Na początku bardzo dziękuję wszystkim, którzy pomogli mi w wyborze trasy oraz sprzętu, przede wszystkim Globalbusowi, Janusowi oraz Magdzie!
1. POGODAPrzez pierwsze 13 dni padało codziennie, czasem tylko kilka godzin, przez 2 dni sprawdzało się powiedzonko ''Jeśli w Norwegii nie pada, to znaczy, że jesteś w tunelu'' (autor:chyba łatośłętka?). Drugiego dnia nawet stałam w owym tunelu przez 20 minut czekając, aż deszcz trochę straci na mocy, ale uświadomiłam sobie, że może tak być kolejne 3 tygodnie, więc ruszyłam w stugi orzeźwiającej wody
(tak na marginesie-potem już wolałam jechać w deszczu niż przez te zimne, ciemne i wilgotne tunele). Nocami padało niemal zawsze, często nad ranem..trzeba było być zawsze czujnym
. Ale szczerze mówiąc, deszcz nie był jakoś bardzo uciążliwy, aż mnie to dziwiło. Wystarczą dobre ciuchy przeciwdeszczowe, po jakimś czasie jazdy w ciągłym deszczu już o nim zapominasz
Potem nastąpił cud i przestało padać - kolejne 11 dni bezchmurne, ciepłe i słoneczne (co nie oznaczało, że opuściłam gardę i przestałam jeźdźić z ciuchami wodoodp. na wierzchu!). Uroki Norwegii - nigdy nie wiesz, co przyniesie nowy dzień, nie ma ani sekundy nudy. Niespodzianki na każdym kroku.
Od pierwszego dnia słyszałam, że to lato jest ‘’najzimniejsze, najbardziej deszczowe od 100 lat (czasem wariant od 50 lub 20 lat) i nigdy nie było tu tyle śniegu!’’. Rzeczywiście, śniegu widziałam sporo (chyba więcej, niż w Polsce podczas obecnych zim), miałam niejedną okazję ulepić bałwanka. Mimo tego rzadko kiedy było mi naprawdę zimno w ciągu dnia. Zdarzały się jednak naprawdę ‘’rześkie’’ poranki i wieczory, szczególnie, gdy nocowałam na szczycie gór.
2. TRASASandnes - Trondheim (lotnisko Værnes)
http://www.bikemap.net/pl/route/3250286-sandnes-trondheim/Po pierwsze, zgadzam się w 100 % z tym, co usłyszałam od osoby będącej wcześniej w Norwegii- nie przejmuj się wyborem trasy, gdzie nie pojedziesz, będzie pięknie. To prawda. Nawet małe drogi, nie chlubiące się sławą czy żadną szczególną nazwą są zwykle absolutnie zachwycające. Piękne widoki towarzyszyły mi od pierwszego do ostatniego dnia - jak nie góry, to fjordy lub wodospady, jeziora, płaskowyże, lasy, rzeki...Za każdym rogiem czai się jakiś cudek.
Miejsca, które osobiście wspominam jako najpiękniejsze:
- trasa Hardanger, od okolic Låtefossen do Eidfjord
z tego kawałka szczególnie dobrze wspominam ścieżki rowerowe wzdłuż licznych tuneli oraz kawałek ok. 20km przed i za miasteczkiem Lofthus (mnóstwo cudnych sadów owocowych)
- Rallarvegen: odcinek od Hallingsteid do końca, cały czas miałam w głowie soundtrack z ‘Lord of the Rings’, wspaniała droga w dół wzdłuż rzeki
- Aurlandsfjellet; bardzo wymagająca (jak dla mnie) górka, długi podjazd, ale przewspaniały. Polecam każdemu, kto chce się przenieść w przestrzeni i w niedługą chwilę znaleźć się na Grenlandii - na szczycie, jak okiem sięgnąć śnieg i pustka. Po szybkim, przepięknym zjeździe gdy wracamy do zielonego i zaludnionego krajobrazu, zadajemy sobie pytanie ‘Gdzie ja byłam kilkanaście minut temu??’’
- Sognefjorden (od Fodnes do Øvre Årdal). Wysokie góry w sukni lazurowej wody, bajkowa sceneria. Całkiem przez przypadek odkryłam świetną ścieżkę prowadzącą w górę wodospadu, tuż przed Midnestunnelen (ok. 6km przed Øvre Årdal)
- Park Narodowy Jotunheimen
kolejna piękna niespodzianka; przejeżdżałam obok ok. 15, zobaczyłam znak i chciałam wjechać ‘na chwilkę’. Oczarowana rajskimi krajobrazami i krasem jeziora Gjende zostałam do następnego ranka. Kolejny bajeczny krajobraz, idąc wzdłuż jeziora miałam wrażenie, że za chwilę zza drzewa wyjdzie Gandalf lub Legolas. Bardzo dużo tras trekkingowych
- półwysep Frosta i Tautra; miejsce odkryte również przez przypadek (dużo szybciej przejechałam pierwotnie planowaną trasę). Półwysep ma ok. 30 km długości, na całej długości łagodnie wznosi się i opada. Widoki absolutnie fantastycznie, pod koniec woda otacza nas zewsząd!
Inne miejsca:- Sand-Håra → piękna trasa blisko jezior i fjordu, bardzo dużo wodospadów
- Hardangervidda → oczywiście wyjątkowe miejsce, ale osobiście bez większego zachwytu, zapewne przez duże zachmurzenie i ciągłą mżawkę, przez co miejsce wydawało się po prostu smutne. Sytuację ratowały cudne połacie śniegu wzdłuż drogi i w oddali
miasteczko Lærdalsøyri; ‘urocze’ miejsce, mało turystów, świetne miejsce na camping na dziko przy rzece
- podjazd za Øvre Årdal (Tyinvegen) → wspaniałe, niezwykłe miejsce, dosłownie pochłaniają nas lasy, jadąc tym odcinkiem cały czas towarzyszył mi Topielec zieleni z wiersza Leśmiana, który ‘’kusił coraz głębiej - w tę zieleń, w tę zieleń!’’ (‘Topielec’)
- jezioro Savalen, świetne trasy rowerowe wokół niego
- jezioro Selbu, zjawiskowo skrzy się przy słonecznej pogodzie, zachwyca pokaźną wielkością
- Trondheimfjorden - szczególnie czarujący jest odcinek od Hommelvik do Hell, ścieżka rowerowa wzdłuż ulicy wije się między porażająco olśniewającym fjordem a ścianą gór
Tunele:odcinek Jørpeland - Odda: bardzo dużo tuneli, również bez świateł, także radzę zaopatrzyć się w lampeczki! Do pierwszego ciemnego wjechałam bez nich, myśląc ‘Będzie zabawa!’, ale gdy utonęłam w przytłaczającej ciemności i chłodzie szybko zawróciłam i założyłam nawet czołówkę! (Janus, pozdrawiam, pamiętam, że miałaś ciekawe przejazdy przez ciemne tunele)
tuż za miasteczkiem Håra znajduje się Hordatunnelen. Na mapie tuneli obiecują objazd, jednak ja go nie znalazłam, także bądźcie gotowi na prawie 5 kilometrowy tunel z podjazdem
3. LUDZIEChyba nie powiem nic nowego, tylko potwierdzę. Norwegowie są niezwykle mili, uczynni i pomocni. Może i trudniej nawiązać bliższą przyjaźń, ale na trasie nikt raczej tego nie szuka, natomiast nawet po kilkominutowej pogawędce aż milej się jedzie. Nie raz przyjacielsko zagadywano do mnie na ulicy, kierowcy machali (szczególnie na Aurlandsfjellet dostawałam od nich duże wsparcie
), przechodnie i rowerzyści z uśmiechem wołali ‘Hei hei!’. Jechałam sama, ale ani przez chwilę nie czułam się samotna, każdego dnia poznawałam przynajmniej dwie, trzy osoby, z niektórymi mam kontakt do tej pory. Kilkakrotnie (podczas deszczowych dni) byłam zapraszana do domu i częstowana norweskimi smakołykami, raz trafiłam na rodzinną pyszną ucztę, innym razem ponad 3 godziny ‘światowy’ Norweg zabawiał mnie porywającymi historiami o Maroko i Turcji.
Dwa razy przyłączyli się do mnie inni rowerzyści, za każdym razem na jeden dzień. Pierwszy raz przy Hardangervidda amerykańskie małżeństwo Angie i Ryan, później, w Røros Austriak Gerald jadący na Nordkapp przez Szwecję.
Raz, w wyjątkowo paskudną noc, spałam w przybudówce u przemiłego małżeństwa, od których dostałam wiele cennych rad odnośnie trasy oraz czapkę zimową (tak, nie wzięłam, a kask jednak wisiał cały czas na kierownicy). Innym razem rozbiłam się na podwórku starszej pary, którą ucieszyło to bardziej niż mnie, podekscytowani robili mi zdjęcia. Nie mówili po angielsku, ale mieli słownik norwesko-angielski, więc od słówka do słówka całkiem dobrze nam się rozmawiało
Bardzo miło ‘powitano’ mnie w Folldal. Dotarłam tam przed 20, pracownik (ponoć słynnej) kopalni miedzi (Folldal Gruver) zaproponował mi nocleg w jego kamperze. Akurat trafiła mi się ‘najzimniejsza noc od 100 tysięcy lat’’, więc kolejnego dnia manager kopalni zaoferował mi mieszkanie za darmo w ich domu wypoczynkowym. Zostałam tam 3 dni, które przeznaczyłam na piesze i rowerowe zwiedzanie okolicy.
Aby Was nie zanudzić nie będę przytaczać wszystkich licznych przygód, natomiast dam dobrą radę uśmiechnięte nastawienie, otwarte serce i umysł = poznanie wielu wyjątkowych ludzi.
4. BEZPIECZENSTWOKrótko - jest bezpiecznie. Bardzo. Rower spokojnie zostawiałam nieprzypięty, śpiąc na dziko w namiocie zasypiałam spokojna.
Drogi są bardzo bezpieczne, przede wszystkim dlatego, że półpuste. Czasem całymi kilometrami byłam jedynym użytkownikiem szosy. Kierowcy są cudowni, mijano mnie najszerszym możliwym łukiem. W wypadku braku możliwości zachowania odpowiedniej odległości przy mijaniu czy też na zakrętach, czekano spokojnie i bez nerwów, potem jeszcze w okna mi machano. Trzy razy auto minęło mnie niebezpiecznie blisko - raz litewskie tablice, dwa razy polskie.
5. JEDZENIE‘W Norwegii jest drogo’’. Owszem, ale nie zawsze. Trzeba szukać. W supermarketach (szczególnie polecam Kiwi i Rema 1000) wiele produktów jest nawet tańszych niż w Polsce. Regularnie kupowałam puszkę tuńczyka za 2 zł, słynne kilogramowe dżemy za 7-8zł czy tubkę pysznego kawioru za niecałe 4zł. Bardzo drogie są natomiast warzywa i owoce, przeciętne ceny kilograma jabłek to 15zł, bananów 12zł, a pomidorów - 20zł. Woda oczywiście nie stanowi problemu, jako że pyszna i świeża znajduje się w setkach przydrożnych strumieniach. Wszystkim polecam wspaniały brązowy ser Fløtemysost i krem Prim, kawior w tubkach i krem bananowy Banos.
6. ZDJĘCIAhttps://www.dropbox.com/sh/o1vp2jrgjv2cyh4/AABswJvH3NcK8d7UZe7jf8gsa?dl=07. SPRZĘT
Rzeczy, bez których (wd. mnie) wyjazd rowerowy do Norwegii nie ma sensu:
- dobre wodoodporne i oddychające spodnie i kurtka
Ze swoich spodni (Marmot Precip Full Zip) byłam bardzo zadowolona. W pełni wodoodporne, nawet po mocnym i długim deszczu nie przemokły. Oddychające i posiadające wygodne suwaki boczne na całej długości, można w nich jechać cały czas (ja tak robiłam). Gdy zaczyna nagle ostro padać - szybko zasuwamy! Gdy przestaje - odsuwamy, podciągamy i jest wentylacja
Kurtka (jakaś Quechua z Decathlonu), owszem, całkiem, wodoodporna, lecz zero oddychalności, co przeszkadzało trochę przy podjazdach w deszczu. Warto więc mieć coś naprawdę porządnego.
- dobre ochraniacze na buty
moje ochraniacze Endura okazały się po prostu beznadziejne, pierwszego dnia przemokły po 20 minutach deszczu. Potem już ich nie używałam, bo był tylko problem z suszeniem
opracowałam więc dużo prostszy i skuteczniejszy patent - zabierałam ze sklepów małe foliowe siatki i jeździłam z nimi pod siodełkiem. Po deszczu wyrzucałam i miałam spokój. Niezbyt ekologicznie, ale trzeba się było jakoś ratować, następnym razem zaopatrzę się chyba w słynne ochraniacze rafalba
- dobra bielizna termo
mój Brubeck Thermo sprawdził się świetnie, nawet w chłodniejsze dni często jeździłam w samej tej bieliźnie, krótkich spodenkach rowerowych i bluzie, lub bieliźnie i ciuchach wodoodp. w czasie deszczu