Autor Wątek: Częstochowa - SZCZECIN  (Przeczytany 1210 razy)

Offline Mężczyzna SzalonyKon

  • Wiadomości: 43
  • Miasto: Częstochowa
  • Na forum od: 13.06.2016
Częstochowa - SZCZECIN
« 4 Wrz 2016, 12:56 »
No i stało się. Za sprawą swojej fantazji, brawury oraz rosnącej fascynacji tematyką ultramaratonów zdecydowałem się zrobić ten krok. Będący dla mnie symbolem nieosiągalności, celem najbardziej ambitnym na wycieczkę "na raz", miejscem wspaniałych spotkań. Takim miastem jest Szczecin.

Początkowo miałem jechać do Bydgoszczy, by zakończyć tegoroczne "klepanie tabliczek" mocnym uderzeniem. Wszak 350 kilometrów oddalony gród to wciąż cenne trofeum na liście ziem podbitych. Tak się jednak nie stało, gdyż w mojej głowie ponownie pojawiła się iskra. Spojrzałem na mapę oraz rozkład PKP... - Jadę do Szczecina! - pomyślałem.

Miasto to odwiedzałem dwukrotnie. Były to wizyty u moich woodstockowych przyjaciół tuż po zakończeniu tegoż festiwalu. Jednak tym razem "usakwionego" Kellysa zamieniłem na szybkie jak błyskawica, choć również "uzbrojone" turystycznie, Colnago. Zmienił się oczywiście dystans, gdyż nieco ponad setkę z Kostrzyna nad Odrą zastąpiło tych setek pięć z połówką.


Czwarty kilometr trasy, Częstochowa. Ciekawa zapowiedź....

Wycieczka ta miała mi pokazać jak obecnie wyglądam w kontekście startów w przyszłorocznych maratonach. Duży dystans, określony limit czasu, ciężkie warunki oraz jazda nocą. Idealnie! Jedynie brak punktów kontrolnych i towarzystwa. Brak kompanów na trasie zastępowała mi wizja ich obecności na mecie. Dawniej pewnie byliby w szoku, że Aleks z samej Częstochowy rowerem zajechał... Dziś już nic ich nie dziwi.

Postaram się zrelacjonować przebieg tej wycieczki, choć z powodu totalnego niewyspania, zmęczenia oraz dobicia się na miejscu, nie pamiętam detali.

Tym razem poważnie podszedłem do kwestii trasy. Rozplanowałem ją, rozeznałem się na Earth jak wyglądają drogi. I wykonałem sobie rozpiskę w formie grafiki, by widzieć kiedy i jaką drogą jechać. W sumie zaliczyłem pięć województw (śląskie, opolskie, wielkopolskie, lubuskie oraz zachodniopomorskie) oraz dużą część powiatów, z czego kilka nowych dla mnie. Ja akurat zbieram powiaty zamiast gmin. Moim celem jest minimum 100 w tym roku. I realizację tego celu zwieńczyła ta wycieczka. Obecnie tegoroczny dorobek wynosi 93 powiaty, lecz nie wziąłem pod uwagę np. Lublina, Torunia czy Wrocławia jako osobnego powiatu. Tak więc łącznie z "miastami na prawach powiatu" wynik jest równy powyżej setki.


Nawigacja w formacie .jpg

Ruszyłem 20 minut przed godziną 6:00. Było dosyć znośnie. Nie za zimno, nie za wietrznie. Miałem pewność, że trasa będzie raczej sucha. I ten super stan trzymał się aż do Olesna w województwie opolskim. Niestety po niemal 70 kilometrach zacząłem zmieniać swój kierunek, ustawiając się czołem do wiatru. Tak zwany wmordewind już wtedy zaczął ustawiać mi cały temat. Dzielnie się przed nim broniłem, lecz zmęczenie wyszło w nocy, czyniąc mnie żółwiem.


Moją "urodą" jest jazda drogami krajowymi, które to w uderzającej większości pozbawione są walorów estetycznych. Są za to "łatwe w obsłudze", gdyż trasa oparta na DK nie jest zawiła i dobrze oznakowana. Tym razem postanowiłem jednak oprzeć się na "żółtych kwadracikach", tak więc wybrałem drogi wojewódzkie. Chciałem iść za radą wujka google, lecz z ostrożności wolę trzymać się przynajmniej DW, by nie skończyć na piaszczystej ścieżce z szosą pod pachą i grymasem na pysku.

Choć przyznam szczerze, że niektóre powiatówki stanem nawierzchni niczym nie ustępowały najlepszym krajówką. Takim przykładem jest dróżka wjazdowa do Gorzowa Śląskiego os strony Olesna, równoległa do DW487. Nie mam pojęcia czemu na niej wylądowałem, ale fajnie było. Zwłaszcza jak sikałem na poboczu i krowa z jednym wymiem chciała mnie wystraszyć. Dziwne te gorzowskie przypadki, skoro śląski w opolskim leży województwie zaś wielkopolski lubuskiemu jest stolicą.

Pierwsze odstępstwo od planu miało miejsce już na Wielkopolsce. Tu zamiast jechać do Ostrowa Wielkopolskiego sfrustrowany ruchem na DK11 postanowiłem czym prędzej skręcić na Krotoszyn, korzystając z DW444, która również była niezwykle atrakcyjna, ale to za sprawą widoków i klimatu. Kocham te drogi, wokół których jest las. Jakoś przyjemniej wtedy sunie rower po asfalcie. Co do Krotoszyna i innych tego typu miast. Ich osią na ogół jest ruchliwa krajówka i trzeba przebijać się przez nie ścieżkami. Ich stan generalnie jest do dupy, a jak nie jest do dupy, to są dziwnie zorganizowane. Ogólnie uważam, że mamy tutaj poważny problem.  Z jednej strony rowerzysta hamuje znacznie ruch, tamując wąską drogę zapchanej mieściny. Z drugiej natomiast gdybym miał w każdym mieście jeździć tymi ścieżkami to do Szczecina dotarłbym pewnie razem ze Świętym Mikołajem. Pomijam już aspekt typu roweru i krawężników... Ciekaw jestem Waszych opinii i postępowania w takich przypadkach.

Dalsza droga na Śrem oraz Grodzisk Wielkopolski to mordercza walka z wiatrem. Ten bój ogółem trwał ponad 300 kilometrów. Wrześniowe popołudnia mają w sobie coś uroczego. To złociste niebo późnym popołudniem i ten zapach wysychających liści... Uwielbiam wtedy jeździć. Praktycznie w każdym takim miasteczku zatrzymuję się przy markecie, by kupić picie i jakieś słodycze lub owoce. Generalnie mam problem strasznego obżarstwa na trasie. Będzie siara nie z tej ziemi jak na jakimś maratonie zacznę pakować paliwo na drogę...

Zmrok łapie mnie w Nowym Tomyślu, gdy zbliżałem się do pułapu trzystu kilometrów. Gnałem wówczas co sił, gdyż nieuchronnie zbliżała się godzina 21, która to jest porą zamykania sklepów. Trzeba było się uzbroić na dalszą trasę. Dlatego też cisnąłem główną drogą, co wywoływało szał kierowców. Nidy nie dostałem takiej porcji klaksonów. Bardzo nerwowy region, niewyżyci jacyś... O godzinie 20.30 podjeżdżam pod dyskont, mając już te nieco ponad "trzy paki". Zdążyłem, ufff.... Zakupy, odpoczynek, lanie do bidonów i bukłaka. Plecak z bukłakiem w jakiś sposób się przewraca, a sam bukłak był niezamknięty. Woda opuszcza zbiornik, a ja w ostatniej chwili rzucam się  w stronę wejścia, by kupić kolejną butelkę. Pracownica sklepu już zamykała, lecz widząc "pana podróżnika" zlitowała się i pozwoliła na szybki zakup.



I nie wiem jakim cudem kolejną setkę robiłem blisko 9 godzin... Oczywiście postój pod wyżej wymienionym sklepem też miał znaczenie, bo zabrał mi jedną godzinę. Również drzemka, która miała trwać pół godziny, lecz wydłużyła się trzykrotnie. Po północy zdecydowałem się położyć na przystanku. Mimo niskiej temperatury i wiatru nie było źle - wziąłem na szczęście folię aluminiową służącą temu by rowerowe lumpy mogły okupować takie miejsca po nocach. I tutaj wyszły moje braki. Noc mnie męczyła, dołowała, jechałem bardzo powoli. Gubiłem czas. To niestety nie do przyjęcia i muszę to wyeliminować. Wytrzymałość psychiczna jest równie ważna jak atrybuty fizyczne. I temu służą takie akcje jak ta. Muszę nabrać doświadczenia.

Od świtu też nie było wiele lepiej. Dalej wmordewind i wciąż nie najlepsza szybkość. Do tego coraz bardziej odzywały się kolana. "Gadają" tak już od pierwszej połowy lipca. Z czasem jest nieco lepiej, Arthroblock trochę pomógł. Rzadko przekraczając 30km/h prę dalej, wychodząc z założenia, że lepiej dojechać później, ale w lepszym stanie. Po godzinie 11 już dobrze grzeje, co jednak mi nie przeszkadza. Powoli zaczynam umawiać się z ekipą, wiedząc o której dojadę. Niestety wspólne chwile nie potrwają długo, gdyż na miejscu zjawię się dopiero przed 16. Niby tabliczkę z nazwą miasta minąłem około 14, lecz później toczyłem się powoli po ścieżkach rowerowych, błądząc nieco po tym gigantycznym mieście.


Na ten widok czekałem ponad 30 godzin!

Do mojego kumpla Radzia dojeżdżam przed 16 uzbrojony w dwa wina. Jednak nim zaczniemy świętować Radek postanawia mnie zabrać na wycieczkę. Podróżujemy chwilę autem po dzielnicy Gocław, w której czuć klimat PRL-u, istny wehikuł czasu. A najlepsze jest to, że jedziemy... Maluchem! Wracamy, przeurocza Marzenka, wkrótce także melduje się wódz naszego woodstockowego obozu - Piotrek i w tym wyjątkowym gronie świętujemy moje niecodzienne odwiedziny. Wspominamy różne akcje, które miały miejsce na przestrzeni czterech już woodstocków. Piotrek zresztą brał udział w jednej czysto rowerowej. Gdy rok temu jechałem pierwszy raz na PW na rowerze, to później zamiast do domu pojechałem nad morze. Oczywiście trasa nie mogła nie wieść przez Szczecin. Jako, że totalnie nie znałem miasta, a po Woodzie moje telefony popadały i nie miały siły nawigować, to Piotr pilotował mnie przez pół miasta swoim pomarańczowym maluchem, zaś tyły chronił mi Marcin w swoim błyszczącym Mercedesie. Na dachu miał pomarańczową "dyskotekę". Wyglądało to dość ciekawie ;)

W tym miejscu warto zadać sobie pytanie: czym tak naprawdę jest Przystanek Woodstock? Woodstock to ludzie! Wspaniali, serdeczni i uśmiechnięci. Byłem tam pierwszy raz dopiero 4 lata temu. Pierwsi ludzie, jakich poznałem na polu to właśnie ekipa ze Szczecina. Tam było kilkaset tysięcy osób, a ja po dziś dzień spotykam się z ludźmi, których poznałem jako pierwszych. Magia Woodstocku, magia roweru.

O godzinie 20:51 pożera mnie pociąg Calypso i tym razem już na szynach mknę ku Częstochowie, większość drogi śpiąc rozwalony na całej tej kanapie, gdyż pociąg był z przedziałami. W Poznaniu dosiada się grupka ludzi, którzy mają ze sobą sakwy - sami swoi - pomyślałem. Chwilę rozmawiamy. Głównie oni dopytują o wszystko. Jak widać jeszcze nie wsiąkli tak głęboko w temat i kwestia kilkuset kilometrów na raz to dla nich kosmos. Spokojnie, pochłonie i Was...

Wycieczka ta pokazała mi jak daleko mam jeszcze do BBT, PTJ czy MPP. Niestety, ale muszę nabrać doświadczenie i trochę wzmocnić rowerową psychikę. Na pewno atmosfera maratonu, chęć rywalizacji i cała ta otoczka wzmacniają i dają wiele powera. Być może byłbym w stanie właśnie za sprawą tych czynników odjechać maraton bez senności, napadów doła...itp. Póki co jednak daleka droga. Dosłownie i w przenośni.

W domu melduję się niedługo po godzinie 3. Piję kawę, za którą tęskniłem, zjadam jabłko i usypiam jak dziecko...

Pewnie pomyślicie, że nie wiem co to aparat albo że mam Nokię 3310 i stąd brak zdjęć. Niestety jakoś nigdy nie fotografuję nic poza tabliczkami. Taka ułomność, która czyni moje wycieczki ubogimi.

Pozdrawiam serdecznie, Aleks


P.S. Chyba nigdzie nie trzeba tak długo jechać od tabliczki z nazwą do ścisłego centrum miasta. Myślisz, że to już, a ciśniesz kolejne dwie dychy.

P.S.2 Miesiąc temu do Gdańska dojechałem o 9 godzin szybciej, a to tylko 40 km mniej... To pokazuje jak mało odporny jestem na wiatr...

Offline Mężczyzna hansglopke

  • Wiadomości: 2643
  • Miasto: Zduńska Wola
  • Na forum od: 22.02.2013
Odp: Częstochowa - SZCZECIN
« 4 Wrz 2016, 15:34 »
Jazda z wiatrem jest dla cipek.

Jak wracałem w tamtym roku z Woodstocku z sakwmi ( 380km w 24h) zastanawiałem się czy chciałbym się tak czuć zmęczony i niewyspany przez trzy dni.  BBT poszło jak z płatka - przydało się tamto doświadczenie.
« Ostatnia zmiana: 4 Wrz 2016, 15:40 hansglopke »
"Rower do ultra musi być przede wszystkim wygodny. Reszta jest mniej ważna."  - Turysta

Offline Mężczyzna hansglopke

  • Wiadomości: 2643
  • Miasto: Zduńska Wola
  • Na forum od: 22.02.2013
Odp: Częstochowa - SZCZECIN
« 4 Wrz 2016, 15:39 »
 :D
"Rower do ultra musi być przede wszystkim wygodny. Reszta jest mniej ważna."  - Turysta

Offline Kobieta Jelona

  • Wiadomości: 1062
  • Miasto: Wałbrzych
  • Na forum od: 26.12.2013
    • Jakość to będzie blog
Odp: Częstochowa - SZCZECIN
« 4 Wrz 2016, 16:00 »
Kto nigdy nie miał senności, doła, bólów na rowerze niech pierwszy rzuci rowerem. Dla mnie normalka...ale ja to jestem leszczyk.

A na noc dobrze jest mieć wesołe piosenki w uchu, trzymają przy świadomości i tempie;)

Nawiasem mówiąc, wczoraj walczyłam z kolanem na górskiej trasie, łzy cisnęły się do oka, a tu się włączyła piosenka disco polo o dzikim zauroczeniu w pani sprzątającej w markecie, i jak tu się nie pośmiać ;)

Gratuluję trasy ;)


« Ostatnia zmiana: 4 Wrz 2016, 16:20 Jelona »

Offline Mężczyzna SzalonyKon

  • Wiadomości: 43
  • Miasto: Częstochowa
  • Na forum od: 13.06.2016
Odp: Częstochowa - SZCZECIN
« 4 Wrz 2016, 16:11 »
Jazda z wiatrem jest dla cipek.

Jak wracałem w tamtym roku z Woodstocku z sakwmi ( 380km w 24h) zastanawiałem się czy chciałbym się tak czuć zmęczony i niewyspany przez trzy dni.  BBT poszło jak z płatka - przydało się tamto doświadczenie.

To trzeba się za rok spotkać na Woodstocku ;) Ja bym bardzo chciał taką imprezę rowerową na PW sobie zrobić ;) a w tym roku też jechałeś na rowerze?

Kto nigdy nie miał senności, doła, bólów na rowerze niech pierwszy rzuci rowerem. Dla mnie normalka...ale ja to jestem leszczyk. A na noc dobrze jest mieć wesołe piosenki w uchu, trzyma przy świadomości i tempie;)

Muzykę to ja mam zawsze, w każdych warunkach. Ty leszczyk? Zrobiłaś jakieś maratony chociaż... A ja mam prawie 20 tys w tym roku i żadnych zawodów na koncie...

Jeszcze zauważyłem, że chyba lepiej zacząć od "nocnej zmiany". Spać cały dzień, ruszyć koło 18 i potem jak dopada senność, to niech dopada za dnia, łatwiej walczyć.

Offline Kobieta Jelona

  • Wiadomości: 1062
  • Miasto: Wałbrzych
  • Na forum od: 26.12.2013
    • Jakość to będzie blog
Odp: Częstochowa - SZCZECIN
« 4 Wrz 2016, 16:26 »
Ja to nie mam co się porównywać ;) Północ-Południe niedługo, zapisz się to wpadnie Ci następny tysiączek :)

Offline Mężczyzna hansglopke

  • Wiadomości: 2643
  • Miasto: Zduńska Wola
  • Na forum od: 22.02.2013
Odp: Częstochowa - SZCZECIN
« 4 Wrz 2016, 17:42 »

To trzeba się za rok spotkać na Woodstocku ;) Ja bym bardzo chciał taką imprezę rowerową na PW sobie zrobić ;) a w tym roku też jechałeś na rowerze?


Raz miałem okazję jechać rowerem. Dwa razy byłem z rowerem.
Jest Wioska Motocyklowa, ofrołdowa, miała być dronowa czemu nie zrobić Wioski Podróżników Rowerowych.
Nawet jakiś pomysł na lokalizację by się znalazł.
"Rower do ultra musi być przede wszystkim wygodny. Reszta jest mniej ważna."  - Turysta

Offline Mężczyzna SzalonyKon

  • Wiadomości: 43
  • Miasto: Częstochowa
  • Na forum od: 13.06.2016
Odp: Częstochowa - SZCZECIN
« 5 Wrz 2016, 05:58 »

Raz miałem okazję jechać rowerem. Dwa razy byłem z rowerem.
Jest Wioska Motocyklowa, ofrołdowa, miała być dronowa czemu nie zrobić Wioski Podróżników Rowerowych.
Nawet jakiś pomysł na lokalizację by się znalazł.

Ja też o tym myślałem. Bardzo fajna sprawa, lecz ryzykowna. Jak pójdzie wieść, że w jakimś miejscu jest stado rowerów, to złodzieje będą krążyć jak wokół pijanej pankówy, która nie ma majtek...

Bardziej myślałbym, żeby jakąś imprezę zrobić. Coś w stylu, że np. w piątek o 19 w jakimś obozie / miejscu spotykamy się i kto chce niech przyjdzie z rowerem

Offline Mężczyzna hansglopke

  • Wiadomości: 2643
  • Miasto: Zduńska Wola
  • Na forum od: 22.02.2013
Odp: Częstochowa - SZCZECIN
« 5 Wrz 2016, 06:52 »
Rowery wystarczy pospinać i mieć oko na obóz.

Przegadam przy bezalkoholowym sprawę z motocyklistami. Jeszcze nie wiadomo gdzie będą mieć Wioskę (na starym miejscu jest nowa fabryka), ale może przygarną kilku rowerzystów.
« Ostatnia zmiana: 5 Wrz 2016, 07:02 hansglopke »
"Rower do ultra musi być przede wszystkim wygodny. Reszta jest mniej ważna."  - Turysta

Offline Mężczyzna SzalonyKon

  • Wiadomości: 43
  • Miasto: Częstochowa
  • Na forum od: 13.06.2016
Odp: Częstochowa - SZCZECIN
« 5 Wrz 2016, 08:29 »
Ja tam raczej rozbiję się z tymi ludźmi, o których mowa w relacji z wycieczki, ale gdyby wioska rowerowa powstała to będę tam stałym bywalcem i będę pomagał w budowie, bo pewnie będę na PW już w sobotę.

 









Organizujemy










Partnerzy





Patronat




Objęliśmy patronat medialny nad wyprawami:











CDN ....
Mobilna wersja forum