Jak co roku od trzech lat wiosną odwiedzam mojego brata ciotecznego Łukasza, który mieszka w Opolu oddalonym o 320 km od mojego domu (krócej trasę bardzo trudno wytyczyć)
http://app.endomondo.com/workouts/499639237/12355046. W tym roku udało mi się namówić Łukasza który również czasami lubi przejechać się na rowerze do tego aby wyjechał po mnie do połowy drogi. W ten sposób obaj zaliczylibyśmy podobny dystans. Nastawiłem budzik na 5:00 w czwartek 9 kwietnia. Rower i bagaż przygotowałem dzień wcześniej, rano kawa i resztki wczorajszego gulaszu z dwoma bułkami... O godzinie 6:00 ruszam w drogę, niestety temperatura poniżej 0, a cieplejsza kurtka w bagażu
Nic to powinienem się zaraz rozgrzać... Niestety do Radomia (jakieś 40 km) utrzymywał się mróz, do tego ból głowy, jednym słowem jedzie się fatalnie... Gdzieś w sklepie kupuję coś na ból głowy, wychodzi słońce, momentalnie poprawia się nastrój. Temperatura szybko rośnie i oscyluje w granicach 12-15
0C. Spotkanie w połowie drogi wyznaczyliśmy na 14:00, muszę zwiększyć obroty żeby być na czas. Wyznaczony punkt mijam dokładnie za trzy minuty 14, Łukasz ma mały poślizg (jechał pierwszy raz i bez nawigacji, dołożył 10 km), spotkaliśmy się 10 km dalej. Szybka kawa na stacji benzynowej i dalej wspólnie już podążamy w kierunku Opola. Niestety wiatr przeszkadza. Zachód słońca powoduje obniżenie temperatury, spada do ok 2-3 stopni. Do Opola docieramy dopiero po 23:00 pokonując 320 km. Nazajutrz postanowiliśmy odwiedzić Joachima Halupczoka i miejscowe Passo dello Stelvio jakim jest Góra Świętej Anny. Podjazd niestety nie rzucił mnie na kolana, choć wycieczkę zaliczam do udanych. Powrót przez Gogolin do którego mam osobisty sentyment. Niestety za późno na zdjęcie przy Karolince. Powrót do Opola, wyszło coś ponad 108 km. W domu degustacja spirytualiów sporządzonych przez znajomego mistrza w swojej dziedzinie. W sobotę zaplanowaliśmy odpoczynek przed niedzielnym powrotem do domu. Trochę pogrzebaliśmy przy rowerach, po kieliszku na lepszy sen i o 5:00 w niedzielę pobudka. Temperatura od samego rana powyżej 10 stopni, sprzyjający wiatr, po prostu bajka... Łukasz (dla którego czwartkowa jazda była pierwszą powyżej 300km) oczywiście razem ze mną do połowy drogi... Pożegnalna kawa za Radomskiem i każdy w swoją stronę. Byliśmy w domach chwilę po 21... Łukasz wytrzymał to bardzo dzielnie, ciekaw jestem jak sprawdzi się na P1000J na który jesteśmy wspólnie zapisani... no i już za rok IV edycja Wiosennego Klasyka G-O-G