Autor Wątek: Sheep's Head nocą i dniem  (Przeczytany 1438 razy)

Offline Kobieta hindiana

  • Wiadomości: 4023
  • Miasto: Irlandzka wieś, królewskie hrabstwo
  • Na forum od: 04.09.2010
    • 87th Dublin Polish Scout Group, Scouting Ireland
Sheep's Head nocą i dniem
« 10 Mar 2015, 10:55 »
daję Ci wolne jutro? pasuje?  ;D
Dzięki Jurkowi mam właśnie 3 dni wolnego, usiadłam więc do napisania relacji z naszego wyjazdu na kolejny etap rowerowego objeżdżania Irlandii wzdłuż wybrzeży. Jurku - dzięki! (następnym razem musimy się jednak umówić bardziej szczegółowo w kwesti powodu mojego wypoczynku w domu, może jakiś strajk kolejarzy albo taksówkarzy? albo na przykład sroga zima ze śniegiem po pas? tym razem jest choroba i antybiotyk, ale i tak nieżle ci wyszło :))

Napisałam sobie wczoraj wieczorem, ładnie jak na kujona przystało i zaraz wkleję tutaj cały tekst. Dwa dni jazdy, jeszcze wiecej opisu, dlatego jeśli ktoś nie ma czasu albo chęci, to w skrócie powiem, że pojechaliśmy na nieco przedłużony weekend na zachodnie wybrzeże Irlandii, do hrabstwa Cork. Zaczęliśmy w miasteczku Durrus skończyliśmy w Glendarriff. jazda rodzinna, dniem i nocą, deszczem i słońcem.

A teraz pełna relacja.
Sheep's Head
19-21 lutego 2015
Motto tego wyjazdu:
„You know you're Irish if you can't make your long story short”.
Kolejny etap naszej rowerowej wędrówki wzdłuż wybrzeży Irlandii zaplanowaliśmy jako łagodny przejazd z relaksacyjnym podziwianiem widoków, odwiedzaniem ciekawych miejsc, kończeniem jazdy przed zmrokiem i odpoczynkiem, który bardzo nam się wszystkim należał. Dodatkowo, zabraliśmy ze sobą namiot tak, aby było budżetowo i harcersko, jedzenie przygotowałam w domu, kupiliśmy też zapas w naszym markecie. Ten wyjazd był próbą generalną naszych nowych rowerów, o których wiedzieliśmy tyle, że do pracy i jazdy po mieście nadają się świetnie, ale co innego teren a co innego wycieczki dokoła komina. Nasze wyjazdy robią się coraz trudniejsze, bo żeby wrócić z powrotem do miejsca, w którym ostatnio skończyliśmy, musimy jechać 6 godzin samochodem. Na zwykły weekend z wielu logistycznych powodów nie opłaca się tego robić, szukamy więc dziur w kalendarzu, które pozwoliłyby nam złapać chociaż dwa pełne dni jazdy. W lutym nadarzyła się okazja, bo razem z córką miałyśmy ferie – w Irlandii trwają 2 dni, ale to pozwoliło nam zrobić sobie dłuższy rowerowy weekend.

Nocleg w Sheep's Head Inn zamówiłam kilka dni przed wyjazdem. Na miejscu planowaliśmy być około 23 i był to jeden z nieweielu punktów wyjazdu, który udało nam się zrealizować. Ze względu na krótki czas wolny musieliśmy wstać wcześnie rano, żeby mieć kilka dobrych godzin jazdy zanim zapadnie zmrok, w związku z tym posiedzieliśmy z barmanem do 1 w nocy, bo nie ma nic ważniejszego niż spotkania z ludżmi :D Barman i jedna z pracownic zajazdu pamiętali nas z ostatniego etapu, kiedy wpadłam deszczową nocą razem z dzieckiem do baru i zapytałam czy mają jakiś ciepły posiłek, bo jedziemy z Mizen Head na rowerach. Jak się okazało, zrobiło to na nich takie wrażenie, że nie tylko nas pamiętali, ale obniżyli znacząco cenę za nocleg i potraktowali jak starych znajomych. Irlandczycy mają niezwykłą umiejętność barwnego gawędziarstwa, co bardzo nam odpowiada, bo nie ma nic przyjemniejszego na urlopie niż nocne Polaków rozmowy. Rano wszystko przedstawiło nam się w gorszym świetle, szczególnie, że obudził nas deszcz, a wieczorne integracyjne piwko też usiadło obręczą na czole.  Poranek dla mnie i Marysi był mało rowerowy. Ostatnim razem rozdzieliliśmy się z Sumem podczas jazdy, on skręcił na Skibbereen a my pojechałyśmy prosto do Durrus, skutkiem czego stracił prawie 10-kilometrowy etap, który musiał teraz nadrobić, żeby mieć ciagłość trasy. Zawiozłyśmy go samochodem do dawnego punktu odbioru mleka, skąd popedałował, a my szybko zrealizowałyśmy dawno zakładany plan odwiedzenia farmy, na której produkuje się słynny lokalny ser Durrus Cheese (pyszny śmierdziel). Arek przejechał swój odcinek szybko, nam zajęło dłużej, bo nie tylko udało nam się dostać ser mimo, że zapomniałam pieniędzy, ale też Marysia została zaproszona na indywidualną lekcję na temat produkcji sera, a takich edukacyjnych okazji nie odpuszczamy. Dopiero koło południa ruszyliśmy dalej z Durrus na rowerach, ale planowaliśmy lekki etap, z noclegiem nad oceanem gdzieś w środku trasy.

Deszcz lał niestety cały czas , wiatr mieliśmy przeciwny i jechało się fatalnie. Dotarliśmy do wioski Ahakista, która znana jest z tego, że w 1985 właśnie nad tą miejscowością na pokładzie samolotu Air India, lecącego z Kanady do Indii, eksplodował ładunek wybuchowy. W wyniku zamachu terrorystycznego zginęło wtedy ponad 300 osób. Z wód oceanu wyłowiono niespełna połowę ciał. Wrak samolotou do dzisiaj leży na dnie zatoki i jest olbrzymią atrakcją dla nurków. Cały zresztą teren Sheep's Head i zachodniego wybrzeża Irlandii ma niesamowitą historię, zatopioną na dnie oceanu, tutaj bowiem przybijały i wielokrotnie rozbijały się statki hiszpańskie, a ich wraki przyciągają mnóstwo turystów i profesjonalistów płetwonurkowych. Niestety, Memorial Garden zwiedziliśmy bardzo szybko, głównie skupiając się na nałożeniu spodni przeciwdeszczowych i kurtek, bo siekło konkretnie i dziecko nam się zaczęło roztapiać emocjonalnie. Przy okazji okazało się, że zapomniałam spakować spodnie przeciwdeszczowe Marysi, więc musiałam oddać jej swoje. Mimo przemoczenia i złości, chwilę się opierała, bo „będzie głupio wyglądać” (to już ten wiek...). Moje poświęcenie nie poszło na marne, dziecko przeżyło wyprawę zdrowo, choć mamy zakaz pokazywania ludziom jej zdjęć w workowatych spodniach mamy (ludzie czyli znajomi, forum może być :P).

Do kolejnej miejscowosci Kilcrohane dojechaliśmy w marnych nastrojach, bo wprawdzie ocean w deszczu jest piękny, ale tylko na zdjęciach. Było zimno, mokro i ucieszyliśmy się na widok małej wioski z kilkoma pubami. Zapasy z domu postanowiliśmy schować na wieczór w namiocie i kupić sobie gorący obiad na podniesienie morale. Poszliśmy do pierwszego baru a potem drugiego, oba zamknięte. Trzeci był otwarty, za to nie było ani kucharki ani ogrzewania. Barman pozwolił nam wejść i zjeść nasze własne zapasy. Trzęsąc się z zimna, w ponurym nieoświetlonym pomieszczeniu z bladym ogniem elektrycznym w kominku i totaletą tak lodowatą, że lepiej było nie mieć potrzeb fizjologicznych, przesiedzieliśmy około 40 minut. Kotlety mielone według receptury mojej mamy trochę nas rozweseliły, barman zrobił nam też kawę i gorącą herbatę. Wmawiając sobie, że mamy okno pogodowe, pojechaliśmy dalej. Było popołudnie i trochę się przejaśniało, choć luty nad oceanem to nadal zziębnięte do kości ręce i stopy (mimo wydawałoby się dobrego zabezpieczenia) oraz wodnisty nos. Tuż za Kilcrohane zobaczyliśmy galerię sztuki połączoną z kafeterią, zamknięte niestety na głucho przed sezonem. Przejechalibyśmy bez zatrzymania, gdyby nagle ktoś nas nie zawołał. Zatrzymaliśmy się i zaczęliśmy rozmawiać z gospodarzem, który okazał się człowiekiem z naszej bajki. Jego żona Corrine to profesjonalna artytka, jej obrazy zdobią ściany kafeterii i są imponujące (ceny zresztą też ). Mike poczęstował nas domową zupą z kurczaka, która postawiła nas na nogi, podobnie jak niezwykle przyjacielska pogawędka na tematy „o wszystkim”. Z niektórymi osobami przechodzi się płynnie z jednej dziedziny w drugą i mimo że to zupełnie obcy ludzie, można byłoby tak rozmawiać do rana. Kolejne spotkanie z ciekawymi ludźmi spowolniło naszą jazdę, ale to właśnie takie doświadczenia są w naszych rodzinnych wyjazdach najważniejsze.

Opuściliśmy gościnną kafeterię  patrząc prosto w oczy zachodzącemu słońcu. Po lewej żegnał nas widok Mizen Head, ostrego półwyspu wrzynającego się w ocean, a po niecałej godzinie piłowania pod górę zobaczyliśmy Bearra Peninsula po prawej stronie. Widok był niesamowity i znowu sobie przystanęliśmy podziwiając, robiąc zdjęcia, zachwycając się miejscem, chwilą i po raz tysięczny gratulując Arkowi pomysłu zwiedzania świata na rowerze. Irlandczycy określają taką postawę mianem „there's no tomorrow” i interpretacja może być zarówno dobra jak negatywna. Kiedy straciliśmy z oczu Mizen Head czyli przebiliśmy się na drugą stronę Sheep's Head, było już ciemno. Cóż to jednak dla nas... Postanowiłam, że dam sobie spokój z tym strachem przed jazdą w ciemności, to walka z wiatrakami. Inaczej niż poprzednim razem, teraz jechaliśmy w trójkę i było przpeięknie. Chmury wieczorem całkiem zniknęły i mieliśmy nad sobą miliardy gwiazd. Stojąc na szczycie wzgórza widzieliśmy przed sobą ciemnoszarą taflę oceanu w zatoce, za którą błyszczały nieliczne światełka domów na półwyspie Bearra. Arek przeprowadził naturalną w tych warunkach lekcję astronomii, podczas której Marysia z entuzjazmem odnajdywała Pas Oriona i wspólnie ekscytowaliśmy się zgadywaniem jak dawno temu zniknęły niektóre gwiazdy i co się wtedy działo w historii ludzkości.

Magiczny moment trwał niedługo, okazało się bowiem, że na  ostraych zjazdach, których było tam sporo, ręce odmawiają mi posłuszeństwa. Wiedziałam, że klamki hamulcowe mam za duże, daję jednak radę nimi operować na niewymagających ostrego zacisku górkach czy w terenie płaskim. Kilka zjazdów w dół doprowadziło mnie jednak do takiego bólu dłoni, że wyłam. Krytyczny moment przeżyłam, kiedy zaczęliśmy zjeżdżać z bardzo ostrego zjazdu, a droga skręcała niepodziewanym L w prawo. Zobaczyłam przed sobą klify i wielki ocean i pożegnałam się z życiem. Rower nabrał takiej prędkości, że choćbym zjadła te klamki razem z kierownicą, nic by to nie pomogo. Zaczęłam wrzeszczeć czym doprowadziłam Arka i Marysię do zawału serca. Porzucili rowery na poboczu i nie wiedzieli czy uciekać czy rzucić mi się pod koła. Wyhamowałam zeskakując w pełnym biegu, zdarłam podeszwy i trzęsłam się ze strachu jak galareta. Kolejne zjazdy robiłam bardzo ostrożnie, co było koszmarem dla Arka, bo cały czas musiał dostowywać do mnie swoje tempo. W pewnym momencie odjechali z Marysią normalnym tempem, a ja modliłam się o jakieś wypłaszczenie, żebym mogła zrelaksować dłonie. Znienawidziłam zjazdy, podjazdy były moim wybawieniem. Byliśmy zdecydowani na rozbicie namiotu i koło godziny 20 zaczęliśmy szukać miejsca. Niestety, wzdłuż Sheep's Head wszędzie ustawione są siatki i tabliczki „Private property”. Mogliśmy wprawdzie podejść do jakiegoś gospodarza i poprosić o kawałek gleby pod namiot, ale jechaliśmy dalej. Córka była bardzo zmęczona, znależliśmy więc na mapie miejsce, w którym mieliśmy się zatrzymać. Dzielił nas od niego tylko 1 kilometr, nie wiem jednak czy była to wina ciemności czy naprawdę nic tam nie było, dość że przejechaliśmy kolejne 20 kilometrów z hakiem, zanim daliśmy jej odpocząć. Pod koniec jazdy dwa razy prawie sturlała się do rowu ze zmęczenia, a kiedy zatrzymaliśmy się na szybki kubek herbaty, zasnęła na stojąco. Rozmawialiśmy z nią na  wszystkie interesujace ją tematy (przy okazji dowiadując się wielu ciekawych rzeczy) aż dotarliśmy do miasta Bantry. Była 23.

Pierwsze, co nas przywitało, to spory, rzęsiście oświetlony hotel. Zanim weszliśmy, przykazaliśmy córce, że ma się uśmiechać i mówić wszystkim, że było super, bo zmęczenie jest tylko chwilowe, a wyjazd wspaniały (czyż nie? :D). Nie było to trudne, dzieci regenereują się szybko. Ledwo wpadła do recepcji już wiedziała, że jest tam darmowe wi-fi i można sobie zamówić pizzę.


Budżet w namiocie skończył się więc luksusowym prysznicem i wygodnym łóżkiem w hotelu.
Rano przywitało nas słońce, które zaraz pożałowało swojej decyzji i cały dzień bawiło się z nami w ciuciubabkę. Zwiedziliśmy przelotnie miasteczko Bantry, przy okazji trafiając na cotygodniowy market rolniczy. Indyki i kury gdakały, ludzie kupowali kurtki, jaja, soki, szwarc, mydło i powidło. Postanowiliśmy popłynąć promem na Whiddy Island i pojeżdzić po dziczy, ale prom odwołano  na nie wiadomo jak długo. W przyrodzie nie ma pustki, dlatego kiedy tylko odwróciliśmy się od zatoki, zobaczyliśmy, że właśnie z morskiej farmy przybyła świeża dostawa z małżami. Kilkutonowe ładunki transportowane były z mniejszych kutrów na brzeg i pozwolono nam się przyglądać, zadawać pytania, robić zdjęcia. Kolejna świetna lekcja prosto u żródeł dla Marysi, a i my jesteśmy teraz mądrzejsi np. o fakt, że w ubiegłym roku załamał się rynek francuski, główny odbiorca irlandzkiej małży, co spowodowało krach w sektorze. Z Bantry przejechaliśm położoną wysoko nad zatoką drogą do Glengarriff, będącego bramą do Bearra Peninsula.

Zatrzymaliśmy w BnB i wieczorem ponownie integrowaliśmy się z mieszkańcami. Tym razem poznaliśmy historię syna właściciela zajazdu, który po szczepionce na grypę stracił czucie w kończynach i obecnie jest po amputacji nóg, całkowicie niezdolny do samodzielnej egzystencji. Dostaliśmy mikroskopijny pokoik, który musieliśmy przemeblować, żeby wstawić do niego rowery (gospodarz polecił nam zostawić je za budynkiem, spięte razem, ale w oderwaniu od czegokolwiek stabilnego, więc pod osłoną wieczoru przetaszczyliśmy je do środka). Nocą poszliśmy na spacer, podczas kórego z powodu egipskich ciemności nie widziałam nic, za to Arek twierdził, że chodzimy po pięknym lesie i jest tam bardzo dużo do ogladania, szczególnie kiedy wyłączy się latarki. Marysia skakała za tatą po wykrotach i cudem jakimś nie połamała nóg. Rano musieliśmy wracać do domu, zanim jednak to zrobiliśmy pojechaliśmy z właścicielem BnB do dwóch nieruchomości, które koniecznie chciał nam sprzedać. Jedna to stara szkoła, druga położona na wysokim wzgórzu i owiana lodowatymi wiatrami opuszczona farma. Arek prawie kupił szkołę, dlatego należało go koniecznie zabrać z tego miejsca i wrócić do rzeczywistości. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze do malowniczej miejscowosci Ghuagan Barra z wkomponowanym w skały i jezioro kościółkiem świętego Finbarra, pierwszego biskupa Cork (VII wiek, to robi wrażenie). Miejsce niezywkle piękne, pododnie jak całe West Cork, z dziką przyrodą, słabym zaludnieniem i zapierajacymmi dech w piersiach widokami.

Galeria podwójna, na początku moje, a potem zdjecia Marysi, które opowiadają tę samą historię, ale trochę inaczej. W wielu wypadkach po prostu lepiej :)
https://picasaweb.google.com/110987438138746856764/SheepSHead2022Lutego2015?authuser=0&authkey=Gv1sRgCML7_rOex47qgwE&feat=directlink
« Ostatnia zmiana: 11 Mar 2015, 00:58 hindiana »
Mądrzy ludzie czasem się wygłupiają, głupi zawsze wymądrzają.
www.plscout.com

Offline Kobieta Kot

  • Wiadomości: 804
  • Miasto: Blisko Poznania
  • Na forum od: 29.08.2013
Odp: Sheep's Head nocą i dniem
« 10 Mar 2015, 14:52 »
Trzeci był otwarty, za to nie było ani kucharki ani ogrzewania. Barman pozwolił nam wejść i zjeść nasze własne zapasy. Trzęsąc się z zimna, w ponurym nieoświetlonym pomieszczeniu z bladym ogniem elektrycznym w kominku i totaletą tak lodowatą, że lepiej było nie mieć potrzeb fizjologicznych, przesiedzieliśmy około 40 minut. 

Co za cudowne miejsce!  ;D

Cóż to jednak dla nas... Postanowiłam, że dam sobie spokój z tym strachem przed jazdą w ciemności, to walka z wiatrakami. Inaczej niż poprzednim razem, teraz jechaliśmy w trójkę i było przpeięknie. Chmury wieczorem całkiem zniknęły i mieliśmy nad sobą miliardy gwiazd.

Nie jest ta ciemność aż tak straszna, jak się to może wydawać, a gdy się jedzie z kimś, to nocna jazda może być super. Zwłaszcza gdy jest trochę czasu na oglądanie gwiazd.

Arek przeprowadził naturalną w tych warunkach lekcję astronomii, podczas której Marysia z entuzjazmem odnajdywała Pas Oriona 

Ten Pas Oriona (nie znam się na gwiazdach) podczas wycieczki do Mławy nazwałam latawcem  :D.

Kilka zjazdów w dół doprowadziło mnie jednak do takiego bólu dłoni, że wyłam. Krytyczny moment przeżyłam, kiedy zaczęliśmy zjeżdżać z bardzo ostrego zjazdu, a droga skręcała niepodziewanym L w prawo. Zobaczyłam przed sobą klify i wielki ocean i pożegnałam się z życiem. Rower nabrał takiej prędkości, że choćbym zjadła te klamki razem z kierownicą, nic by to nie pomogo. Zaczęłam wrzeszczeć czym doprowadziłam Arka i Marysię do zawału serca. Porzucili rowery na poboczu i nie wiedzieli czy uciekać czy rzucić mi się pod koła. Wyhamowałam zeskakując w pełnym biegu, zdarłam podeszwy i trzęsłam się ze strachu jak galareta. 

To musiało być okropne. Szczeście, że wszystko skonczyło się na strachu!

Barwna i ciekawa relacja (choć mogłaś trochę rozbić tekst - łatwiej by było oczom czytać). Fotki pooglądam już w domu :)
Ég hjóla oftast nær í vinnua.
www.kot.bikestats.pl

Offline Mężczyzna memorek

  • Wiadomości: 2682
  • Miasto: Szczecin
  • Na forum od: 12.05.2007
Odp: Sheep's Head nocą i dniem
« 10 Mar 2015, 20:12 »
Rozmawialiśmy z nią na  wszystkie interesujace ją tematy (przy okazji dowiadując się wielu ciekawych rzeczy)
Mi to pachnie jakimś brutalnym przesłuchaniem. Wykończyć dziecko całym dniem na rowerze, żeby wieczorem wszystko wyśpiewało.  ;D

Marek

Offline Kobieta hindiana

  • Wiadomości: 4023
  • Miasto: Irlandzka wieś, królewskie hrabstwo
  • Na forum od: 04.09.2010
    • 87th Dublin Polish Scout Group, Scouting Ireland
Odp: Sheep's Head nocą i dniem
« 11 Mar 2015, 00:56 »
Mi to pachnie jakimś brutalnym przesłuchaniem. Wykończyć dziecko całym dniem na rowerze, żeby wieczorem wszystko wyśpiewało.
Na razie głównie zaznajamiała Arka z postacią Tayylor Swift, ciekawe czy za kilka lat powie coś co nam zjeży włos na rękach  ;D

Kocie - słuszna uwaga z tym rozbiciem tekstu, juz się biorę do pracy.
Mądrzy ludzie czasem się wygłupiają, głupi zawsze wymądrzają.
www.plscout.com

Offline Kobieta Ann88

  • Wiadomości: 140
  • Miasto: Gdynia
  • Na forum od: 27.08.2014
Odp: Sheep's Head nocą i dniem
« 12 Mar 2015, 00:02 »
Cytuj
Trzeci był otwarty, za to nie było ani kucharki ani ogrzewania. Barman pozwolił nam wejść i zjeść nasze własne zapasy. Trzęsąc się z zimna, w ponurym nieoświetlonym pomieszczeniu z bladym ogniem elektrycznym w kominku i totaletą tak lodowatą, że lepiej było nie mieć potrzeb fizjologicznych, przesiedzieliśmy około 40 minut.

Mnie to przypomina scenę z filmu "Egzorcyzmy Dorothy Mills", kiedy bohaterka usiłuje gdzieś zadzwonić, a gospodarze na to, że nic z tego (telefon nie działa), bo jest "święty dzień" ;D

Poza tym urzekło mnie zdjęcie wnętrza tej starej szkoły.
Ze ściany odpadło już chyba wszystko, a krzyż pozostał...

Offline EASYRIDER77

  • Wiadomości: 4847
  • Miasto: INOWROCŁAW
  • Na forum od: 27.07.2010
Odp: Sheep's Head nocą i dniem
« 12 Mar 2015, 13:41 »
no, widzę, że wykorzystałaś urlop który Ci dałem...  ;D
pięknie oby tak dalej.
Następnym razem pomyślę nad tym, aby dać Ci nieco więcej tego urlopu, bo biedne te dziecko...  ;)

gratulacje i pozdrawiam

Offline Mężczyzna paweł.70

  • Marin
  • Wiadomości: 3325
  • Miasto: Ciepłe Łóżeczko
  • Na forum od: 28.11.2011
Odp: Sheep's Head nocą i dniem
« 12 Mar 2015, 15:10 »
Fajnie sobie pomykacie rodzinnie, tylko ta pogoda wietrzna i deszczowo-słoneczna. Ciekaw jestem pogody w okresie letnim czyli lipiec-sierpień?

Dom jest tam, gdzie rozkładamy obóz
Liczy się podróż, a nie cel.

Offline Kobieta hindiana

  • Wiadomości: 4023
  • Miasto: Irlandzka wieś, królewskie hrabstwo
  • Na forum od: 04.09.2010
    • 87th Dublin Polish Scout Group, Scouting Ireland
Odp: Sheep's Head nocą i dniem
« 12 Mar 2015, 22:43 »
Ann, w tym miejscu było jeszcze kilka elementów rodem z  horroru... Pod koniec wizyty wróciła skądś (zapewne z cmentarza :D) kucharka, która obrzuciła nas tak nienawistnym spojrzeniem, że mieliśmy ochotę zaraz stamtąd uciekać. Może chodziło jej o to, że w taki deszcz ciągniemy dziecko, a może po prostu tacy jej sie wydaliśmy sympatyczni, że była nas w stanie kluską zabić. Poza tym w tle cały czas buczał telewizor nastawiony na kanał sportowy i paru smętnych gości przyglądało się z apatią jakiejś odmianie futbolu - może mieli bogate, ale dobrze ukryte życie wewnętrzne, nie wiem, wyglądali na zahibernowanych.

Ta szkoła z krzyżem  już od dawna nie jest szkołą. Kiedy ją zlikwidowano, budynek kupiła rodzina niemiecka na dom letni, a potem amerykańska na dom stały. Każdy coś tam od siebie dodał. Układ pomieszczenia jest ciekawy, bo na frontowej ścianie jest kominek, który miał ogrzewać tyłek nauczycielki, a dzieci i tak były za daleko żeby jakiekowliek ciepło do nich dotarło. Nie sądzę, żeby ktoś się tym jednak przejmował. Zimny chów to tutaj norma, wiele dziewczynek cały rok chodzi w skarpetkach i spódnicy do szkoły, ale to oczywiście już temat na zupełnie inną dyskusję :)

Następnym razem pomyślę nad tym, aby dać Ci nieco więcej tego urlopu, bo biedne te dziecko...
Trzymam za słowo!

ylko ta pogoda wietrzna i deszczowo-słoneczna. Ciekaw jestem pogody w okresie letnim czyli lipiec-sierpień?
Najcieplej i najmniej deszczowo jest w kwietniu i maju. Z mojego doswiadczenia wynika, że to najprzyjemniejsze miesiące w roku. Wakacje letnie spędzam zazwyczaj poza Irlandią, zawsze jednak słucham potem relacji tych co zostali i wynika z nich np że dwa ostatnie lata były słoneczne. Temperatura jest tu inaczej odczuwalna niż w Polsce ze względu na dużą wilgotność powietrza.
Te deszcze irlandzkie nie są jednak takie straszne, niejednokrotnie padało tu już na forum przysłowie: If you don't like the weather just wait 10 minutes.... Co cię zmoczy to zaraz wyschnie w wiaterku i słońcu. A kraj piękny i na rower po prsotu wymarzony, szczególnie zachodnie wybrzeże (czyli nie moje).
Mądrzy ludzie czasem się wygłupiają, głupi zawsze wymądrzają.
www.plscout.com

Offline Dream Maker

  • Wiadomości: 2851
  • Miasto: Baile Uí Mhatháin
  • Na forum od: 11.06.2011
Odp: Sheep's Head nocą i dniem
« 12 Mar 2015, 23:18 »
Najcieplej i najmniej deszczowo jest w kwietniu i maju. Z mojego doswiadczenia wynika, że to najprzyjemniejsze miesiące w roku.

Też doszedłem do tego wniosku i właśnie w tych miesiącach będę rowerował po tamtejszych terenach.

A kraj piękny i na rower po prsotu wymarzony, szczególnie zachodnie wybrzeże (czyli nie moje).

Na rower wymarzony tylko z deczka są problemy z noclegiem pod chmurką.
Do you have a dream? I'll make this dream come true. I'm... the Dream Maker

Offline Wilk

  • Wiadomości: 19871
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 09.07.2006
    • Wyprawy Rowerowe
Odp: Sheep's Head nocą i dniem
« 20 Lut 2017, 12:04 »
Wiadomość usunięta.

Offline Kobieta hindiana

  • Wiadomości: 4023
  • Miasto: Irlandzka wieś, królewskie hrabstwo
  • Na forum od: 04.09.2010
    • 87th Dublin Polish Scout Group, Scouting Ireland
Odp: Sheep's Head nocą i dniem
« 14 Mar 2015, 09:51 »
Wilku, nie na darmo Irlandia nazwana jest Szmaragdową wyspą. Niemal gołym okiem widać tu, jak intenstywnie przebiega proces fotosyntezy :D Zapraszamy.

Na rower wymarzony tylko z deczka są problemy z noclegiem pod chmurką.

W jakim sensie? Że tak duża gęstość zaludnienia, czy że wszystko jest ogrodzone, jak np. na zamieszkałej części Islandii?
Gęstość zaludnienia bardzo słaba. Poza głównymi miastami czyli Cork, Dublinem i Galway domy rozrzucone są w sporych odlegościach, wiele farm nie widzi ze swoich okien żadnego sąsiada. Mamy za sobą odcinki, kiedy przez 2-3 godziny przy drodze nie było żadnego budynku. Irlandia to kraj dla samotników, szczególnie zachodnie wybrzeże. Ze spaniem pod chmurką jest problem w takim sensie, że nie można ot tak, rozbić się byle gdzie, ale zazwyczaj trzeba pokombinować. Kwestia prywatności to jedno. Podczas tego odcinka zdobyliśmy doświadczenie i wiedzę, że całe Sheeps Head otoczone jest siatkami i pastuchami. Z cygańskim taborem jakim my jedziemy nie ma możliwości rozbicia się bezszelestnego. Pewnie, że można poczekać aż sie ściemni, nie używać latarek i wstać zanim wstanie dzień, ale aż tak zdesperowani nie jesteśmy. Nie mieliśmy natomiast nigdy problemów ze spaniem na gospodarza, ile razy poprosiliśmy o kawałek ziemi tyle razy nam jej użyczono.
Najlepsza metoda, którą sprzedaliśmy jako niezawodny patent np Memorkowi, to dotarcie do małej miejscowości i poszukanie lokalnego pubu. Zawsze siedzą tam ludzie "stąd" i nie ma możłiwości, żeby ktoś czegoś nie zaoferował (nocleg na tyłach pubu to doświadczenie z jednego z naszych najwcześniejszych etapów).
Pod całkowitą chmurką spaliśmy na plaży pod Wexford i nikt nas nie niepokoił.
Teraz na Sheeps Head dwa razy spotkaliśmy (już nocą) ludzi, którzy tam mieszkają. Raz wyszła na drogę sympatyczn starsza pani, która zadzwoniła do swojej koleżanki (w położonym, nomen omen,30 km dalej i nie pod prodze) właścicielki B and B, żeby zapytać o nocleg dla nas. Drugi raz był to sympatyczny artysta, który palił sobie coś aromatycznego oglądając gwiazdy i zatokę, gdy nagle wjechała mu w krajobraz rodzina rowerzystów. Jesteśmy pewni, ze gdybyśmy poprosili, na pewno moglibyśmy się gdzies u nich rozbić z namiotem.
Jeśli chodzi o pola kampingowe, to są otwarte dopiero od 1 kwietnia i zamykane bodajże ostatniego dnia pażdziernika. My korzystamy także z harcówek Scouting Ireland, jeśli jakieś są blisko wybrzeża.
« Ostatnia zmiana: 14 Mar 2015, 09:58 hindiana »
Mądrzy ludzie czasem się wygłupiają, głupi zawsze wymądrzają.
www.plscout.com

Offline Wilk

  • Wiadomości: 19871
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 09.07.2006
    • Wyprawy Rowerowe
Odp: Sheep's Head nocą i dniem
« 20 Lut 2017, 12:04 »
Wiadomość usunięta.

Offline Mężczyzna transatlantyk

  • Moderator Globalny
  • GM 2420
  • Wiadomości: 7932
  • Miasto: Annopol
  • Na forum od: 21.11.2007
    • Rowerem przed siebie.
Odp: Sheep's Head nocą i dniem
« 5 Kwi 2015, 10:53 »
Biedne dziecko i wspaniały mąż, który chciał Ci kupić na własność miejsce pracy.  ;)


Offline Kobieta hindiana

  • Wiadomości: 4023
  • Miasto: Irlandzka wieś, królewskie hrabstwo
  • Na forum od: 04.09.2010
    • 87th Dublin Polish Scout Group, Scouting Ireland
Odp: Sheep's Head nocą i dniem
« 7 Kwi 2015, 22:28 »
Tak, a potem zostawić mnie na tym wygwizdowie i mieć spokój :D
Mądrzy ludzie czasem się wygłupiają, głupi zawsze wymądrzają.
www.plscout.com

 









Organizujemy










Partnerzy





Patronat




Objęliśmy patronat medialny nad wyprawami:











CDN ....
Mobilna wersja forum