Już w listopadzie kiedy dowiedziałem się o tym że będę trzy dni w Miami w grudniu,
zamierzałem pojechać na key west rowerem. Trasa wydawała się być jednodniową 300-setką i faktycznie taką była.
W Miami wylądowaliśmy około siedemnastej po południu a moja Wypożyczalnie rowerów była otwarta do dwudziestej. Przyjechaliśmy do hotelu około 18:30 więc nie miałem dużo czasu żeby z Biscayne Bay przedostać się do Miami beach gdzie znajdują się wszystkie wypożyczalnie.
Już wcześniej w Internecie sprawdziłem dostępność rowerów i faktycznie była szansa na dobry kolarski rower Treka.
Szybko wsiadłem wiec do autobusu miejskiego, dojechałem do Miami beach i odnalazłem swoją wypożyczalnię. Niestety nie mieli już rowerów kolarskich w moim rozmiarze ramy więc pozostało mi wybrać albo mniejszy rower kolarski albo odpowiedni rozmiarowo rower crossowy.
Mimo braku kierownicy typu baranek oraz optymalnej kolarskiej pozycji, którą zapewnia rower Kolarski decyduje się wziąć rower w moim rozmiarze ale jednak crossowy.
Planowo miałem wyruszać o 4 rano ale przesuwam jeszcze 0,5 h wcześniej swój wyjazd.
Był to przedostatni dzień grudnia temperatura utrzymuje się tutaj na mniej więcej poziomie 24/25°, a ciągu dnia osiąga ponad 30°
Od samego początku do końca wyjazdu będę jechał tylko ostatnimi 300 km drogi krajowej nr 1.
Praktycznie na raz zjadam wszystkie przedmieścia Miami docierając do ostatniego miasta na faktycznym kontynencie amerykańskim Homestead.
Za miastem Homestead zaczynają się już tylko torfowiska i bagna parku narodowego Everglades.
Przed 7 rano łapie mnie świt jak również od tego momentu zwiększa się już siła wiatru ,który tego dnia był poniekąd moim sprzymierzeńcem.
Wiał z północnego wschodu, a ja kierowałem się praktycznie na zachód więc zdarzyło się że przez prawie połowę czasu jazdy jechałem z miło mi dopingującym wiatrem w plecy.
Jeśli chodzi o samą drogę to jest to niestety jedyną droga prowadząca na najdalej wysunięty na południe skrawek USA do którego ciągną cała rzesza turyści, a szczególnie w tym przed sylwestrowym czasie ( plus jeszcze ciężarówki wiążące całe zaopatrzanie dla tego turystycznego grajdołka) - tak więc tę samą drogę dzielą ze soba wszyscy i samochody i rowerzyści
Czasami co prawda zdarzy się w miejscowościach odcinek ścieżki rowerowej oraz chodnika ale jako typowy tranzytowy kolaż Pomijam już na wejściu.
Problem który wiąże się z tym że jest to jedyna droga jest widoczny gołym okiem na poboczu.
Roi się tam od wielu drutów ze zużytych opon, gwoździ, czasami jakiś śrubek które w czasie mojej jazdy spowodowały dwukrotnie przedziurawienie mojej dętki rowerowej.
Sama pogoda niestety o godzinie dziesiątej zaczynała zdawać się we znaki.
Przy trasie która zajmuje prawie 12 h jazdy non-stop, słońce górujące w zenicie daje się mocno we znaki szczególnie w takim specyficznym rejonie osłoniętym każdej strony wodą morska ( cały czas przypominam jeździemu juz tyko "po morzu"
Od dłuższego czasu nie miałem możliwości zrobienia trasy ponad 150 kilometrowej tak więc pojedynczy zryw na koniec tego 2015 roku wynoszący prawie 300 km musiał być dobrze rozłożony do czy jak również do pogody z którą musiałem się zmierzyć.
Była ona bardzo piękna nie zaprzeczam ale jednak dla wzmożonego wysiłku fizycznego była nie Lada wyzwaniem
Co mniej więcej 40 km przy większej miejscowości dokonywałem przerw na zakup zimnej wody oraz odpoczynku w skrawku cienia dostępnego przy stacjach benzynowych i sklepach Spożywczych
Podczas mojej trasy miałem okazję spotkać kilku niedzielnych rowerzystów ale również wśród nich spotkałem Normana który wybrał się na 50 km przejażdżkę towarzyszył mi przez około 30 km w czasie, których dwa razy złapał gumę.
Na ostatnich 100 km dołączyłem się do dwóch nastoletnich chłopaków Eduardo z Brazylii i Marco z Barcelony oboje oni przyjechali do Stanów na wymiany naukowe.
Co ciekawe wyjechali mniej więcej w tym samym czasie co ja z Miami i przez ponad 200 km utrzymywaliśmy idealną odległość od ciebie nie mogąc się spotkać.
Dopiero kiedy Marco Zaczęły łapać skurcze (ponieważ nigdy nie jeździł tak dużo na rowerze ) musieli zrobić przerwę i właśnie wtedy ich złapałem.
Ostatnie 100 km było znacznie przyjemniejsze szczególnie dlatego,
że mogliśmy utworzyć razem w trójkę w miarę sprawnie funkcjonujący Tunel aerodynamiczny
Moim oraz ich celem było dotarcie przed zachodem słońca do najbardziej wysuniętego na południe skrawka Stanach Zjednoczonych.
I tak udało się to!
Około 13 h jazdy i pokonaniu prawie 300 km (dokładnie około 295km)docieramy w naszej polsko-brazylijsko-hiszpańskiej grupie do końca Stanach Zjednoczonych.
Co ciekawe na końcu naszej wycieczki znajdujemy się bliżej Kuby (dokładnie 90 Mil) aniżeli od Miami z którego wyruszyliśmy tego poranka
.
Dużym minusem Stanach Zjednoczonych, a szczególnie Key West'u jest brak transportu publicznego.
Eduardo i Marco zostali na noc ale ja musiałem wracać ponieważ następnego dnia wieczorem wracałem do Kataru.
W Stanach Zjednoczonych trudno jednak załapać się na rower na stopa. Byłem więc zmuszony wynająć samochód.
Poniekąd było to ciekawe doświadczenie pokonać dokładnie ten samą trasę tyle że w nocy samochodem oraz były
to dla mnie pierwsze kilometry zrobione samochodem z automatyczną skrzynią biegów.
Następnego dnia kiedy przyjechałem do oddać rower na wypożyczalni pokazałem właścicielowi zdjęcie jego roweru na końcu USA.
Nie mógł on uwierzyć w to, że ktoś na jego rowerze a szczególnie tym crossowym pokonał jednego dnia 300 km.
Chcąc mnie uhonorować, zwolnił mnie z jakiejkolwiek opłaty za wypożyczenie roweru
Podsumowując:
Tras na key west to wspaniałe 300 km prowadzące z najcieplejszego miasta w stanach znaczonych na koniec tego kraju
Jadąc te 300 km a szczególnie te 200 pokonując kolejne małe wysepki ma się niebywałe wrażenie jakby się skakało po morzu.
Ktokolwiek będzie miał możliwość bycia na Florydzie albo planowałby trasę po Stanach Zjednoczonych rowerem niech nie ominie tego wspaniałego odcinka prowadzącego już wprost na samą Kubę!
TRASA:
http://www.bikemap.net/route/3411124