Wziąłem stary rower bo jednak mniejsze koła i łatwiej to wszystko do samolotu było zabrać. Co do pogody to nie ukrywam, że zaskoczyła mnie dosyć solidnie, pierwsze dwa dni miałem doła okropnego. Tyle lat człowiek jeździe, wydaje się, że doświadczenia tyla już załapał...a tu taa wtopa. Namiot miałem dupiasty, jakiś tani jednopowłokowiec. Ciuchy raczej na lato niż zime, dobrze, że w zasadzie w ostatniej chwili wrzuciłem kurtkę Endura do sakwy. Bez niej było by kiepsko. Chociaż z drugiej strony tragedii nie było, nawet jak lało to temperatura raczej nie spadła poniżej 10 stopni, nad ranem na pewno było zimniej ale też jakoś nie mam złych wspomnień. Troche szkoda, że śnieg zniweczył moje plany noclegowe bo właśnie zakładałem dwa noclegi w szczytowych partiach wyspy. No ale śniegowa breja niezbyt nadaje się do rozkładania namiotu. Poza tym w sumie okej było. Opaleniznę złapałem (skórę już zrzucam) co miałem przejechać to przejechałem. Było zarąbiście...ale mieszkać bym tam nie chciał