Tak na szybko, bez zdjec. Jakos udalo sie zajechac w Labytangi. Oczywiscie, z Workuty latwo nie bylo. Gazprom zbudowal nowa droge, ponoc nad samo moze Karskie idzie - i pierwsze parenascie metrow gruntowki, w ktora mialem odbic zostala zalana, bo nasyp przecial bagno i woida nie splywala. Szukalem dlugo, stracilem przez to sporo czasu, a nastepnego dnia z rana do sforsowania mialem rzeke Mala Use. I nie poszlo, po paru krokach wody bylo po piers. Cofnalem sie, w paru innych miejscach sprobowalem i to samo. Plyniecie przez rzeke z rowerem niezbyt mi sie usmiechalo
szczegolnie, ze bylo kolo 10 stopni i od rana padala mzawka. Wiec wrocilem do Workuty, osuyszylem sioe w hoteliku, na szybko ulozylem nowa (niezbyt udana - trasa mogla byc lepsza) koncepcje i nastepnego dnia z rana wsiadlem w pociag. Zabawne, bo ze wszystkich, tego odcinka trasy bylem najbardziej pewien - bo wzialem ja od jednego Rosjanina, ktory ja zrobil z rowerem - teraz widze, ze nie doczytalem, ze rzeke przechodzili w innym miejscu...
Ze wsiadaniem do pociagu byly jaja, dostalem bilet na chwile przed odjazdem, pedze na peron - jakis pociag stoi. Drzwi pozamykane, dobijam sie - jakas zaspana prowadnica mi otwiera i mowi, ze to nie na Labytaqngi, ze na nastepnym torze stoi - otworzyla mi drzwi i na raty, z sakwami i rowerem, przeszedlem przez pociag na druga strone. Ale tutaj to normalne, po prostu pare wagonow dalej byly w stojacym pociagu otwarte drzwi i tam bylo 'oficjalne' przejscie
Z wysiadaniem tez - mialem na mapiue stacje Polarny, w pociagu na rozpisce Polarny Ural - wiec wysiadam na tym Polarnym Uralu, pskladam rower, pakuje sakwy, jeszcze jakas krotka rozmowa z pasazerem ktory wysiadl na papierosa - i mowi, ze ta moja stacja teraz to 110 km sie nazywa i ze to dopiero nastepna
Jakos nam sie w ostatnia chwile wciagnac do juz jadacego pociagu osakwiony rower i w koncu wysiadlem na nastepnej stacji
Co wiecej, bilet mialem tylko do polowy trasy, bo dalej wszystkie miejsca wykupione - ale jakos sie pomiescilem i problemu nie bylo
Sila narodu tedy jezdzi do roboty na Jamal, mowili, ze mi tez sie nie udalo kupic biletu bezposrednio i jechali z przesiadka. Jezdza z daleka, czesto po 3-4 dni w pociagu. Miesiac pracy - i z powrotem, na miesiac urlopu.
Z juz dobrej stacji pojechalem na polnoc, lux szutrowka - tylko kilka niewielkich brodow, bo wiekszosc przepustow porozmywana. Pojezdzilem, spotkalem jakas lajzowata ekipe Rosjan na roiwerach, ktorzy pogublili droge i sympatycznego pieszego Rosjanina, ktory mial jeszcze jakies 15 dni marszu przed soba - mowil, ze chce dojsc nad samo morze. Pochodzilem troche po gorach, dwa prawie calodzienne wyjscia, zwiedzilem opuszczony gulag i na koniec zostalo mi do przejechania jakies 40 km wiezdiechodka (wiezdiechodka - trasa, bo nie droga, po ktorej jezdza wiezdiechody - zasadniczo slad gasienic odcisniety w trawie. Fantastyczne, pieszczotliwe okreslenie, doskonale imie dla corki
). Niestety, poprzedniego dnia zaczelo lac i laki staly sie podmokle, uniemozliwiajac jazde, wiec odcinek zrobil sie prawie calkowicie pieszy i robilem go dwa dni
pierwsze, latwiejsze 30 km jednego dnia w jakies 10 godzin, pozostale, trudniejsze 10 km, kolejnego dnia 5 godzin
Jakbym wiedzial, ze taka rzeznia bedzie, to pojechalbym z powrotem ta sama droga - nie nalezy sie zbytnio sugerowac trasami robionymi przez rosyjskich rowerzystow i tym, co doradzaja miejscowi
Ale w koncu dotarlem do kolei i biegnacej przy niej szutrowki zbudowanej przez Gazprom. 'Putinowki', jak to okreslil spotkany przeze mnie na jednym ze stacji roboczych Rosjanin polskiego pochodzenia - ugoscil, dal pojesc, bardzo rozmowny. Trudno sie dziwic, skoro siedzi tam miesiac w towarzystwie jeszcze jednego chloipaka i, jak mowil, przez lato nic sie nie dzieje. Zawsze mi sie w takich miejscach przypomina wers 'na strazy pol bezkresnych straznik jeden z wielu'.
Pogoda calkiem sie udala - pare dni slonecznych i komarow duzo mniej - tylko przy marszu przez tajge muszki, ale to moskitiera (w miejsce zgubionej kupilem nowa w Uhcie) w miare dzialala - tylko rekawiczki trzeba bylo ubrac, bo dlonie gryzly jak szalone.
Teraz jeszcze ze 3 dni w inna czesc gor, juz powinno byc latwo
a potem kolejne trzy dni w pociagu do Wolgogradu i ta czesc wyjazdu bedzie zamknieta. Troche dokupie rzeczy, w szczegolnosci aparat, bo bardzo slabo dziala, i dalej w droge, juz po cywilizowanych terenach