Na kilka dni przed ową sobotą, Podjazdy rozważał kilka możliwości wyjazdu i padło na Puszczę Kampinoską. Po raz drugi od około miesiąca, kiedy to przejeżdżał przez nią w ramach Krwawej Pętli. Szybko udało się ocenić, że w jeden z dwóch dni, jakie przeznaczy na wyjazd, prawdopodobnie będzie można przejechać wraz z nim.
Wyjazd o 6:30, po uprzednim zjedzeniu śniadania, zabraniu kilku kanapek i 3l wody. Trasa poranna była identyczna jak tydzień wcześniej. Jechało się wolniej, a w powietrzu nie było czuć wilgotności jak wtedy. Na Pradze widać było młodą sarnę, która wpierw skryła się w krzakach po lewej, potem chciała przedostać przez ogrodzenia po prawej, ostatecznie jednak biegła wzdłuż nich po drodze, aż zniknęła za zakrętem. Gdy i mój rower tam dotarł, zwierz ów zniknął gdzieś w dolinie Boguszynki (strumyk o długości ~9km, płynący przez Czerwińsk nie ma nazwy, ale najdalsze źródła znajdują się w Boguszynie Starym). Już na asfalcie przerwa, tam gdzie poprzednio, tym razem by dopompować powietrze, bo wydawało się, że opona jest nieznacznie miększa. Nie trwało to nawet 10 minut.
W Wyszogrodzie wysłany SMS by dać znać, gdzie już jestem. W Kamionie przejazd wzdłuż wału do mostu na Bzurze, gdzie stało paru facetów z wędkami. Tuż za nim skręt na wał po prawej. Jechało się między nieczynną linią kolejową i rzeką, podziwiając jej malownicze meandry, rozległe łąki i nasłuchując wyjątkowo aktywnych odgłosów przyrody. Wydaje mi się, że raczej zawsze zwracam na nie jakąś uwagę, ale naszło mnie odczucie, że zwierzęta były wyjątkowo ożywione w maju tego roku. Z drzewa odleciał ptak. Zapamiętane barwy czarna, żółta i jeszcze jedną. Wał wkrótce odbił od zarośniętego usypiska kolejowego, ominął Przęsławice, w końcu się urwał. Dość stromym zakończeniem zjechało się na łąkę i wydeptanym w trawie szlakiem przejechało do sosnowego młodnika, a za nim, kilkanaście metrów od asfaltu, trzeba było zejść pod koniec jazdy po piachu.
Wał ~600 m od mostu w Kamionie. Z prawej kościół Świętej Trójcy z XVIII w. Z lewej MB Anielskiej z XV w. Widok na centrum Wyszogrodu (2km) ku NW.
Wał ~600 m od mostu w Kamionie. Widok na zabudowę przy rynku w Wyszogrodzie (2km) ku NW
Zakole Bzury. ~1km od mostu w Kamionie przy zmianie kierunku wału z SEE ku SSE. Po prawej widoczny maszt elektryczny w Witkowicach (Łaźni). Widok ku S
Zakole Bzury. ~1km od mostu w Kamionie (widoczny po prawej), za załomem wału z SEE ku SSE. Widok ku W
Starorzecze Bzury pod koniec wału w Przęsławicach. Na wprost dom w Łaźni, północnym przyczółku Witowic. Widok ku NW
Wróciłem w pobliże torów i zatrzymałem się tuż za mostem do Łasic. Krótkie zdzwonienie - Podjazdy znajdował się (jak i ja) nad Kanałem Kromnowskim. Z powodu zakrętów nie dało się rady zobaczyć. Po pięciu minutach już się witaliśmy i nie tracąc wiele czasu ruszyliśmy wspólnie po wale wzdłuż wspomnianego kanału do Górek (ich części północnej zwanej Piaseczno). Zdarzył się tam krótki, szybki odcinek asfaltowy, a chwilę potem szuter, mostek i wał ponownie. Odtąd jazda była trudniejsza, bo zielonym Kampinoskim Szlakiem Rowerowym (KRS) raczej mało kto jeździł w tej części KPN. Było na nim dużo trawy, ale wciąż był przejezdny. Cyrk zaczął się za DW 705. Szlak zjeżdżał z wału przy obniżeniu w Śladowie Górnym. Po prawej znajdowało się niewielkie gospodarstwo, a po lewej prosta, drewniana "bramka". Chwilę potem jazda wałem była praktycznie niemożliwa dla nas i zeszliśmy na jego północną stronę. Trochę po łące, trochę przez krzaki, po kilkuset metrach dotarliśmy do drewnianego mostku, jaki się tu gdzieś znajdował, ale nie nadawał się do wykorzystania. Był to jeden pień opatrzony lichą barierką, wyglądającą, jakby miała za moment trzasnąć. Drugi pień został ściągnięty, gdy nie nadawał się do eksploatacji i leżał obok. Bez rowerów - może i by się przeszło. Z rowerami - za duże ryzyko.
Most na Kanale Kromnowskim miedzy Przęsławicami (drugi brzeg leży na terenie Nowej Wsi Śladów) i wsią Łasice (za plecami). Widok ku N
Przedzieraliśmy się dalej wzdłuż wału. W pewnym miejscu się rozdzieliliśmy. Lepiej mi było wejść na górę, bo wydeptany przez wielu pieszych w trawie ślad, niż przedzierać przez krzaki na dole. Nie było tego długo i wnet zejście na dół. Pojawiła się niby-dróżka, którą pojechaliśmy na północ w kierunku wsi. Gdy zostawiliśmy za sobą ostatni zagajnik, skręciliśmy w prawo, by nawrócić do wału. Wracać było trzeba albo ciąć przez pole, czego lepiej było uniknąć. Przecięliśmy je w miejscu, gdzie ślady kół rozdzielały zboże od łanu dzikich rumianków. Wnet znalazł się kolejny mostek, tym razem z desek. Po południowej stornie kanału Podjazdy zmieniał dętkę, gdyż w poprzednią wbił się kolec, a łatka nie chciała się trzymać.
Śladów Górny. Wzdłuż Kanału Kromnowskiego. ~300 m na W od skrętu wału ku NE. Widok ku E
Kromnów. W pobliżu skrętu wału ku NE. Uszkodzony mostek na KK. Widok ku S
Kromnów. Pola w pobliżu skrętu wału ku E.
Kromnów. Mostek za skrętem wału ku E. Tuż po złapaniu kapcia. Wbił się ostry fragment rośliny
Po przymusowej przerwie ruszyliśmy na południe. Chwilę zatrzymaliśmy się przy piwnicy, jaka pozostała po gospodarstwie, które zniknęło jeszcze przed rozpoczęciem moich wypraw. Wróciliśmy na KSR jadąc na zachód. Skręciliśmy na szlak pieszy zielony, by wnet dać się pochłonąć przez podjazdy i zjazdy między Górą Czerwińską, Białymi Górami i Wilczą Górą, koło Wilczych Tułowskich wjeżdżając na szlak czerwony i odtąd zmierzając na wschód. Owe "góry" to w istocie wydmy o dobrym, nierozjeżdżonym stanie podłoża. Widoki, szczególnie wczesną wiosną, są po prostu świetne.
W pobliżu Góry Kapturowej okazało się, że mam przekręcony licznik - skutek intensywnej, dynamicznej jazdy, połączonej z omijaniem korzeni i niewielkich kałuż piachu. Nie wiem jak długo taka jazda trwała, jednak szacuję, że około kilometra, trochę może mniej, może więcej. Ów brakujący odcinek do sumy dodany. Od Famułek Królewskich przemieszczaliśmy się żółtym łącznikowym (przy krzyżu skręcającym w prawo) wprost do Gorzewnicy, gdzie zrobiliśmy drobne zakupy. Zagadało do nas dwóch rowerzystów, którzy oczekiwali na dwójkę towarzyszy, z którymi mieli się spotkać, ale jeszcze na nich się nie natknęli.
Gorzewnica. Droga na wale przy KK, odbijająca od drogi ku S. Szlak rozjechany przez konie, z którego zrezygnowaliśmy. Widok ku SE
Z asfaltu zjechaliśmy kawałek dalej, wjeżdżając do Piasków Poduchownych. Ominęliśmy tym samym ~1,5km KSR - piaszczystego i skopanego przez konie. Ich ślady widać było często i gęsto. Tak tutaj, tak wcześniej, tak i później. Niebieskim szlakiem dojechaliśmy do znaku na skrzyżowaniu szlaków w Posadzie Cisowe. Stąd zrobiliśmy pętlę. Żółtym szlakiem (z mostkiem drewnianym nad Kanałem Łasicą) do Zamościa. Przejechaliśmy przez wieś trochę się rozdzielając. Robiąc sporo zdjęć trzeba mi potem nadganiać, by nie być z tyłu. Krótka przerwa na drugim, porządnym moście z przepustem nad KŁ. Zaskroniec płynący w kanale. Dalej szlakiem czerwonym do zakończenia pętli. Spod znaku udaliśmy się w ostatnią drogę, zmierzając ku północy wzdłuż Poleskiej Góry. Przerwę zrobiliśmy na ławce w pobliżu uroczyska Denny Las.
Posada Cisowe. Start i koniec pętli do Zamościa. Widok ku S
Kanał Łasica. Mostek z zakazem jazdy rowerem. ~1km ku NE od zabudowań Zamościa. Widok ku SSW
Kanał Łasica. Widok ku E
Kanał Łasica. Widok ku W
Zamościańska Droga. Śluza na Kanale Łasica. Widok ku E
Po odpoczynku, pierwszym na którym zaczął być odczuwalny przebyty dystans i głód, wciąż mając jednak spory zasób energii do jazdy, skierowaliśmy się na OOŚ Rybitew. Krótki odcinek jechaliśmy po Wilkowskiej Drodze. Chyba najlepszej szutrówce w Polsce, bo podobne kojarzyły mi się ze Szwecją. Na szlaku za OOSR natknęliśmy się na grupki ludzi w czerwonych ubraniach, wędrujący z psami. Jakieś zawody? Szkolenie w terenie? Przebiliśmy się na południe przez Rezerwat Wilków i prawie wyjechaliśmy na asfalt. Nim tak się stało, po prawej i po lewej widoczne były dwie dróżki na wydmy. Podjazdy zaczął zmierzać na ten zachodni, ale gdzieś w połowie stwierdził, że to nie ten. Zjechaliśmy bliżej asfaltu i okazało się, że właśnie tam znajdował się podjazd na szlaku niebieskim (ten wcześniejszy był dodatkowo nieźle rozjechany i piaszczysty).
Udaliśmy się w górę. Szlak pokonaliśmy w całości na tym odcinku, kończąc go koło Wilkowskiej Góry. Kilka razy rower trzeba było pchać, a raz czy dwa robił to też i Podjazdy. Przemieszczanie się tam było jednym z lepszych pomysłów. Widok z wysokości ~30 metrów ponad poziomem pobliskiej wsi, dobra jazda terenowa i dodatkowo nowy odcinek do oznaczenia na mapie (po równolegle biegnącym asfalcie już kiedyś przyszło mi się przemieszczać). Po zjechaniu na utwardzoną nawierzchnię udaliśmy się na wschód. Dłuższa przerwa na posiłek przy sklepie w Starej Dąbrowie, oferującym swojską kiełbasę, darmowy grill i piwo z beczki. W międzyczasie przybyło dwóch innych rowerzystów, którzy odpoczywali na podwórku, gdzie wcześniej podążyła para pieszych turystów. My pozostaliśmy na ławkach przy drodze.
Górki. Szlak na wydmach ze Starej Dąbrowy (za plecami). Widok ku W
Niebieski szlak. Kościelna Droga (wschodnia) do Pamiątkowej Góry. Widok ku NNW
Po przerwie skręciliśmy w las koło pobliskiego ośrodka ZHP. Szlakiem niebieskim dotarliśmy do KSR. Trzymając się nadal niebieskiego przejechaliśmy asfaltami Cybulic Dużych, szutru do Małocic i kolejnego asfaltu przez Adamówek, gdzie odbiliśmy od szlaku na pierwszym skrzyżowaniu. Pod lasem wróciliśmy na KSR, którym dotarliśmy do Palmir. Jazda wzdłuż północnej granicy OOŚ Kaliszki była trudna, bo cały środek był piaszczysty, a nam pozostały krawędzie (przez większość czasu lepsza była chyba ta północna). Krótki odcinek po asfalcie i zjazd na szlak czarny do cmentarza w Palmirach. Przerwa przy tam postawionej wielkiej i znanej mi już mapie KPN.
Bagna kilkaset metrów ku E od cmentarzu w Palmirach. Widok ku S
Przerwa pod mapą przy cmentarzu w Palmirach
Ostatni odcinek to jazda czerwonym szlakiem (bagna przy grobli były wyjątkowo suche), przerwa na ławce przy skrzyżowaniu ze szlakiem zielonym, w który skręciliśmy chwile potem. Żółtym szlakiem wjechaliśmy na krótki fragment czarnego, wyjechaliśmy na ulicy Łuże. Skręciliśmy w dróżkę, która według mojej pamięci, miała zaprowadzić nas wprost na dojazdówkę do AKD i tak się stało. Zatrzymaliśmy się przy niskim budynku, po czym Podjazdy zszedł na dół i zaczął eksplorować podziemia Atomowej Kwatery Dowodzenia. Dawno tam nie mnie nie było, ale nie było we mnie potrzeby, by tam zejść. W pobliżu kręciło się sporo mniej lub bardziej turystów.
Jak widać, tempo było szaleńcze
Trochę grzebania przy lampce (znów problem z przewodzeniem prądu na styku z bateriami) i wpadły mi do ręki małe cukierki, jakie zalegały w sakwie od wyprawy na Polesie. Były lekko zdeformowane, ale nadal jadalne. Przydały się, bo już od poprzedniej przerwy zaczęło ze mnie wypływać zmęczenie, które w AKD nie miało specjalnie dużych barier. Na etapie planowanie wydawało się, że dojadę do tego miejsca, skąd wycofam się do domu (rozważane też Cybulice i okolice Leoncina, gdyby jazda po puszczy szła mi słabo tego dnia). Rozmowy tego dnia układały się gładko, choć odcinki przejechane z różnym tempem, głównie na zjazdach, oczywiście je przerywały. Podobnie gdy wzrastało zmęczenie - znany towarzysz, który lubi się dołączyć do jazdy tym chętniej, im bliżej jej końca.
AKD i koniec podróży po Puszczy
Rozdzieliśmy się na pobliskim skrzyżowaniu dróg. Pożegnanie krótkie, szybkie. Podjazdy spieszył się do Izabelina, by natrafić na otwarty sklep, by zrobić zakupy. W "cywilizacji" wjazd na ścieżkę przy Wiślanej. Krótki fragment między Modrzewiową i Długą przebyty miedzy ogrodzeniem i drzewami (jakby mało mi było jazdy terenowej). Zachodnia>Sierakowska>wzdłuż DK7>Wiklinowa> Rolnicza. W sklepie ABC przy skrzyżowaniu z ulicą Przy Jeziorze niewielkie, ale słodko-pieczywne zakupy. Odczuwane było przez mnie, że jeśli tego nie zjem, to jazda będzie albo męczarnią, albo zakończy się kilka kilometrów dalej. Dzięki przyjemnemu, choć skromnemu posiłkowi, żołądek przestał nukać i jęczeć. Dzięki temu naszła nawet ochota, by po raz pierwszy zjechać na tereny dawnego PGRu przy dawnej pętli autobusu trasy Ł w Łomnie Las, rozwalonego dopiero przed paru laty.
W Czosnowie zjazd na ścieżkę. Tę zablokował mi jakichś facet, najprawdopodobniej pijany, bo stał pośrodku z tępym, niewiedzącym o co chodzi, wyrazem wzroku. Nieco dalej zjazd na moment do parku przy UG. Za miejscowością przyszła mi myśl, że dawno nie przyszło mi jechać "Tunelem PrzedCzosnowskim" (Tudzież ZaCzosnowskim, ale że moje postrzeganie jest Czerwińskocentryczne bardziej niż Warszawskocentryczne, więc przy takiej a nie innej nomenklaturze pozostanę). W trakcie redagowania starych opisów sprzed miesiąca wpadł mi m.in. ten, w którym przyszło mi przejeżdżać pod nim w okresie przed powstaniem ścieżki przez Czosnów.
W Kazuniu przejazd ulicą Ordona. W sam czas, by trafić na końcowy etap budowy nowego budynku, położonego w połowie tej ulicy. W Modlinie ulicą Prądzyńskiego do Obwodowej, na niej telefon. Naprzeciwko parkingu przy cmentarzu skręt w drogę przez działki, dokańczając objazd "ronda przy kamieniu", dalej Gałachy, koło słupa przejazd na DK 62 i koniec wyjazdy przy Biedronce. Pakowanie roweru do auta i zakupy. Nie było już chęci, by trwonić kolejne siły na ostatni, tak standardowy odcinek, gdy jutro tych sił trzeba by do innych, nierowerowych zajęć.