Przejechałem wczoraj maraton w Istebnej. 235 km trasy, 3265 m przewyższeń i ponieważ to wyścig, to cały czas na maksa, czyli ile tam w mięśniach i w płucach było. Po drodze dwa postoje przy bufetach łącznie 3 minuty. Uzyskałem czas 9:15.5 godz. Miejsca jeszcze nie znam, protokół sędziowski będzie w internecie...jak będzie. Tyle co się orientuję, to na około 100 startujących miejsce jakieś 60 lub dalej. Strata do zwycięzcy - około 1,5 godziny.
Jakieś 1,5 godziny po przybyciu na metę wracaliśmy z kolegą autem do domu, to jeszcze widzieliśmy zawodników na trasie, tak że nie jestem taki znowu ostatni
. Generalnie trasa bardzo wymagająca. Po 220 km jazdy "rodzynek" w postaci podjazdu pod Ochodzitą.
Totalna masakra. Nachylenie miejscami do 25%. Mnóstwo ludzi prowadziło rowery. Ja, ponieważ miałem w rowerze trekingowym miękkie przełożenia dałem radę i nie musiałem schodzić z maszyny, ale wcale nie jechałem dużo szybciej od tych idących
Na szczęście pogoda była idealna na taką imprezę - pochmurno, sucho i momentami nawet chłodno. Niestety rzucał się w oczy i rzucał rowerem tragiczny stan dróg. W sumie ciekawe doświadczenie i chętnie czasem wezmę udział w tego typu imprezie.