Oj tam, nie narzekajcie chłopaki na pk.
Realia są takie, że często babki zwerbowane tam są wbrew własnej woli i za jakieś drobne pieniądze. Zarywają długi weekend oglądając i wysłuchując mądrości starych zmęczonych dziadów w obcisłych ubraniach i w pampersach na du*ie.
Żeby jeszcze przynajmniej co drugi był urody Petera Sagana, to by i one miały jakąś mikroprzyjemność...
Co do jedzenia, to rzeczywiście była opcja wege ale nim zapytałem, miałem już gulasz na talerzu.
Jednak kasza i marcheweczka była wyborna. Była też ulepszacz życia - kawa parzona.
Pozdrawiam panie z tamtego pk.
Miałem już przypadek podczas innej imprezy, że dojechałem na punkt i nie tylko nie było drożdżówek. Nic nie było. Jedzenie się po prostu skończyło, a obsługa czekała aż wyścig się skończy.
Na szczęście była woda mineralna żeby zatankować bidony. Dlatego tego zawsze wożę ze sobą zapas zakładając, że 50% pk może nie mieć zaopatrzenia.
Brałem udział też w zawodach, gdzie wege się skończyło i był tylko bigos. Rzadko wymyślam, ale tak paskudnego to jeszcze nie jadłem (strasznie kwaśny) i do tego podczas konsumpcji wyciągnąłem z ust kawałek skorupy z jajka. Ze zmęczenia nawet nie zajarzyłem... że skorupa w bigosie?
Myślę że każdy kto jeździł trochę w ultra, to może podobnymi historiami się pochwalić.
Taka specyfika tych imprez.
Podczas PW2017 było ok.