@yoshko - no to miałeś szczęście - które jednak jak sam widziałeś wczoraj musiało się w końcu skończyć. Widziałeś jak zachowała się banda debili, omyłkowo nazywanych pasażerami, którzy koniecznie musieli władować się do pociągu zanim go opuściłeś z rowerem :]
Moja dalsza podróż - na tym 3 peronie winda była oczywiście nieczynna, więc po raz kolejny władowałem się ze swoją poziomką na schody ruchome. Nie muszę chyba pisać, że coś takiego jest średnio bezpieczne...
Pociąg ze Szczecina do Lublina. Podjechał, stanął. 8 wagonów. Pierwsze 4 wagony widziałem bez rowerowego, więc biegnę wzdłuż i szukam dalej. Nie ma. Mają podczepiać wagony z II strony składku, więc biegnę z powrotem. (pochylony i zgarbiony - to musi wyglądać komicznie)
Na końcu pociągu stoją ludzie i czekają na swoje wagony, w których mają miejsca siedzące, a których jeszcze nie ma.
Wreszcie podjeżdżają. 4 sztuki. Oczywiście bez rowerowego, wiec znów biegnę na koniec składu, gdzie muszę uświadomić pracownika kolei, że jego dalsza obecność na górze na schodach jest zbędna i pogadać przez walkie talki może stojąc na peronie. Wyszedł. A tam w środku młody gostek z wózeczkiem. Zaczyna się tłumaczenie mu, ze ja nie mam wyjścia i muszę tam władować rower. Zrozumiał, przeusnął się, pakuję się z rowerem. A za mną już się pojawia banda debili - pasaszeruff, którzy już by chcieli być w środku, ale nie mogą, ale chcą być koniecznie i wejdą po trupach. I jeden z takic guci do mnie krzyczy, że "rowery to na końcu się pakuje". Jak na końcu, skoro byłem przed i JA TEŻ CHCĘ USIAŚĆ?
Oczywiście - nie usiadłem. Mimo posiadanej rezerwacji 6 wagonów dalej, bo te debilstwo musiało się wepchnąć.,
Chwilę potem dosiada się z dwoma rowerami dwójka z Zielonej Góry, przesadzona z końca dotychczasowego składu z ZG i z tyłu pociągu robi się megaciosno. Do toalety przejść się de fcto nie da. No to co z tego?! Po trupach! Byle do celu! I przełażą po sakwach, po rowerach, byle do kibelka. I tylko co 10 rozumie, że nie przejdzie. No i oczywiście - cała droga na stojąco...
Wreszcie w Kutnie wysiada jakiś staruch, co to siedział wygodnie przez całą drogę i:
- A to rowery tu muszą być w przejściu?! Ja chcę wysiąść!!!".
Położyłem na podłodze swoją karimatę, aby na niej posiedzieć, ale potem wstałem. I idzie taka lafirynda do kibelka:
- Czy ja po tym mogę przejść?
A czy w domu chodzisz w butach po łóżkach, kanapach i fotelach??? Ręce odpadły. Szczyt szczytów.
Już się nie dziwię, że mamy taki rzunt jaki mamy. I już wiem, kto na nich głosował.