Od mniej więcej pół roku próbowaliśmy umówić się z Michałem na rower, sprawa niełatwa ponieważ mieszkamy aż 2 kilometry od siebie. Udało się w ostatni weekend, a wspólne braki w gminach zawiodły nas w okolice Żuław.
Jak wiadomo, Żuławy to jeden z najciekawszych widokowo rejonów w Polsce.
Dlatego celowo wystartowalismy nocą
. Po dojechaniu pociągiem do Smętowa, pierwszym celem było przekroczenie Wisły i zaliczenie w terenie dwóch gmin pod Kwidzynem.
Ze sporym wiatrem w plecy i z boku ruszyliśmy w stronę Starego Dzierzgonia, zaliczając dwie pierwsze stacje benzynowe. Michał nie dawał za wygraną i prowadził nas skrótami przez pola. W końcu startuje się w tych rajdach na orientację
Kawałek przed Malborkiem, w okolicach 4-5 nad ranem wjechaliśmy na drogę z płyt betonowych, na których moja świadomość zaczęła zjeżdżać na boczne tory, a rower w przydrożne krzaki. Herbata z termosu i pajacyki pomogły tylko na chwilę, dopiero krótka, 4-minutowa drzemka na przystanku postawiła mnie na nogi. W Malborku zjechaliśmy na pierwszą stację benzynową na dłuższy odpoczynek. Zaliczyłem to miasto nie tylko rowerowo, ale w ogóle byłem tam po raz pierwszy. Pod zamkiem przywitał nas delikatny wschód słońca.
Okrężną drogą, przez dwie nowe gminy i zabytkowy most, dojechaliśmy do Tczewa. Po śniadaniu na rynku rozdzieliliśmy się ze względu na różnice gminne - Michał pojechał w stronę Pruszcza Gdańskiego, a ja do Starogardu. Zrobiliśmy razem 150km.
Za Tczewem jechało mi się wyjątkowo źle, obtarłem sobie tyłek i bolało mnie kolano. W dodatku było mi strasznie zimno. Mając przed sobą cały dzień nie spieszyłem się za bardzo. Przed Starogardem wjechałem do ładnego lasu, zaliczyłem kolejną drzemkę.
Około południa zza mgieł wyszło słońce, zrzuciłem z siebie ciepłe ubrania i zupełnie zapomniałem o kryzysie. W nogach praktycznie nie czułem zmęczenia. Wielka tłusta pizza w Skarszewach dopełniła radości i dalej jechałem już ze śpiewem na ustach. Nie jestem pewien czy to już były Kaszuby, czy jeszcze Kociewie, ale tereny były naprawdę piękne.
Po zahaczeniu o gminę Przywidz skierowałem się do Pszczółek na pociąg. Ten przyjechał tak przepełniony, że nie było szans na wejście. Mając ok 25km do Gdańska, logika podpowiedziała żeby nie czekać na następny tylko jechać dalej. Niestety dojechałem już po ciemku i na tak zwanym wk**wie, ale szybko przeszło
Ostatecznie wyszło mi 253 km, przy około 20 godzinach jazdy brutto, średnia w granicach 16-17km/h. Michał zrobił 179 km.