Jak się jeżdzi samemu tak jak ty to robisz to możesz spać byle gdzie, byle jak i byle w czym. Tymczasem podczas jazdy z partnerką albo z dziećmi wygoda biwakowania jest stosunkowo ważna i wcale w tym momencie nie mam zamiaru odnosić się do turystyki Pabla.
Ty stajesz na 2-3 postoje czyli twoja turystyka polega tylko i wyłącznie na nieustannym kręceniu. Ja natomiast jazdę na rowerze traktuję jako sposób na przemieszczanie się do ciekawych miejsc, do poznawania obiektów, do kontaktów z ludżmi, do poznawania innej kultury.
to jest bajkopisanie. nic takiego nigdy nie nastąpi. z prostego powodu. sakwy są zdecydowanie tańszym i bardziej uniwersalnym systemem. dużo łatwiej jest się spakować w systemie ultra light gdy ma się więcej gotówki, a tym samym świetny ekwipunek. sakwy mają ten plus, że nie wymagają dużych wydatków w ekwipunek. Wiele było wypraw na forum z namiotem z marketu, ubraniami z Decathlonu i najtańszym sprzętem, a zarazem ciężkim i dużym objętościowo. W ultralight ciężko to powtórzyć.
Dwa podejścia do tematu w trakcie jednej wyprawy:Jak mawia mój kolega:"nie ma takiej rzeczy której by potrzebował i której by nie było u mnie w sakwach".
Jednak głównym powodem jest - moim zdaniem - bariera mentalna, która każe pakować ludziom ich lęki, a te wymagają zwykle pojemnego, wytrzymałego i sprawdzonego systemu transportu, mieszczącego wszystko, co może być potrzebne.
Wilku, czy Twoje 10kg uwzględnia sprzęt bagażowy, czy to tylko masa "farszu"?
Moim zdaniem nie jest słuszne sztywne rozgraniczanie między minimalistycznym bikepackingiem a objuczaniem się czterema sakwami. Jazda z sakwami może być na lekko. Na miesięczną wyprawę wziąłem sakwy, a waga bagażu (z wliczonymi sakwami, ale bez uwzględniania wagi bagażnika) wyniosła około 10 kg. Jedna sakwa była pełna, druga załadowana tylko w 1/3.
Sakwy nie znikną ze sceny, zastąpione torbami bezbagażnikowymi, ani Treko-podobnymi hybrydami, częściowo ze względów jakie wyłuszczył olo. Jednak głównym powodem jest - moim zdaniem - bariera mentalna, która każe pakować ludziom ich lęki, a te wymagają zwykle pojemnego, wytrzymałego i sprawdzonego systemu transportu, mieszczącego wszystko, co może być potrzebne.
To, co napisał Olo, brzmi rozsądnie.
Jest jeszcze jedna sprawa: bardzo duża część sakwiarstwa odbywa się w otarciu o płaskie drogi, głównie o asfaltowej nawierzchni na dystansach do 100 km. Zyski z bikepackingu nie są tam tak bardzo widoczne.
Dla mnie największym mankamentem jeśli chodzi o pakowanie na lekko nie jest redukcja bagażu jeśli chodzi o masę lub liczbę koszulek i spodenek, które potrzebuję. Problemem jest objętość, nie mogę sobie wypracować takiego systemu spakowania się, który będzie szybki i stabilny, nie będę kolanami o coś haczył.
Nie mam torby trójkątnej i wykluczam jazdę z plecakiem, więc sam sobie trochę utrudniam, ale to pakowanie się najbardziej mnie denerwuje.
A może problem jest z kosztami jeżdżenia UL? W zeszłym roku kupiłem swoje pierwsze sakwy - coś ok 3 stówek. Duża pojemność 60l ale ciężarów do nich nie pakuję. Gdybym chciał to wszystko przeładować do toreb to koszt ich zakupu wyniósłby wielokrotność sakw. Czaiłem się na podsiodłówkę z SA i to tą tańszą (co by jej używać na co dzień zamiast plecaka), a jak się okazało, torba za trzy stówki jest kiepska. Więc musiałbym wydać znacznie więcej. I teraz pytanie - po co? Lepiej zapakować się w to co mam i jechać niż kupować torby ale nie mieć kasy na wyjazd?
Tylko to wymaga wzięcia wody na plecy, duży 3l camel rozwiązuje problemy, do zwykłej jazdy nie musimy go wypełniać w całości, ale nabieramy całość pod wieczór, na biwak pojemność 3l już powinna starczyć większości osób. poza tym camel jest dużo wygodniejszy do samego picia niż korzystanie z bidonów.