Przemyślany, b. spójny projekt.
Niemcy kiedyś - Czechy teraz: 1 - 0.
(Rudy pójdzie na łańcuch do czyjejś budy.)
Zapewne tak się stanie, pomimo tego, że po powrocie ze zlotu w kartonie czekał podesłany przez Czechów, świeży zawodnik z rezerwy.
Przykre jest, że jakości, która kiedyś po prostu była, trzeba teraz długo szukać i często słono płacić, bez gwarancji że cena przełoży się na jakość. Pułapki konsumenckie zastawia się wszędzie.
Parę słów o projekcie. Short term test ... after first 300km.
Świetnie sprawdza się geometria, rower jest bardzo stabilny, mogę puścić kierownicę nawet z torbą podczepioną do niej, wyprostować się, a nawet oddać się dłuższej medytacji. Rower jedzie tam gdzie sobie życzę, jedynie za sprawą balansu ciałem.
Korba na kwadrat - konfiguracja blatów 32/44 zgodnie z przewidywaniami zdała egzamin, zarówno na podjazdach jak i na zjazdach nie zabrakło przełożeń.
W porównaniu do HTII w Rudym, nie czuje żadnej różnicy w sztywności okolic węzła suportowego.
Mini-V to jest największe dotąd pozytywne zaskoczenie. Zjeżdżając z Góry Kamieńsk droga co chwile poprzecinana jest odpływowymi rynnami, przed którymi musiałem dohamowywać.
Mini wymagają dużo mniejszego nacisku na dźwignię niż TRP Spyre, tam aby krótko mocno dohamować musiałem zazwyczaj nacisnąć tak, aż knykcie bielały.
Kolejne minusy tarcz to upierdliwość konieczności ciągłego doregulowywania klocków, samo wyjęcie koła często taką konieczność wymusza, bo dzwoni. Na zlotowej wycieczce, zauważyłem, że dzwoniło i u byczysa i u pozioma.
Plusy zauważyłem dwa, jazda w błocie oraz długie górskie zjazdy.
Osobiście z plusów korzystam rzadko, a z minusami do czynienia mam na co dzień.
Poważnym argumentem za tarczami jest to, że nie zużywają obręczy. Niezaprzeczalny fakt, jednakże mam i tutaj pewne wątpliwości, bo koniec końców sprowadza się to do kosztów.
Zastanówmy się nad kosztami eksploatacji, zakładany przebieg 25kkm, po tym przebiegu należy wymienić tarcze i obręcze. Klocki maja u mnie żywotność jakieś 5tyś. km, zarówno w przypadku tarcz jak i V-ek notowałem podobne przebiegi. Ceny na dzień dzisiejszy z centrumrowerowe.
Koszt tarcz dla przebiegu 25 tyś.
Jagwire (półmetaliczne) 31,90 zł/para, tarcze SM-RT66 60,90zł/szt. Potrzeba 10 par klocków i parę tarcz.
Koszt: 10*31,90 + 2*60,90 = 440,80 zł
Koszt dla V-ek również 25 tyś.
Klocki Clarks CP510 9,90/para, obręcz DT Swiss 535 76zł/szt, przeplot obu kół 100zł
Koszy: 9,90*10 + 76*2 + 100 = 351 zł
Przy przeplocie zawsze biorę nowe szprychy i nyple, to dodatkowe 100zł, czyli koszty całkowite to 451zł.
Różnica raptem 10 zł, a co 25 tyś mamy nową obręcz i szprychy. Zakładając brak problemów z piastą, nawet jak koło pod tarcze zrobi 100.000km, ile czasu to zajmie, 10 lat? W tym czasie i tak pojawią się lżejsze/fajniejsze ciekawsze koła.
Przy V-kach przeplot to zawsze okazja na coś nowego.
Na koniec osobista refleksja ... kupujemy rower z tarczami (niebawem innych nie będzie), na początku mechaniki, hamuje słabo, zmiana na hudrauliki leci $$$, okazuje się, że dzwoni, trzeba sztywnych osi ... nowy frame-set znowu $$$.
Czy w ten właśnie sposób rynek, nas konsumentów nie zagania do zagrody pod tytułem, "nowe i lepsze"?
Po ostatnich doświadczeniach z niby nowoczesnym Rudym oraz Prosiakiem - ulepionym z tego bo było pod ręką +1000zł doinwestowane w to czego nie było, dochodzę do wniosku, że stare jest wystarczająco dobre. Paradoksalnie dzięki problemom z nowym mogłem wrócić do starego.
Nowemu dziękuję, przy starym zostaję.