Autor Wątek: Skrawek Rumunii latem  (Przeczytany 1669 razy)

Offline Mężczyzna Iwo

  • leniwy południowiec
  • Wiadomości: 3420
  • Miasto: Kraków
  • Na forum od: 20.09.2010
Skrawek Rumunii latem
« 27 Lis 2014, 14:40 »
W połowie sierpnia skoczyłem do północnej Rumunii. Miałem napisać wcześniej, ale z głowy mi wyleciało.

Mając do dyspozycji dziewięć dni, w piątek późnym wieczorem wyjechałem z Krakowa autobusem i o poranku wysiadłem we Lwowie. Przyjazd na Dworzec Stryjski (czyli z dala od dworca kolejowego), co, choć było na bilecie, przeoczyłem. Przejazd na rowerze na Dworzec Główny, mimo szczątkowej znajomości miasta, poszedł gładko, ale i tak uciekł poranny pociąg do Czerniowiec, następny parę godzin później. Na peronie entuzjastycznie witani, niektórzy oblewani szampanem, ściskani żołnierze.

Czerniowce jeszcze przed 16 czasu ukraińskiego - nie najgorzej, z Krakowa koło 18 godzin - od razu ruszam na południe. Jeszcze przed granicą mijam trzech sakwiarzy - i będą to jedyni w czasie wyjazdu spotkani, co mnie z lekka dziwi, bo rejon miałem jako popularny. Szybko do granicy i jako "pieszy" krótką kolejkę samochodów wymijam boczkiem, po chwili znajdując się w Rumunii.

Planowanie przed wyjazdem odbyło się szybkim rzutem oka na mapę na zasadzie 'tam jest dobrze, będzie radość'. Policzyłem tylko przybliżone odległości między miejscowościami, przez które prawdopodobnie przejadę. Miałem jedynie mapę o małej skali (1:500 000), ale nawigacja szła dość dobrze.

Z ciekawszych odcinków, wypadły dwa dość dobre przebicia przez góry: po godzinie pchania/niesienia roweru, po ledwo widocznych dróżkach zrywkowych, albo i bez nich, z Putny do Sucevity i spod Sucevity do Poiany Micului.

Trochę zabytków – malowane monastyry, ja trafiałem raczej przypadkiem – ale autokary z polskimi wycieczkami już nie. Także dużo nowych, bardzo zadbanych klasztorów, dużo ładnych, zadbanych kościołów i cerkwi - często budowanych z poszanowaniem starego stylu. Cmentarze z rzeźbionymi nagrobkami, dużo ładnej, drewnianej, ludowej zabudowy, szczególnie bramy, ale także chaty, stodoły - choć tu już często blisko upadku. Nieco folkloru, kolorowych, ludowych strojów. Jednak większość wiosek miałka, do tego ciągnie sie gęsto kilometrami po asfalcie w dolinach. Te odcinki niby szybko przechodziły, ale jednak trochę słabo, więcej 'gęstego' oczekiwałem.

Spontanicznie wyskoczyłem w góry Cehlau, zostawiając osakwiony rower w krzakach przy szlaku. Wszedłem, zszedłem, parę godzin minęło jak z bicza strzelił. Sympatycznie, choć trochę tłoczno, a do tego widoczność słaba.

Trochę dobrych, szutrowych dróg, szczególnie Pasul Stanisoara i droga Remetea - Lapusna - podjazdy łagodniejsze niż się spodziewałem. Pierwszy wspaniale widokowy. Wąwóz Bicaz, chociaż niepotrzebnie zjechałem spod gór Cehlau do samej miejscowości Bicaz - długa dolina prowadząca do wąwozu raczej bezpłciowa, choć spodobała mi się potężna fabryka cementu. Dobrze, że byłem wieczorem i w dzień powszedni, bo dość sporo osób stawia sobie za wyzwanie przejechać wąwóz w samochodzie, trzymając wystawioną przez okno rękę z kamerą/aparatem fotograficznym/telefonem komórkowym i skorzystać z cepeliadowych kramów z kuszącą, 'odpustową' tandetą. W łikendy, w sezonie, musi być tłoczno.

Najlepiej jednak było gdzie indziej - pomiędzy Reghin i Bistricą - trzy razy zgubiłem drogę, a raczej droga pogubiła samą siebie, rozbezdrożyła się swawolnie - w miarę jazdy kurcząc się coraz bardziej aż do zaniknięcia, pozostawiając mi jazdę na wyczucie po dolinkach, pagórkach, pastwiskach, po trawie, pomiędzy pasterzami, sianokosiarzami i wozami z sianem. Pomiędzy krowami, owcami, psami pasterskimi, zapuszczonymi sadami i kukurydzą. Świetnie, blisko doskonałości.

Prawie całość, poza ostatnimi dwoma dniami, mocne słońce, a zapomniałem czegoś na głowę. Ciepłe wieczory - źle się spało, wolę chłodek. Codziennie pod drzewkiem dłuższa 'sjesta' przy największym skwarze, drzemka. Kąpiele w rzekach. Kupowałem smaczne pomidory, dużo owoców. Dwa razy melon – połowa wchodziła w sam raz na przegryzkę. Na kolację/śniadanie makaron + pomidor(y) + rumuńskie sery, cudo. Sklepy w mniejszych miejscowościach ubogie w produkty, wyraźny znak wiejskiej samowystarczalności gospodarstw.

Pierwsze dni wspaniała pełnia księżyca. Skorzystałbym i jechał, ale wieczorem, po całym dniu w ostrym jak brzytwa słońcu, byłem śnięta ryba. Zmęczenie nakazywało się zatrzymać, a ja dodatkowo raczej przywiązany do rytmu dnia. Dobrze za to było wstać z rana, jeszcze przed słońcem – czyli przed szóstą, po naszemu piątą.

W trakcie wyjazdu mocno bolała mnie przez cały czas szyja, momentami do tego stopnia, że wymuszała przerwy, szczególnie na odcinkach szutrowych. Dziwne, ani wcześniej, ani później tak źle nie miewałem. Dodatkowo bardziej niż powinny bolały mnie kolana, tak być nie miało. Więc nawet byłem zadowolony, że jadę zupełnie swobodnie i nie mam w planie mocniejszego łojenia, bo i tak wiele by z tego nie było.

Najbardziej na pogubienie pojechałem ostatniego dnia z Baia Mare - próbując przebić się przez góry, tak, żeby zahaczyć jeszcze o Sapantę. Ale skręciłem w nie tą drogę, potem w nie tą ścieżkę i przez godzinę niosłem rower na górkę, z której dało się zejść tylko z powrotem do tej samej doliny. Straciłem przez to mnóstwo czasu, ale za to na szczycie fantastyczna wychodnia skalna, a z niej kapitalna panorama okolicznych gór i doliny poniżej, idealna na zakończenie wyjazdu. Ze względu na uciekający czas pojechałem więc w końcu 'normalną trasą'. Upiększył ją długi, nieasfaltowy zjazd i droga przechodząca pod świeżo ukończoną tamą. Tzn. obecna droga tamę obchodzi, ale widząc szlaban z zakazem wjazdu, za którym kusząco w szutrze wdzięczą się zakręty, nie mogłem tak po prostu zawrócić, zjechałem więc na dno doliny przez kamieniołom i plac budowy (wszystko puste, nieczynne - w końcu sobota, a także "długi łikend"). Co bardzo mi się spodobało.

Przed granicą lekko się spiąłem, obawiając, że małe przejście w Szygiecie Marmaroskim będzie nieczynne późnym wieczorem, jednak bezpodstawnie - całodobowe.

Zatem wjechałem na Ukrainę. Tutaj plany powrotne były proste: albo zdążę na pociąg Sołotwinowo - Lwów, z którego koło 4 rano wysiądę w Samborze i 40 km do granicy przejadę na rowerze, albo zdążę na znany mi już pociąg Rachów - Lwów, odjeżdżający wkrótce po północy, i ze Lwowa jakoś dojadę pod granicę. Na pierwszy spóźniłem się, bagatela, dwie godziny, zaś do drugiego zostały dobre 4 i, podstawowym wariantem, jakieś 40 km doliną. A niepodstawowym 30, z odbiciem w boczną drogę i przejazdem przez niewysoką przełęcz. Kupiłem jabłka i śliwki od chłopaka sprzedającego przy drodze plony z przydomowego ogródka, i ostatecznie, powtarzając sobie, że to już i tak koniec wyjazdu i nie będę się wygłupiał szukając nocą skrótów przez góry, starym zwyczajem odbiłem już po zmroku od głównej szosy w dolinę, w której miałem nadzieję skrót odnaleźć. Jako, że mapa kulała, trafiłem na niego wyłącznie dzięki pomocy dwóch dobrych ludzi, z których jeden najpierw mi tłumaczył, a potem - wyprzedził jadąc samochodem - wskazał skręt (nieoznakowany) we właściwą stronę, a drugi poprowadził paręset metrów przez wieś, aż do momentu, w którym było jasne, którędy należy jechać. Na pytanie 'a jak wam tu się żyje' odpowiedział 'nam dobrze, trochę bieda, z pracą ciężko, ale dajemy radę' i wspomniał 'my tutejsi, myśmy już byli Madziarami, Słowakami, Rumunami, teraz niby Ukraińcami jesteśmy'. Idąc namawiał mnie, żebym nie jechał - żeby zaczekać do rana, na jutrzejszy pociąg, ale ja byłem nieustępliwy i tłumaczyłem się koniecznością sprawnego powrotu. Jazda na rowerze po ciemku, dziurawą drogą, po lesie, przez przełęcz, budziła w nim pewien niepokój, który starał się we mnie przelać - zapraszał mnie na nocleg do siebie do domu - co się ode mnie zupełnie odbijało - to dlatego, że jestem odważny, lekkomyślny, czy zdziczały?... Wbrew oczekiwaniom podjazd mało nachylony, za to pełznący pod górę mnogimi zakrętami. Piękna droga mleczna. Na zjeździe nieco przemarzłem - zesztywniały palce od zaciskania klamek hamulcowych, reszta ciała od stania na pedałach, bo asfalt kiedyś, teraz tylko płatki, po paręnaście metrów (choć u góry dłuższe – nie spływały wraz ze zboczem), pojawiają się na przemian z gruntem i kamieniami. W Rachowie idealnie na czas, 20 minut do pociągu i lekki ból przechłodzonych zjazdem kolan. Bilet tylko na miejsce siedzące, z którego za pomocą maty zrobiłem leżące - na płackartę wyprzedane.

We Lwowie z rana, szybko zmieniłem dworzec z głównego na podmiejski i od razu wsiadłem - przypadkowo idealne skomunikowanie - na elektryczkę jadącą pod samą granicę (według rozkładu, tylko do Mościsk II - ale w rzeczywistości przystanek dalej, pod samą granicę).

Szeginia, sklep przed granicą, jednen z tych, w których ludzie kupują wódkę i papierosy (a ja cukierki):

"I tak sobie podróżujesz jak masz wolne? A masz żonę?"
"Nie mam, ale w przyszłości pewnie będę miał."
"Ooo, to już nie będziesz tak jeździł."
"Czemu nie, może pozwoli."
"Nie ma szans, ożenisz się to kompletnie spiździejesz, zobaczysz. Ja się ożeniłem to od razu spiździałem i nic mi się nie chce."

Przez granicę gładko, w Przemyślu przed pociągiem wciągam klasycznie udko z kurczaka, w tym samym barze co zawsze.

Wspominam jeszcze przesiadkę w Tarnowie, gdzie przejażdżka po rynku potrwała chwilkę za długo (ale zakupione po drodze pączki były świetne!) i zamówiwszy pierogi w barze dworcowym od razu musiałem biec na peron. Chodzenie po schodach z osakwionym rowerem na jednym ramieniu i talerzem z pierogami w ręce było nieco karkołomnie, ale nie upuściłem niczego - i dobrze, bo smaczne, polecam, szczególnie, że cena także atrakcyjna.

I zdjęcia:

https://www.flickr.com/photos/103427468@N03/sets/72157646887142902/

Offline Mężczyzna Elizium

  • Użytkownik forum
  • Wiadomości: 6041
  • Miasto: Bnin
  • Na forum od: 17.03.2013
    • Klasyka w niedzielny poranek
Odp: Skrawek Rumunii latem
« 27 Lis 2014, 14:50 »
Fajnie opisane. Jak musiałeś dojrzeć, by tak napisać, to dobrze, żeś poczekał. Zabieram się teraz za foty, na zasadzie przeżyj to jeszcze raz. Historyjka na koniec - urocza :D
Absurdalny Eli

Hipek: "Starość to wg mie coś takiego że marudzisz jak to jesteś słaby i w ogóle, a potem wciągasz na lajcie podjazdy 25% i elo"

Offline m+k

  • Wiadomości: 847
  • Miasto: Zielona Góra
  • Na forum od: 06.09.2011
    • www.wyprawyrowerowe.zgora.pl
Odp: Skrawek Rumunii latem
« 27 Lis 2014, 15:13 »
Fajna wyprawa i galeria. Owocnie spędzone kilka dni. A błota głębszego to już tam nie było? Niezła przeprawa ;)
Pozdrawiam M

Offline EASYRIDER77

  • Wiadomości: 4820
  • Miasto: INOWROCŁAW
  • Na forum od: 27.07.2010
Odp: Skrawek Rumunii latem
« 27 Lis 2014, 15:15 »
fajna przeprawa, jeszcze wpław przez rzekę bo mostu  nie znalazłeś. TO mi się podoba!
pozdrawiam

Offline Kobieta Werrona

  • Wiadomości: 150
  • Miasto: Żyrardów
  • Na forum od: 01.04.2014
    • Wrona bez ogona
Odp: Skrawek Rumunii latem
« 27 Lis 2014, 15:30 »
Piękna relacja!
No i dobrze, że ja nie musiałam się żenić. Bo wyjście za mąż na szczęście nic nie zmienia ;).

Offline Mężczyzna wojtek

  • Użytkownik forum
  • Wiadomości: 5146
  • Miasto:
  • Na forum od: 02.03.2010
    • Pokój z Tobą
Odp: Skrawek Rumunii latem
« 27 Lis 2014, 21:05 »
Nooo... Niższy poziom samo...strzału? :)

Ale na zjeździe trafiam już na pierwszorzędną drogę leśną by cwieloryb, on Flickr

Offline miki150

  • Użytkownik forum
  • Wiadomości: 6699
  • Miasto: Jeteborno
  • Na forum od: 05.07.2010
Odp: Skrawek Rumunii latem
« 27 Lis 2014, 21:07 »
To zdjęcie powinno być w kalendarzu.

Offline Mężczyzna Karol

  • Wiadomości: 1345
  • Miasto: Mikołów
  • Na forum od: 21.02.2011
Odp: Skrawek Rumunii latem
« 27 Lis 2014, 21:14 »
Fajnie tak czasami się poszwendać  :)

Offline Mężczyzna menel

  • Wiadomości: 3311
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 25.03.2012
Odp: Skrawek Rumunii latem
« 27 Lis 2014, 21:20 »
Czy przypadkiem do Poiana Micului nie wyjechałeś tutaj tą drogą po prawo?

Offline skolioza

  • Wiadomości: 2559
  • Miasto: kraków
  • Na forum od: 01.04.2009
    • http://www.RetroMTB.pl
Odp: Skrawek Rumunii latem
« 28 Lis 2014, 14:37 »
pierwszorzędna leśna droga - pięknie!

Offline Mężczyzna Iwo

  • leniwy południowiec
  • Wiadomości: 3420
  • Miasto: Kraków
  • Na forum od: 20.09.2010
Odp: Skrawek Rumunii latem
« 28 Lis 2014, 15:14 »
Cytuj
Jak musiałeś dojrzeć, by tak napisać, to dobrze, żeś poczekał

Nie do końca, bo prawie wszystko napisałem w jakiś tydzień po powrocie ale potem wyleciało mi z głowy.

Cytuj
Czy przypadkiem do Poiana Micului nie wyjechałeś tutaj tą drogą po prawo?

Tak, przypadkiem to była ta.

Błoto było jednorazowe, reszta trasy sucha ;)

Offline Mężczyzna memorek

  • Wiadomości: 2674
  • Miasto: Szczecin
  • Na forum od: 12.05.2007
Odp: Skrawek Rumunii latem
« 30 Lis 2014, 19:09 »
Iwo, ja rozumiem, że naklejkę forumową będziesz reklamować? To skandal, żeby tak puszczała!  ;D

Marek
« Ostatnia zmiana: 1 Gru 2014, 11:14 memorek »

Offline Mężczyzna yoshko

  • Administrator
  • Kto smaruje ten jedzie.
  • Wiadomości: 15517
  • Miasto: Strzelce Opolskie - Biała Podlaska
  • Na forum od: 11.06.2009
    • Blog Yoshkowy
Odp: Skrawek Rumunii latem
« 30 Lis 2014, 19:27 »
Nie po to robię co roku by trzymała dłużej. ;-)

Offline Mężczyzna Iwo

  • leniwy południowiec
  • Wiadomości: 3420
  • Miasto: Kraków
  • Na forum od: 20.09.2010
Odp: Skrawek Rumunii latem
« 1 Gru 2014, 11:11 »
Nie dała się dziadowskiemu podejściu dystrybutora, trzymała półtora ;)

Offline Mężczyzna zarazek

  • Wiadomości: 144
  • Miasto: Okolice Wwy
  • Na forum od: 09.03.2007
    • http://zarazek.bikestats.pl
Odp: Skrawek Rumunii latem
« 2 Gru 2014, 08:44 »
Smaczny kąsek ta relacja + zdjęcia. Wyprawa z serii tych_co_lubię. Pociągi, bezdroża, szutry, pagóry... :)

Tagi: rumunia 
 









Organizujemy










Partnerzy





Patronat




Objęliśmy patronat medialny nad wyprawami:











CDN ....
Mobilna wersja forum