Visca_el_barca: Oba zdjęcia są z Kegeti. To ja jestem zbyt leniwa, żeby je poustawiać w należytej kolejności:) Ale wracając do tematu- oprócz jednej-dwóch ostatnich serpentynek da się jechać. Zjazd byłby jak dla mnie zbyt karkołomny, półtuzin tych zawijasów w dół też ogarnęliśmy pieszo, od czasu do czasu trzeba było wnosić na stoki po zerwanych mostach, osuwiskach, cholera wie po czym
Nawet raz sakwy zdejmowaliśmy bo się zaczynało robić...czujnie. Polecam, polecam, dzieje się
A Song Kul w naszym przypadku to dlatego, że ktośtam mówił, że podobno zjazd przez Moldo Aszu jest super, widokowy itd. Rzeczywiście, nie byliśmy zawiedzeni: z płaskowyżu nad jeziorem masz mały podjazd i potem za chwilę otwiera się Panorama z prawdziwego zdarzenia na następne pasmo górskie i wąwóz. W dolnej części przypominał mi mocno tatrzańskie doliny:) Da się opuścić Song Kul od innych stron, u nas Kamil nalegał na południe i pojechaliśmy.
Mula 53: nie wiem co Ci odpowiedzieć, myliśmy się:D Woda i chusteczki, raz na czas przydrożne kraniki. To nie był męski team żeby można było zapomnieć o mydle na 2 miesiace. Na pewno bylismy wyspani- wstawaliśmy ok. 7 rano. zwykle budząc się sami z siebie. Ale też muszę przyznać że nie jeździliśmy po 100 dziennie, raczej 80-90, przez to nie potrzebowaliśmy dni na rest.
A że się cieszymy, co w tym dziwnego?
Dobra zabawa była, polecam się na przyszłość.
Dwie sakwy- była nas czwróka, 2 namioty które woziły chłopaki. Narzędziami podzieleni. Na 5 dni zapasy się mieściły spokojnie, apteczkę podstawową każdy miał z sobą (leki, bandaże, NRC itd.). Nic mi nie brakowało:) 56 litrów w sakwach, karimata i 2-3 wody na bagażniku+ nerka na ważne rzeczy na kierownicy.
Easyrider: Pewnie nie. Ale żałuję że nie ogarniałam tego na bieżąco i z następnego wyjazdu coś przywiozę.
Giovanni: dowiem się, to akurat Mikołaja.
Iwo: plecaki zostawiliśmy w hostelu w Biszkeku, tym samym w którym zostawiliśmy rowery na czas wyjazdu do Tadżykistanu. Nie wchodziliśmy na żaden szczyt, ale spędziliśmy w sumie 7 dni w Pamirze co zaowocowało 2 przełęczami w okolicach 4k-5k metrów. Nie wbijaliśmy się w śnieg z powodu braku ekwipunku- to by było lekkomyślne (i mam na temat takiej turystyki złe zdanie). Ale wystarczyło żeby poczuć trekking, poszukać ścieżki, wybrać grzbiet którym się wejdzie i piarżysko którym się zejdzie. Fajne doświadczenie i dobre parę dni łażenia.