Wycieczka wyszła cudna
Wyruszyliśmy wczesnym rankiem pociągiem z Warszawy Wschodniej do Siedlec. Fajnie, że rower w Kolejach Mazowieckich można przewozić bezpłatnie. Pierwsze stacje musieliśmy stać poupychani między rowery innych podróżujących. Ma to jednak ten plus, że można pogadać z innymi podróżującymi. Tak właśnie poznaliśmy forumowego kolegę o dźwięcznym nicku
Zamki, ruiny i legendy, który na swoim objuczonym rowerze typu fatbike wracał właśnie z zagranicznej wyprawy po górskich szlakach. Miło było posłuchać i poznać.
Droga z Siedlec dość szybko stała się malownicza. Wszystko wokół ćwierkało i kwitło. Gdyby nie „w mordę wind”, który trafiał mnie od samego początku (jakoś Jackowi - mojemu kompanowi wcale ów wiatr nie przeszkadzał), byłoby idealnie.
Może to wina sakw z którymi jechałem? W jedną zapakował się Jacek, w drugą ja. Nie były ciężkie, jednak nie dodawały aerodynamiki.
A może to moja kondycja?
Już na 60km w Siemiatyczach siedząc na objedzie miałem nogi z waty. Się nie jeździło, się ma i tyle
Chwilę później zwiedzamy piękną Grabarkę.
Poznajemy również jej mieszkańców.
Jacek dość szybko stał się lokalnym mistrzem w wydobywaniu cudownej wody. Natychmiast został doceniony przez uczestników autokarowej wycieczki ze Zgierza, która nie pozwoliła mu zbyt szybko napełnić swojego bidonu
Umieram. Aż 20km do celu.
- Czy jest pan jeszcze zainteresowany kupnem tego zielonego roweru?
Pierwszego dnia z dojazdem do dworca w Warszawie wyszło łącznie 144km. To dużo, jak na moje pierwsze "wyjście na rower". Nie zaszkodzi więc odrobina luksusu - prysznic z gorącą wodą i wielka pizza.
Dość poważnie obawiam się, czy jutro dam radę przerzucić nogę nad rowerem i pokonać planowaną trasę w wyznaczonym czasie (ostatni pociąg z Białegostoku o 20”). Całą noc kotłują się w mojej głowie te niepokojące myśli.
Okazuje się jednak, że jedzie mi się lepiej niż pierwszego dnia! Średnią mamy co prawda mniejszą, ale nie doskwiera mi to wczorajsze uczucie odcięcia prądu. Innymi słowy jest moc
Może to dzięki Karmi, które na zeszłorocznym MP po raz pierwszy ładowałem w siebie za radą
hansglopka?
Pan z drugiego planu też po Karmi
Jedyny szutrowy odcinek trasy i taki skarb pośrodku - Łużany.
Wielokrotnie podczas tej wycieczki miałem ochotę położyć się na łące i patrzeć w niebo. W uszach szum wiatru i jakieś ptasie trele. Miasto, masa, maszyna - chyba się już przejadłem.
Tego dnia udało nam się kosztować tatarskiej kuchni dwukrotnie. W uroczym miejscu w Kruszynianach to oczywiste, jadnak w Sokółce przed odjazdem Jacek znalazł karczmę w której serwowano dania tatarskie w wersji bardzo nowoczesnej - taki tatarski fusion
A w Kruszynianach...
kobiety (kruszynianki, czy kruszynki),
i ich mężczyźni (wojowie, czy wujki),
jako zagorzali tradycjonaliści, mieszkają w takich chatkach. Nazywają je jurtami.
Poruszają się równie tradycyjnym środkiem lokomocji (do dziś produkowanym nieopodal).
Ten właśnie zjechał z taśmy.
Koniec żartów. Wracamy na trasę. Można odpocząć
Ściana wschodnia zrobiła na nas bardzo dobre wrażenie. Ludzie mili, kierowcy samochodów wyprzedzali nas z dużym zapasem. Zastanawia jednak ogromna ilość przydrożnych krzyży symbolizujących miejsca wypadków. Choć czasem może lepiej się nie zastanawiać, tylko kontemplować piękno wokół.
Tak oto, dojechaliśmy do celu.
Właściwie do celu dojechaliśmy dopiero tutaj. Cała ta droga była pielgrzymką w ważnej intencji.
A szczęście rysujące się na naszych twarzach, to... wynik dość niefrasobliwego zderzenia kasków, które zawdzięczamy biegnącemu od aparatu Jackowi i jego zamaszystemu zasiadaniu w kadrze. Jeszcze raz dziękuję
Ostatnie zdjęcia,
a w głowach nowe plany.
Następną przejażdżkę planujemy z Jackiem na Mazurach
Drugiego dnia zrobiliśmy łącznie 133km.
Pozostaje mi jeszcze podziękować wszystkim wypowiadającym się w powyższym wątku. To dzięki Wam, ta trasa była tak malownicza, spokojna i utkana wieloma atrakcjami. Nisko chylę czoła.
I brawa dla Jacka - mojego kompana. To on zorganizował całe to pielgrzymkowe zamieszanie. A był to dla niego istny stereo debiut. Nigdy wcześniej nie machnął 100km na rowerze podczas jednego dnia! Zrobił to dubeltowo i stał się czarnym koniem tej wycieczki - szacun Jack
A dla lubiących zdjęcia biletów kolejowych - ciekawostka. Z Sokółki do Białegostoku byliśmy z Jackiem tańsi niż nasze rumaki