Dla każdego coś co lubi. Wilk, Kot, Olo i wielu innych czerpią olbrzymią przyjemność z wysiłkowej jazdy, z rywalizacji, walki z samym sobą. Mimo, że to zupełnie nie moja bajka wierzę w prawdziwość ich emocji (jakkolwiek patetycznie by to nie zabrzmiało). Wielelodzinna jazda przecząca zasadom zdrowego rozsądku ma w sobie coś pięknego i inspirującego nawet takiego cieniasa jak ja. Tymczasem, Pablo, w przywołanej przez ciebie relacji Werrony coś mi zgrzyta. Czytam jej teksty, kiedy dzieli się linkami na forum i podoba mi się literacko, ale prawdy nie mogę w tym znaleźć. Jeśli Werrona kocha wolność, leżenie na mchu, podziwianie falujących pól itp to po co zapisuje się na maratony (nie pierwsza to jej relacja z tego typu imprez, gdzie bierze udział a potem nie kończy bo przerasta ją przyziemność jazdy i brak wolności...). Moment, kiedy Werrona odrywa się od peletonów to jak wypuszczenie ptaka z klatki, tak to opisuje. To po co się sama do tej klatki pcha? Było kilka osób, które pojechały tę trasę w innym terminie, swoim tempem i zgodnie z własnymi przyzwyczajeniami. Nie chcesz i męczysz się psychicznie (o fizycznym aspekcie nie pisała, zakładam więc, że nie o to chodziło) to nie jedź. Wyłuskiwanie potem takich relacji z kilku innych, które opisują prawdziwe zmagania nie ma dla mnie większego sensu. I co z tego, że przez 3 dni nie podosili głowy znad kierownicy? Przecież nie było celem tego maratonu podziwianie widoków tylko walka z własną fizycznością i psychiką. Dla mnie takie relacje jak Werrony z imprez, które z zasady jej nie odpowiadają jest jak próba humanistycznego podejścia do matematyki. Po co traciç na to czas? Każdy chętnie przeczyta opis włóczęgi po bezdrożach zapisany pięknie przez Werronę, ale jej udział w maratonie jest dla mnie niezrozumiały.
To, co napisał Olo, brzmi rozsądnie.