W tygodniu z Bożym Ciałem wybieram się na kilkudniową jazdę, w trakcie której chciałbym przeciąć nasz kraj z północy na południe. Na początku planowałem dojazd pociągiem do Suwałk i stamtąd rowerowy powrót do miejsca mego zamieszkania, czyli do Świdnicy. Niestety okazało się, że na kolejowym odcinku Warszawa-Małkinia (lub Warszawa-Białystok) trwają remonty i kursuje tam zastępcza komunikacja autobusowa, a wiec brak jest możliwości podróżowania z rowerem. Miałem już nawet opracowaną trasę, ale wszystko diabli wzięli. Po krótkich analizach, postanowiłem rozpocząć jazdę w Olsztynie. Tam spokojnie można dotarabanić się z rowerem. Wstępnie planuję wyjazd w sobotę 30 maja. Mam nocny pociąg do Warszawy, a następny już do Olsztyna. Do tego ostatniego miasta pociąg przyjeżdża po godzinie dziewiątej rano, czyli do dyspozycji jest praktycznie cały dzień jazdy.
Trasa generalnie (i zasadniczo) wyglądałaby jakoś tak:
Olsztyn- Purda- Pasym- Jedwabno- Szczytno- Świętajno- Rozogi- Łyse- Myszyniec –Czarnia- Chorzele- Krzynowłoga Mała- Dzierzgowo- Wieczfnia Kościelna- Iłowo-Osada- Działdowo- Płośnica- Kuczbork-Osada- Żuromin- Lutocin- Szczutowo- Skępe- Lipno- Fabianki- Włocławek- Brześć Kujawski- Lubraniec- Izbica Kujawska- Babiak- Koło- Kościelec- Brudzew- Turek- Kawęczyn- Lisków- Koźminek- Szczytniki- Brzeziny- Kraszewice- Czajków- Brąszewice- Klonowa- Sokoliniki- Czastary- Bolesławiec- Byczyna- Kluczbork- Świdnica.
Trasa powyższa omija duże aglomeracje, ale zakładam jazdę wyłącznie asfaltami, z tym że raczej krajówki mam zamiar sobie odpuszczać. Choć dosyć szczegółowo wskazałem przebieg trasy, to jednak dopuszczam wariacje na jej temat. Łączny jej dystans w opisanej wyżej wersji wynosi około 850 km. Na jazdę przeznaczam 5 dni, ale gdy te wariacje będą znaczne, może to być i 6-7 dni. W każdym razie koniec jazdy nastąpić ma najpóźniej w sobotę 6 czerwca. Jak łatwo można wyliczyć, średnio dziennie chciałbym przejechać powyżej 150 km. Tempo w jakim będę się poruszał, to 20-25 km/h, w zależności od warunków (zwłaszcza chodzi o wiatr).
W przedsięwzięciu oprócz mnie udział weźmie mój rower szosowy, zatem nie zabieram sakw, ani dużego bagażu. Całość dobytku mam zamiar upchnąć do plecaka. Taka koncepcja jazdy wymusza rzecz jasna nocowanie pod dachem. Biorę pod uwagę agroturystykę, kwatery prywatne lub tanie hotele. Konkretne miejsce noclegowe będzie ustalane na bieżąco, na trasie. Taki wariant mam dobrze przećwiczony i raczej się sprawdza. Zresztą przed wakacjami nie powinno być z tym problemu. Sprawę posiłków planuję rozwiązać w ten sposób, że śniadania i kolacje sporządzam sam z produktów kupionych w sklepie, a na obiad zatrzymuję się w jakiejś knajpie. Krótkotrwałe opady lub mały deszczyk można zbagatelizować, jakąś większą ulewę warto jednak przeczekać.
Mam spore doświadczenie w rowerowych wyjazdach, zarówno po kraju jak i poza. Jestem w wieku 46 lat, konfliktów raczej unikam, ale czasem potrafię być dość stanowczy. Do ewentualnej wspólnej jazdy zachęcam przedstawiciela płci brzydkiej w wieku zbliżonym do mojego (+/- 10 lat).