Pozdrawiam!
B. przprszm za zwłokę.
Piękna jazda. Gratuluję.
Dziękuję.
Zachęciłeś mnie do poważnego rozpatrzenia tego kierunku.
Zależnie od werdyktu, jaki zapadnie, ew. sytuacje rozmów wobec spotkań, j.n., staną się Twym udziałem. Anglojęzycznych jest b. wielu. Również inni b. chętnie zamienią kilka słów, rozluźnieni - nocując w hostelu, przydrożnym Home Stayu - rozmowami bawić się/cię będą prawie do rana.
Tak miałem x2 - w Ishkashimie, Murgabie.
Do obu miejsc przyjechałem dość wypruty. W pierwszym - od razu chciałem najpierw pić, zaraz potem jeść, w drugim - jeść i pić na raz.
W Ishkashimie młodzi emeryci z Tajlandii (fotka) machając przywołali mnie z drogi. Widząc ich, ucieszyłem się jak właśnie odnalezione dziecko.
Zaraz za mną, rowerem wpadł Alessandro - Włoch, Grek i Szwajcar z Genewy (rysopis: wysoki, szczupły, kruczy włos do ramion, broda po mostek), od kilku miesięcy na rowerowym gigancie przed dotychczasowym życiem (życie zawodowe cynicznie wykorzystał łatwo), dziewczyny - "tego wszystkiego ... no wiecie". Alessandro b. dużo, b. szybko mówi, jest kontaktowy, szuka interakcji. Twarz jego uśmiech zdobi szczery, rzekłbyś - bez ust Anny.
Nawiewając z Genewy, jeszcze szybko zdążył do rowerowego wskoczyć, kupić KTMa (na 28" pod maks. 1,6"), taki hybrydowy rower kłopotliwy; kłopotów z nim miał ponad miarę (te przemieniał w okazję poznawania ludzi). Nabył też rozrzucany namiocik quechua 2 seconds. Odkąd ten kupił, tj. od samiuśkiego początku, robił wszystko, by w nim możliwie nigdy nie nocować. Zwiększając odległość od Genewy, właściwie skakał: jeśli do następnego planowanego noclegu km było 1oo, robił 1oo, jeśli zaś pod 2oo, właśnie 2oo. Czasem dzień odpoczywał, ustalał następną metę - hop! już tam był.
W Teheranie odwiedzili go rodzice. Zapczęści, w tym dwa koła, przywieźć musieli co niemiara. Nawiewając od powszedniości w życiu, pracy, dziewczyny, o rowerach, cyklowaniu wiedział niewiele lub nic. Jak wiemy - wiedzieć nic nie trzeba. Rower się sypał, Alessandro śmiał. W plecaczku wiózł małą gitarę. Wieczorami, już w samotności, zwykł grywać, śpiewać.
Obcesowo głośny, nieprzyzwoicie serdeczny, radości pełen jest to człowiek, jakiego poznać byś chciał, poznawszy - byś polubił.
On właśnie tuż za mną wpadł, pierwszym zdaniem mnie spytał:
- „To ty jesteś ten Adam ...”.
- Się nie wyparłem.
W chwilę uzupełnił: „Daniel polecił ci przekazać: Magura już naprawiona, działa jak nowa. Bardzo ci dziękują. Z Eric’kiem dwa dni pobawią w Khorogu, niewykorzystane cz. zamienne zwrócą ci, jak tylko cię dogonią; najpewniej w Murgabie”.
W międzyczasie już było picie, jedzenie, my jednak (grupką większą) już tylko gadaliśmy, gadaliśmy i gadaliśmy; gadaniu końca nie było. Zdziwione, gorącą wodą obrzmiałe prysznice czekać musiały prawie do rana.
Wczesnym rankiem, kiedy jeszcze prawie wszyscy spali, pełen radości, sił, optymizmu ruszyłem w dalszą drogę, bowiem (zważ, czyż właśnie tak nie jest):
„Was ist herrlicher als Gold?”, fragte König.
„Das Licht”, antwortete die Schlange.
„Was ist erquicklicher als Licht”, fragte jener.
„Das Gespräch”, antwortete diese.
„Co jest wspanialsze nad złoto?”, spytał Król.
„Światło”, odparł wąż.
„Co rzeźwi, krzepi bardziej od światła?”, spytał ten.
„Rozmowa”, odrzekł wąż. W Murgabie spotkaliśmy się ponownie. Dzioby od śmiechów, wieczór po noc gadania nam się nie zamykały. Kiedy następnego dnia, koło południa, we 4kę ruszaliśmy dalej, Alessandro grał, nucił siedząc przed budynkiem - zostawał; jechać nie mógł: dzień wcześniej rozwalił kolejną felgę od Genewy, do hotelu był dojechał autostopem.
Trzy dni później, wieczorem, Alessandro znów mnie dogonił. Jak to tam zwykle - nawalał straszliwy wiatr; do Karakul km było jeszcze z 4o. Ja myślałem podjechać jeszcze trochę, namiot gdzieś rozbić, on - wobec quechua 2 seconds - jednak dotrzeć do Home Stayu. Nad kierownicą pochylony, napieprzał jak licencjonowany zawodowiec.
Rankiem następnego dnia i ja już byłem w Karakul. W Home Stayu zapytany, uprzejmy pan poinformował mnie, „trzech brodatych mężczyzn na rowerach” wyruszyło jakieś 2 godz. temu.
Byli to Eric, co przez swą nieostrożność rozpieprzył Magurę, do Khorogu za ratunkiem autem z rowerem na dachu wracał, Daniel, który - wobec kompana nieszczęścia - tamże rowerem zjeżdżał z zamysłem wywalenia obu Magur, wymiany tych jakoś na V-braki, Alessandro.
Wówczas z Eric’kiem sobie pomachaliśmy, Daniel zatrzymał się przy mnie, podczas odpoczynku. Od słowa do słowa mógł otrzymać wszystkie konieczne cz. zamienne, w tym płyn ham., dzięki czemu pierwszy rower został naprawiony, drugi nie został rozebrany.
Do przejechania km jeszcze miałem coś ponad 9oo. Licząc ich dwóch, odległość, jaką jeszcze mieli pokonać, wszystkie zapczęści do Magury, również długi przewód, przekazałem im. W drodze do Laosu, dzisiaj z nimi jadą gdzieś przez Chiny.
Dzień wcześniej Pomircy zdjęli mnie z drogi. Kiedy mi już było lepiej, dużo rozmawialiśmy. W jakimś kontekście gospodarz m.in. rzekł: „Tu, w górach, chcemy i musimy sobie nawzajem pomagać. Tu postawa taka jest zupełnie naturalna.”
(„Was hast du beschlossen?“
„Mich aufzuopfern, ehe ich geopfert werde.“)
(„Co postanowiłeś?”
„Ofiarować się, nim zostanę złożony w ofierze.”)
J.W. Goethe Das Märchen von der Schlange und der schönen Lilie / Baśń o Zielonym Wężu i pięknej LiliiP.S.1) Alessandro w jego drodze nadal towarzyszę. Widzę go jak wieczorem, rankiem w kucki nad gitarką pochylony siedzi, brzdąka, śpiewa m.in. co n.:
P.S.2) Na moje ręką, przez rzekę, Afgańczyków pozdrowienia, ci odmachiwali. Efekt motyla. Na ten bądźmy gotowi.
P.S. 3) Skłaniam się ku temu, tego dnia diarrhea sam przywołałem; bez tej bym nie mógł spotkać m.in. Nicholasa, Alessandro, Daniela, Eric’ka, samotnej cyklopodróżniczki z NZ, no i Mr. Dong’a.
Czekam na relację słowną, bo zdjęcia, choć piękne, nie oddają mozołu jazdy i myśli nawiedzających jeźdźca w tym czasie.
Kołatanie myśli, ogólnie, staram się powstrzymywać - zwłaszcza podczas cyklowania, szczególnie w dalekim świecie: możliwości właściwie są 2 - jesteś nadaj- lub właśnie odbiornikiem.
Mozołu zupełnie nie pamiętam.
Tam najważniejsze realizowało się na planie 2gim, 3cim. M.in. dlatego odstąpiłem od spisania relacji (nazwanie zakłóca/przerywa proces).