Pomysł na wyjazd powstał dosyć spontanicznie po udziale w Pruchnickich Harcach w Świebodnej. Stwierdziłam, że chcę więcej pojeździć po tych rejonach. Odpaliłam forum i użyłam tagów (naprawdę wojtek ktoś ich używa
). Dzięki temu znalazłam trasę zarazka Pogórzami z Dębicy do Przemyśla. Postanowiłam pojechać w drugim kierunku ze względu na łatwiejszy powrót do Krakowa. Przy okazji przypomniałam sobie, że w zimie kupiłam mapy Pogórza Przemyskiego i Strzyżowskiego. Wystarczyło tylko znaleźć kompanów - zgłosiła się magfa ze znajomym Tomkiem, którego nie znałam. Szybko jednak okazało się, że świat rowerowy jest bardzo mały - z bratem Tomka byłam w Mołdawii 8 lat temu
.
Magfa z Tomkiem ruszyli rano z Przemyśla czerwonym szlakiem. Ja natomiast po wygodnej podróży klimatyzowanym pociągiem o 14 melduję się w Przemyślu. Na pierwszy ogień idzie szlak Twierdzy Przemyśl. Z ekipą spotykam się w Kalwarii Pacławskiej - przejechałam niecałe 30km, a zdążyłam zrobić ok. 800 m przewyższenia. Ostatnie zakupy w sklepi i ruszamy na Połoninki na nocleg. Pierwszy raz na Połoninkach byłam rok temu i zakochałam się w tym miejscu. Nocleg tutaj był dla mnie priorytetem na tym wyjeździe, reszta trasy mogła być dowolnie modyfikowana
. Rozbiliśmy namioty, zapaliliśmy ognisko i zaczął nad nami kołować helikopter, który wcześniej latał w oddali. Wykonał kilka kółek, wydawało nam się nawet, że wyląduje, ale jednak odleciał. Wiedzieliśmy, że wizyta Straży Granicznej jest tylko kwestią czasu. Przyjechali po godzinie … Fiatem Pandą
. Wizyta okazała się bardzo sympatyczna, najpierw zapytali czy mamy dla nich kiełbaski na ognisko, a później poopowiadali nam trochę o swojej pracy (dość dużo ludzi próbuje się przedostać przed zieloną granicę) i o historii okolicy (wieś Paprotno). Musieli nas obowiązkowo spisać, a żeby było weselej magfa dała in nieważny dowód (na szczęście miała jeszcze prawo jazdy). Na końcu zapewnili nas, że możemy czuć się tutaj bezpiecznie i odjechali.
W drugim dniu skierowaliśmy się w stronę Arłamowa, oczywiście chcieliśmy zobaczyć miejsce internowania Lecha Wałęsy, a nie miejsce pobytu naszej reprezentacji
(o tym fakcie dowiedziałam się od lokalsów pod sklepem dzień wcześniej). Piłkarzy nigdzie nie było, więc wróciliśmy do rowerowania. Za Kwaszeniną łapie nas jedyny deszcz na tym wyjeździe, na szczęście były zadaszone ławki ze stolikami, gdzie mogliśmy go spokojnie przeczekać. Przebijamy się przez Góry Słonne (przełęcz 610 m n.p.m.) i wjeżdżamy do Ropienki - pierwsza “ropna” miejscowość na naszej trasie. Następnie w dół rzeki Borsukowiec i Tyrawka dojeżdżamy do Mrzygłodu, gdzie nieopatrznie pozwalamy magfie spojrzeć na mapę. Wynajduję fajnie wyglądającą białą drogę do Raczkowej. W rzeczywistości okazuję się, że droga na gpsie i realu kończy się, a nam zostaje pchanie rowerów do istniejącej drogi. Nocleg mamy wyborny - na specjalnie dla nas skoszonej łące
.
Trzeci dzień dość szybko zaczynamy od wizyty w sklepie, bo upał daje o sobie znać. Po 10 km zatrzymujemy się w Brzozowie w cukierni na kawę, lody i ciastka
. Dzień jest po tytułem “odpoczynek z przerwą na jazdę” - jak nie zabytki(Blizne), to postój w sklepie
. Dość duże nadzieje wiążemy sobie z wodospadami “Trzy Wody” w Czarnorzecko - Strzyżowskim Parku Krajobrazowym - oczami wyobraźni widziałam ten naturalny prysznic
. Wodospad okazuje się być ledwo zmoczonymi skałami - żegnajcie moje czyste włosy
. Przejazd przez rezerwat Prządki pozwala mi i magfie przypomnieć sobie o wspinaniu
. Na sam koniec dnia serwujemy sobie ostry podjazd przez Chytrówkę w celu znalezienia miejsce na nocleg - opłacało się, bo widok mieliśmy cudowny. Magfa stwierdziła, że jazda na zwykłym rowerze jest przereklamowana i swój rower przemieniła w ostre koło (po szczegóły jak to zrobić odsyłam do niej
)
W ostatni dzień Tomek wyrusza wcześniej, aby złapać dobre połączenie do Warszawy. My ruszamy w okolicach 7.30, słońce jednak od rana mocno świeci. Czeka nas ostatnia jazda Pogórzem. Zupełnie przypadkiem trafiamy na pomnik Jezusa w Małej (niczym Świebodzinie). 3 km przed Dębica robimy przerwę na drzemkę na łące przy lesie. Bardzo miłe zakończenie tego przedłużonego weekednu.
Kilka słów o powrocie:
Bilet z rowerem na pociąg kupowałam przez internet chyba w piątek. Okazało się to dobrą decyzją, bo w niedzielę w Dębicy na ten pociąg nie było już miejscówek. W pociągu było mnóstwo ludzi i ostatnie miejsce wolne na rower (ok.12 wieszaków). Natomiast pociąg magfy był bez możliwości przewozu roweru, dlatego złożyła go do plandeki i tak do niego wsiadła… po dwóch godzinach opóźnienia.
Zdjęciai
Mapa