JURA KRAKOWSKO-CZĘSTOCHOWSKA 2016.08.19-26 Słowem wstępu ...
Na ten wyjazd przygotowywałem się dość długo. Głównie wyszukując atrakcje wszelkiego rodzaju (historyczne, przyrodnicze, czy też dotyczące podań ludowych czy baśni). Starałem się w ten sposób zaciekawić najmłodszego z uczestników naszej wyprawy tj. mojego 14- letniego syna. Trasa była ustawiona bez wytyczonych miejsc noclegowych ponieważ nie wiedziałem jaką odległość pokonamy danego dnia. Miesiąc przed datą wyjazdu kupuję bilety na pociąg dla naszego trzyosobowego zespołu. Zabezpieczony w ten sposób jestem spokojny. Mam już bilety, potrzebne części, generalnie wszystko,... ale... . Zawsze jest jakieś "ALE".
Mamy jechać jak zwykle we trójkę Julian (14 l.), Mikołaj (32 l.), Mateusz (42 l.). Tydzień przed wyjazdem przygotowuję do spakowania rzeczy, które mamy zamiar ze sobą zabrać. O dziwo jest tego sporo mniej niż w tamtym roku, a i tak w ostatniej chwili rezygnuję jeszcze z kilku. Jadę w sumie na lekko w sakwach ok. 13 kg. Tak jest w piątek. Tymczasem we wtorek idziemy z synem do lekarza na kontrolę, bo w poprzednim tygodniu trochę kaszlał. I tu pojawia się owo "ALE", doktor kategorycznie zabrania Julkowi jechać. Powodem jest zapalenie zatok, które są całkowicie zajęte. Szok. Postanawiam przesunąć wyjazd o kilka dni. Jednak czas ciężko rozciągnąć - zbliża się szkoła. Tu moja ukochana żona decyduje za nas. Wiedząc jak mi zależało na tym wyjeździe, i ile energii i czasu poświęciłem na przygotowania mówi : jedź. ( jeszcze raz bardzo, ale to bardzo D Z I Ę K U J E )
Jadę więc na dworzec oddać jeden komplet biletów.
Następnego dnia popołudniu jestem na dworcu ponownie. Oddaję pozostałe bilety. Rano dopada nas informacja, że w dniu naszego startu z Krakowa ... mamy być w Krakowie na pogrzebie.
No to w drogę kto czym ma, bo nie najważniejsze są możliwości fizyczne tylko chęci i ich realizacja
DZIEŃ 1 : 2016-08-19 KRAKÓW PISARY 71,27 km.Wieczorem poprzedzającym wyjazd montuję bagażnik na aucie i pakuję rowery oraz pozostałe nasze bagaże. Krótki sen i już o 6:00 jesteśmy w drodze. O 10:30 uczestniczymy w ceremonii pogrzebowej na Grębałowie gdzie żegnamy teścia naszej ciotki. Następnie stypa i zamiast o12:00 wyruszamy cztery godziny później. Pozwalamy sobie jechać niezależnie od pory dnia bo dzisiejszy nocleg mamy zapewniony u rodziny. Trasa jest poprowadzona głównie pod Julka. My z bratem wszystkie dzisiejsze atrakcje znamy. No może z wyjątkiem zamku w Korzkwi i kościoła w Modlnicy.
Dlatego sporą część zabytków oglądamy z poziomu siodełka. Po odpoczynku w Korzkwi. Jedziemy Doliną Prądnika gdzie jej różnorodność, dostępność i nawierzchnia dróg wręcz predysponują ją do wszelkiego rodzaju rekreacji. Jednak pomimo początku weekendu i pięknej pogody spotykamy ledwie parę osób. Dojeżdżamy asfaltami do zamku w Ojcowie oraz kapliczki na wodzie. Następnie kierujemy się na Pieskową Skałę i Maczugę Herkulesa. Tutaj odbijamy na Jerzmanowice pokonując spore przewyższenie. Tutaj powolutku dopada nas zachód słońca. Do Doliny Będkowskiej wjeżdżamy w zapadającej szarówce. Powoli robi się tak ciemno, że przy najwyższym wodospadzie Jury o nazwie Szum już nie udało mi się nic zobaczyć nie mówiąc o zrobieniu zdjęcia. Kolejna miejscowość Rudawa i już jesteśmy na miejscu w Pisarach. Wybija godzina 22:00. Kąpiel, kolacja po lampce wina i do spania.
W tym dniu głównie łykaliśmy widoki pokonując kolejne kilometry i wpadaliśmy w rytm kręcenia korbą. Wszystko to po bardzo dobrej nawierzchni.
fotki:
https://goo.gl/photos/AEKuAF6zcfDwVrJh9ślad:
http://www.gpsies.com/map.do?fileId=mepbfqlaalvkesuzDZIEŃ 2 : 2016-08-20 PISARY BYDLIN 62,98 km.Jest wcześnie, coś po siódmej. Wstajemy wypoczęci. Jednak wyjazd się przeciąga. Ostatnie pożegnania i ok. 9:30 startujemy. Kierujemy się przez Dolinę Racławki (piękne miejsce) do Paczółtowic obejrzeć drewniany kościół, a następnie zanikającym miejscami szlakiem do Źródła Św. Eliasza. Wedle miejscowej legendy powinienem napić się wody i obejść źródło, a znajdę miłość. Wodę piję, bo jest gorąco, a miłość została w domu w związku z czym nie ma po co się męczyć chodzeniem ;-). Stąd już tylko parę obrotów korby do Czermnej gdzie oglądamy Klasztor Karmelitów Bosych wraz z ruinami tzw. "Diabelskiego Mostu", który łączył okoliczne wzgórza. Wracamy na czerwony szlak - nasz kolejny cel Rabsztyn. Lasami toczymy się do majestatycznych ruin. Zwiedzamy, a następnie kluczymy do Kluczy na obiad. Mamy odwiedzić Pustynie Błędowską, ale spotkany po drodze na sjeście jeżynowej piechur z Sosnowca stawia diagnozę:" nie warto, więcej krzaków niż piachów". Więc jedziemy dalej, pod kołami cały czas twardo - zero piaskownicy. Około 19:00 jesteśmy w Bydlinie. Tutaj postanawiamy poszukać noclegu. Proponują nam miejsce na miejscowym stadionie, ale ilość miejscowej młodzieży trochę nas odstrasza. W efekcie lądujemy nie wiele dalej w prywatnej wiacie. Noc tak ciepła, że mimo propozycji noclegu w budynku, wybieramy świeże powietrze. Szybka kąpiel i przepierka i wyciągamy specjały na kolację.
fotki:
https://goo.gl/photos/aQDxtnLn2WRAMuEo6ślad:
http://www.gpsies.com/map.do?fileId=ymzrpkkdznionkqaDZIEŃ 3 : 2016-08-21 BYDLIN OKIENNIK (SKARŻYCE) 42,98 km.Budzi nas piękny dzień, który nie zapowiada problemów jakie dzisiaj mają nas spotkać, ale po kolei.
Po porannej kąpieli, śniadaniu wytaczamy się powolutku. Przed nami atrakcje, których nie zwiedziliśmy wczoraj. Pozostałości wieży obronnej oraz warowny kościół w Bydlinie stanowiły kiedyś miejscowy zespół fortyfikacji obronnych. Następnym punktem programu Zamek Pilcza w Smoleniu. Dostajemy się tam oczywiście pieszym SOG (b. fajny kawałek). Ruiny są rozległe, a z wieży rozciąga się fantastyczny widok. Znowu jesteśmy w drodze. Powoli pojawiają się piaski. Wjeżdżamy do Pilicy obejrzeć pałac. Zabytek nie warty - jak dla mnie - dokładania dodatkowych kilometrów. Ok. 10 km przed Zamkiem Ogrodzieniec w Podzamczu dopada nas ulewa. Docieramy do jakiegoś baru gdzie czekamy aż przestanie padać. Padający deszcz oraz droga prowadząca wzdłuż wyrobów pochodzących z Chin skutecznie wybijają nam z głów zamysł zwiedzania zamku. Tym bardziej, że kiedyś każdy z nas go już widział. Wybieramy Górę Birów wraz z zrekonstruowanym grodziskiem. Wracamy na czerwony szlak i popełniamy błąd. Zamiast wycofać się póki czas brniemy 5 km drogą, która wygląda tak jakby ktoś z koryta rzeki wyjął wodę a włożył piasek.
Skutki okażą się później, tym bardziej, że pierwsze kilometry próbujemy jechać ... . Kierunek Morsko. Jednak po drodze w Żerkowicach zjeżdżając z potężnej górki w kierunku krzyżówki z główną drogą o sporym natężeniu ruchu Mikołaj wytracając prędkość podeszwami butów i lądując na barierce stwierdza całkowity brak hamulców. Widząc w jego oczach odpowiedź na moje pytanie czy ma zapasowe klocki wiem, że kolejny dzień zaczniemy od poszukiwania warsztatu lub sklepu rowerowego. Od tego miejsca to pchając, to jadąc docieramy do agroturystyki w Okienniku Wielkim. Spotykamy tam przesympatyczną ekipę z Połańca, która na zlecenie jednego z potentatów energetycznych inwentaryzuje stan sieci trakcyjnych w tym rejonie. Codziennie robią na piechotę ok. 30 km i sprawdzają stan techniczny słupów, skrzynek, itp. Pogawędka, kolacja kąpiel i relaksacyjne piwko i następuje koniec wyczerpującego dnia.
fotki:
https://goo.gl/photos/CbYyzs2yAXiRRuSY6ślad:
http://www.gpsies.com/map.do?fileId=owxgoeksfudpxfjlDZIEŃ 4 : 2016-08-22 OKIENNIK ZŁOTY POTOK 60,83 km.Ciągle pada to pierwsze skojarzenie jakie przychodzi mi po przebudzeniu. Ustalamy w trakcie śniadania, że jedziemy (idziemy) do Zawiercia. Tam na pewno dostaniemy klocki. Załatwiamy temat. Jest późno. Do Bobolic jedziemy głównie asfaltami, gonimy czas. Jednak w mojej głowie zaczyna kołatać się myśl, że nie uda nam się wszystkich planów zrealizować. Zamek w Bobolicach kojarzy mi się z Doliną Loary. Pięknie odrestaurowany zadbany w około komercja w postaci hotelu, SPA, zwiedzanie zamku z przewodnikiem w wyznaczonych odstępach czasu . O określonej porze przed bramą zjawia się grupa 30 osób ściskających bilety. Rezygnuję z wejścia, jednak to nie moja bajka. Przejeżdżamy 4 km i już jesteśmy w Mirowie. Trwają tam prace budowlane, więc ruiny oglądamy z bezpiecznej odległości. Przestaje padać. Następnie fantastycznymi ścieżkami gminy Niegowa docieramy do Ostrężnika. Zwiedzamy bardzo klimatyczne miejsce. Rezerwat, jaskinia, resztki fortyfikacji. Naprawdę warto. Oglądamy po drodze jeszcze kilka ostańców w tym Bramę Twardowskiego i lądujemy w Złotym Potoku. Decydujemy się na kwaterę. Jesteśmy brudni i zmoknięci, a ostatnie dwa dni (szczególnie wizja okrojenia trasy) zmęczyła mnie psychicznie. Gotuję kolacje. Zjadamy, wypijamy po 100 ml leczniczej pigwy i już nas nie ma - 22:30.
fotki:
https://goo.gl/photos/T7TeJrvhuYXyzzjw6ślad:
http://www.gpsies.com/map.do?fileId=cxqgizhlmhltdvhsDZIEŃ 5 : 2016-08-23 ZŁOTY POTOK KUŹNICA 67,35 km. Wyruszamy szybko. Jadąc przez Złoty Potok rzucamy tylko przez ramię na Pałac Raczyńskich i Dworek Krasińskich. Kierujemy się na Olsztyn i tamtejszy zamek. Po drodze trafiają się jeszcze piachy, ale coraz mniej. Jadąc przez Zrębice odwiedzamy Źródło Św. Eliasza i związane z nim ciekawe obiekty (drewniany kościół i kamienną kaplice). I w zasadzie tuż "za rogiem" wyrastają ruiny Zamku Olstein. Nabywamy wejściówkę i oglądamy okazałe pozostałości. Zjadamy gomółkę sera spoglądając z góry na okolicę. Wypatrujemy Częstochowy. Mijamy ją opłotkami wcześniej zahaczając o jeziorko krasowe w Kusiętach i rezerwat Zielona Góra. Jedziemy wzdłuż rzeki Kocianki. Jest pięknie. Zjeżdżamy z asfaltów w leśną drogę, która prowadzi do Kuźnicy. Tam spotykamy samotnego harcerza. Uzyskujemy informację o obozie i noclegu. Instalujemy się w harcerskim namiocie wcześniej korzystając z uroków łazienki, a później ogniska. Jest późno.
fotki:
https://goo.gl/photos/bYhgBVMudYXj8yYFAślad:
http://www.gpsies.com/map.do?fileId=lpfxownghgcrdfltDZIEŃ 6 : 2016-08-24 KUŹNICA MŁYN RADŁY 76,74 km.Wstajemy gdy obóz jeszcze śpi. Dzięki czemu nie ma tłoku przy łazienkach i toaletach. Żegnamy się szybko i już jesteśmy w trasie. Z dniem dzisiejszym zmienia się charakter naszej włóczęgi zamiast po piachach zaczynamy jechać dolinami rzek. Droga prowadzi nas do Raciszyna przez wioski, w których jeszcze miejscami można łyknąć trochę folkloru. Ta część trasy oferuje piękne widoki meandrującej Warty. Przy tablicy Raciszyna decyduję, że tym razem nie przejedziemy Jury Wieluńskiej. Jest to efekt wcześniejszych defektów i związanej z tym straty czasu. W Lipiu dwór znajduje się w prywatnych rękach i nie jest ogólnie dostępny, a szkoda bo to co widać z za muru zapowiada się ciekawie. Jadąc przez Krzepice odwiedzamy miejscową bożnicę i kirkut z żeliwnymi macewami.
Tu pierwszy raz spotykamy Liswartę. Jedziemy wzdłuż jej biegu. Jeszcze zakupy w Przystajni i znów jesteśmy nad rzeką. Spotykamy uskok, woda szumi jak prawdziwy wodospad, jest pięknie decydujemy się tu przenocować.
fotki:
https://goo.gl/photos/mBq9KKvNqcjnXWr26 ślad:
http://www.gpsies.com/map.do?fileId=dwjphcnefgndunloDZIEŃ 7 : 2016-08-25 MŁYN RADŁY MŁOSZOWA 148,67 km.Budzi nas cudowny wschód słońca. Pierwsze chłoniemy widoki, a potem na wyścigi łapiemy za aparaty.
Śniadanie, kawa i już nas nie ma. Dziś wyjeżdżamy wyjątkowo wcześnie. O 9:00 jesteśmy już w trasie to dlatego, że mamy umówiony nocleg w Młoszowej u koleżanki brata. Dzisiejszą trasę wyznacza nam Liswarta. Po drodze zwiedzamy kościół w Boronowie i pałac biskupi w Siewierzu. Jednak tak naprawdę to sielskie widoki są dzisiejszymi atrakcjami. Jedziemy raz gruntami, raz asfaltami. Krajobraz staje się coraz bardziej pofałdowany. Zwiększa się ilość podjazdów oraz ich długość i stromizna. Na jednej z górek mija nas starszy pan ubrany w strój kolarski na zadbanej szosówce i z okrzykiem: "niech pierun trafi te góry" szybko znika nam z oczu. Jeszcze tylko Trzebinia i dojeżdżamy do Młoszowej. Jest godzina 21:30 .
fotki:
https://goo.gl/photos/dypRWSgwi21bvZFV8ślad:
http://www.gpsies.com/map.do?fileId=xyacxeayofszdcuwDZIEŃ 8 : 2016-08-26 MŁOSZOWA KRAKÓW 50,31 km.Rano podejmuję decyzję miałem do domu wracać jutro, ale zrobię to dzisiaj. Tęsknię za rodziną, a brat chce wieczorem iść na mecz. Wyjeżdżamy rano oglądamy Pałac Florkiewiczów - znowu z zewnątrz, bo brak dostępu. Obieramy cel Zamek Rudno w Tenczynku. Dostajemy się tam przez Puszczę Dulowską. Podjazd na Rudno jest jednym z bardziej wymagających na naszej trasie. Nogi po wczorajszej wyczerpującej jeździe nie chcą nieść. Wdrapujemy się. Na górze spotykamy lokalnego sakwiarza Mirka, który raz na 2 lata wybiera się na wyprawę gdzie oczy poniosą (Maroko, Rumunia, Portugalia). Odwozi nas aż do trasy nad Wisłą. Około piętnastej kupuje bilet na pociąg do Rzeszowa. Mam dwie godziny luzu. Decyduję się na burgera w Moa. Na kolację przybywam do domu czym zaskakuje wszystkich. Udała mi się niespodzianka.
fotki:
https://goo.gl/photos/V3HME7CojLAmjhXm8ślad:
http://www.gpsies.com/map.do?fileId=ghtusgflcgeencmt