Autor Wątek: Jesienne Bałkany :)  (Przeczytany 15728 razy)

Offline Kobieta Janus

  • Użytkownik forum
  • Wiadomości: 3598
  • Miasto: Goteborg
  • Na forum od: 20.06.2010
Odp: Jesienne Bałkany :)
« 29 Wrz 2017, 21:13 »
Po przerwie w Żabljaku (uwielbiam tę nazwę) ruszamy jutro przez Durmitor w stronę Bośni - granicę przekraczamy w Scepan Polje czy jakoś tak. Mamy ok. 4 dni na dotarcie do Tuzli. Zabrakło nam czasu i sił na planowanie trasy przez Bośnię, więc jeśli ktoś ma do polecenia jakąś ładną drogę to chętnie wysłuchamy :)

Offline Mężczyzna sinuche

  • Wiadomości: 2808
  • Miasto: Beskid
  • Na forum od: 17.04.2009
Odp: Jesienne Bałkany :)
« 30 Wrz 2017, 06:23 »
Od Zabljaka do Trsy (jest trochę terenu), kanion Tary do Śćepan Polje (granica). Dalej wzdłuz Driny, Wiszegrad (most na Drinie).
Wjazd do Serbii, (Mokra Gora, tunele), trochę podjazdów do Bajina Baśta, i spokojnie wzdłuż Driny serbską stroną (nowy asfalt, mały ruch) do Zwornika (przejście międzynarodowe do Bośni jest trochę wyżej w Karakaj). Trochę pagórków do Tuzli.

Dla  mnie, interesujący był kanion Tary i Wiszegrad.

Offline Mężczyzna Dziadek

  • Wiadomości: 1548
  • Miasto: Szczytno, Pionki
  • Na forum od: 05.01.2017
Odp: Jesienne Bałkany :)
« 30 Wrz 2017, 09:08 »
kanion Tary do Śćepan Polje (granica).
raczej Pivy ;), po bośniackiej stronie kilkanaście kilometrów tzw. asfaltów umownych ale okolica ładna

Dalej wzdłuz Driny,
mnóstwo tuneli, potrzebna mocna lampka i nerwy ;) widoki na rzekę eleganckie ale dostęp kiepski: privatne poselje

Wiszegrad (most na Drinie).
dla emocjonalnie związanych z powieścią Andricia, w samym miasteczku nic szczególnego

Wjazd do Serbii, (Mokra Gora, tunele), trochę podjazdów do Bajina Baśta, i spokojnie wzdłuż Driny serbską stroną (nowy asfalt, mały ruch)

między Kremną a Bajina Baśta rozciąga się Park Narodowy Tary, podobno można sporo zobaczyć - ale nie z głównej drogi, jest tam też jeden ze znamienitszych monastyrów. Jazda wzdłuż Driny jak pisze @sinuche - spokojna

Offline Mężczyzna sinuche

  • Wiadomości: 2808
  • Miasto: Beskid
  • Na forum od: 17.04.2009
Odp: Jesienne Bałkany :)
« 30 Wrz 2017, 10:17 »
kanion Tary do Śćepan Polje (granica).
raczej Pivy ;), po bośniackiej stronie kilkanaście kilometrów tzw. asfaltów umownych ale okolica ładna

Jednak Tarę miałem na myśli. :)
Ten odcinek Tary, stanowiący granicę Czarnogóry z Bośnią. Tara łączy sie z Pivą przy tym przejściu granicznym Śćepan Polje. Droga (po stronie Czarnogóry, od Śćepan częściowo asfaltowa) wzdłuż Tary (i granicy) prowadzi do wioski Trsa. Ciekawy płaskowyż i widok na Durmitor.
« Ostatnia zmiana: 30 Wrz 2017, 10:47 sinuche »

Offline Mężczyzna Dziadek

  • Wiadomości: 1548
  • Miasto: Szczytno, Pionki
  • Na forum od: 05.01.2017
Odp: Jesienne Bałkany :)
« 30 Wrz 2017, 10:30 »
Jednak Tarę miałem na myśli. :)
Ten odcinek Tary, stanowiący granicę Czarnogóry z Bośnią. Tara łączy sie z Pivą przy tym przejściu granicznym Ścepan Polje. Droga (po stronie Czarnogóry, od Śćepan, częściowo asfaltowa) wzdłuż Tary (i granicy) prowadzi do wioski Trsa. Ciekawy płaskowyż i widok na Drumitor.
A to nie jechałem i nawet chyba nie byłem świadom istnienia tej drogi. Zresztą Durmitor też odpuściłem, z Niksica asfaltem do Pluzine a potem do Scjepan Pole wzdłuż Pivy, też urokliwą i dość spokojną drogą. Tamtejsze tunele cieplej wspominam niż te przed Wiszegradem.

Offline Kobieta Janus

  • Użytkownik forum
  • Wiadomości: 3598
  • Miasto: Goteborg
  • Na forum od: 20.06.2010
Odp: Jesienne Bałkany :)
« 30 Wrz 2017, 19:08 »
Jesteśmy w Scepan Polje, zgodnie z oryginalnym planem jechaliśmy właśnie przez płaskowyż - bardzo ładna droga. Na Serbię na pewno nie starczy nam czasu, zostały nam 3 dni do Tuzli, a nie trzaskamy stówy czy więcej dziennie ;) Inna sprawa że w Bośni będzie mniej podjazdów i pewnie zero terenu, więc pójdzie szybciej. Nasza główna zagwozdka to czy z Foca jechać na północny wschód czy zachód. Chętnie dodalibyśmy jeszcze pętelkę przez góry przy granicy z Czarnogórą (SW od Foca), ale nie ma czasu :(

Offline Mężczyzna szymonowski

  • Wiadomości: 113
  • Miasto:
  • Na forum od: 09.10.2013
Odp: Jesienne Bałkany :)
« 30 Wrz 2017, 21:12 »
Ta droga do Visegradu idzie dawną linią kolejową, zbudowaną po przejęciu terenów w okupację Austro-Węgierską w 1878 r., bodajże. Ponoć budowa jednego metra tej linii, przez wybijanie tuneli, budowę wiaduktów itd kosztowała kilogram złota.

Ale do rzeczy - nie wiem, czy jest to aż taki bajer. Tunele są męczące, widoki cały czas na jezioro zaporowe w dole. Visegrad warto odwiedzić, pod warunkiem, że się czytało, albo przeczyta Most na Drinie Ivo Andrica. Inaczej to jest kolejny zabytek z przewodnika Lonely Planet.

Nie wiem jakie macie plany transportowe, bilety itp, ale moim zdaniem teren na północ od Was nie jest atrakcyjny, jeśli nie wbijecie się na jakieś płaskowyże. Na co ewidentnie nie macie czasu. Dlatego ja przyciąłbym do Sarajewa i obczaił jakiś transport. Uważajcie, bo z tego co wiem miasto funkcjonuje w rozdwojeniu i są chyba odrębne dworce autobusowe - Sarajevo i Istocno Sarajewo (część wschodnia, bardziej serbska). Nie widzę opcji, żeby nie było stamtąd trasportu co najmniej do Zagrzebia albo Belgradu, a pewnie i gdzieś bardziej na północ (linia kolejowa Belgrad-Subotica-Budapest, albo pod granicę chorwacką). Jeśli coś takiego faktycznie będzie, to wykorzystałbym ten czas, żeby zobaczyć to miasto - dla mnie byłby to większy bajer, niż na upartego jechać przez te zalesione górki i bać się stanąć na poboczu, albo rozbić namiotu bo a nóż coś wybuchnie (w 2006 trochę się nasłuchałem opowieści typu: miejscowa drogówka zatrzymała miejscowego kierowcę, po zatrzymaniu wszyscy wylecieli na minie). Wiem, że pewnie przesadzam (sam mam upatrzoną trasę w Bośni, na południu), ale tamten krajobraz nie jest dla mnie jakoś powalający.

Nawet jeśli transport z Sarajewa będzie rzeźbiarski, to zobaczycie kawałek świata, którego z roweru nie widać. A jeśli okaże się, że kompletnie nic się nie da zrobić, to i tak nie nadłożyliście zbyt wiele drogi.

Zdjęcie z rejonu przełęczy na drodze Tuzla - Bijeljina, robione (ogólnie rzecz biorąc) w stronę Tuzli:
https://www.flickr.com/photos/140661507@N08/29525367465/in/album-72157672349789320/





Offline Kobieta Janus

  • Użytkownik forum
  • Wiadomości: 3598
  • Miasto: Goteborg
  • Na forum od: 20.06.2010
Odp: Jesienne Bałkany :)
« 1 Paź 2017, 06:13 »
Hej,
Dzięki wielkie! Z Tuzli mamy samolot :) Zdecydowaliśmy się pojechać na południowy zachód od Foca i zrobienie pętli przez góry (Jabuka, Orlovacko jezero), potem już na azymut.

Offline miki150

  • Użytkownik forum
  • Wiadomości: 6706
  • Miasto: Jeteborno
  • Na forum od: 05.07.2010
Odp: Jesienne Bałkany :)
« 1 Paź 2017, 06:53 »
Kurde będzie nas minami straszył  :-\. Wystarczy poszukać statystyk w internecie, żeby sprawdzić jakie to jest nikłe niebezpieczeństwo w porównaniu choćby ze zwykłym ruchem ulicznym.

Może napiszesz coś więcej o tym Sarajewie? Póki co tylko słyszeliśmy, że to niezbyt ładne miasto z dużą ilością dziur po kulach w murach.

Offline Mężczyzna sinuche

  • Wiadomości: 2808
  • Miasto: Beskid
  • Na forum od: 17.04.2009
Odp: Jesienne Bałkany :)
« 1 Paź 2017, 07:31 »
Wziąłbym pod uwagę spory ruch na głównych drogach. Ta M5 (E73) od Sarajewa do Tuzli (p. Zenica) może być dosyć zatłoczona. Wjazd do Tuzli (ale od pn-zach) też zapamiętałem z  kopania z tirami.

Do Sarajewa nigdy nie udalo mi się dojechać, niestety :(

A propos min, latem były pożary lasów (chyba w Chorwacji). No i te lasy wybuchaly, a tereny były oznaczone jako już rozminowane. Ale ja was straszę, przecież jeździcie po drogach/ścieżkach ;)
« Ostatnia zmiana: 1 Paź 2017, 07:44 sinuche »

Offline miki150

  • Użytkownik forum
  • Wiadomości: 6706
  • Miasto: Jeteborno
  • Na forum od: 05.07.2010
Odp: Jesienne Bałkany :)
« 2 Paź 2017, 19:24 »
Ta M5 (E73) od Sarajewa do Tuzli (p. Zenica) może być dosyć zatłoczona

Widzę dwie drogi z Sarajewa do Tuzli, główną M-18 przez Olovo i jakąś mniejszą bardziej na północ. Mógłbyś sklaryfikować która jest zatłoczona? Akurat nocujemy pod Sarajewem, więc informacja się przyda. :-)

Offline Mężczyzna szymonowski

  • Wiadomości: 113
  • Miasto:
  • Na forum od: 09.10.2013
Odp: Jesienne Bałkany :)
« 2 Paź 2017, 20:21 »
Kurde będzie nas minami straszył  :-\. Wystarczy poszukać statystyk w internecie, żeby sprawdzić jakie to jest nikłe niebezpieczeństwo w porównaniu choćby ze zwykłym ruchem ulicznym.

Może napiszesz coś więcej o tym Sarajewie? Póki co tylko słyszeliśmy, że to niezbyt ładne miasto z dużą ilością dziur po kulach w murach.

Ja wiem, że statystyki są korzystne. Ale historia, którą przytoczyłem jest z zeszłego tygodnia - patrząc z perspektywy mojej rozmowy z barmanem w Gorażdże, wtedy. No i miałem numer pod tytułem: zjeżdżam na pobocze, siadam, jem batonik a po chwili widzę obok siebie czachę i "Razi Mine". To dojadłem i pojechałem dalej, ale było to raczej niemiłe. To był mój pierwszy raz, nie byłem na to uczulony. Uczucie niepewności przy wbijaniu szpilek namiotu też musi być bezcenne.
Więc ja to wszystko intelektualnie wiem, chcę tam jechać, mam trasę. Ale mimo wszystko.

Co do Sarajewa - nie spodziewam się rewelacji myślę, że byłoby równie "atrakcyjne" co np. Skopje albo Podgorica ;-)   Ja tam chciałbym 3 rzeczy. Przejść się aleją snajperów, może napić się tam kawy. I rozejrzeć się na wzgórza otaczające miasto. Po drugie znaleźć tę uliczkę z książki Barbary Demick "W oblężeniu". Po trzecie, opcjonalne, zobaczyć tunel-muzeum. Na oglądanie zabytków poosmańskich to chyba lepiej byłoby jechać do Mostaru...

Dajcie znać, jak już wrzucicie zdjęcia. Dla mnie nie musicie pisać relacji, jak będę mial pytania, to spytam tutaj, dla pożytku powszechnego :-)

Offline Mężczyzna sinuche

  • Wiadomości: 2808
  • Miasto: Beskid
  • Na forum od: 17.04.2009
Odp: Jesienne Bałkany :)
« 3 Paź 2017, 05:53 »
Ta M5 (E73) od Sarajewa do Tuzli (p. Zenica) może być dosyć zatłoczona

Widzę dwie drogi z Sarajewa do Tuzli, główną M-18 przez Olovo i jakąś mniejszą bardziej na północ. Mógłbyś sklaryfikować która jest zatłoczona? Akurat nocujemy pod Sarajewem, więc informacja się przyda. :-)


Myśłałem o autostradzie A1 i tej trasie do Priboju (miasto na wys. Tuzli). To bardziej na zachód. Nie wiem skąd mi się przyplatało M5 :icon_redface:
Ale to Was nie dotyczy

Offline Kobieta Janus

  • Użytkownik forum
  • Wiadomości: 3598
  • Miasto: Goteborg
  • Na forum od: 20.06.2010
Odp: Jesienne Bałkany :)
« 5 Paź 2017, 06:13 »
Na drodze do Tuzli ruch też był spory, a w porównaniu z resztą dróg, którymi jeździliśmy - wręcz gigantyczny. W jednej z miejscowości widzieliśmy np. pędzącego tira wyprzedzającego innego tira. Na samym środku wsi, na podwójnych pasach przed szkołą (z której dosłownie chwilę później wychodziły dzieciaki), oczywiście jeden pas w każdą stronę.

Na szczęście to był jedyny taki odcinek na naszej trasie :) Czekamy właśnie na samolot, zdjęcia - jeśli coś wyszło - niebawem :)

Offline Kobieta Janus

  • Użytkownik forum
  • Wiadomości: 3598
  • Miasto: Goteborg
  • Na forum od: 20.06.2010
Odp: Jesienne Bałkany :)
« 11 Paź 2017, 23:42 »
Wróciliśmy! Na początku proszę więc adminów o przeniesienie wątku do działu Podróże, dziękuję :)

Trasa
Dowiedziawszy się o bezpośrednich lotach z Goteborga do Skopje i Tuzli, ułożyliśmy trasę przez Macedonię, Albanię, Czarnogórę i Bośnię. Pierwszy zarys trasy ułożył miki, moje poprawki sprowadzały się do dodania kolejnych odcinków terenowych – dwóch w Macedonii i kilku w Czarnogórze, a nawet jednego odcinka pieszego  Baliśmy się nieco, że te wszystkie odcinki terenowe w Macedonii i Albanii tak dadzą nam w kość, że w Czarnogórze nie zjedziemy nawet z asfaltu, tymczasem nawet w Bośni dodaliśmy trochę terenu, żeby nie zanudzić się na śmierć :)



Choć pokonany dystans może na to nie wskazuje, trasa była raczej ambitna jak na nasze (moje:) możliwości. Z powodu niedoczasu postanowiliśmy skrócić drogę przez góry w Albanii, skutkiem czego zamiast w parku narodowym, wylądowaliśmy w wielkim kamieniołomie. Na granicy albańsko-czarnogórskiej przegapiliśmy szlak pieszy prowadzący do doliny Ropojana, a później ze smutkiem wycofaliśmy się z górskiej pętli w okolicach Plav z powodu nieciekawej pogody. W końcu, przez pękające jedna po drugiej szprychy w kole Michała, zrezygnowaliśmy z trasy terenowej pod Komovi, by podjechać do serwisu rowerowego w Berane.

Ostatecznie jednak udało nam się przejechać prawie całą zaplanowaną trasę (link: https://ridewithgps.com/routes/25887509), czyli 1263 km w poziomie i prawie 24 km w pionie (średnio 1890 m na 100 km, dane z licznika mikiego), z czego prawie jedną trzecią stanowiły odcinki terenowe. Były one bez wątpienia najciekawsze, choć nie raz marzyliśmy o asfalcie  Większość dróg nieutwardzonych była przejezdna – rzadko kiedy musieliśmy pchać rowery, a bardzo trudne odcinki były tylko dwa: krótki fragment szlaku pieszego w Czarnogórze oraz pozostałości starej, od dawna istniejącej już tylko na mapach drogi w Bośni. Zdecydowanie najgorsze wspomnienia mam natomiast z podjazdu za Rastesh w Macedonii (przez Bitowo, w stronę Gostivaru), gdzie muchy z całej okolicy zleciały się do mnie i przez kilka godzin nie dawały mi spokoju, podczas gdy mikiego ledwie zaszczyciły spojrzeniem. Prawdę mówiąc, podejrzewam, że miki też może mieć z tamtego podjazdu nienajlepsze wspomnienia :)




Ludzie
W Bajram Curii sprzedawca wygonił nas ze sklepiku, gdy chcieliśmy zapłacić za nektarynki. W Berane kierowca zatrzymał auto, by zapytać, czego szukamy, po czym z wielkim entuzjazmem prowadził nas po mieście w poszukiwaniu serwisu rowerowego i warsztatu samochodowego. Kilka razy zostaliśmy też zaproszeni przez górali na kawę czy rakiję (lub kawę i rakiję, przed 7 rano...) – staraliśmy się wtedy odwdzięczyć kupując domowej roboty ser. Gdy w podziękowaniu za butelkę wody daliśmy pewnej babince coś słodkiego, spotkaliśmy się z tak radosną reakcją, że było nam naprawdę głupio, jak mogliśmy nie wpaść na to wcześniej. Ostatecznie możliwość napełnienia butelek z wodą, nawet jeśli nie była kłopotem dla gospodarzy, dla nas pozostawała wielką przysługą.

W Albanii bardzo smutnym widokiem były rozpadające się, koszmarnie zaniedbane i – co najgorsze – wciąż zamieszkałe rudery, stojące często tuż obok nowych, zadbanych domów. Kilka razy widziałam siedzące przed takimi budynkami dzieci w wieku szkolnym, czasem całe rodziny, sprawiające wrażenie, jakby spędzały tak całe dnie. Czułam się okropnie przejeżdżając przez takie okolice na rowerze – zastanawiając się, jakie przygody i piękne widoki czekają na nas w dalszej drodze, co będę robić po powrocie do domu, co tam na uniwerku... Dla mnie coś zupełnie naturalnego, dla wielu z tych biednych dzieciaków byłoby niewyobrażalnym luksusem czy wręcz całkowitą abstrakcją. Strasznie przygnębiające doświadczenie.

Tam, gdzie ludzie, są i psy. Z psami pasterskimi nie mieliśmy na szczęście poważnych problemów, a większość biegających samopas wiejskich burków szybko przestawała szczekać i przybiegała na głaskanie. Wielokrotnie spotykaliśmy natomiast porzucone przy drodze szczeniaki, szukające jedzenia na śmietnikach. Gdy akurat mieliśmy do jedzenia coś innego niż słodycze, trochę je dokarmialiśmy, ale kawałek dalej czekały następne, i następne... Kolejny smutny widok.




Noclegi
Jakoś tak się złożyło, że w Macedonii wieczór zastawał nas często w nienajlepszych miejscach na nocleg (środek miejscowości, droga biegnąca stromym zboczem itp.), wobec czego kilka razy rozbijaliśmy namiot po ciemku, w tym raz po 22. Później na szczęście nie mieliśmy już takich problemów, a ponieważ szybko robiło się ciemno (i zimno), najczęściej zaczynaliśmy rozglądać się za miejscem na biwak już ok. 17 czy 18. Mieliśmy sporo bardzo ładnych miejscówek – m.in. w parku narodowym Mavrovo w Macedonii, w Albanii niedaleko drogi głównej (SH30), która okazała się być główną tylko na mapach, nad jeziorem Pivsko w Czarnogórze i na polance w górach w Bośni.



Pierwszy raz spaliśmy pod dachem dopiero w Czarnogórze, po dziesięciu dniach jazdy (!). Jako że głównym (a właściwie jedynym) motywem do wykupienia pokoju w hostelu była chęć wzięcia gorącego prysznica, niezbyt ucieszyła nas wiadomość, że akurat nie ma ciepłej wody :D Na szczęście wodę udało się „naprawić”, byliśmy uratowani.

Na miano zdecydowanie najlepszej miejscówki pod dachem zasługuje gospodarstwo agroturystyczne w Czarnogórze, konkretnie we wsi Lubnice, niedaleko parku narodowego Biogradska Gora. Gospodarstwo nazywa się Seosko domaćinstvo – Kuća Kljajića (Kljajic House). Mieliśmy dla siebie piękny, ponad 100-letni domek z uroczą sypialnią, wielką jadalnią i łazienką. Zbudowany z ciemnego drewna dom i jego wystrój – ozdoby na ścianach, ciężkie kołdry pod czerwonymi kocami, kominek – niezwykle przypominały mi dom zaprzyjaźnionych gazdów na Podhalu, gdzie jako dziecko co roku spędzałam wakacje. Choć nie zamawialiśmy posiłku, przemiła gospodyni poczęstowała nas od razu herbatą, ciastkami oraz miodem z własnej pasieki, a gdy zaczęliśmy przygotowywać kolację, przyniosła nam też wielki słoik leczo, pieczone papryki, chleb i domowy ser. Ponieważ nie mówiła po angielsku, a nie wszystko rozumieliśmy, zadzwoniła do swojej kuzynki mieszkającej w Niemczech, by zapytać, czy niczego więcej nie potrzebujemy. Jeśli ktoś będzie przejeżdżał przez tamte okolice, bardzo polecamy.




Sprzęt
Pierwsza awaria miała miejsce od razu po przylocie do Skopje – okazało się, że mój tylny hamulec nie działa. Nie uśmiechało nam się wjeżdżanie do Skopje tylko w celu odwiedzenia serwisu, ale woleliśmy nie ryzykować – ostatecznie czekało nas dużo gór. W serwisie okazało się, że moje klocki hamulcowe są zupełnie starte i choć mechanik polecał wymienić też przednie, uznałam to za zbytnią przesadę. Dopiero później uzmysłowiłam sobie, że ostatni raz wymieniałam klocki hamulcowe dwa lata wcześniej, przed wyprawą do Szkocji, a po drodze były jeszcze Patagonia i kilka krótszych wyjazdów po Szwecji i Polsce  Szybko przyszło nam zapłacić za tę lekkomyślność (Michał też nie pomyślał o zabraniu zapasowych klocków) – już w połowie wyjazdu przednie hamulce w obu naszych rowerach przestały hamować, zaczęły natomiast wydawać przerażające odgłosy. Wkrótce Michałowi ledwo działały oba hamulce, a o znalezieniu serwisu nie mieliśmy co marzyć. Na szczęście w Żabljaku spotkaliśmy się z bratem Michała, który przywiózł nam nowe klocki. Obiecujemy poprawę.



Szykując się na jazdę w terenie, staraliśmy się ograniczyć bagaż do minimum. Na drodze stały jednak trzy przeszkody. Po pierwsze, nie chcąc ryzykować kłopotów na lotnisku w Tuzli, musieliśmy zabrać ze sobą folię do pakowania rowerów. Po drugie, z powodu mojej specyficznej diety (nietolerancja pokarmowa) musieliśmy wziąć sporo jedzenia (kilka liofilizatów, kisiele itp.), na wypadek gdybym nie miała co jeść. I wreszcie po trzecie, często trzeba było wozić sporo wody. Zdecydowaną większość ciężarów woził Michał i być może to było przyczyną atrakcji, jakie zapewniło nam tylne koło z jego nowego roweru. Koło ewidentnie nie nadawało się do jazdy z sakwami w terenie, przez co szprychy pękały jedna za drugą. Prawdę mówiąc samo w sobie nie byłoby to takim utrapieniem, gdyby nie kilka drobnych faktów. Po pierwsze, Michał wziął za mało zapasowych szprych, zapomniał też sprawdzić, czy na pewno pasują one do nypli w jego kole (podpowiedź: nie pasowały). Na ratunek przyszły szprychy, które od kilku lat wożę w kierownicy (dzięki Bikeman!) – same szprychy co prawda były za krótkie, ale przynajmniej nyple pasowały, choć i tak trzeba było za każdym razem zdejmować oponę. Po zapasowe szprychy musieliśmy natomiast podjechać do serwisu w Berane (brzmi prosto, ale uwierzcie, że to długa historia...). Po drugie, nie wzięliśmy jednego z kluczy do odkręcania kasety ani klucza do odkręcania tarczy, a gdy w końcu udało nam się kupić ten ostatni w warsztacie samochodowym (za, bagatela, 20 dolarów), zgubiliśmy go przed pierwszym użyciem  Wszystkie te problemy uzmysłowiły mi, jakim luksusem jest posiadanie w rowerze mocnych kół – nigdy nie pękła mi ani jedna szprycha.




Pogoda
Przeglądając przed wyjazdem prognozy pogody dla Skopje i okolic (słońce i ponad 30 stopni), trudno było zachować rozsądek i spakować ubrania na każdą pogodę. Przez pierwszy tydzień z hakiem – prawie do granicy Albanii z Czarnogórą – towarzyszyły nam nieustanne upały, a na niebie nie było ani chmurki. Pierwszy raz w życiu zgrzałam się jadąc w dół  – na długim zjeździe z gór do Gostivaru czułam się, jakbym wjeżdżała do wielkiego piekarnika; ledwo dojechałam do miasta. Dzień w dzień z utęsknieniem czekaliśmy na każdy skrawek cienia, każdy sklepik, w którym mogliśmy schowac się przed upałem i wypć coś zimnego. Wczesnym popołudniem zatrzymywaliśmy się na 2-3 godzinne siesty, by przeczekać największy upał. Planowałam kupić sobie też w Plav cienką koszulkę z długim rękawem, dzięki której chociaż rąk nie musiałabym smarować kremem z filtrem. Najcenniejsze były przydrożne źródełka – długo nie zapomnę widoku kranika, w którym pierwszy raz od paru dni mogłam umyć włosy. Nie zepsuło mi wtedy humoru nawet to, że gdy zobaczywszy kranik rzuciłam się w jego stronę, wpadłam niechcący po kostki do wielkiej, brudnej kałuży.



Po tygodniu jazdy pogoda nagle zmieniła się – po południu pojawiły się pierwsze chmury, a chwilę później złapał nas deszcz. Od tamtej pory prognozy pokazywały prawie nieustanny deszcz i temperaturę w okolicach 10 stopni, w porywach do 15. Nie był to może mróz (przymrozek mieliśmy tylko raz nad ranem), ale mimo wielu warstw ubrań trudno było nie zamarznąć na kilkukilometrowych zjazdach. Z utęsknieniem czekaliśmy na każdy promień słońca, każdą kawiarnię, w której mogliśmy schować się przed zimnem i wypić coś gorącego. Z powodu złej pogody musieliśmy wycofać się ze szlaku rowerowego nad jezioro Hridsko Jezero (droga wjeżdżała na ponad 2150 m, a już na 1800 m było pieruńsko zimno i zaczynało padać). W Plav zamiast letnich ubrań kupiłam na targu rękawiczki.



Na szczęście, pomijając to kilkudniowe załamanie, pogoda okazała się o wiele bardziej pomyślna niż prognozy – niemal codziennie udawało nam się uniknąć deszczu. Czasami ze wszystkich stron otaczały nas ciemne, deszczowe chmury, podczas gdy nad nami świeciło słońce. Część szlaków terenowych, którymi jechaliśmy, byłoby bardzo trudnych lub wręcz nieprzejezdnych w czasie czy po deszczu, mieliśmy więc wielkie szczęście. Kiepska pogoda trafiła się nam dopiero w okolicach Żabljaka, tam jednak mieliśmy zaplanowaną dwudniową przerwę – gdy wróciliśmy na rower, świeciło już słońce.

Wskazówki praktyczne
Wszystkim planującym wyjazd do Czarnogóry gorąco polecam stronę pedalaj.me. Wszystkim nieplanującym wyjazdu tam też polecam – po przejrzeniu jej może zmienicie zdanie :) Jest to istna kopalnia wiedzy o szlakach rowerowych w tym kraju. Każdy odcinek jest opatrzony szczegółowym opisem, poza podstawowymi informacjami (dystansem, skalą trudności i rodzajem nawierzchni) uwzględniającym nawet takie szczegóły jak położenie źródeł czy ławeczek. Na stronie jest mnóstwo zdjęć, są też pliki gpx ze śladami wszystkich tras. Wszystkie trasy są też oznakowane w OpenCycleMap.

Granicę albańsko-czarnogórską przekraczaliśmy nieoficjalnym przejściem w Górach Przeklętych (Cerem). Woleliśmy nie ryzykować konieczności zawracania do Vermosh, zamówiliśmy więc przez internet (na stronie zbulo) pozwolenia na przekroczenie zielonej granicy – 5 euro za osobę. Czytałam wcześniej w internecie, że sporo osób korzysta teraz z tych pozwoleń na sprawą długodystansowego szlaku pieszego Via Dinarica. Nam co prawda nikt tych pozwoleń nie sprawdzał, a przy wyjeździe z Czarnogóry straż graniczna ledwo zajrzała do naszych paszportów.

Na wyjazd zabraliśmy kuchenkę benzynową – i całe szczęście, bo kartusze widzieliśmy chyba tylko w sklepie rowerowym w Skopje. W Żablkaju i Plav były chyba tylko nabijane. Spory problem był też ze znalezieniem serwisu rowerowego – z tego powodu musieliśmy odbić z planowanej trasy i pojechać do Berane. Jedyny tamtejszy sklep również był nieczynny (swoją drogą był tak imponujący, że nigdy byśmy go nie zauważyli, gdyby ktoś nam go nie pokazał), na szczęście jakiś gość zaciekawiony widokiem sakwiarzy zaoferował nam pomoc i zaprowadził do znajomego staruszka, który okazał się mieć w garażu wielki skład szprych.

Przejazd na rowerach przez rezerwat Jasen w Macedonii (po wschodniej stronie jeziora Kozjak, droga R1106) jest zabroniony – jedynym powodem jest widzimisię kierownika. Samochody i motory – proszę bardzo, ale rowerzyści – wykluczone! Ponieważ nie przewidzieliśmy takiego obrotu wydarzeń, a na OSM, Google Maps, mapie papierowej i zdjęciach satelitarnych nie znaleźliśmy żadnej innej drogi (poza powrotem do Skopje i jazdy krajówką), zmuszeni byliśmy czekać na granicy rezerwatu przez 7 godzin i zabulić 50 euro – znudzony naszymi utyskiwaniami strażnik rezerwatu zaoferował w końcu, że za taką kwotę zamówi nam pod wieczór transport ciężarówką. Jak się później okazało, ciężarówka wcale nie przyjechała specjalnie dla nas, a jej kierowca, skądinąd bardzo miły, nie wiedział o żadnych pieniądzach, po prostu chciał nam pomóc – podwiózł nas nawet kawałek dalej, twierdząc, że skrót, którym zamierzaliśmy jechać, jest nieprzejezdny (jak się później okazało, chyba rzeczywiście był). Jednym słowem polecamy ominąć rezerwat, choć droga przepiękna...

Lotnisko w Tuzli (ponoć drugie największe w Bośni) wielkością przypomina mały dworzec kolejowy. Są tylko dwa punkty odprawy bagażu, a skaner do prześwietlania ich – jeden. Na szczęście rowery ze zdjętymi przednimi kołami i kierownicami, zapakowane w folię, przeszły bez problemu. Tak zapakowane rowery dowieźliśmy na lotnisko taczką pożyczoną od właściciela pensjonatu, w którym się zatrzymaliśmy.


Galeria
Żadne z nas nie miało na wyjeździe swojego aparatu – ja nie zdążyłam kupić nowego po sprzedaniu starego, natomiast aparat Michała zepsuł się tuż przed wyjazdem. Używaliśmy więc dwóch Panasoniców – Michał bezlusterkowca pożyczonego od mamy, a ja kompaktu Lumix DMC-LX7 pożyczonego od siostry. Dziękujemy!
W galerii są 263 zdjęcia – głównie to, co lubimy najbardziej, czyli krajobrazy. Żadne z nas nie lubi robić zdjęć spotykanych po drodze ludzi, więc w galerii nie ma chwytających za serce portretów. Jest natomiast trochę zdjęć psów, w przypadku których nie mamy podobnych zahamowań :)

Link do galerii: https://www.facebook.com/media/set/?set=a.1600457896643656&type=1&l=8ab19ac4ac
Album jest na facebooku, z tym linkiem powinien być widoczny dla wszystkich. Próbowaliśmy wrzucić też zdjęcia na guglu, ale poddaliśmy się.

 









Organizujemy










Partnerzy





Patronat




Objęliśmy patronat medialny nad wyprawami:











CDN ....
Mobilna wersja forum