Taka mala relacja, moze kogos zainteresuje:
Korzystajac z krotkiego urlopu postanowilem zrobic wycieczke rowerowa wokol masywu Annapurna. Co prawda wyjatkowo nie lubie jezdzic z bagazem (bo psuje mi przyjemnosc jazdy na gorskich szlakach), tym razem jednak zlamalem nieco swoje zasady i ponizej macie co z tego wyszlo. Zdjecia sa tutaj -
https://picasaweb.google.com/iguan007/Nepal2014 . Bez rewelacji bo ze wzgledu na ograniczenie wagowe (chcialem to zrobic sam, bez tragarza czy przewodnika) aparat zostal w domu a zabralem tylko telefon.
Wycieczke zaczynalem w Kathmandu. Warto zostawic sobie troche rezerwy czasu w tym miejscu na sprawy organizacyjne (KTM ma niezle zaplecze turystyczne). Zlozenie roweru,wymiana pieniedzy, zorganizowanie pozwolen na trekking, wymiana pieniedzy, zalatwienie lokalnej karty sim i transportu na poczatek trasy poszly bez problemu ale zajely lepsza czesc dnia. Samo miasto zgodnie z oczekiwaniami - ciekawe i ruchliwe ale ze wzgledu na halas, zanieczyszczenia i tlumy naganiaczy (taksi? riksza? trawa? pamiatki?) zdecydowanie nie lezy u mnie w kategorii "tutaj wroce". Nastepnym razem bede sie staral zminimalizowac czas tam spedzony. Co nie znaczy, ze dla kogos innego (np. zafascynowanego architektura) nie jest to ciekawe miejsce.
Rowerowa czesc wycieczki zaczynalem w Besisahar, troche ponad 150km od Kathmandu. Przejazd samochodem z Katmandu zajal mi raptem...13 godzin. Bo akurat padal deszcz i w kilku miejscach pojawily sie osuwiska skalne. Trzeba bylo czekac na spychacz. A pozniej jakis autobus zakopal sie w blocie. Pan kierowca wyjasnil, ze to normalne
I tak, zdaje sobie sprawe ze szybciej byloby na rowerze. Zakladajac, ze udaloby sie to przezyc - ta droga jest bardzo ruchliwa a nepalski styl jazdy...hmm, specyficzny.
Kolejne dni spedzilem pnac sie mozolnie do gory, az do najwyzszego punktu wycieczki czyli przeleczy Thorung La (5416m).
Mijane wioski robia niesamowite wrazenie, cos zupelnie innego niz znamy z naszej czesci swiata. Jechalem troche po sezonie turystycznym i w wielu noclegowniach i tea houses (jak to sensownie przetlumaczyc?) bylem jedynym turysta. I super bo moglem spokojnie pogadac Nepalczykami czy cieszyc sie w ciszy pieknem gor (potrzebowalem tego po KTM).
Jedynie nie przypadl mi do gustu klimat w Manang (popularne miejsce na aklimatyzacje), chyba przez oblezenie turystami robiacymi zdjecia Nepalczykom podczas ich codziennych zajec. Biedni musieli sie troche czuc jak w zoo. Ciekawe jak czulby sie taki fotograf gdyby to jemu wycieczka np. Hindusow zawisla na ogrodzeniu i bez pytania robila zdjecia zonie czy dzieciom.
Za Ledar bylo juz coraz wiecej pchania roweru niz jazdy, ale tego sie spodziewalem. Od Base Camp juz nie ma wcale jazdy, jest tylko noszenie/pchanie roweru. Jesli zatrzymujecie sie na nocleg w High Camp to warto wejsc na wzgorze za glownym budynkiem. Widoki rewelacyjne. A pozniej zostaje tylko wstac przed switem i wdrapac sie na te 5400m+, co jest niezlym treningiem. W moim przypadku droge do przeleczy utrudnial zalegajacy snieg z wydeptana sciezka na jedna osobe. Albo rower trzeba bylo niesc, albo prowadzic ta sciezka (samemu brnac w sniegu). Ale nie bylo zle i moj rower ma pamiatkowe zdjecie na gorze
Za to po przejechaniu przeleczy mozna cieszyc sie swietnymi technicznymi zjazdami po kretych sciezkach. Do tego widoki sa zapierajace dech w piersiach. Do cywilizacji wracamy w Muktinath. A pozniej zostaje juz tylko stosunkowo latwa droga w dol. Czesc ludzi konczy trase w Jomsom skad mozna odleciec lub jechac dalej terenowka. Ja mialem troche wiecej czasu wiec rowerowa czesc wycieczki zakonczylem w Beni i stamtad przetransportowalem sie do Pokhara.
Duza zaleta tej calej trasy, z punktu widzenia turysty rowerowego, jest dobra infrastruktura turystyczna. Nie trzeba wozic namiotu, kuchenki czy jedzenia bo co kilka kilometrow jest wioska gdzie mozna sie tanio przespac i cos zjesc. Minusem jest to, ze rower trzeba troche nosic.
Reszte czasu spedzilem w Pokhara. To juz typowo turystyczne miasteczko, nieco szok dla systemu po spokojnych gorskich wioskach. Jak juz opedzicie sie od sprzedawcow mango czy koralikow to napewno znajdziecie dla siebie cos ciekawego. Ja mialem wreszcie okazje przejechac sie klasycznym motocyklem Royal Enfield, fajne doswiadczenie.
Warto sie tez wybrac do Pokhara Shanti Stupa. Mozna tam isc pieszo wzdluz jeziora i wrocic lodzia.Tylko nie dajcie sobie wmowic, ze potrzebujecie taksowki czy przewodnika po "dzungli" (beda Was pewnie straszyli przy wejsciu do lasku). Dobra mapa w zupelnosci wystarczy a caly spacer ma tylko jakies 6km z centrum miasteczka. Dla milosnikow sportow silowych, poszukajcie silowni Lake Breeze (w kukurydzy
). Calkiem ciekawe charaktery mozna tam spotkac. Tylko idzcie wczesnie rano bo klimatyzacji oczywiscie nie ma i w ciagu dnia jest "lekko" cieplo. Na paragliding zabraklo mi czasu. Zostanie cos na nastepny raz.
I jeszcze kilka uwag na koniec:
- jesli kupicie karte NCell i nie zalezy Wam na rozmowach a na internecie to po doladowaniu trzeba przerzucic kredyt na "data" (kodem). W przeciwnym razie kredyt zniknie blyskawicznie przy uzywaniu internetu.
- warto kupic sobie gniazdko elektryczne wkrecane w obudowe zarowki. W noclegowniach nie zawsze sa gniazdka elektryczne a swiatlo (raczej, nie zawsze) jest.
- ceny butelkowanej wody ida w gore wraz z wysokoscia. Warto kupic tabletki odkazajace i jakas butelke z filtrem. Wtedy mozna korzystac z darmowej wody.
- szlaki i drogi sa bardzo wyboiste wiec lepiej sprawdzilby sie rower na wiekszych kolach (29").
- nie ma sie co spieszyc z wychodzeniem pod gore - widzialem kilka osob cierpiacych na chorobe wysokosciowa i nie wyglada to fajnie. Tutaj jest niezly przewodnik po trasach wokol Annapurny, mowiacy tez jakie lekarstwa warto zabrac i na jakie objawy zwracac szczegolna uwage:
http://www.nepal-dia.de/Trekking_the_Annapurna_Circuit_with_the_new_NATT_trails_111017.pdfPozdrawiam,
I
-----------------------
Tu i tam:
https://picasaweb.google.com/iguan007-----------------------