Hej.
Konto założyłem sobie już jakiś czas temu, ale że pewnie będe miał zamiar coś popisać w najbliższym czasie, no to wypada zacząć od przywitania się i zamieszczenia kilku podstawowych informacji o moim rowerowaniu, bo to jest jak sądze najistotniejsze.
Dzień dobry.
Jeżdżę sobie rowerem odkąd pamiętam (czyli od dnia gdy mając lat około czterech czy pięciu ojciec nauczył mnie jeździć na rowerku bez dodatkowych kółek; tak mi się spodobało, że kręcę do dzisiaj).
Od liceum, czyli jakichś dziesięciu lat, sezon w sezon kręcę regularnie po 2 - 3 tysiące kilometrów rocznie (czasami więcej, rekordowo ukręciłem pięć) i pomimo pewnych wahnięć formy dystanse jednak rosną, a wraz z nimi ambicje. W mijającym już roku wreszcie udało mi się pojechać gdzieś rowerem na dłużej niż jeden dzień. Przerobiłem swojego mocno sfatygowanego, rozpadającego się Rockridera 5.2 z Decathlona na prymitywny trekking i przejechałem samotnie przez polskie wybrzeże, ze Szczecina do Gdyni. Wyszło mi 587 kilometrów w sześć dni, co jak na człowieka pozbawionego jakiegokolwiek doświadczenia w podrózach rowerowych i w biwakowaniu jest chyba nawet niezłym wyczynem.
Potem planowałem jeszcze spokojny trzydniowy wypad na Roztocze, ale że mi się terminy posypały to stwierdziłem, że zrobię to w jeden dzień i wykręciłem w ciągu doby 220 kilometrów - z Lublina do Zwierzyńca i z powrotem. I już wiadomo, skąd jestem
Przy okazji stwierdziłem, że tak hardkorowe jeżdżenie to trochę sztuka dla sztuki i jazda wielodniowa jest jednak fajniejsza, mniej się trzeba przejmować np. tym, że się nie zdąży na noc do domu, średnią prędkością i tym podobnymi rzeczami. Jestem raczej typem turysty - oglądacza, niespecjalnie interesuje mnie techniczna strona rowerowania i jakakolwiek rywalizacja. Wyścigi i dłubanie w sprzęcie - nein. Rower to tylko środek do celu.
Podczas obu podrózy miałem ochotę rzucić to wszystko w cholerę i wrócić do domu jak najszybciej, ale po fakcie okazało się, że apetyt rośnie w miare jedzenia, a korzyści przeważają nad niedogodnościami w rodzaju żywienia się kuskusem zalewanym zimną wodą, albo ślimaków najeżdżających nad ranem namiot.Czyli moje doświadczenie podróznicze jest raczej mierne, ale bakcyl został złapany.
Szykuję się właśnie powoli do kolejnego wypadu na wiosnę, tym razem trochę ambitniejszego - gdzieś za południową granicę. Na początek trzeba jednak kupić nowy rower (bo stary zasługuje na emeryturę, a i koła 28'' jednak by się przydały) i rozjaśnić parę rzeczy, a że to forum pewnie mi to umożliwi, no to odgrzebałem hasło do konta. I jestem.
No i to by było chyba tyle
Przy okazji - wesołych świąt.
Jenot.