Zgadzam się z Michałem - rywalizacja też nie jest mi do szczęścia konieczna
A ja rywalizację sportową lubię. Ma ona zresztą swoje dodatnie strony, to znaczy mobilizuje mnie do wysiłku.
Na przykład : jeździłem kiedyś pętlę doliny Popradu ( ciut ponad 100 km) na czas, a tak dokładnie to "na średnią". Miałem kłopoty z osiągnięciem średniej 25 km/godz.
W sierpniu 2007 wystartowałem w wyścigu na tej trasie. Choć stawka była mocna i na 90 zawodników byłem chyba 7 od końca, to średnia wyniosła prawie 28 km/godz.
Większość dystansu przejechałem samotnie, ale stoczyłem po drodze kilka trudnych pojedynków, takich na moją miarę - byłem pomimo słabej lokaty bardzo usatysfakcjonowany.
Na takich imprezach dla amatorów po kilku pierwszych kilometrach w zasadzie karty są rozdane i jedzie się samotnie, ale zawsze znajdę kilku przeciwników podobnej klasy z którymi zaciekle walczymy o każde "oczko" lokaty końcowej.
Nawet jak jadę sam, to wiem, że ktoś mi po pietach depcze i mi nie odpusci. I to jest właśnie rywalizacja sportowa. Wiem, ze olimpiady już raczej nie wygram, ale pościgać się lubię