Borne Sulinowo od dawna fascynuje swoją historią, urzeka położeniem i zaprasza do siebie spragnionych spokoju turystów. Postanowiliśmy z tego skorzystać i odwiedzić te, bez wątpienia, fantastyczne miejsce. Wolny weekend, prognoza pogody bez żadnych kataklizmów i naprędce znaleziony nocleg sprawiły, że w sobotę nieco po szóstej rano jechaliśmy już samochodem do Bornego. Rowery na platformie, przyczepka w bagażniku, mapa okolic spakowana, dwa dni rowerowego odpoczynku przed nami. Bez planu, spontanicznie i z uśmiechem na twarzy. Ten wyjazd musiał być ciekawy i takim był.
https://ridewithgps.com/routes/21367402Dzień 1
Oszukana metryka.
Borne Sulinowo i pobliskie Kłomino przez kilkadziesiąt lat tętniły życiem pomimo, że oficjalnie nie istniały. Pierwsze z miast założone zostało w latach 30-tych XXw. dla szkoły artylerii Wermachtu i przejęte w 1945r. przez wojska Radzieckie. Do 1992r. było wyłączone spod polskiej administracji, nie istniało na żadnej z map i było terenem zamkniętym dla ludności cywilnej. Ponad 60tys. żołnierzy jakie wyjechało stąd w chwili przekazania Bornego Sulinowa w ręce polskie świadczy o tym jakiej skali proceder się tu odbywał. Doprawdy niesamowita historia. Obecnie mieszka tu niecałe pięć tysięcy mieszkańców, którzy zajmują tereny i budynki po Armii Czerwonej. Z kolei Kłomino to jedyne w Polsce miasto widmo. W przeciwieństwie do Bornego Sulinowa nigdy nie zostało zasiedlone i obecnie jest sukcesywnie wyburzane, zostało tylko kilka budynków w ruinie i dwa odnowione bloki. Spóźniliśmy się trochę z odwiedzinami, z klimatu jaki tu panował, nierealnej pustki, opuszczonych tajemnic i pozostałości nie zostało już prawie nic. Polski Czarnobyl praktycznie znikł z powierzchni ziemi. Za panowania Rzeszy był tutaj Oflag II D Gross-Born, od 1940r. Po zakończeniu wojny Rosjanie więzili tu Niemców a a następnie mocno rozbudowali miasto na własny użytek. Był to teren ściśle strzeżony.
Nieopodal Kłomina, na zamkniętym terenie w Brzeźnicy, znajdował się jeden z magazynów radzieckiej broni nuklearnej przechowywanej na terenie Polski. Miało zostać ona użyta w walce z imperializmem, również przez Nasze wojska. W lasach, które szczelnie oplatają te tereny można spotkać do dzisiaj pamiątki po ten nuklearnej zagadce. Schrony, bunkry i stanowiska strzelnicze przyciągają wielu poszukiwaczy wrażeń.
Zarówno wyżej opisaną bazę radzieckich wojsk rakietowych, jak i Kłomino odwiedziliśmy jadąc samochodem do Bornego Sulinowa. Oba miejsca robią wrażenie, choć w przypadku Kłomina jest to już tylko resztka, z tego co było. Szkoda, wielka szkoda.
Michaś przy opuszczonej bazie rakietowej wojsk radzieckich w Brzeźnicy Kolonii.
Kłomino - miasto widmo.
Kraina Odwróconego Krzyża
Po ponad dwugodzinnej jeździe samochodem z Poznania i zwiedzaniu atrakcji po drodze w Bornym Sulinowie zjawiamy się przed dziesiątą rano. Wypakowanie bagaży, złożenie rowerowego zestawu, krótkie chwile na ogarnięcie siebie i można zacząć to po co to przyjechaliśmy. W okolicach tego miasta wytyczono ponad 200km szlaków rowerowych więc jest w czym wybierać. Zerkając na mapę decydujemy się udać w Krainę Odwróconego Krzyża. Trzydzieści kilometrów niebieskiego szlaku będzie nam dzisiaj towarzyszyć przez całą drogę, prowadząc przez tereny usiane jeziorami, rzekami i lasami. Zapowiada się nieźle.
Pierwsze śliwki
Pierwsze śliwki w maju? Nic z tych rzeczy. Sześć kilometrów dość ruchliwą drogą prowadzącą z Bornego w stronę Łubowa, po asfalcie, który pokrył betonowe płyty nie należy do przyjemności. Ten odcinek to wspomniane właśnie śliwki robaczywki. Na rozgrzewkę, na początek. I do zapomnienia.
Zaczynamy wycieczkę. Rosyjskie wpływy ciągle widoczne. W Bornym Sulinowie nie da się od nich uciec.
Nauka jazdy
W Liszkowie zjeżdżamy na polną drogę i niebieski szlak ukazuje nam swe piękno. Cisza, spokój, sielska atmosfera. Michaś wyskakuje z przyczepki domagając się swojego rowerku co skwapliwie wykorzystujemy i po chwili Nasz synek śmiga sam po pustej i dobrze utrzymanej drodze, zagubionej wśród pól. Silny boczny wiatr nie ułatwia sprawy ale ponad kilometr przejechany a właściwie przebiegnięty na tak małych nóżkach i kółkach to wynik więcej niż świetny. Nie straszne mu kamienie, dziury i piach. Cieszymy się wraz z nim ale jako, że wiatr nie ustaje, pakujemy Michała z powrotem do przyczepki i dwa kilometry dalej zatrzymujemy się na piknik nad jeziorem Niewlino. Tutejsze pole namiotowe zdecydowanie nie zachęca do biwakowania, jest zaniedbane ale na krótki odpoczynek w sam raz.
Nauka jazdy i rodzinne rowerowanie. Okolice Liszkowa.
Sielskie krajobrazy.
Nie sposób pomylić drogi.
Jezioro Niewlino.
Piękna wioska
Pomimo, że do Ostrorogu wjeżdżamy po nierównej, brukowanej drodze, to sama wioska Nas urzeka. Zadbane domostwa, przystrzyżona trawa, jednakowe wiszące kwietniki, czystość i spokój jaki tu panuje jest wprost niesamowity. Wieś jakby oderwana od otaczającej ją rzeczywistości. Niespiesznie jadąc po bruku rozglądamy się to na prawo, to na lewo ciesząc oczy tym widokiem. Szkoda, że podobnych wsi jest tak mało.
Ostroróg, piękna i zadbana wieś zagubiona pośród niczego.
Ostroróg, piękna i zadbana wieś zagubiona pośród niczego.
Ostroróg, piękna i zadbana wieś zagubiona pośród niczego.
Kolejny kilometr
Za Ostrorogiem wjeżdżamy w las i Michaś ponownie dostaje szansę na szlifowanie swoich rowerowych umiejętności. Osłonięty od wiatru poczyna sobie coraz śmielej i chwilami trzyma nawet obie nogi w powietrzu. Niesamowita to przyjemność obserwować jak się rozwija i robi postępy własny potomek. Przy okazji robimy sobie pamiątkowe, rodzinne zdjęcie. Rozkładanie statywu jest dość czasochłonne ale to też kolejna okazja do zabawy, więc nie jest to czas stracony.
Rodzinnie.
Coraz śmielsza jazda.
Tunel Silny i dość nieprzyjemny wiatr na szczęście gubi się pośród lasów ale zaczyna padać delikatna mżawka. Jeszcze kilkanaście godzin temu było prawie trzydzieści stopni, dzisiaj ledwie trzynaście i mżawka. Majowa pogoda zdecydowanie wariuje ale jak wiadomo, na rower nie ma złej tylko są nieodpowiednio ubrani rowerzyści. W Czochryniu wyjeżdżamy z lasu na asfaltową drogę i trafiamy we wprost bajecznie zielony tunel ułożony z koron drzew. Na szczęście szaleństwo wycinki nie dotarło w te strony i możemy delektować się przepiękną, naturalną architekturą, która na żadnym ze zdjęć nie wygląda tak urzekająco jak na żywo. Piękno natury w najczęstszej postaci.
Tama
Ostatnie kilka kilometrów jedziemy mało uczęszczaną i wygodną asfaltówką łączącą Nadarzyce z Bornym Sulinowem. Na chwilę zjeżdżamy jeszcze w las aby oglądać małą tamę na Piławie, którą wybudowali tu jeszcze Niemcy i była ona jednym z elementów umocnień Wału Pomorskiego. Michał smacznie spał w przyczepce więc mieliśmy nieco czasu na kilka zdjęć i odrobinę relaksu. Przyjemne miejsce do odpoczynku.
Tama na Piławie.
Miasto, którego nie było
Dzisiejszą wycieczkę kończymy dość wcześnie, bo około piętnastej ale to nie koniec atrakcji. Resztę dnia postanawiamy przeznaczyć na długi spacer po miasteczku i powolne zwiedzanie jego atrakcji. Wojskowe pozostałości, ruiny wymieszane z odnowionymi i wyremontowanymi budynkami, ślady radzieckiej i niemieckiej obecności towarzyszą nam na każdym kroku. Mieszkań na sprzedaż i wynajem jest również całe mnóstwo, widać że cały czas wszystko się tu rozwija. Największe wrażenie robi na Nas byłe kasyno oficerskie, zwane również domem oficera. Zniszczony niemal doszczętnie stał się ruiną ale jego piękno widać nawet dzisiaj. Gdyby znalazł się chętny i wyłożył na stół prawie dwa miliony mógłby zrobić z tego prawdziwą perełkę. Dzień kończymy przed zachodem słońca, pełni wrażeń ale też zmęczeni. Długa trasa samochodem, kilka godzin na rowerze, pogoda w kratkę i sporo atrakcji zrobiło swoje. Zasypiamy szybko, szczęśliwi z kolejnego dnia, który mogliśmy spędzić rodzinnie, na rowerach.
Dom Oficera w Bornym Sulinowie.
Dom Oficera w Bornym Sulinowie.
Czerwonoarmiści...