Cześć
Jestem Maciek z Gliwic i chociaż jeżdżę na rowerze od zawsze, to pierwsze kroki w kierunku turystyki rowerowej postawiłem dopiero w 2015 roku. Uznałem że genialnym pomysłem będzie wyjechać na Przystanek Woodstock rowerem. Skoro było postanowienie, to pojawiły się problemy:
-jak? - skoro kondycja nie taka jak trzeba,
-czym? - skoro w góralu 24" zdążyłem zajechać prawie wszystko co do zajechania było, a i za mały na wygodne łykanie kilometrów,
-w co się zapakować? - plecak odpadał.
Trzeba się było ogarnąć. Zacząłem późną wiosną od treningów i poszukiwania nowego rumaka. początkiem było trzaskanie co najmniej 50 km co trzeci dzień lub częściej. W międzyczasie znalazłem nowego rumaka. Tzn. nowego dla mnie, bo w jednych rękach wcześniej był. KTM Maranello Light w wersji z tego samego roku - sprowadzony z Niemiec: babcia jeździła do kościoła w niedzielę, a jej wnuk płakał jak sprzedawał. Tak całkiem serio, to faktycznie produkcja z tego samego roku, ale kupiona używana w sklepie. Większa rama, wygodna pozycja. Jeździło się świetnie. Kupione najtańsze sakwy z decathlonu, taszka trójkątna i na kierownicę do kompletu.
Efekt?
Pierwsza grubsza wyprawa: Gliwice - Podzamcze. Za Dąbrową pobłądzone jak cholera (160vs76km), jazda na pełnym tempie ekspresówką do Siewierza zaliczona, pętla z braku mapy również, kumpel załatwił kolano, ale trasa zaliczona. Powrót pociągiem kolei śląskich z Zawiercia.
Dalej ćwiczyłem już sam.
Wyjechałem na Woodstock w środku letniej hicy '15 z wiatrem prosto w twarz. Zapakowałem kilo daktyli, izotonik w proszku, 4 pary skarpet, 2 pary gaci, kurtkę przeciwdeszczową, spodnie z dresu, sweter, śpiwór i namiot. Jechałem przez kolejne cztery dni (czwartego koło 15 byłem na miejscu). Spałem po lokalnych ogródkach za zgodą gospodarzy. Nigdy nie musiałem pytać dwa razy. Droga oczywiście inna niż założona, bo co rusz okazywało się że pomiędzy kocimi łbami zmieściłbym półtora koła, albo ktoś ścieżkę rowerową zaorał i zasiał pszenicą. Jechałem łącznie 4 dni odbiegając dość znacznie od wyznaczonej przez siebie początkowo trasy (530vs460km). Z Woodstocku rower puściłem z kumplami autem, a sam zabrałem się na stopa, ponieważ gorąc mnie przerósł. Może innym razem, mając większe zaplecze finansowo-czasowe.
Teraz marzy mi się trasa Gliwice-Wenecja, ale trochę żydzę sobie samemu na transport powrotny inny niż rowerem, co pewnie uniemożliwi mi tą eskapadę w tym roku przy założonym urlopie.
To chyba tyle.
Ponownie: Cześć!
Jak coś to pytać.
PS: jakieś zdjęcia może znajdę do dorzucę.