Autor Wątek: Borne Sulinowo.  (Przeczytany 4067 razy)

Offline Mężczyzna rmk

  • Wiadomości: 842
  • Miasto: Poznań
  • Na forum od: 12.01.2013
Borne Sulinowo.
« 23 Maj 2017, 16:54 »
Borne Sulinowo od dawna fascynuje swoją historią, urzeka położeniem i zaprasza do siebie spragnionych spokoju turystów. Postanowiliśmy z tego skorzystać i odwiedzić te, bez wątpienia, fantastyczne miejsce. Wolny weekend, prognoza pogody bez żadnych kataklizmów i naprędce znaleziony nocleg sprawiły, że w sobotę nieco po szóstej rano jechaliśmy już samochodem do Bornego. Rowery na platformie, przyczepka w bagażniku, mapa okolic spakowana, dwa dni rowerowego odpoczynku przed nami. Bez planu, spontanicznie i z uśmiechem na twarzy. Ten wyjazd musiał być ciekawy i takim był.

https://ridewithgps.com/routes/21367402

Dzień 1

Oszukana metryka.

Borne Sulinowo i pobliskie Kłomino przez kilkadziesiąt lat tętniły życiem pomimo, że oficjalnie nie istniały. Pierwsze z miast założone zostało w latach 30-tych XXw. dla szkoły artylerii Wermachtu i przejęte w 1945r. przez wojska Radzieckie. Do 1992r. było wyłączone spod polskiej administracji, nie istniało na żadnej z map i było terenem zamkniętym dla ludności cywilnej. Ponad 60tys. żołnierzy jakie wyjechało stąd w chwili przekazania Bornego Sulinowa w ręce polskie świadczy o tym jakiej skali proceder się tu odbywał. Doprawdy niesamowita historia. Obecnie mieszka tu niecałe pięć tysięcy mieszkańców, którzy zajmują tereny i budynki po Armii Czerwonej. Z kolei Kłomino to jedyne w Polsce miasto widmo. W przeciwieństwie do Bornego Sulinowa nigdy nie zostało zasiedlone i obecnie jest sukcesywnie wyburzane, zostało tylko kilka budynków w ruinie i dwa odnowione bloki. Spóźniliśmy się trochę z odwiedzinami, z klimatu jaki tu panował, nierealnej pustki, opuszczonych tajemnic i pozostałości nie zostało już prawie nic. Polski Czarnobyl praktycznie znikł z powierzchni ziemi. Za panowania Rzeszy był tutaj Oflag II D Gross-Born, od 1940r. Po zakończeniu wojny Rosjanie więzili tu Niemców a a następnie mocno rozbudowali miasto na własny użytek. Był to teren ściśle strzeżony.

Nieopodal Kłomina, na zamkniętym terenie w Brzeźnicy, znajdował się jeden z magazynów radzieckiej broni nuklearnej przechowywanej na terenie Polski. Miało zostać ona użyta w walce z imperializmem, również przez Nasze wojska. W lasach, które szczelnie oplatają te tereny można spotkać do dzisiaj pamiątki po ten nuklearnej zagadce. Schrony, bunkry i stanowiska strzelnicze przyciągają wielu poszukiwaczy wrażeń.

Zarówno wyżej opisaną bazę radzieckich wojsk rakietowych, jak i Kłomino odwiedziliśmy jadąc samochodem do Bornego Sulinowa. Oba miejsca robią wrażenie, choć w przypadku Kłomina jest to już tylko resztka, z tego co było. Szkoda, wielka szkoda.


Michaś przy opuszczonej bazie rakietowej wojsk radzieckich w Brzeźnicy Kolonii.


Kłomino - miasto widmo.

Kraina Odwróconego Krzyża

Po ponad dwugodzinnej jeździe samochodem z Poznania i zwiedzaniu atrakcji po drodze w Bornym Sulinowie zjawiamy się przed dziesiątą rano. Wypakowanie bagaży, złożenie rowerowego zestawu, krótkie chwile na ogarnięcie siebie i można zacząć to po co to przyjechaliśmy. W okolicach tego miasta wytyczono ponad 200km szlaków rowerowych więc jest w czym wybierać. Zerkając na mapę decydujemy się udać w Krainę Odwróconego Krzyża. Trzydzieści kilometrów niebieskiego szlaku będzie nam dzisiaj towarzyszyć przez całą drogę, prowadząc przez tereny usiane jeziorami, rzekami i lasami. Zapowiada się nieźle.

Pierwsze śliwki

Pierwsze śliwki w maju? Nic z tych rzeczy. Sześć kilometrów dość ruchliwą drogą prowadzącą z Bornego w stronę Łubowa, po asfalcie, który pokrył betonowe płyty nie należy do przyjemności. Ten odcinek to wspomniane właśnie śliwki robaczywki. Na rozgrzewkę, na początek. I do zapomnienia.


Zaczynamy wycieczkę. Rosyjskie wpływy ciągle widoczne. W Bornym Sulinowie nie da się od nich uciec.

Nauka jazdy

W Liszkowie zjeżdżamy na polną drogę i niebieski szlak ukazuje nam swe piękno. Cisza, spokój, sielska atmosfera. Michaś wyskakuje z przyczepki domagając się swojego rowerku co skwapliwie wykorzystujemy i po chwili Nasz synek śmiga sam po pustej i dobrze utrzymanej drodze, zagubionej wśród pól. Silny boczny wiatr nie ułatwia sprawy ale ponad kilometr przejechany a właściwie przebiegnięty na tak małych nóżkach i kółkach to wynik więcej niż świetny. Nie straszne mu kamienie, dziury i piach. Cieszymy się wraz z nim ale jako, że wiatr nie ustaje, pakujemy Michała z powrotem do przyczepki i dwa kilometry dalej zatrzymujemy się na piknik nad jeziorem Niewlino. Tutejsze pole namiotowe zdecydowanie nie zachęca do biwakowania, jest zaniedbane ale na krótki odpoczynek w sam raz.


Nauka jazdy i rodzinne rowerowanie. Okolice Liszkowa.


Sielskie krajobrazy.


Nie sposób pomylić drogi.


Jezioro Niewlino.

Piękna wioska

Pomimo, że do Ostrorogu wjeżdżamy po nierównej, brukowanej drodze, to sama wioska Nas urzeka. Zadbane domostwa, przystrzyżona trawa, jednakowe wiszące kwietniki, czystość i spokój jaki tu panuje jest wprost niesamowity. Wieś jakby oderwana od otaczającej ją rzeczywistości. Niespiesznie jadąc po bruku rozglądamy się to na prawo, to na lewo ciesząc oczy tym widokiem. Szkoda, że podobnych wsi jest tak mało.


Ostroróg, piękna i zadbana wieś zagubiona pośród niczego.


Ostroróg, piękna i zadbana wieś zagubiona pośród niczego.


Ostroróg, piękna i zadbana wieś zagubiona pośród niczego.

Kolejny kilometr

Za Ostrorogiem wjeżdżamy w las i Michaś ponownie dostaje szansę na szlifowanie swoich rowerowych umiejętności. Osłonięty od wiatru poczyna sobie coraz śmielej i chwilami trzyma nawet obie nogi w powietrzu. Niesamowita to przyjemność obserwować jak się rozwija i robi postępy własny potomek. Przy okazji robimy sobie pamiątkowe, rodzinne zdjęcie. Rozkładanie statywu jest dość czasochłonne ale to też kolejna okazja do zabawy, więc nie jest to czas stracony.


Rodzinnie.


Coraz śmielsza jazda.

Tunel

Silny i dość nieprzyjemny wiatr na szczęście gubi się pośród lasów ale zaczyna padać delikatna mżawka. Jeszcze kilkanaście godzin temu było prawie trzydzieści stopni, dzisiaj ledwie trzynaście i mżawka. Majowa pogoda zdecydowanie wariuje ale jak wiadomo, na rower nie ma złej tylko są nieodpowiednio ubrani rowerzyści. W Czochryniu wyjeżdżamy z lasu na asfaltową drogę i trafiamy we wprost bajecznie zielony tunel ułożony z koron drzew. Na szczęście szaleństwo wycinki nie dotarło w te strony i możemy delektować się przepiękną, naturalną architekturą, która na żadnym ze zdjęć nie wygląda tak urzekająco jak na żywo. Piękno natury w najczęstszej postaci.



Tama

Ostatnie kilka kilometrów jedziemy mało uczęszczaną i wygodną asfaltówką łączącą Nadarzyce z Bornym Sulinowem. Na chwilę zjeżdżamy jeszcze w las aby oglądać małą tamę na Piławie, którą wybudowali tu jeszcze Niemcy i była ona jednym z elementów umocnień Wału Pomorskiego. Michał smacznie spał w przyczepce więc mieliśmy nieco czasu na kilka zdjęć i odrobinę relaksu. Przyjemne miejsce do odpoczynku.


Tama na Piławie.

Miasto, którego nie było

Dzisiejszą wycieczkę kończymy dość wcześnie, bo około piętnastej ale to nie koniec atrakcji. Resztę dnia postanawiamy przeznaczyć na długi spacer po miasteczku i powolne zwiedzanie jego atrakcji. Wojskowe pozostałości, ruiny wymieszane z odnowionymi i wyremontowanymi budynkami, ślady radzieckiej i niemieckiej obecności towarzyszą nam na każdym kroku. Mieszkań na sprzedaż i wynajem jest również całe mnóstwo, widać że cały czas wszystko się tu rozwija. Największe wrażenie robi na Nas byłe kasyno oficerskie, zwane również domem oficera. Zniszczony niemal doszczętnie stał się ruiną ale jego piękno widać nawet dzisiaj. Gdyby znalazł się chętny i wyłożył na stół prawie dwa miliony mógłby zrobić z tego prawdziwą perełkę. Dzień kończymy przed zachodem słońca, pełni wrażeń ale też zmęczeni. Długa trasa samochodem, kilka godzin na rowerze, pogoda w kratkę i sporo atrakcji zrobiło swoje. Zasypiamy szybko, szczęśliwi z kolejnego dnia, który mogliśmy spędzić rodzinnie, na rowerach.


Dom Oficera w Bornym Sulinowie.


Dom Oficera w Bornym Sulinowie.


Czerwonoarmiści...
Nie odkładaj marzeń. Odkładaj na marzenia.

Offline Mężczyzna tomzoo

  • Wiadomości: 1747
  • Miasto: Poznań / Niepruszewo
  • Na forum od: 19.08.2009
    • Moje zdjęcia
Odp: Borne Sulinowo.
« 23 Maj 2017, 17:06 »
Fajna wycieczka. :)
I ładnie opisana. Rozumiem, że dzień drugi w opracowaniu? ;)

Jeżdżę szlakami, gdy mi z nimi po drodze...
Zdjęcia z moich wyjazdów i nie tylko    Trochę słowa pisanego

Offline Mężczyzna mh

  • Wiadomości: 33
  • Miasto: Gdańsk
  • Na forum od: 23.05.2016
Odp: Borne Sulinowo.
« 23 Maj 2017, 19:56 »
rmk bardzo lubię twoje relacje. Dzięki i czekam na kolejne dni.

Offline vooy.maciej

  • Wiadomości: 2612
  • Miasto: Pogórze Wielickie
  • Na forum od: 04.07.2008
Odp: Borne Sulinowo.
« 24 Maj 2017, 10:04 »
super
 jedna z opcji na nasze wakacje to właśnie Pomorze i Kaszuby więc czekam na więcej i informacje ile piachu po drodze bo to może być duży bloker dla naszej rowerzystki

Offline Mężczyzna michuss

  • Wiadomości: 397
  • Miasto: Szczecin
  • Na forum od: 28.02.2014
Odp: Borne Sulinowo.
« 24 Maj 2017, 10:13 »
A byliście w tej słynnej, rosyjskiej restauracji U Saszy? Świetne pierogi tam mają :)

Offline Mężczyzna łatośłętka

  • Skup i ubój. Rozbiór.
  • Wiadomości: 8838
  • Miasto: nie, wioska
  • Na forum od: 21.03.2013
Odp: Borne Sulinowo.
« 24 Maj 2017, 10:43 »

 :) Super! :)

(słowo + obraz , familia)
tutaj jestem łatoś, odtąd łętka ... łatośłętka!

Offline Mężczyzna rmk

  • Wiadomości: 842
  • Miasto: Poznań
  • Na forum od: 12.01.2013
Odp: Borne Sulinowo.
« 24 Maj 2017, 23:09 »
Tomzoo - dokładnie, dzień drugi w opracowaniu. Mały zasnął więc jest chwila dla siebie  :)

Mh - dzięki za miłe słowa. Dzień drugi za chwil kilka powstanie.

Maciej - okolice Bornego nie mają większego problemu z piachem, dużo większą blokadą dla przyczepki czy też małego rowerzysty są kamienie, bruki, spore dziury i resztki asfaltów. Czerwony szlak nie nadaje się kompletnie na przyczepkę i stwierdzam to po fakcie :)

Michuss - byliśmy u Saszy w pierwszy dzień ale była tam stypa i było zamknięte. Sporo się tam ostatnio zmieniło i nie jest tak jak kiedyś, tak mówił nam właściciel domku u którego nocowaliśmy. Pierogi jedliśmy w pierogarni obok i możemy ją zdecydowanie polecić :)

Łatoś - dziękować (wszyscy my troje)
Nie odkładaj marzeń. Odkładaj na marzenia.

Offline Mężczyzna rmk

  • Wiadomości: 842
  • Miasto: Poznań
  • Na forum od: 12.01.2013
Odp: Borne Sulinowo.
« 24 Maj 2017, 23:17 »
Drugi i ostatni dzień Naszego, krótkiego pobytu w Bornym Sulinowie wita Nas promieniami słońca, rześkim powietrzem i silnym wiatrem. Niebieskie niebo to jakże przyjemna odmiana w stosunku do wczorajszego dnia i nadzieja na to, że pogoda będzie tym razem będzie sprzyjać. Wczoraj był niebieski szlak, dzisiaj wybieramy czerwony. Poddany delikatnym modyfikacją to właśnie szlak "Nad jezioro Ciemino" będzie osią dzisiejszej wycieczki.

https://ridewithgps.com/routes/21367644

Pepesza

Zdania na temat Armii Radzieckiej i jej obecności na Naszych terenach są mocno podzielone. W Bornym Sulinowie część mieszkańców czerpie zyski z tego, że właśnie te miasto było ich garnizonem i tak długo pozostawało w tajemnicy. Nawiązania do obecności Rosjan na tych terenach są wszędzie ale podczas rozmów z mieszkańcami raczej jest więcej do nich niechęci niż można się tego spodziewać. Spotkany na początku dzisiejszego wyjazdu starszy Pan nie ukrywał swojej złości z tego, że więcej ludzi chce zobaczyć radziecki cmentarz wojskowy a o polskim nawet nie wspominają. Cóż, również i My chcieliśmy zobaczyć pomnik z pepeszą a o miejscu pochówku Naszych żołnierzy nawet nie wiedzieliśmy. Często bywa tak, że o swoich bohaterach nie pamiętamy... A skoro już zajechaliśmy tam gdzie jest pepesza to wspomnieć warto, że spoczywa tu trzysta sześćdziesiąt osób a sto czterdziestu sześciu  z nich to "niezwiestnyj sołdat". Tak było wygodniej dla propagandy...


Lekko i ciężko zarazem.


Grób Iwana Paddubnego na rosyjskim cmentarzu w Bornym Sulinowie.

Marzenie

Od trzeciego kilometra Naszej trasy czerwony szlak wjechał na teren byłego poligonu. Oznaczało to dla Nas nie tylko osłonę od porywistego wiatru, gdyż w większości są to tereny zalesione, ale praktycznie brak ruchu samochodowego, ciszę i spokój. Wprost wymarzone warunki do rodzinnego rowerowania. Korzystając z doskonałego asfaltu nie mieliśmy żadnych obaw aby Michaś mógł samemu przejechać dwa kilometry i cieszyć się wraz z Nami jazdą w takich okolicznościach przyrody. Te dwa tysiące metrów samodzielnej jazdy to dla niego spory wyczyn ale tak mu się podobała jazda całą szerokością drogi, zjeżdżanie z górki i pogoń za jedynym rowerzystą jaki nas minął, że nie sposób było go zatrzymać. Namiastkę jazdy po zamkniętym poligonie mamy w okolicach Poznania ale tutaj ruchu nie ma kompletnie, bo nie ma gdzie samochodem dojechać. Asfalt kończy się po kilku kilometrach a do najbliższej miejscowości prowadzi kilka następnych ale już szutrowej i piaszczystej drogi. Dla rowerzystów marzenie.


Uśmiech mówi sam za siebie.


Zdjęcie dzięki uprzejmości mijanej pary rowerzystów :)

Niespodzianka

Pomimo tego, że czerwony szlak uciekał w lewo zdecydowaliśmy się jechać do końca asfaltu, który pewnikiem miał skończyć się gdzieś niedługo. Dojechaliśmy nim aż do jeziora Kniewo i zaczęła się mała gehenna. Kolejne cztery kilometry prowadziło po resztkach asfaltu, dziurach, kamieniach, grysie, szutrze i wszystkim tym co skutecznie zwalnia jazdę z przyczepką do szalonych pięciu kilometrów na godzinę. Z pozytywów wymienić należy to, że nie było piasku. Cóż jednak z tego skoro to tylko śmiech przez łzy. Trzeba było jednak jechać szlakiem, który okazał się całkiem wygodną szutrową drogą przeciwpożarową, z którą połączyliśmy się tuż przed kolejną niespodzianką. Transwielkopolska Trasa Rowerowa (TTR) jest mi znana nie od dziś ale nie miałem pojęcia o tym, że zaczyna się w województwie pomorskim. Toteż wielkie było moje zdziwienie gdy przy leśniczówce Płytnica stanęliśmy pod tablicą, która oznajmiała, że właśnie w tym miejscu owy szlak się rozpoczyna. Podróże kształcą.


Diabelskie Pustacie.


Początek TTR.

Śpiący królewicz

Michał zasnął a ja widząc drogę po jakiej przyszło nam teraz jechać zastanawiałem się w duchu czy przez kolejne kilometry nie pobiję przez przypadek jakiegoś rekordu. Dziury jakie pojawiały się w nawierzchni zmuszały mnie do ekwilibrystyki z przyczepką, szukania możliwości przejazdu i zwalniania praktycznie do zera. Jechaliśmy tak i jechaliśmy. W sumie nie spieszyło się nam nigdzie ale taka jazda bywa mocno męcząca. Królewicz nie zważając na te przeszkody spał w najlepsze ale to mi przypadło w udziale manewrowanie zestawem tak aby Morfeusz trzymał go w objęciach jak najdłużej. Momentami nie było to możliwe i z kretesem przegrywałem walkę z nierównościami wpadając w coraz to większe dziury. Tak bywa gdy nie zna się drogi i jedzie przed siebie. Gdy szlak odbijał w prawo w stronę Jelonka, przegapiliśmy ten zjazd ale zreflektowaliśmy się w miarę szybko i zawróciliśmy. Gdy Naszym oczom ukazała się ścieżka, którą mieliśmy jechać, wybaczyliśmy sobie nawigacyjny błąd. Zarosła i była praktycznie niewidoczna, ale na szczęście tylko na odcinku około stu metrów. Niestety wystające korzenie, nieco piachu i głębokie kałuże nie ułatwiały zadania i tempo jazdy nie wzrosło prawie wcale.


Ehh...


Cywilizacja

Po dwudziestu kilometrach jazdy wśród lasów wyjechaliśmy w Jelonku. Zaczęliśmy rozglądać się za jakąś oberżą czy inną jadłodajnią, która pozwoliła by nam uzupełnić braki kofeiny w organizmie i poratowała kaloriami ale Nasze poszukiwania spełzły na niczym. Dobrze wyglądająca smażalnia ryb w Przejezierzu nie honorowała płatności kartą a z gotówką u Nas było kiepsko ale co najgorsze, jedyną słodkowodną rybą w menu był pstrąg. Kargulen, dorszy, łososi i innych było zatrzęsienie co przecież powinno być zrozumiałe, do morza jedyne sto kilkadziesiąt kilometrów a w niezliczonych, okolicznych jeziorach ryb brak. Wolny rynek. Zerkając na mapę postanowiliśmy zjeść swoje kanapki nad jeziorem w Cieminie i musieliśmy obejść się bez kawy. Gdy przystanęliśmy na chwilę przy pięknym kościele w Jeleniu Michał się obudził.


Kościół rzymskokatolicki pw. Matki Boskiej Nieustającej Pomocy w Jeleniu.


Pomiędzy Jeleniem a Ciemieniem.


Jezioro Ciemino.


Przyczepkom tu jechać nie kazano

O ile dziurawy odcinek na poligonie był męczący to kilka kilometrów od Ciemina do Krągów momentami dało mi się tak we znaki, że traciłem przyjemność z jazdy. O ile bez przyczepki można było manewrować pomiędzy korzeniami, kamieniami, koleinami i piachem to w zestawie była to ciągłe wymyślanie jak przejechać kolejne przeszkody aby nie uszkodzić przyczepki i zapewnić jakikolwiek komfort jej małemu pasażerowi. Zdecydowanie to był najgorszy odcinek drogi jaki przejechałem z przyczepką i największemu wrogowi jej nie polecę. Było, minęło i niech tak zostanie. Jedyną przyjemnością była spora ilość świerków, które wprost uwielbiam i mógłbym się na nie patrzeć godzinami.


Ehh...

Wszystko co dobre, szybko się kończy

Do Bornego wracamy szosą prowadzącą z Krągów. Po różnych nieprzyjemnościach jakie zafundował nam dzisiaj czerwony szlak ten odcinek to prawdziwy Wersal. Równo, równiutko. Obiad, kawę i zasłużony deser jemy w polecanej nam Gospodzie u Ani i nie żałujemy tej decyzji. Pyszne, domowe jedzenie, wyśmienita kawa i na deser po lodowym pucharze. Na koniec wycieczki jedziemy jeszcze brzegiem jeziora Pile zachwycając się po raz kolejny Domem Oficera i Bornym Sulinowem jako całości. Dla każdego coś miłego. Rower, kajaki, grzyby, fortyfikacje, historia, polowania, spacery, lenistwo nad wodą. Wszystkiego pod dostatkiem. I przede wszystkim święty spokój. Jeśli moja kochana Żonka zaczyna podczas jazdy przebąkiwać o kupnie tu działki czy mieszkania to musi być to ciekawe miejsce. I zaiste takim jest.


Zasłużona nagroda po całodziennej jeździe.


Marina.

Dwa dni minęły niepostrzeżenie, czas wracać do domu. Choć krótki to pozwalający odrobinę się zrelaksować pobyt w Bornym Sulinowie dobiegł końca. Czy kiedyś tu wrócimy? Nie potwierdzam ani nie zaprzeczam. Choć warto.

Zupełnie przypadkowo i niespodziewania wyszło Nam, że dzisiaj praktycznie nie jechaliśmy pod wiatr chociaż wiało naprawdę mocno. Mnogość lasów była Naszym sprzymierzeńcem, inaczej mogło być krucho... Najbardziej odsłonięty odcinek jechaliśmy z wiatrem, wtedy gdy Michaś jechał sam. Ktoś nad nami czuwał :)
Nie odkładaj marzeń. Odkładaj na marzenia.

Offline Mężczyzna endriu68

  • Wiadomości: 206
  • Miasto: Lublin
  • Na forum od: 21.11.2011
Odp: Borne Sulinowo.
« 25 Lip 2017, 19:06 »
Pięknie .Poczytam jeszcze ze 2 razy
Borne  może za rok zaatakuje od wujaszka z Wałcza.
Fajnie.fajnie



Tagi:
 









Organizujemy










Partnerzy





Patronat




Objęliśmy patronat medialny nad wyprawami:











CDN ....
Mobilna wersja forum