Parę zdań od uczestnika MP, który był na tyle szalony, że po pięciu dniach wystartował w PZ. Po kolei zaczynając: baza maratonu na dobrym poziomie. Na tylu zawodników, no może jeszcze drugie tyle wystarczająca. Wygodne łóżka, prysznice itp. Nie wiem jak będzie w przyszłym roku, bo pani kierowniczka ośrodka odchodzi na emeryturę. Jedzenie w piątek wieczorem (schabowe i golonka:)) i sobotę rano jajecznica itp (ława szwedzka) dobre. Na punktach woda, banany, batony, arbuz, cola, kawa - wystarczający wypas. Obsługa punktów, to ludzie mający coś wspólnego z kolarstwem i znający się na rzeczy. W Trzebnicy obiad dwudaniowy, możliwość prysznica i wyspania się. W Ludwikowicach rosół i dwa schabowe na talerzu. W między czasie panowie serwisują rowery i oliwią łańcuchy. W Karpaczu możliwość spania, do jedzenia pierogi i żurek wszystko wyśmienite.
Stan drogi z Świebodzina w zasadzie do Złotego stoku w 90% dobre, może połatane, ale nie dziurawe. Ruch Tirów czasami był, ale na drogach z poboczem, tak więc nie przeszkadzały. Od Złotego Stoku do Świeradowa prawie każdemu jest znany i nie mamy na niego wpływy, bo czasami nie ma innych dróg. Droga powrotna to już trochę gorzej. Przejazd przez lubuskie, to tragedia- połowa drogi zapadnięta i to ta,którą wracał maraton. Jechałem środkiem, jak coś nadjeżdżało, to schodziłem do krawędzi. W jakimś miasteczku był tylko bruk, asfalt po za miastem.
Jeżeli chodzi o pogodę, to sobota żar, trochę za gorąco. Do Międzyrzecza rewelacja, bo cały czas z wiatrem 35-38 km/h, do Pniew już trochę gorzej, później już tragedia. Do Trzebnicy wiatr w pysk i nie był to taki sobie lekki wiaterek. Ja z Trzebnicy wyjeżdżałem koło północy więc już wszystko ucichło. Pojadłem i pierwszy raz na maratonie wziąłem prysznic przed przebraniem się w ciepłe ciuchy przed górami. Chyba to był błąd, bo do Strzelina jechałem 5 godzin od pobocza do środka i z taka prędkością, że już traciłem równowagę, a położyć się nie było gdzie, bo rowy i bez poboczy. Jak sie trafił przystanek, to już się odechciało i tak kilka razy. Od Strzelina zaczęło najpierw siąpić, a później ulewy i tak do Złotego Potoku. Tam już nad górami miała swoją rezydencję spora chmura i nie odpuszczała w zasadzie do okolic Dusznik (burza i ulewy). W Międzylesiu ekipa z obsługi pozwoliła mi się kimnąć w samochodzie na 40 min, dalsza moja jazda już nie miała sensu w takim stanie. Wróciłem do życia i dalej już szło lepiej. Piąty raz w miesiącu odcinek Kudowa Radków już mnie mnie trochę nudził i poszedł bez większych emocji. Po przełęczy kowarskiej i podjeździe do Karpacza 1,5 godz. snu. Niedziela od rana ponownie słońce i ciepło. Podsumowując oceniam maraton organizacyjnie pozytywnie. Robiła go ta sama ekipa co BBT i P100J, więc wiecie czego się spodziewać. Mój występ z czasem dalekim od doskonałości według mnie był i tak dobry. Nie nastawiałem się na walkę z czasem. Od początku traktowałem go jako trening przed MRDP i z tego jestem zadowolony, test sprzętu i mentalne pokonanie górskiego odcinka wypadło dobrze