20min to wszystko
na co stać PKP. Za chwilę było 30, 40. Już miałem szukać jakiegoś słupa i
użyć go jako kopii, ale zobaczyłem w oddali trzy świetlne punkty naszego
żelaznego rumaka. Zapakowaliśmy się do niego pobijając nasz dotychczasowy
rekord teleportacji tobołków peron-wagon. W pociągu na znak protestu
przeciwko notorycznemu spóźnianiu się pociągów zabarykadowałem się na
dłuższy czas w kiblu, urządzając sobie prysznic (instrukcję jak przerobić
umywalkę na kabinę prysznicową lub barykadę pokazali mi pruszkowscy
pseudokibice). Czas w pociągu jakoś leciał... oczywiście konduktora nie
zobaczyliśmy na oczy, schował się zapewne w czeluściach swojego przedziału
bojąc się wrzutek pasażerów. O wygranej naszej reprezentacji
dowiedzieliśmy się z okrzyków grupy uderzeniowej na jednym z peronów
podwarszawskiej metropolii. Zostaliśmy pewnie Mistrzami Świata -
pomyśleliśmy. Choć to nic takiego, bo nasze PKP jest Mistrzem Galaktyki w
tym co robi... mieliśmy chyba 59min opóźnienia a od 60minuty można domagać
się odszkodowania... a nie mówiłem - mistrzostwo!!!
"Wróciliśmy z tarczą" do naszych domów grubo już po pianiu nocnego koguta
oznajmiającego nowy piękny dzień - poniedziałkiem zwany...
Ukłony królewskie
Link do fotek:
https://plus.google.com/photos/111416498375692022417/albums/6062148269692595521