A teza, że opowiadanie takich żartów i nie reagowanie na nie jest przyzwalaniem na gwałty, czy pierwszym krokiem do nich - to jest zwyczajny wymysł środowiska feministycznego.
Zawsze się trochę żartuje.
Bo kiedyś się cierpliwość kończy, ile można odpowiadać na takie cudaczne zarzuty? I udowadniać, że się nie jest jeleniem, że wysłuchując grubego żartu nie robi się kroku ku gwałtowi? To taki poziom absurdu, że lepiej obrócić wszystko w żart.