Za dużo planujecie i później macie stresy (że coś się nie uda). Ja wiele nie planuję, co najwyżej kierunek, a i ten zdarzyło mi się zmienić na starcie. Często podjeżdżam pociągami, nie zdążę, to czekam, albo zmieniam trasę na rowerową.Jest pełen luz i improwizacja, trasę modyfikuję na bieżąco. Możliwe, że przez to tracę, czegoś nie zobaczę, zdarzają się pomyłki (jak wtedy, gdy przy zakupie biletu, pomyliłem Łotwę z Litwą i zorientowałem się dopiero na promie, że płynę w trochę innym kierunku niż zamierzałem), ale mi to odpowiada. Nic nie muszę.
Gdybyś do tego Pendolino wsiadała z rowerem gdzieś na trasie, też nie wspominałabyś miło.
Dla mnie najcięzej jest zacząc , potem jak juz jadę to jest ok . Czy Wy tez tak macie ?
Jesli tak to jak sobie z tym radzicie ?
Czy z czasem i doswiadczeniem reise fieber zanika ?
A jeśli zanika, to czy nie jest to znak, że jeździsz na nie dość ambitne wyprawy?
Alternatywnie, można być już tak zmęczonym życiem, że jest ci wszystko jedno.